Wypowiedzi
-
Ernst Jandl
Trójlistna koniczyna
Zrywam cię na słonecznej łące
i wkładam do notesu
byś przyniosła mi szczęście, trójlistna koniczyno.
A może szczęście jest wyjątkiem
czterolistnym dziwolągiem
na słonecznej łące pełnej trójlistnych koniczyn?
z tomu „Andere Augen”, 1956
tłum. Krzysztof Jachimczak
wersja oryginalna pt. „Dreiblättriger Klee ”
w temacie A może w języku Goethego? -
Ernst Jandl
Cztery próby zdefiniowania
Moja miłość
to ból chwilowej nieobecności przy tobie.
Moja miłość
to śmiech przy chwilowym widzeniu się z tobą.
Moja miłość
to recytowanie błahych słów przed tobą.
Moja miłość
to chwilowy niewierny Tomasz we mnie.
z tomu „Andere Augen”, 1956
tłum. Krzysztof Jachimczak
wersja oryginalna pt. „Vier Versuche zu definieren”
w temacie A może w języku Goethego?
leżący przy tobie
leżę przy tobie, twoje ramiona
obejmują mnie. twoje ramiona
obejmują więcej niż to czym jestem,
twoje ramiona obejmują to
czym jestem kiedy leżę przy tobie
i obejmują mnie twoje ramiona.
z tomu „dingfest”, 1973
tłum. Robert Stiller
wersja oryginalna pt. „liegen, bei dir”
w temacie A może w języku Goethego? -
Ernst Jandl
Między innymi
Mężczyzna szuka
kobiety
oczami i
rękami
idąc przez ulice
(Łatwo znaleźć
mówią inni)
Mężczyzna szuka
kobiety
dla swoich oczu i
dla swoich rąk
dla swoich oczu i
dla swoich ust
które chciałyby mówić słowa
trudne do znalezienia
między innymi.
z tomu „Andere Augen”, 1956
tłum. Krzysztof Jachimczak
wersja oryginalna pt. „Unter anderen”
w temacie A może w języku Goethego? -
Ernst Jandl (1925-2000) – jeden z najbardziej znanych i cenionych poetów austriackich
XX wieku. Urodził się w Wiedniu. Podczas II wojny światowej, wcielony do armii austriackiej, walczył po stronie koalicji hitlerowskiej. Wzięty do niewoli brytyjskiej, ostatnie dni wojny spędził w obozie jenieckim. Po zwolnieniu z obozu studiował germanistykę i anglistykę na Uniwersytecie Wiedeńskim. Studia ukończył w 1949 roku, a rok później doktoryzował się
i podjął pracę jako nauczyciel w gimnazjum. Debiutował jako poeta w 1952 roku na łamach pisma „Neue Wege” (Nowe Drogi). Cztery lata później wydał swój pierwszy tom wierszy pt. „Andere Augen” (Inne oczy). Inne, ważniejsze tomy jego poezji to: „dingfest” (rzeczomocne, 1973), „der gelbe hund” (żółty pies, 1980), „selbstporträt des schachspielersdes trinkende uhr” (autoportret szachisty jako pijącego zegara, 1983), „peter und die kuh” (piotruś
i krowa, 1996), „letzte gedichte” (ostatnie wiersze, 2001). Poza własną twórczością poetycką tłumaczył też poezję anglojęzyczną oraz pisał słuchowiska radiowe. Był wielkim miłośnikiem i znawcą jazzu. Jego partnerką życiową była znana poetka austriacka Friederike Mayröcker. Za swą twórczość otrzymał wiele nagród i wyróżnień literackich, m.in.: Nagrodę Georga Trakla (1974), Nagrodę Antona Wildgansa (1982), Nagrodę Georga Büchnera (1984), Wielką Austriacką Nagrodę Państwową w Dziedzinie Literatury(1984), „Niemiecką Nagrodę Małej Sztuki” (1988), Nagrodę Kleista (1993), Nagrodę Friedricha Hölderlina (1995).
W Polsce wydano wybór jego wierszy w dwujęzycznym, niemiecko-polskim, tomie: idyllen und andere gedichte/sielanki i inne wiersze. Wybór i przekład Krzysztof Jachimczak, słowo wstępne Bernhard Fetz. Oficyna Wydawnicza ATUT, Wrocław 2010.
Z tomu „Andere Augen”, 1956
Unter anderen
Der Mann sucht
die Frau
mit seinen Augen und
seinen Händen
und geht durch Straßen
(Leicht zu finden
sagen andere)
Der Mann sucht
die Frau
für seine Augen und
für seine Hände
für seine Augen und
für seinen Mund
der Worte sprechen möchte
die schwer zu finden sind
unter anderen.
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „Między innymi”
w temacie Pożądanie, fantazje erotyczne
Vier Versuche zu definieren
Meine Liebe
ist der Schmerz meiner zeitweisen Abwesenheit von dir.
Meine Liebe
ist das Lachen beim zeitweisen Wiedersehen mit dir.
Meine Liebe
ist das Aufsagen unbedeutender Worte vor dir.
Meine Liebe
ist der zeitweise ungläubige Thomas in mir.
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „Cztery próby
zdefiniowania” w temacie Miłość
Dreiblättriger Klee
Ich pflücke dich auf der sonnigen Wiese
und lege dich in mein Notizbuch
damit du mir Glück bringst, dreiblättriger Klee
Oder ist Glück eine Ausnahme
ein vierblättriger Sonderling
auf einer sonnigen Wiese voll dreiblättrigem Klee?
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „Trójlistna
koniczyna” w temacie Najpiękniejsze łąki
Oktobernacht
Sessel, bring mir einen Gast.
Tisch, bring mir ein fröhliches Mahl.
Lampe, zeig mir ein freundliches Gesicht,
nicht mich im Spiegel. Spiegel, dreh dich zur Wand.
Sessel, bring mir einen Gast.
Tisch, bring mir ein fröhliches Mahl.
Fenster, geh auf in ein wärmeres Land.
Koffer, nimm mich bei der Hand und flieg mich nach Ägypten.
Sessel, bring mir einen Gast.
Tisch, bring mir ein fröhliches Mahl.
Telefonvogel, sing für mich.
Oder bring mir einen kellertiefen Winterschlaf, Bett.
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „Październikowa noc”
w temacie Kalendarz poetycki na cały rok
Z tomu „dingfest”, 1973
vom leben der bäume
auch die harten schwarzen
knospen, auch die säumigen
knospen öffnet das licht.
auch die schönen weißen
blüten, auch die duftenden
blüten zerstreut der wind.
auch die schönen grünen
blätter, auch die sonnigen
blätter zerreibt der wind.
auch die alten großen
bäume, auch die beständig
enbäume bricht die zeit.
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „o życiu drzew”
w temacie Cóż jest piękniejszego niż (wysokie) drzewa...
haus
in einer gasse von chelsea
im herzen londons
sehr nahe der themse
in nördlicher bauweise
im herzen londons
sehr nahe der themse
in einer gasse von chelsea
plötzlich im nebel
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „dom” w temacie
Popatrz na mgłę, ileż cudów ukrywa...
posen, juni 56
niedergeschlagen
wurde
und wieder erhoben
hat sich oft der mensch.
seine stunde
errechnet
keine uhr.
seinen tod
errechnet
kein henker.
niedergeschlagen
wurde
und wieder erhoben
hat sich
oft der mensch.
urteile
löschen die forderung nicht.
tränen löschen die forderung nicht.
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „poznań,
czerwiec 56” w temacie Totalitaryzm
liegen, bei dir
ich liege bei dir. deine arme
halten mich. deine arme
halten mehr als ich bin.
deine arme halten, was ich bin
wenn ich bei dir liege und
deine arme mich halten.
przekład Roberta Stillera pt. „leżący
przy tobie” w temacie Miłość
urteil
die gedichte dieses mannes sind unbrauchbar.
zunächst
rieb ich eines in meine glatze.
vergeblich, es förderte nicht meinen haarwuchs.
daraufhin
betupfte ich mit einem meine pickel. diese
erreichten binnen zwei tagen die größe mittlerer kartoffel
die ärzte staunten.
daraufhin
schlug ich zwei in die pfanne.
etwas mißtrauisch, aß ich nicht selber.
daran starb mein hund.
Daraufhin
benützte ich eines als schutzmittel.
dafür zahlte ich die abtreibung.
Daraufhin
klemmte ich eines ins auge
und betrat einen besseren klub.
der portier
stellte mir ein bein, daß ich hinschlug.
daraufhin
fällte ich obiges urteil.
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „werdykt”
w temacie Czym jest wiersz?
nachtautobus
die frau aus der gasthausküche
besteigt mit ihrer einkaufstasche den nachtautobus
setzt sich schwerfällig hin
und sagt zu ihrer nachbarin:
ich bin tot.
morgen bis nach mitternacht
wird sie wieder durchs geschrei der köche laufen
dann die einkaufstasche füllen mit speiseresten
dann zu ihrer nachbarin im nachtautobus sagen:
ich bin tot.
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „nocny autobus”
w temacie Kobiecy portret
dingfest
auf einem stuhl
liegt ein hut.
beide
wissen voneinander
nichts.
beide
sind
so dingfest.
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „rzeczomocne”
w temacie Poetyckie studium przedmiotu
Z tomu „der gelbe hund”, 1980
inhalt
um ein gedicht zu machen
habe ich nichts
eine ganze sprache
ein ganzes leben
ein ganzes denken
ein ganzes erinnern
um ein gedicht zu machen
habe ich nichts
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „treść”
w temacie Być poetą...
beschreibung eines gedichtes
bei geschlossenen lippen
ohne bewegung in mund und kehle
jedes einatmen und ausatmen
mit dem satz begleiten
langsam und ohne stimme gedacht
ich liebe dich
so daß jedes einziehen der luft durch die nase
sich deckt mit diesem satz
jedes ausstoßen der luft durch die nase
und das ruhige sich heben
und senken der brust
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „opis pewnego
wiersza” w temacie Być poetą...
Z tomu „selbstporträt des schachspielersdes
trinkende uhr”, 1983
das wappen
wenn się mich fragen – ich
brauche längst
keine gedichte mehr
ein nichttrauchender trafikant
ein abstinenter schnapsbrenner
nein gewiß
mein wappen
enhält flasche
kein buch
keine feder
kein blatt
przekład Krzysztofa Achimczaka pt. „herb” w temacie
Nihilizm (papierosy i wódka, zło i brzydota)
das schöne bild
spar aus dem schönen bild den menschen aus
damit die tränen du, die jeder mensch verlangt,
aussparen kannst; spar jede spur von menschen aus:
kein weg erinnere an festen gang, kein feld an brot
kein wald an haus und schrank, kein stein an wand
kein quell an trank, kein teich kein see kein meer
an schwimmer, boote, ruder, segel, seefahrt
kein fels an kletternde, kein wölkchen
an gegen wetter kämpfende, kein himmelsstück
an aufblick, flugzeug, raumschiff - nichts
erinnere an etwas; außer weiß an weiß
schwarz an schwarz, rot an rot, gerade an gerade
rund an rund;
so wird meine seele gesund.
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „piękny obraz”
w temacie Trochę o duszy
Z tomu „idyllen”, 1989
minor poet
bei zusammengebrochener produktion
sich aufrichten, die jacke nehmen
nach draußen gehen
zu den sich bewegenden
leuten, als wäre man selbst
zur arbeitsstätte unterwegs
oder nach daheim
nicht einfach unterwegs weil das sitzen
wieder einmal nichts erbracht hat.
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „minor poet”
w temacie Być poetą...
alternder dichter
nicht immer werden sie mir
alles geschriebene aus den händen reißen
um es zu drucken
sondern sie werden über mich hinwegsehen
er meinen kopf weg nach anderen spähen
und ich werde sie verstehen
ach wie klein ich geworden bin
werde ich mir sagen
keinem verstellt meine stirn mehr den blick
ich bin sehr in mich zusammengesunken
mir ist so bang
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „starzejący się
poeta” w temacie Być poetą...
toast
und wenn sie ihn küßt
dann wird sie eben
auch whiskey küssen
und wenn sie ihn nicht küßt
dann wird er eben
ohne kuß trinken
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „toast”
w temacie Pocałunki
der mann weint
ein junge weint nicht!
erst der mann soll weinen
wenn er um sich blickt
und die immer noch ihn liebende
gefährtin, ihm mut zu machen
spricht: das ist dein werk!
der mann weint.
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „mężczyzna
płacze” w temacie Łzy, płacz, rozpacz...
die freude an mir
die freude an mir
läßt nach, bei wem?
denen ich die hand nicht küsse?
denen ich in den arsch nicht krieche?
denen ich die fut nicht lecke?
die ich nicht vögle?
deren gruß ich nicht erwidere?
deren brief ich nicht beantworte?
deren einladung ich ausschlage?
denen ich als lach-dichter nicht diene?
mit denen ich nicht auf demonstration gehe?
mit denen ich nicht auf opposition mache?
denen ich keine texte gebe?
denen ich nicht meinen namen gebe?
die ich nicht aufs dichter-roß hebe?
denen ich nicht als protagonist diene?
denen ich sage: eure texte sind dreck?
denen ich sage: hände weg von der literatur?
denen ich sage: ihr kotzt mich an?
denen ich sage: geht scheißen?
ie freude an mir
mag an allen verschwinden,
mir muß sie bleiben.
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „radość ze mnie”
w temacie smutek czy radość... miłość, czy nienawiść...
anatomisches selbstbildnis
zwei brustwarzen stehen mir zur verfügung
verdammt noch mal ich brauch sie nicht
zwei brustwarzen stehen mir zur verfügung
das hat ein anderer getan nicht ich
überhaupt was ich so alles an mir habe
und überhaupt erst das zeug in mir drin
as muß ein affe vergessen haben
ein sehr vergeßlicher affe
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „autoportret anatomiczny”
w temacie Autoportret w lustrze wiersza
Z tomu „peter und die kuh”, 1996
der schrei
ich habe meine mutter durchlocht
als ich herauskam, oh welcher schrei
ich habe ihn nicht gehört, ich habe ihn sicher nicht gehört
und ich kann auch nicht sagen, er hätte mich zerstört
aber gewiß hat er mich verwundet
davon bin ich nie gesundet
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „krzyk”
w temacie Głosy i dźwięki, szepty i krzyki
fütterung des gefangenen
das da ist deine suppe
ich darf dir hineinspucken
das da ist dein braten
ich darf dir daraufscheißen
das da ist dein salat
ich darf ihn dir mit einer strähne rotz überziehen
das da ist dein reis
ich darf ihn dir feuchtpissen
das da ist zum nachtisch dein kompott
ich darf dich um eine atempause bitten bis ich menstruiere
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „karmienie więźnia”
w temacie Turpizm
dank
ich danke ihnen herzlich für ihre glückwünsche zu
meinem 70. geburtstag
ich danke ihnen herzlich für ihren herzlichen dank für meine
glückwünsche zu ihrem 70. geburtstag
ich danke ihnen herzlich für ihren herzlichen dank für meinen
herzlichen dank für ihre glückwünsche zu meinem 70.
geburtstag
ich danke ihnen herzlich für ihren herzlichen dank für meinen
herzlichen dank für ihren herzlichen dank
für meine glückwünsche zu ihrem 70. geburtstag
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „podziękowanie” w temacie Urodziny,
imieniny i inne ważne dni, na okoliczność których piszemy wiersze
korrespondenz
so schreibe ich nur noch karten
auf denen ein ja oder ein nein a
nzukreuzen ist
briefe schreibe ich nicht mehr.
wenn ich dadurch einen freund verliere
bestand diese freundschaft nur aus papier
von dem ich ohnedies genug besitze.
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „korespondencja”
w temacie Listy poetyckie
der einsame freund
der einsame freund, das ist jeder
für sich selbst, die gesellschaft der freunde
die stets nur aus einem einzigen besteht, ist ein wahres
lückszeichen. ich habe keinen
neben mir, vor mir, hinter mir
aber ich bestehe aus freunden, ich bestehe
aus der freundschaft zwischen mir und mir
dem selbstmörder, der dem selbstmörder den
selbstmord vereitelt, indem er ihm das messer
an den strick setzt, der ihn doch halten sollte,
ochhalten, wogegen er zu boden fällt, gerettet
von freundeshand
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „samotny przyjaciel”
w temacie O przyjaźni w poetyckich strofach
jeder freund
jeder freund sei dir ein dorn im auge
er mache dich grün, wenn er erfolg hat, grün
vor eifersucht, er mache dich gelb
vor neid. mühsam sich fortpflanzend
von frau zu frau, sei er dir dennoch
dir, dem unbekinderten, überlegen
durch seinen zugriff auf zukunft.
hasse deine freunde, oder liebe sie
wie man seine feinde liebt, liebe sie
wie dich selbst, dem du am liebsten
die buntheit der weit aus den augen
reißen wolltest, das gehör eindrücken
gegen die musik der weit
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „każdy przyjaciel”
w temacie O przyjaźni w poetyckich strofach
jazz ist
jazz is jazz is jazz is jazz
und nennst du es jazz und es hat keinen drive
ohne drive ist es nicht jazz
und nennst du es jazz und es hat keinen swing
ohne swing ist es nicht jazz
jazz is swing
jazz is drive
jazz is jazz is jazz is jazz
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „jazz to”
w temacie Poezja i muzyka
peter und die kuh
oder war es die ziege
oder war es der löwe
oder war es der frosch
oder war es die zerstreutheit
des großen sergej prokofiew
oder war es die vergeßlichkeit
eines seiner glühenden verehrer
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „piotruś i krowa”
w temacie Fantomy wyobraźni
Z tomu „letzte gedichte”, 2001
frühling
ich habe es gespürt aber jetzt spüre ich es nicht
ich kann es erinnern daß ich es gespürt habe
ich registriere daß ich es nicht spüre
ich weiß daß ich es nie wieder spüren werde
ich weiß daß ich es nicht erinnern werde
ich weiß daß ich nichts registrieren werde
dies zu sagen ist scheiße, ich weiß
es zu erinnern ist scheiße, ich weiß
es zu registrieren ist scheiße, ich weiß
der frühling ist weiß
rosa
lila der frühling ist alle
farben der blüten
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „wiosna”
w temacie Nim przyjdzie wiosna...
zertretenes gedicht
es hieß käfer
und krabbelte
konnte richtig laufen
ehe der dichter des weges kam
es ins auge faßte
und sich entschloß
ihm den titel zu geben
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „wiersz
rozdeptany” w temacie Czym jest wiersz?
leben und schreiben
was ich schreibe
ist nicht mein schicksal
was ich schreibe liegt außerhalb
meiner kreatürlichen existenz
mein schicksal kann davon zehren
was ich schreibe
und es kann ebenso
daran zerren
aber keine zeile wird am humbug
meines lebens verrotten
kein werk mein leben krönen
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „żyć i pisać”
w temacie Los i przeznaczenie
letzte worte
und was wirst du dann sagen?
lebt wohl ihr weiterlebenden...
das heißt, wenn jemand bei mir ist
werde ich das vielleicht sagen
przekład Krzysztofa Jachimczaka pt. „Ostatnie słowa”
w temacie Pożegnania, ostatnie słowa...
Inne wiersze Ernsta Jandla w tematach:
Pamiątki i ślady przeszłości, W labiryncie życia i poezji, O przemijaniu...,
Trudne pytania, Schyłek miłości..., NiepokójRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 23.08.12 o godzinie 08:42 -
Michał Maczubski:
Z uroczego Kazimierza Dln. nad Wisłą pozdrawiam wszystkich członków grupy "Ludzie wiersze piszą". Michał
Michale, dziękujemy za pozdrowienia i życzymy miłego pobytu
w tym przepięknym, pełnym poezji, miasteczku. Ryszard -
Charles Bukowski*
Śmierć idioty
rozmawiał z myszami i wróblami
w wieku 16 lat miał białe włosy
ojciec bił go codziennie
a matka zapalała za niego świeczki w kościele
babka przychodziła kiedy chłopiec spał
i modliła się żeby diabeł uwolnił go
ze swojej mocy
matka słuchała tego
płakała pochylona nad biblią
nie zwracał uwagi na dziewczyny
nie zwracał uwagi na
zabawy chłopaków
nie zwracał uwagi chyba na nic
po prostu nic go nie interesowało
miał bardzo duże brzydkie usta
z wystającymi zębami
oczy miał małe i matowe
szyję wciśniętą w ramiona
a plecy pochylone jak u staruszka
mieszkał w sąsiedztwie
kiedy się nudziliśmy rozmawialiśmy o nim
a potem przechodziliśmy do ciekawszych rzeczy
rzadko wychodził z domu
mieliśmy wielką ochotę go męczyć
ale jego ojciec
który był potężnym i strasznym człowiekiem
męczył go za
nas
pewnego dnia chłopiec umarł
w wieku 17 lat był ciągle
chłopcem
w małym sąsiedztwie śmierć
odnotowuje się z wielkim ożywieniem
by po 3 albo 4 dniach ją zapomnieć
ale śmierć tego chłopca nie opuszczała
żadnego z nas
nasze chłopięco - męskie głosy
mówiły o niej
o 6 po południu
o zmroku
przed samym obiadem
i za każdym razem kiedy przejeżdżam przez tamtą okolicę nawet teraz
kilkadziesiąt lat później
dalej pamiętam tę śmierć
choć zapomniałem wszystkie inne
jak i całą resztę która przyszła potem
tłum. Piotr Madej
Wiersz jest też w temacie Śmierć
*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 01.10.11 o godzinie 08:26 -
James Schuyler
Październik
Łóżko zaśmiecone książkami,
trawnik liśćmi. Trochę
siąpi. Nadeszła
jesień: zrzucone liście
nie układają się w desenie.
Klony dojrzewają. Chrupkie jabłka
przychodzą w torbach do domu.
Smaczna ta gruszka.
Siąpi trochę na
przypadkowe desenie z liści.
Nimbus rozciąga się
nad naszą wyspą. Deszcz
lekko siąpi na nie-
zrzucone liście. Jesienne
książki zaśmiecają łóżko.
z tomu „Hymn to Life”, 1974
tłum. z angielskiego Piotr Sommer
wersja oryginalna pt. "October"
w temacie Poezja anglojęzycznaTen post został edytowany przez Autora dnia 27.10.13 o godzinie 17:43 -
Randall Jarrell
Mężczyzna spotyka na ulicy kobietę
Pod postrzępionymi liśćmi cienia
Starego złotowłosu,
Co żyje z natury niezmienny
Dłużej niż wszystkie inne drzewa,
Podążam za kobietą. Szorstkie złoto jej włosów
Wysnute z blasku, w którym żegluje.
Płacono dobrze tym, co ze słodkiego szampana
Tkały jej drugą skórę; spowija i odsłania
Jej długie nogi, jej rozkoszne biodra,
Gdy idzie lekko w szpalerze patrzących.
Cień drzewa zwanego włoskim złotowłosem,
O którym nikt nie wie z pewnością,
Czy i w dzikim stanie rośnie, skrapia jej jasne
Lub prawie jasne włosy,
Upięte z tyłu; wysoka, lub prawie wysoka,
Idzie przez deszczem obmyte powietrze.
Jasna, zgrabna, na wysokich obcasach,
Jest dla nas, mężczyzn, zjawiskiem... Mogę ją nazwać,
Tak jak nie mógłby Swann, kobietą w moim guście,
I czując ciepło, swojskość, zaskoczenie,
Idę za nowym dowodem mojego wyboru,
Pamiętając, jak u Lorenza świeżo wyklute
Gąsięta strząsnęły resztki skorupek
I zerkając na niego wiedziały, ze jest ich matką.
Gęgając, ta mała gromadka szła za nim wszędzie,
Gdy napotkały gęś, ich matkę,
Strwożone przybiegły do niego.
Jest we mnie odciśnięta
Ta postać, do której biegnę, dziwna,
Zapierająca dech sylwetka, i ona szepcze:
„Jestem twoja, bądź mój!”
Idę za tym nowym istnieniem,
Jednak jakoś znanym, za tą młodą, dojrzałą jakoś postacią,
I jestem przez chwilę młodszy, i młodsze jest stulecie.
Dziarski Strauss, któremu wąs siwieć zaczyna,
Krzyczy do muzyków: „Głośniej,
Głośniej! Wciąż słyszę madame Schumann-Heink.”
Potem już zmizerniały, łysiejący, stary,
Nakazuje ze starczą radością, aby dyrygowali
Elektrą jak Snem Nocy Letniej - jak muzyką czarodziejską;
Proust, umierając, przełyka mrożone piwo
I zmienia w korekcie śmierć Bergotte'a
Zgodnie ze swym doświadczeniem. Greta Garbo,
Komisarz w Paryżu, słucha uważnie opowieści o tym,
Jak się spotkali McGillicuddy i McGillivray.
Co powiedział McGillicuddy do tamtego czy odwrotnie,
Garbo stwierdza z powagą: „Oby to spotkanie
Nie miało nigdy miejsca.”
Idę za tą kobietą i wspominam:
Zanim przybyłem tutaj, zbudziła mnie w lesie
O brzasku piosenka Ptaki głoszą dzień,
Zawsze nią ptaki dzień rozpoczynają.
Jak każdy, i ja chciałem: „Niech dzień innym będzie”,
Ptaki chciały jak ptaki, coraz głośniej,
Donośnie, mocno i z uporem:
„Oby ten dzień był taki sam!”
Odwróć się do mnie,
Popatrz mi w oczy, powiedz: „Jestem twoja,
Bądź mój”
Ta myśl się spełni. Jednak
Gdy twój wzrok spotka się z moim wzrokiem,
Zyskają moje nieważkie marzenia
Ciężar istoty ludzkiej - skrzywdzę ją lub obronię.
Będziemy dobrzy dla siebie wzajemnie
Albo zapłacze, kiedy się rozeźlę,
Ze nie lubi Elektry, lub zacznę od Prousta.
Życzenie spełnione jest życiem. Oto moje życie.
Gdy się odwrócisz, muśnij oczyma moje oczy
I wyjaw spojrzeniem, co przemknie
Tak świetliście jak cień liścia, jak ptasie skrzydło,
Że nie ma na świecie takiego drugiego jak ja,
Ze gdyby tylko... Gdyby tylko... To wystarczy.
Lecz dość już udawałem: ruszam szybciej,
Podchodzę blisko i czubkiem palca dotykam
Jej szyi, tam gdzie granica jasnych włosów,
I sukni w kolorze szampana.
Muskam ją w chwili, gdy cień złotowłosu
Też ją muska... Bo przecież w końcu
To jest moja żona
Idąca do parku w nowej sukni od Bergdorfa.
Krzyknęła, całujemy się i ruszamy pod rękę
W słoneczne światło, dla Nowego Jorku zbyt piękne,
Światło naszego własnego domu w lesie.
Jednak potrzebne ono tym biedakom. Nie musimy
Staczać bojów o Prousta, rozważać o Straussie.
Od pierwszej krzywdy i pomocy minęło już tyle lat.
I po tylu odmianach, po tylu radościach
Nasze pierwsze szalone wspólne objawienie
Jest ciepłą zgodą. Już nie odróżniamy
Naszego życia od pragnień naszych.
Ten dzień rozpocząłem naprawdę
Nie z pragnieniem ludzkim: „Oby był inny”
Lecz z ptasią nadzieją: „Oby ten dzień
Był dniem tym samym, dniem mojego życia.”
tłum. Michał Sprusiński
wersja oryginalna pt. „A Man Meets a Woman
in the Street” w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.09.11 o godzinie 12:36 -
Randall Jarrell
Czarny łabędź
Gdy łabędzie zmieniły siostrę w łabędzia,
Pobiegłam od udoju nocą nad jezioro:
Słońce patrzyło przez trzciny jak łabędź,
Czerwony dziób łabędzia był otwarty
A w nim i ciemność, i księżyc, i gwiazdy.
A na jeziorze śmiała się dziewczyna.
„Siostro, tutaj jest twój kleik, siostro”,
To ja wołałam i szepty trzciny,
„Zaśnij, zaśnij już, łabedziątko.”
Nogi miałam ciężkie i płetwiaste,
A jedwabne włosy mych skrzydeł spadały
Jak gwiazdy w fale, które z trzcin niosło,
Przez chlupot i syk wody słyszałam
Czyjś głos: „Siostro... siostro”, daleko na brzegu,
A gdy rozwarłam dziób do odpowiedzi,
Słyszałam, jak mój ostry śmiech gaśnie na brzegu,
I ujrzałam, płynące z niskiej zieleni
Fali jeziora, białe kamienne łabędzie:
Białe, zwane łabędziami... „To wszystko sen”,
Szepnęłam, sięgając z niskiego posłania
Chlupoczącego, syczącego dna.
„Śpij siostrzyczko”, łabędzie śpiewały
Z księżyca i z gwiazd, a żaby z dna.
Łabędź ma siostrę wołał: „Zaśnij siostro”,
Całą noc czarnym skrzydłem głaskał moje skrzydła.
tłum. Michał Sprusiński
wersja oryginalna pt. „The Black Swan” w temacie
Poezja anglojęzyczna
Wiersz jest też w temacie Pierzaści bracia mniejsiRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.09.11 o godzinie 11:26 -
Randall Jarrell
Czarny łabędź
Gdy łabędzie zmieniły siostrę w łabędzia,
Pobiegłam od udoju nocą nad jezioro:
Słońce patrzyło przez trzciny jak łabędź,
Czerwony dziób łabędzia był otwarty
A w nim i ciemność, i księżyc, i gwiazdy.
A na jeziorze śmiała się dziewczyna.
„Siostro, tutaj jest twój kleik, siostro”,
To ja wołałam i szepty trzciny,
„Zaśnij, zaśnij już, łabedziątko.”
Nogi miałam ciężkie i płetwiaste,
A jedwabne włosy mych skrzydeł spadały
Jak gwiazdy w fale, które z trzcin niosło,
Przez chlupot i syk wody słyszałam
Czyjś głos: „Siostro... siostro”, daleko na brzegu,
A gdy rozwarłam dziób do odpowiedzi,
Słyszałam, jak mój ostry śmiech gaśnie na brzegu,
I ujrzałam, płynące z niskiej zieleni
Fali jeziora, białe kamienne łabędzie:
Białe, zwane łabędziami... „To wszystko sen”,
Szepnęłam, sięgając z niskiego posłania
Chlupoczącego, syczącego dna.
„Śpij siostrzyczko”, łabędzie śpiewały
Z księżyca i z gwiazd, a żaby z dna.
Łabędź ma siostrę wołał: „Zaśnij siostro”,
Całą noc czarnym skrzydłem głaskał moje skrzydła.
tłum. Michał Sprusiński
wersja oryginalna pt. „The Black Swan” w temacie
Poezja anglojęzyczna
Wiersz jest też w temacie MetamorfozyRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.09.11 o godzinie 11:08 -
Randall Jarrell
Na wsi
Ptak, którego nie znam,
Jak strach na wróble skulony na żerdzi
W pszenicę zerka,
Wiatr pod falami upału faluje.
Pole jest żółte jak ciasto jajeczne,
Tylko świętojańskie drzewo zostawiono
Żywym dla urody, tam szarańczy kłęby
W zieleni liści i w fioletu cieniach,
Pomnik miłosierdzia.
Ptak dwa razy krzyczy: „Rudy piach, rudy piach",
Co znaczy też: „Zaraz tak, zaraz tak”.
Mogę spytać, kiedy ktoś nadejdzie,
Wszyscy rozumieć tutaj muszą przecież -
Czemu żyją tak właśnie i tak umierają -
Czemu spóźniona czapla
Znad wyschłego strumyka wzlata
Nad szorstkotrawą, pożłobioną łąkę,
Prosto w czarne rzędy bluszczu.
Wiedzą to i nie wiedzą tego.
Spytać może tylko obcy -
Niebezpieczne pytanie, odpowiedź niebezpieczniejsza,
Zagadnięty, kto nie pożałuje
Wszystkich czynów, których nie chciał,
Nie wspomni życia i jego udręki,
Przypadków, chwil szczęścia kurczowo chwytanych,
Okoliczności przegranej.
Farmer na najdalszym polu,
Wątła roślina, którą farmerzy na siew zasadzili.
Czuł tęsknotę i dawną dworność
Więził w piersi, tak jak ja,
Zrzędząc w odwiecznej rozterce,
Wyrzutu pomnik.
Od smoły płomiennego pola
Odwracają się oczy w milkliwym,
Skrytym i daremnym żalu.
Lecz brzmienie imienia wyznaje
Tajemnice, co nigdy jawne być nie miały;
Jakie słowa mogą nie omroczyć
Głów pochylonych, nad drelichem wypłowiałym
Lub nad fartuchem tak doszczętnie spranym?
Barwę swego żywiołu mają.
Pewnego dnia
Czerwona, gliniasta twarz
Będzie opuszczona w nagą glinę;
Ciało, po kilku słowach, zapomniane.
Wydłużają się cienie i wymarzona nadzieja
Oddycha z nikłej mogiłki. Życie;
Z lasku pod wieżą
Błyszczą gwiazdy i wędruje światło
Zapalone człowiekowi, żałobnikowi.
Anioł klęczący z wieńcem
Widzi, w świetle księżyca, groby.
tłum. Michał Sprusiński
wersja oryginalna pt. „A Country Life” w temacie
Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.09.11 o godzinie 10:08 -
Gottfried Benn
Kokaina
Rozpad Ja, tak słodki, wytęskniony,
ty mi go dajesz, krtań chropawa już,
i słyszę obcy dźwięk niewysłowionych
tworów z mej jaźni głębokich złóż.
Nie miecz to też, co z pochwy, z matki łona,
wyskoczył, by powinność czynić swą,
i stalą tnie: - wchłonęła go zielona
łąka wśród wzgórz odkrytych ledwie form!
Oślizgła gładkość, małe Coś, co wzbiera -
na tchnienie wznosi się, na jeden wdech
owo Pra, zwarte, Nie-jego teraz
drży mózg, wszystkiego czując bliski zmierzch.
Ja rozsadzone – O! Wyssany wrzodzie! -
febro miniona – klęsko słodka, znam cię! -;
siej, porozsiewaj wszędzie – i urodźże
płód krwawych trzewi, deformację.
tłum. Zdzisław Jaskuła
wersja oryginalna pt. „Cocain ”
w temacie A może w języku Goethego?
O nocy -:
O nocy! Wziąłem kokainę
i krew rozmieszcza ją na razie,
siwieją włosy, lata płyną,
ja muszę, muszę raz w ekstazie
rozkwitnąć jeszcze, nim przeminę.
O nocy! Czegóż chcę od ciebie?
Drobiny tylko zespolenia,
wieczornej mgły i uniesienia
wyparciem ścian, poczuciem siebie.
Zmysłowe ciałka, krwinek cieśnie,
to w przód, to w tył i z zapachami,
szarpany słów nawałnicami -:
głęboko w mózgu, płytko we śnie.
Kamienie nalatują ziemię,
na drobne cienie ryba skacze,
przebiegle przez to w -rzecz-dążenie
wiecheć czerepu się kołacze.
O nocy! Ja chcę ot, kruszynę!
Drobinę, szczyptę choć w tej fazie
poczucia siebie – by w ekstazie
rozkwitnąć jeszcze, nim przeminę.
Użycz mi, nocy, włosów, skroni,
rozpłyń się wokół dni przekwitu;
bądź, co mnie zrodzi z nerwów mitu
znów kielichowi i koronie.
Pst, cicho! Czuję drobny łomot:
Wygwieżdża mnie – nikt się nie śmieje -
Zwid, siebie: to, jak ogromnieję,
ja, Bóg samotny, wokół gromu.
tłum. Jacek St. Buras
wersja oryginalna pt. „O, Nacht -:”
w temacie A może w języku Goethego?
Z tomu „Fleisch. Gesammelte Gedichte", 1917Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.09.11 o godzinie 08:19 -
Maraton
Pamięci Jana Adamczyka -
- maratończyka i przyjaciela
Biegliśmy blisko siebie w tym
osobliwym wielobarwnym tłumie
każdy z nas z innych lat
innych środowisk i zawodów
każdy ze swoim bagażem doświadczeń
i celów każdy z nas inny
choć tak samo
samotny
Byłeś starszy szybszy bardziej
doświadczony
minąłeś mnie mimo przyjaźni
o co nie mam żalu bo
rozumiem że
każdy maratończyk jest zawsze
i do końca samotny
Każdy biegnie swoją
wytyczoną
trasą
ma swoje tempo
swój oddech swój puls i
swój rekord życiowy
Przed startem do III Maratonu po Ziemi Gorzowskiej
Gorzów Wielkopolski, 30 sierpnia 1987 r.
Wiersz jest też w temacie
Sport w poezji – poezja w sporcieRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 14.04.13 o godzinie 04:54 -
Maraton
Pamięci Jana Adamczyka -
- maratończyka i przyjaciela
Biegliśmy blisko siebie w tym
osobliwym wielobarwnym tłumie
każdy z nas z innych lat
innych środowisk i zawodów
każdy ze swoim bagażem doświadczeń
i celów każdy z nas inny
choć tak samo
samotny
Byłeś starszy szybszy bardziej
doświadczony
minąłeś mnie mimo przyjaźni
o co nie mam żalu bo
rozumiem że
każdy maratończyk jest zawsze
i do końca samotny
Każdy biegnie swoją
wytyczoną
trasą
ma swoje tempo
swój oddech swój puls i
swój rekord życiowy
Przed startem do III Maratonu po Ziemi Gorzowskiej
Gorzów Wielkopolski, 30 sierpnia 1987 r.
Wiersz jest też w temacie
Treny, epitafia i inne wiersze o tematyce żałobnejRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 14.04.13 o godzinie 04:54 -
Robert Bly*
Wrześniowa noc ze starym koniem
I.
Tej nocy jechałem na koniu przez pole w świetle księżyca.
Więdnąca trawa czeka w ciszy na zbliżającą się zimę.
I czekają ciemne rośliny, jakby były pod wodą.
II.
W Arabii konie trzymane są w namiotach,
W pobliżu ciemnego złota i wody, i grobów.
III.
Jak wspaniale jest wyjść o północy na powietrze,
Kiedy świeci księżyc, i myśleć o zwierzętach.
z tomu „Silence in the Snowy Fields”, 1962
tłum. z angielskiego Julia Hartwig
wiersz jest też w temacie Jak wysłowić konia czerń...?
*notka o autorze, inne jego wiersze w wersji oryginalnej i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzycznaTen post został edytowany przez Autora dnia 07.04.14 o godzinie 04:18 -
Paprykarz wyborczy uniwersalny
W odróżnieniu od znanego poprzednika,
„Paprykarza szczecińskiego”, który
w nagłych przypadkach bywał nawet
jadalny, ten jest niesmaczny i niestrawny.
Nie jest też przeznaczony do zaspokajania
głodu, ale do przeczyszczania organizmu
poprzez wymioty, tudzież inne procesy
wypróżniające.
Głównym jego składnikiem jest populizm –
- owoc hodowany w niedojrzałych
demokracjach, na różnych szerokościach
geograficznych, szczególnie intensywnie
w okresie kampanii wyborczych.
Jest on bardzo słodki (aż mdlący) i
soczysty. Wywołuje po spożyciu stany
halucynogenne: od euforii i radosnego szału,
poprzez rozczarowanie i żal, aż po nie-
kontrolowaną agresję, otępienie i poczucie
wyalienowania, artykułowanego niekiedy
w krótkich i dobitnych słowach, na przykład:
„mam to w dupie” albo „zwisa mi to”.
Rozdrobniony i zmiksowany populizm
przyprawiony jest do smaku
różnymi tzw. obiecankami-cacankami.
Mogą to być na przykład obiecanki
szybkiego wybudowania miliona mieszkań
dla bezdomnych i rodzin wielodzietnych,
albo 10-krotnego podniesienia płacy
minimalnej i zasiłków dla bezrobotnych,
czy ustanowienia dodatkowych 150 dni
wolnych od pracy, ale w 100% płatnych
jako ogólnonarodowych świąt kościelno-
-państwowych.
Dla bardziej wytrawnych smakoszy mogą
to też być obiecanki dożywotniego
zwolnienia z pracy wszystkich obecnych
sędziów, prokuratorów, nauczycieli,
dziennikarzy, kelnerów i taksówkarzy oraz
zatrudnienia na ich miejsce ochotników
z Parafialnych Kół Odnowy Moralnej Narodu
albo zapewnienia skierowania wszystkich
członków partii obecnie rządzących
na przymusowe, ciężkie roboty do łagrów
wydzierżawionych od Rosji do końca
bieżącego stulecia.
Paprykarz wyborczy uniwersalny nie jest
puszkowany, dla uniknięcia niemiłych skojarzeń
z przeszłości, ale dystrybuowany w specjalnej
folii (artykule dzisiaj deficytowym),
dostarczanej uroczyście i osobiście przez
jedynego prawdziwego Męża Stanu w asyście
Jego Dworu, przy fleszach kamer i mikrofonach
mediów krajowych i zagranicznych.
Paprykarz wyborczy uniwersalny ma zastrzeżony
znak handlowy pn. „Tu jest Polska”. Rozdawany
jest on bezpłatnie na wiecach i spotkaniach przed-
wyborczych jedynego słusznego komitetu
chrześcijańsko-patriotyczno-narodowego oraz
w szpitalach, domach pogodnej starości, szkołach,
przedszkolach, zakładach (pracy chronionej,
strajkujących i karnych), na znanym placu hyde-
-parkowym na Krakowskim Przedmieściu
w Warszawie, w trakcie comiesięcznych spotkań
patriotyczno-religijnych, a także w kościołach
jako potwierdzenie dobrowolnej nieopodatkowanej
wpłaty „co łaska”.
Trzeba też jasno powiedzieć, że
państwo polskie po raz kolejny nie sprawdziło się,
mówiąc krótko: nie zdało egzaminu, ale
Polacy zasługują na więcej!
Jest tylko jedna droga: trzeba jak najszybciej
dokonać zmiany obecnej nieudolnej władzy.
Czas na odważne decyzje!
To jest oczywiste...
i obiecuję:
Jeśli na nas zagłosujecie,
to paprykarz wyborczy uniwersalny
codziennie jeść będziecie!!!Ten post został edytowany przez Autora dnia 19.02.14 o godzinie 05:01 -
Sylvia Plath
Ta inna
Przychodzisz późno wycierając usta.
Co pozostawiłam nietknięte na swoim progu-
Biała Nike,
Płynąca wśród moich ścian?
Z uśmiechem błękitna błyskawica
Przyjmuję, jak hak na mięso, ciężar jego części.
Policja lubi cię, gdyż wszystko wyznajesz,
Lśniące włosy, czarnidło do butów, stary plastyk,
Czyż moje życie jest tak ciekawe?
Czy to dla niego powiększasz cienie pod oczami,
Czy dla niego pyłki powietrzne wzlatują?
To nie pyłki, to ciałka krwi.
Otwórz swoją torebkę. Cóż to za odór?
To twoja robótka, pracowicie
Zaczepia oczko o oczko,
I twoje kleiste cukierki.
Twoja głowa na mojej ścianie.
Pępowina sinoczerwona i lśniące,
Krzyk z mojego brzucha, jak strzały, które ujeżdżam.
O, chorobliwy blasku księżyca,
Skradzione konie, cudzołóstwa
Okrążają łono z marmuru.
Dokąd idziesz,
Połykając oddech jak mile?
Siarczane cudzołóstwa nękają we śnie.
Zimne szkło, jak wciskasz się
Pomiędzy mnie a mnie.
Drapię jak kot.
Płynąca krew przypomina ciemny owoc-
Efekt, kosmetyk.
Uśmiechasz się.
Nie, to nie jest śmiertelne.
z tomu „Winter Trees”, 1972
tłum. Teresa Truszkowska
wersja oryginalna pt. „The Other”
w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 22.09.11 o godzinie 18:13 -
Sylvia Plath
Mistyczka
Powietrze, to wytwórnia haczyków-
Pytań bez odpowiedzi,
Lśniących i pijanych jak muchy,
Których pocałunek kłuje nieznośnie
W cuchnących łonach ciemności, latem pod sosnami.
Pamiętam,
Śmiertelną woń słońca w drewnianych szałasach,
Sztywność żagli i długie słone całuny.
Jeśli ujrzało się raz Boga, jak to uleczyć?
Jeśli zostało się zawładniętym,
Bez pominięcia czegokolwiek,
Nawet palca u ręki lub nogi i zużytym,
Zużytym do szczętu w pożarze słońca, w barwach
Rzucanych przez dawne katedry,
Jak to uleczyć?
Pastylką opłatka komunii,
Przechadzką nad stojącą wodą? Wspomnieniem?
Lub zbieraniem błyszczących części
Chrystusa na oczach gryzoni,
Nieśmiałych zjadaczy chleba, tych
Których nadzieje są tak nikłe, że zapewniają im spokój-
Jak grubasce w małym, czystym domku
Pod pnącym się powojem.
Czyż wielka miłość nie istnieje, tylko tkliwość?
Czyż morze
Wspomina tego, co po nim chodził?
Znaczenie wycieka z molekuł.
Kominy miasta oddychają, okno poci się.
Dzieci rzucają się w łóżeczkach.
Słońce rozkwita jak pelargonia.
Serce jeszcze nie ustało.
z tomu „Winter Trees”, 1972
tłum. z angielskiego Teresa Truszkowska
wersja oryginalna pt. „Mystic”
w temacie Poezja anglojęzycznaTen post został edytowany przez Autora dnia 06.02.14 o godzinie 02:41 -
Sylvia Plath
Sen na pustyni Mohawe
Brak tu płaskich kamieni na palenisko.
Są tylko gorące ziarnka. Jest sucho, sucho.
Powietrze niebezpieczne. Południe działa dziwnie
Na oko duszy, wznosząc niespodzianie
Szpaler topoli w bliskiej odległości, jedyny
Obiekt poza zwariowaną równą drogą,
Co przypomina o ludziach i domach.
Chłodny wiatr winien mieszkać wśród tych liści,
A rosa na nie opadać cenniejsza od monet
O błękitnej godzinie przed wschodem słońca.
Lecz topole cofają się, niedostępne jak jutro
Lub lśniąca złuda rozlanej wody
Ukazująca się bardzo spragnionym.
Myślę o jaszczurkach wachlujących się językami
W szczelinie niezwykle małego cienia,
O ropusze strzegącej kropli swego serca
Pustynia jest biała jak oko ślepca
I drażniąca jak sól. Wąż i ptak
Drzemią w dawnych maskach gniewu.
Omdlewamy z gorąca jak kozły u kominka.
Słońce gasi popiół, a tam gdzie leżymy
Spękane od żaru świerszcze gromadzą się
W czarnych pancerzach i krzyczą.
Księżyc za dnia świeci jak smutna matka
Świerszcze wpełzają nam we włosy,
By grać na skrzypcach przez krótką noc.
z tomu „Crossing the Water”, 1971
tłum. Teresa Truszkowska
wersja oryginalna pt. „Sleep in the Mojave Desert”
w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 22.09.11 o godzinie 17:32 -
Sylvia Plath
List miłosny
Trudno opisać zmianę, jaką wniosłeś w me życie.
Jeśli teraz żyję, przedtem byłam jak martwa,
Choć jak kamień nic sobie z tego nie robiłam
Trwając w miejscu zgodnie ze zwyczajem.
Nie przesunąłeś mnie o cal, wcale nie —
Ani nie zostawiłeś mnie, bym ku niebu wzniosła znów
Małe ślepe oko, oczywiście bez nadziei,
Że ujrzę tam błękit lub gwiazdy.
To nie było tak. Powiedzmy, spałam. Jakiś wąż
Skrył się wśród czarnych skał niczym czarny głaz
W białej szczelinie zimy — —
Podobnie jak mych bliźnich nie cieszył mnie
Widok miliona doskonale wyrzeźbionych
Twarzyczek spadających wciąż, by stopić
Moje lico z bazaltu. One rozpłynęły się w łzach
Jak aniołowie opłakujący tępotę ludzkiej natury,
Lecz to nie przekonało mnie, a łzy zamarzły.
Każda martwa głowa wdziała przyłbicę z lodu.
A ja spałam jak zgięty palec.
Wpierw zobaczyłam przejrzyste powietrze
I krople zamknięte unoszące się w rosie
Przezroczyste jak duchy. Stos obojętnych
Kamieni leżał dokoła mnie.
Nie wiedziałam co z nimi począć.
Lśniłam łuskami miki i odwijałam się,
By niczym jakaś ciecz wypłynąć
Spomiędzy ptasich nóg i roślinnych łodyg.
Nie dałam się oszukać. Poznałam cię od razu.
Drzewo i kamień błyszczały bez cienia.
Moje długie palce stały się przejrzyste jak szkło,
Zaczęłam pączkować jak marcowa gałąź
Ręką i nogą, ręką i nogą.
Od kamienia ku chmurze, tak właśnie wstępowałam.
Teraz przypominam jakiegoś boga,
Gdy tak wzlatuję w powietrze w mym duchowym przebraniu
Czysta jak szyba z lodu. To prawdziwy dar.
z tomu „Crossing the Water”, 1971
tłum. z angielskiego Teresa Truszkowska
wersja oryginalna pt. „Love Letter” w temacie
Poezja anglojęzycznaTen post został edytowany przez Autora dnia 29.01.14 o godzinie 02:58