Ryszard Mierzejewski

poeta, tłumacz, krytyk literacki i wydawca; wolny ptak

Wypowiedzi

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Metamorfozy
    26.07.2010, 19:28

    Reinkarnacja

    Miałem dzisiaj trochę wolnego
    czasu więc idąc
    ulicą mego miasteczka
    skręciłem
    w stronę starej szkoły która
    od dawna nie jest już
    szkołą nie pełni żadnej ważnej
    roli jest szpetną
    rozpadającą się ruiną dla jednych
    dla innych poruszającą
    głębokie wspomnienia pamiątką
    wszedłem przez
    tę samą bramkę mijaną
    w dzieciństwie tysiące razy tak bliską
    i zarazem obcą dzisiaj
    odległą
    stary budynek pochylony do ziemi
    obrosły dookoła
    bujnym zielskiem wysokim
    na półtora metra
    szedłem w głąb niczym
    w jakimś nierealnym zaczarowanym
    ogrodzie
    tajemniczym i drapieżnym

    To nie był sen

    I ogarnęła mnie mocno niczym
    ramionami kochającej
    kobiety myśl smutna ciemna i ponura
    że nie ma tu życia
    nie ma niestety pomimo tak bujnej
    zieleni i tylu
    wielobarwnych wysmukłych
    kwiatów
    które jak na grobach
    kwitną lecz nie przypominają
    życia a tylko
    jego nieuchronną agonię

    I wtedy ujrzałem ją
    młodą piękną
    w całej swej młodości i radości
    istnienia
    maleńką wisienkę pełną
    dojrzałych owoców
    która mówiła swoimi wiśniowymi
    ustami że
    reinkarnacja trwa dalej
    ze starych słabnących łańcuchów
    rodzą się nowe silne
    i życie toczy się dalej na przekór
    rozzuchwalonym
    nieprzyjaznym chaszczom

    Nie śmierć lecz życie
    zwycięża


    Obrazek
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 24.06.11 o godzinie 09:57

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Urodziny, imieniny i inne ważne dni, na okoliczność...
    26.07.2010, 06:51

    Ryszard Milczewki-Bruno*

    Kilka próz na swoje trzydzieste urodziny


    Pobłogosławiony na bonifratra?:
    Handlowałem świniami – i poznałem się – na ludziach
    Rozładowywałem wagony młotków
    Prostowałem baranom rogi
    Tudzież banany w porcie
    Szyłem pokrowce – na co większe – pałace kultury
    Opiłem kilka browarów – i tyleż – przespałem kościołów
    Straciłem zęby w podróżach – do Abol?
    Sławomir to syn a Yrta moja żona –
    O, do oczu mi z nimi – i wiele gorzej - -
    Oglądają mnie zwierzęta
    Wykpiwa kapusty poezja
    Ćma w moich snach się mota –
    Za czerwono
    I pod pachami siwieję - -
    Hajdawery ściągnę chyba
    I do tyłka śpiewać zejdę – albo i dalej - -

    Dobra ta moja szczęśliwość

    z tomu „Podwójna należność”, 1972

    Żona poety w jego urodziny

    Padnij powstań padnij
    O, tu – gdzie babcia koszyk nosiła - -
    I już 1001 drobiazgów z szafy
    Już kir na ramce ślubnej fotografii –
    Tylko w którym rogu tego fioła?
    Gałki śliny – ból czy boli?
    Szermierka na światło i gaz –
    Portmonetka lutego bez reszki i klucza
    Łysy wzrost szarej –
    Na parterze – instancji - -
    A za oknem szadź
    A na myślach kruk
    Będziesz na serio tutaj
    Jako filatelista albo skunks:
    Tak myśli – a ona zaraz:
    A ja ci mówię – ty mnie jeszcze
    Popamiętasz!

    1967

    z tomu „Dopokąd”, 1974

    *notka o autorze, inne jego wiersze i linki
    w temacie ”Poeci przeklęci”

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie W świecie dziecięcych zabaw i zabawek
    26.07.2010, 06:18

    Takie kino

    To był taki szeroki próg
    w starej poniemieckiej kamienicy
    z jednej strony
    zasłonięty dyktą pełnił rolę
    szafy na ubrania
    w sam raz aby zmieścić w sobie
    dwóch malców
    o rozbudzonej wyobraźni dla których
    kino było świątynią
    jeden malował przez tydzień
    na wąskim długim pasku posklejanego
    papieru imitującego filmową
    kliszę malował sceny
    z westernów baśniowego świata
    przygód i mrożącej w żyłach sensacji
    malował film
    kolorowymi kredkami ale
    wyobraźnia chłopców
    nie zauważała żadnej imitacji
    to było kino
    a więc świat prawdziwszy od
    prawdziwego
    zachowany był cały rytuał
    projekcji
    wchodzili do szafy zamykali
    za sobą drzwi
    pogrążali się w ciemności
    i dziecięcym świecie
    marzeń wąska smużka światła
    z ręcznej latarki
    niczym długi język projektora lizała
    papierową taśmę i tworzyła
    podwójną iluzję świata
    i jego kinowego odbicia a chłopcy
    przytuleni do siebie
    siedząc w kucki na progu który też
    udawał salę kinową
    a na co dzień szafę lub garderobę
    płynęli wysoko na obłoku
    swoich
    papierowych marzeń

    14. 07. 2009

    wiersz jest też w temacie Magia kina
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 26.07.10 o godzinie 06:20

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie W świecie dziecięcych zabaw i zabawek
    26.07.2010, 06:11

    Ryszard Milczewski-Bruno*

    Zabawa w wojnę


    Chorągwią jest chusteczka na kiju przypięta
    Hełmem durszlak lub rondel
    Szablą drewniana listwa
    Kozioł z desek koniem

    Barykadą mur lub śmietnik
    W bramie są koszary
    Generałowie patrzą z okien
    jak walczą podwładni

    A walczą na serio
    Mają guzy i rozcięte wargi
    Wojna kończy się gdy generałowie uciekną
    przed krzykiem mamy

    1960

    z tomu „Poezja, proza i listy”, 1989

    *notka o autorze, inne jego wiersze i linki
    w temacie ”Poeci przeklęci”

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Kołysanki, nie tylko dla dzieci
    26.07.2010, 05:34

    Ryszard Milczewski-Bruno*

    Równoramienni


    (kołysanka)

    Synku, syneczku – śpij
    Synku, syneczku – śnij
    Synku – obudź się – wstań
    Otwórz drzwi – to ja – ten sam - -

    (Dobrze – poczekam – jeszcze
    Wcześnie – jeszcze bardzo wcześnie...)

    Tyle lat poniewierki
    Z jednej – w niedźwiadki – miseczki
    Jedliśmy łan
    Bo Abol – przypisano nam
    Na Północy - -

    Duży dzień – ostra brama
    Trudno i Darmo...
    Co mieliśmy – zostało Tam
    Piliśmy miód
    Piastowski miód
    Życie na próg
    Kładło swój płód
    Zwariowany - -

    Tyle lat – a jak dzisiaj
    Orzełki i reszki...
    Karuzel nad Wisłą zaświtał nam
    Bałagannie - -
    W górę młyn
    Diabelny młyn
    Skoczymy w jutro jak w słonko –
    Równoramienni!

    Synku, syneczku – śpij
    Synku, syneczku – nie wstawaj
    Synku – daleka mowa traw
    Odchodzę na palcach przy-
    Słowia..
    (Do Czasu – jeszcze czasu
    Bo jeszcze czas – nie-
    Wolnym jest - -)

    Nielub i Zból...
    Usta bez butów
    I beret nie-
    Wymienny - -

    z tomu „Gwizdy w obecność”, 1982

    *notka o autorze, inne jego wiersze i linki
    w temacie ”Poeci przeklęci”
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 26.07.10 o godzinie 05:34

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Czym jest wolność?
    25.07.2010, 12:34

    Symbol wolności
                        Motocykl to symbol wolności.

                                            Władimir Putin

    Podjechał na swoim potworze
    lśniącym harley’u
    cicho i niepostrzeżenie silnik jego
    rumaka ryczał tak samo jak
    innych dlatego był
    niesłyszalny
    jeździec też się nie wyróżniał
    niczym szczególnym
    czarna koszula czarne skórzane spodnie
    długie buty ciemne okulary
    nagle wskoczył na scenę wśród tłumu
    identycznych czarnych kwiatów
    i przemówił: Witajcie
    przyjaciele -
    - to premier - krzyknął ktoś
    - wódz naszego wielkiego narodu
    Władimir Car
    car nasz umiłowany - skandowały kwiaty
    przy akompaniamencie ryku swoich
    harley’ów
    a premier prezydent wódz car
    i showman w jednej osobie kontynuował
    - jestem tu dziś z wami
    bo jak wy kocham
    wolność
    a motocykl to symbol wolności -
    - święte słowa - rzekł
    przybyły na sobór stalowych rumaków
    patriarcha
    kreśląc w powietrzu znak krzyża
    a harley’e (-owcy) ryczeli z radości

    I tak historia po raz kolejny
    zatoczyła koło
    w jednym szeregu wyznawców
    wolności stanęli
    władca absolutny wielki kapłan i prosty lud ciemię-
    żony


    Obrazek


    wiersz jest też w temacie Motocykl – symbol wolnościRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 20.03.12 o godzinie 13:47

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Motocykl - symbol wolności
    25.07.2010, 11:38

    Motocyklista

    Był piękny
    smukły lśniący pachniał
    świeżym lakierem
    i letnim wiatrem nad górskimi
    grzbietami
    nowy
    motocykl kuzyna
    daj się przejechać wyszeptał
    nie odrywając wzroku od diabelskiej
    maszyny
    przecież ci nie wolno nie umiesz
    nie masz nawet prawa jazdy
    tak sądzisz nie umiem to zaraz
    pokażę co umiem
    wskakuj na ten stary i się
    pościgamy
    dosiedli wyprostowali nogi jakby
    chcieli ukłuć ostrogami
    swe rumaki
    załóż kask krzyknął kuzyn
    sam załóż ja nie
    potrzebuję
    ryk silników wypełnił podwórze
    ulicę niebo nad jeźdźcami
    ruszyli z impetem
    pomknęli w mgnieniu oka jakby
    nad chmurami
    prosto prosto do nieba
    wyjechali z miasteczka mknęli
    w stronę gór miotali się
    rzucali
    od krawężnika do krawężnika
    zaanektowali całą szosę
    oni tylko oni się liczyli młodzi
    dumni nieustraszeni
    bogowie kosmicznych prędkości
    silniki wyły na najwyższych obrotach
    a oni pochyleni rozpłaszczeni jak zdeptane
    płazy na drogach mknęli bez o-
    pamiętania
    huk potworny rozdarł stary las
    na części
    rozrzucił we wszystkie strony
    ludzkie członki
    urwana ręka głowa
    zmiażdżona krwawy ochłap
    mięsa skręcone
    niemiłosiernie nogi
    wszystko
    wymieszane z kupą żelastwa
    bezużytecznego
    złomu

    Jeszcze przez kilka dni będzie się
    mówiło w miasteczku
    szkoda taki był młody może
    jeszcze koledzy w czarnych kombinezonach
    zagłuszą rykiem silników żałobnego marsza
    potem dosiądą swych rumaków i
    pomkną przed siebie
    może niektórzy dołączą wkrótce do niego
    przynajmniej nie będzie tam taki
    samotny

    29. 06. 2010


    Obrazek


    wiersz jest też w temacie ŚmierćRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 23.11.11 o godzinie 08:53

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Motocykl - symbol wolności
    25.07.2010, 11:11

    Symbol wolności
                        Motocykl to symbol wolności.

                                            Władimir Putin

    Podjechał na swoim potworze
    lśniącym harley’u
    cicho i niepostrzeżenie silnik jego
    rumaka ryczał tak samo jak
    innych dlatego był
    niesłyszalny
    jeździec też się nie wyróżniał
    niczym szczególnym
    czarna koszula czarne skórzane spodnie
    długie buty ciemne okulary
    nagle wskoczył na scenę wśród tłumu
    identycznych czarnych kwiatów
    i przemówił: Witajcie
    przyjaciele -
    - to premier - krzyknął ktoś
    - wódz naszego wielkiego narodu
    Władimir Car
    car nasz umiłowany - skandowały kwiaty
    przy akompaniamencie ryku swoich
    harley’ów
    a premier prezydent wódz car
    i showman w jednej osobie kontynuował
    - jestem tu dziś z wami
    bo jak wy kocham
    wolność
    a motocykl to symbol wolności -
    - święte słowa - rzekł
    przybyły na sobór stalowych rumaków
    patriarcha
    kreśląc w powietrzu znak krzyża
    a harley’e (-owcy) ryczeli z radości

    I tak historia po raz kolejny
    zatoczyła koło
    w jednym szeregu wyznawców
    wolności stanęli
    władca absolutny wielki kapłan i prosty lud ciemię-
    żony


    Obrazek


    wiersz jest też w temacie Czym jest wolność?Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 20.03.12 o godzinie 13:46

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Śmierć
    25.07.2010, 11:01

    Motocyklista

    Był piękny
    smukły lśniący pachniał
    świeżym lakierem
    i letnim wiatrem nad górskimi
    grzbietami
    nowy
    motocykl kuzyna
    daj się przejechać wyszeptał
    nie odrywając wzroku od diabelskiej
    maszyny
    przecież ci nie wolno nie umiesz
    nie masz nawet prawa jazdy
    tak sądzisz nie umiem to zaraz
    pokażę co umiem
    wskakuj na ten stary i się
    pościgamy
    dosiedli wyprostowali nogi jakby
    chcieli ukłuć ostrogami
    swe rumaki
    załóż kask krzyknął kuzyn
    sam załóż ja nie
    potrzebuję
    ryk silników wypełnił podwórze
    ulicę niebo nad jeźdźcami
    ruszyli z impetem
    pomknęli w mgnieniu oka jakby
    nad chmurami
    prosto prosto do nieba
    wyjechali z miasteczka mknęli
    w stronę gór miotali się
    rzucali
    od krawężnika do krawężnika
    zaanektowali całą szosę
    oni tylko oni się liczyli młodzi
    dumni nieustraszeni
    bogowie kosmicznych prędkości
    silniki wyły na najwyższych obrotach
    a oni pochyleni rozpłaszczeni jak zdeptane
    płazy na drogach mknęli bez o-
    pamiętania
    huk potworny rozdarł stary las
    na części
    rozrzucił we wszystkie strony
    ludzkie członki
    urwana ręka głowa
    zmiażdżona krwawy ochłap
    mięsa skręcone
    niemiłosiernie nogi
    wszystko
    wymieszane z kupą żelastwa
    bezużytecznego
    złomu

    Jeszcze przez kilka dni będzie się
    mówiło w miasteczku
    szkoda taki był młody może
    jeszcze koledzy w czarnych kombinezonach
    zagłuszą rykiem silników żałobnego marsza
    potem dosiądą swych rumaków i
    pomkną przed siebie
    może niektórzy dołączą wkrótce do niego
    przynajmniej nie będzie tam taki
    samotny

    29. 06. 2010


    Obrazek


    wiersz jest też w temacie Motocykl - symbol wolnościRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 23.11.11 o godzinie 08:51

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Motyw studni w poezji
    24.07.2010, 16:37

    Denise Levertov*

    Piasek w studni


    Złote ziarenka
    spadają, spadają
    w głęboką wodę
    i układają się
    na gładkim dnie.

    Aż kiedy spadną,
    woda tej studni
    jest przezroczysta,
    nie zamącona
    konstelacjami
    jasnego piasku.
    Czy to jest miejsce
    na medytację
    dla mnie wybrane?
    A przezroczystość
    ma być dla oczu
    tym, czym jest sama,
    choć przecie wzywa,
    żeby w niej widzieć
    więcej niż to?
    Witką wierzbową
    znowu zamącam
    znaną lustrzaność,
    gwiezdne mgławice
    tworzą się, rozwiewają
    ziarenka z osobna
    powoli, powoli
    zaczynają swoje spadanie,
    i znów jest spokój
    i sekret
    klarowności tak zupełnej,
    że nie wiadomo,
    czy to woda, powietrze
    czy światło.

    tłum. z angielskiego Czesław Miłosz

    *notka o autorce, inne jej wiersze i linki w temacie
    Poezja anglojęzyczna
    Ten post został edytowany przez Autora dnia 30.01.14 o godzinie 02:55

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Dlaczego zabijamy?
    24.07.2010, 15:55

    William Everson

    Rzeź niewiniątek


    Było to już dobrze w zimie, ale deszcze
    Spóźniały się. Naga pod szronem
    Leżała ziemia. W dzień mroźnym światłem z południa
    Napełniało się niebo, w nocy żywe od gwiazd.

    Jechaliśmy więc tego ranka
    W przenikliwych godzinach przed wschodem słońca
    Dobrze zapięci; i suche powietrze
    Jadowicie kąsało nam twarze.
    Skręciliśmy w drogę między winnicami
    I mogliśmy widzieć, kiedy dniało,
    Że winorośl przeważnie była nie przycięta,
    Skłębiona pod wikliną letnich łodyg.
    Ledwo sterczały z tej gęstwiny paliki.
    Niektóre jednak winnice były na wpół przycięte,
    Z jedną częścią kosmatą od chaszczów
    Samowolnie wybujałych, z drugą częścią
    Schludną, już uładzoną ludzkim staraniem.
    I to było dlaczegoś przyjemne.
    Przed nami rozpostarła się cała dolina
    Siwa od szronu. I ciągle wzdłuż drogi
    Ujadały na nas kudłate wiejskie psy.
    O wschodzie słońca przybyliśmy do nędznej osady,
    Jak rozkazano, i stamtąd, po kilku,
    Ruszyliśmy stępa tu i tam
    Pomiędzy liche domostwa okolicy.
    Z tych domostw zabieraliśmy, cośmy zabrać mieli.
    Potem, na małym placu, w obecności mieszkańców,
    Zrobiliśmy to, po co nas posłano,
    Żeby raz na zawsze pamiętali. Niech wiedzą,
    Że rody królewskie nie rosną jak grzyby
    Jednej nocy, z ich wiejskich gnojowisk.

    Bo tego dnia nas wysłano, żeby zabić króla.
    Myśleliśmy, ż eto żart. Te rudery, ci ludzie,
    Wyglądało to na żart. Tylko potem,
    Kiedy już dokonane, przestało wyglądać na żart. Było coś
    Pod mieczami, przerażającego.
    Niewyrażalna ocena
    Dymiąc przegryzała się z rozlanej krwi

    I zaprawiła bezład okoliczności,
    Kiedy schylaliśmy się i cięli.
    Ile stuleci przebaczenia
    Wybuchło z otwartych naszym ciosem tunik?
    Ile lat modlitwy miało iść do Boga
    Za rękę, której nigdy nic nie powstrzymało?
    Historia naznaczyła nas, wzięliśmy piętno.
    Gdziekolwiek drzemaliśmy, drapiąc się w rękaw
    Pod płowym światłem października,
    Kiedykolwiek piliśmy wodę, patrząc leniwie
    Na liść obracany wirem koło brzegu,
    Jakiekolwiek marzenia o wielkości
    Uszlachetniały nam sen na słomie koszar,
    Historia naznaczyła nas, byliśmy: oni.
    Polegliśmy w lat niewiele później, rozproszeni
    W innych legionach, pod ostrzem innych mieczów,
    I po śmierci znaleźliśmy nasze wyjaśnienie.
    A straszna to rzecz wiedzieć, że można tak się p o m y l i ć.
    Nie odjąć tego nigdy od tortury.

    Wracaliśmy tego dnia, kiedy już słońce
    Przesunęło się na południe i wszędzie w winnicach
    Widać było, jak ludzie zajęci robotą
    Zbierają i palą suche pędy wina.
    Dym wysokimi kolumnami
    Wzbijał się koło nas w przyciszoną
    Wspaniałość zimowego nieba.

    tłum. Czesław Miłosz

    wiersz jest też w temacie Między sacrum a profanum
    (motywy religijne w poezji świeckiej)
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 24.07.10 o godzinie 15:55

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Dla nas śpiewa pustynia...
    24.07.2010, 15:53

    William Everson

    Ucieczka na pustynię


    Ostatnie osiedle szczeciniało kolczastym drutem
    I wstecz odbiegło. Jechali przez kraj kojota:
    Meskita, bylica, szorstka trawa zaciśnięta w kępy,
    I piesek stepowy ujadał w dolinie,
    A na płaskowyżu krótkoręki borsuk
    Miesił swoją glinę. Ale dalej pustka,
    Surowa, nieugaszona, jej władza wiarołomna
    Zawarta bez reszty w granitowym mandacie słońca.
    Tam już przed nimi tylko ślad niepewny
    Gubił się w wodnistym widnokręgu: Bóg wie gdzie.

    A tu na marne: czaszka wołu,
    Gdzie jeszcze zwierzęca groza drży w jamach oczu,
    Katastrofalne szprychy, popękane, w piasku,
    I smutna końska szczęka. Tak sobie przeczyły
    Odwet biorące plemiona, drapieżniejsze niż dżuma.
    Ich to było skrupulatne księstwo.

    Tylko osiołek nie zwracał uwagi.
    Stawiał przednie kopytka z miłą wybrednością kogoś,
    Dla kogo dzień ma dość na swoim utrapieniu.
    Nawet kłapał do taktu zabawnymi uszami.

    Ale oni, mężczyzna i niespokojna kobieta,
    Patrząc, aż kłuło im w oczach, na niskie słońce,
    Jechali w gęstwę jego przejęci obawą
    I zawróciliby już nieraz, gdyby nie to,
    Co wieźli. To niosło ich naprzód.
    W zgrzebnym kocu trzymali wielką stawkę świata
    I wiedzieli, co mają koło ślepego serca,
    Które tuli w złej godzinie swoje ukochanie
    Przeciw rozległej nocy. Nad martwe arroyos
    Idzie teraz noc zimna i cierpka, i czarna.

    Pierwszy raz tak wyruszał na światową puszczę.
    Wiele miało nastąpić: wiele rzeczy strasznych i proroczych.
    Ale co było tutaj drobne, malutkie, bezsilne
    (Niemal zbyt kruche, żeby dotknąć), co nerwowo strzegli,
    strzegło ich. Jak my co dzień z podniesionego kielicha
    przyjmujemy Chleb słabszy niż wątły nasz język,
    żeby nieść potem w krzykliwe mocarstwa,
    gdzie Herod poci się i jego zręczni słudzy
    przerzucają dzienniki – to nas trzyma.

    Nad obozowym ogniskiem księżyc pustyni,
    Drzazga tkwi na zachodzie, zbyt jasny i czysty,
    Żeby źle wróżył. Kucharząc, mężczyzna
    Stara się zetrzeć za ostry brzeg ciszy.
    Kobieta jest zamyślona. Dzieciątko
    Piąstką gniecie pierś żyzną i ssie.

    tłum. Czesław Miłosz

    wiersz jest też w temacie Między sacrum a profanum
    (motywy religijne w poezji świeckiej)
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 24.07.10 o godzinie 15:53

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Między sacrum a profanum (motywy religijne w poezji...
    24.07.2010, 15:51

    William Everson

    Ucieczka na pustynię


    Ostatnie osiedle szczeciniało kolczastym drutem
    I wstecz odbiegło. Jechali przez kraj kojota:
    Meskita, bylica, szorstka trawa zaciśnięta w kępy,
    I piesek stepowy ujadał w dolinie,
    A na płaskowyżu krótkoręki borsuk
    Miesił swoją glinę. Ale dalej pustka,
    Surowa, nieugaszona, jej władza wiarołomna
    Zawarta bez reszty w granitowym mandacie słońca.
    Tam już przed nimi tylko ślad niepewny
    Gubił się w wodnistym widnokręgu: Bóg wie gdzie.

    A tu na marne: czaszka wołu,
    Gdzie jeszcze zwierzęca groza drży w jamach oczu,
    Katastrofalne szprychy, popękane, w piasku,
    I smutna końska szczęka. Tak sobie przeczyły
    Odwet biorące plemiona, drapieżniejsze niż dżuma.
    Ich to było skrupulatne księstwo.

    Tylko osiołek nie zwracał uwagi.
    Stawiał przednie kopytka z miłą wybrednością kogoś,
    Dla kogo dzień ma dość na swoim utrapieniu.
    Nawet kłapał do taktu zabawnymi uszami.

    Ale oni, mężczyzna i niespokojna kobieta,
    Patrząc, aż kłuło im w oczach, na niskie słońce,
    Jechali w gęstwę jego przejęci obawą
    I zawróciliby już nieraz, gdyby nie to,
    Co wieźli. To niosło ich naprzód.
    W zgrzebnym kocu trzymali wielką stawkę świata
    I wiedzieli, co mają koło ślepego serca,
    Które tuli w złej godzinie swoje ukochanie
    Przeciw rozległej nocy. Nad martwe arroyos
    Idzie teraz noc zimna i cierpka, i czarna.

    Pierwszy raz tak wyruszał na światową puszczę.
    Wiele miało nastąpić: wiele rzeczy strasznych i proroczych.
    Ale co było tutaj drobne, malutkie, bezsilne
    (Niemal zbyt kruche, żeby dotknąć), co nerwowo strzegli,
    strzegło ich. Jak my co dzień z podniesionego kielicha
    przyjmujemy Chleb słabszy niż wątły nasz język,
    żeby nieść potem w krzykliwe mocarstwa,
    gdzie Herod poci się i jego zręczni słudzy
    przerzucają dzienniki – to nas trzyma.

    Nad obozowym ogniskiem księżyc pustyni,
    Drzazga tkwi na zachodzie, zbyt jasny i czysty,
    Żeby źle wróżył. Kucharząc, mężczyzna
    Stara się zetrzeć za ostry brzeg ciszy.
    Kobieta jest zamyślona. Dzieciątko
    Piąstką gniecie pierś żyzną i ssie.

    wiersz jest też w temacie Dla nas śpiewa pustynia...

    Rzeź niewiniątek

    Było to już dobrze w zimie, ale deszcze
    Spóźniały się. Naga pod szronem
    Leżała ziemia. W dzień mroźnym światłem z południa
    Napełniało się niebo, w nocy żywe od gwiazd.

    Jechaliśmy więc tego ranka
    W przenikliwych godzinach przed wschodem słońca
    Dobrze zapięci; i suche powietrze
    Jadowicie kąsało nam twarze.
    Skręciliśmy w drogę między winnicami
    I mogliśmy widzieć, kiedy dniało,
    Że winorośl przeważnie była nie przycięta,
    Skłębiona pod wikliną letnich łodyg.
    Ledwo sterczały z tej gęstwiny paliki.
    Niektóre jednak winnice były na wpół przycięte,
    Z jedną częścią kosmatą od chaszczów
    Samowolnie wybujałych, z drugą częścią
    Schludną, już uładzoną ludzkim staraniem.
    I to było dlaczegoś przyjemne.
    Przed nami rozpostarła się cała dolina
    Siwa od szronu. I ciągle wzdłuż drogi
    Ujadały na nas kudłate wiejskie psy.
    O wschodzie słońca przybyliśmy do nędznej osady,
    Jak rozkazano, i stamtąd, po kilku,
    Ruszyliśmy stępa tu i tam
    Pomiędzy liche domostwa okolicy.
    Z tych domostw zabieraliśmy, cośmy zabrać mieli.
    Potem, na małym placu, w obecności mieszkańców,
    Zrobiliśmy to, po co nas posłano,
    Żeby raz na zawsze pamiętali. Niech wiedzą,
    Że rody królewskie nie rosną jak grzyby
    Jednej nocy, z ich wiejskich gnojowisk.

    Bo tego dnia nas wysłano, żeby zabić króla.
    Myśleliśmy, ż eto żart. Te rudery, ci ludzie,
    Wyglądało to na żart. Tylko potem,
    Kiedy już dokonane, przestało wyglądać na żart. Było coś
    Pod mieczami, przerażającego.
    Niewyrażalna ocena
    Dymiąc przegryzała się z rozlanej krwi

    I zaprawiła bezład okoliczności,
    Kiedy schylaliśmy się i cięli.
    Ile stuleci przebaczenia
    Wybuchło z otwartych naszym ciosem tunik?
    Ile lat modlitwy miało iść do Boga
    Za rękę, której nigdy nic nie powstrzymało?
    Historia naznaczyła nas, wzięliśmy piętno.
    Gdziekolwiek drzemaliśmy, drapiąc się w rękaw
    Pod płowym światłem października,
    Kiedykolwiek piliśmy wodę, patrząc leniwie
    Na liść obracany wirem koło brzegu,
    Jakiekolwiek marzenia o wielkości
    Uszlachetniały nam sen na słomie koszar,
    Historia naznaczyła nas, byliśmy: oni.
    Polegliśmy w lat niewiele później, rozproszeni
    W innych legionach, pod ostrzem innych mieczów,
    I po śmierci znaleźliśmy nasze wyjaśnienie.
    A straszna to rzecz wiedzieć, że można tak się p o m y l i ć.
    Nie odjąć tego nigdy od tortury.

    Wracaliśmy tego dnia, kiedy już słońce
    Przesunęło się na południe i wszędzie w winnicach
    Widać było, jak ludzie zajęci robotą
    Zbierają i palą suche pędy wina.
    Dym wysokimi kolumnami
    Wzbijał się koło nas w przyciszoną
    Wspaniałość zimowego nieba.

    wiersz jest też w temacie Dlaczego zabijamy?

    oba wiersze w tłumaczeniu Czesława Miłosza

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Metamorfozy
    23.07.2010, 05:37

    Ptakiem bądź

    Kiedy cię już osaczą
    ostatecznie
    upokorzonego rzucą
    na ziemię
    przygniotą boleśnie
    przyjaciele odejdą do
    swoich tylko spraw nie-
    znajomi będą głośno
    szydzić

    Ptakiem bądź unieś
    głowę i ręce
    zobacz ile wokół kwiatów
    przyjaznych traw
    liści lasów niezmierzonych
    tam leć
    słuchaj swoich braci i sióstr
    od nich się ucz
    czym jest wolność prawda
    piękno i
    nie wracaj już
    ptakiem
    bądź w wolnym świecie wiatru
    deszczu obłoków

    Śpiewaj swą pieśńTen post został edytowany przez Autora dnia 19.03.14 o godzinie 02:19

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Na miejskich ulicach
    22.07.2010, 06:26

    Denise Levertov*

    Rozglądając się za wierszami o diable


    Powiedz Denise, żeby napisała o diable

    III

    Rozglądając się za diabłem szłam
    w dół ulicą Webster, potem
    ulicą ulicą Cottage i znów w dół,
    ulicą Summer do Placu Maverick,
    gdzie zobaczyłam
    3 psy obwąchujące zielone plastikowe
    worki na śmieci leżące na chodniku,
    5 dzieci przekrzykujących się wesoło i ślizgających się
    na płytce szarego lodu,
    1 przechodnia (mieszkańca Webster), który machnął do mnie ręką
    i zawołał: „Się masz!”
    4 osobno idące, starsze wieśniaczki włoskie
    dźwigające do domu zakupy
    w wielkich papierowych torbach, z twarzami uroczystymi
    jak podczas nabożeństwa,
    2 dwunastoletnie dziewczynki w przydługich płaszczykach,
    10 mniej więcej nastolatków
    stojących grupami milcząco po 3 po 4
    na rogach ulicy z podniesionymi kołnierzami,
    jakby czekali na coś,
    co się przydarzy,
    2 bukmachertów w średnim wieku, jeden
    w podniszczonej dopasowanej jesionce – widziałam ich
    któregoś dnia w Halach Mięsnych, zamawiających
    wielkie steki, dziś mających widać
    gorszą passę –
    i z pewnością widziałam wiele innych osób,
    ale było to wszystko co zauważyłam:
    i w żadnym z nich nie dostrzegłam diabła
    (pod posępnym sierpniowym niebem), nie był też diabłem
    z pewnością wschodni wiatr
    wywiewający śmieci z worków,
    kiedy już psom udało się już rozszarpać,
    nie było też diabłem paskudne
    psie łajno, niewinnie rozmnażane na bruku

    Więc może ukrył się on
    w moich poszukujących go oczach
    Lub był w niezbadanym
    oparze nudy jaką oddychaliśmy
    ja i bawiące się
    dzieci, nawet, być może, psy?

    lub był on
    bezwolną niewiedzą o sobie samym tych wszystkich
    których napotkałam

    tłum. Julia Hartwig

    *notka o autorce, inne jej wiersze i linki w temacie
    Poezja anglojęzyczna

    wiersz jest też w temacie
    Za bramą piekieł, czyli motyw diabła w poezji
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 24.07.10 o godzinie 16:27

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Za bramą piekieł, czyli motyw diabła w poezji
    22.07.2010, 06:24

    Denise Levertov*

    Rozglądając się za wierszami o diable


    Powiedz Denise, żeby napisała o diable

    III

    Rozglądając się za diabłem szłam
    w dół ulicą Webster, potem
    ulicą ulicą Cottage i znów w dół,
    ulicą Summer do Placu Maverick,
    gdzie zobaczyłam
    3 psy obwąchujące zielone plastikowe
    worki na śmieci leżące na chodniku,
    5 dzieci przekrzykujących się wesoło i ślizgających się
    na płytce szarego lodu,
    1 przechodnia (mieszkańca Webster), który machnął do mnie ręką
    i zawołał: „Się masz!”
    4 osobno idące, starsze wieśniaczki włoskie
    dźwigające do domu zakupy
    w wielkich papierowych torbach, z twarzami uroczystymi
    jak podczas nabożeństwa,
    2 dwunastoletnie dziewczynki w przydługich płaszczykach,
    10 mniej więcej nastolatków
    stojących grupami milcząco po 3 po 4
    na rogach ulicy z podniesionymi kołnierzami,
    jakby czekali na coś,
    co się przydarzy,
    2 bukmachertów w średnim wieku, jeden
    w podniszczonej dopasowanej jesionce – widziałam ich
    któregoś dnia w Halach Mięsnych, zamawiających
    wielkie steki, dziś mających widać
    gorszą passę –
    i z pewnością widziałam wiele innych osób,
    ale było to wszystko co zauważyłam:
    i w żadnym z nich nie dostrzegłam diabła
    (pod posępnym sierpniowym niebem), nie był też diabłem
    z pewnością wschodni wiatr
    wywiewający śmieci z worków,
    kiedy już psom udało się już rozszarpać,
    nie było też diabłem paskudne
    psie łajno, niewinnie rozmnażane na bruku

    Więc może ukrył się on
    w moich poszukujących go oczach
    Lub był w niezbadanym
    oparze nudy jaką oddychaliśmy
    ja i bawiące się
    dzieci, nawet, być może, psy?

    lub był on
    bezwolną niewiedzą o sobie samym tych wszystkich
    których napotkałam

    tłum. Julia Hartwig

    *notka o autorce, inne jej wiersze i linki w temacie
    Poezja anglojęzyczna

    wiersz jest też w temacie Na miejskich ulicach
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 24.07.10 o godzinie 16:27

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Pierzaści bracia mniejsi
    21.07.2010, 20:30

    Denise Levertov*


    Strzyżyk


    Wśród liści strzyżyk
    siedzi spokojnie, jak gdybym była niewidzialna,
    lub poruszała się bezszelestnie jak on.

    Z krzewu na krzew
    przefruwa bez wahania,
    bez kołowania i trzepotu.
    Czuję się uniesiona wzwyż,
    rozświetlona, rozproszona.

    Zamienił mnie w powietrze,
    może przefrunąć przeze mnie na wskroś.

    tłum. Julia Hartwig


    Obrazek


    *notka o autorce, inne jej wiersze i linki w temacie Poezja anglojęzycznaRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 03.05.12 o godzinie 06:11

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Kalendarz poetycki na cały rok
    20.07.2010, 22:26

    Sylvia Plath

    Maki w lipcu


    Małe maki, małe płomienie piekła,
    Czy mi nie zaszkodzicie?

    Migotacie. Nie mogę was dotknąć.
    Wkładam dłonie między płomienie. Nic nie parzy

    I to mnie wyczerpuje, patrzeć na was
    Migoczących, jak ta pomarszczona i czysta czerwień,
    Jak skóra na ustach.

    Usta właśnie krwawiły.
    Małe zakrwawione sukienki!

    Są opary, których nie mogę dotknąć.
    Gdzie jest wasze opium, wasze obrzydliwe tabletki?

    Gdybym mogła krwawić, albo spać!
    Gdyby moje usta mogły poślubić taki ból!

    Albo wasze soki sączyć się we mnie, w tej szklanej pigułce,
    Otępiając i wyciszając.

    Ale bez koloru. Bez koloru.

    z tomu "Ariel", 1965

    przełożył Ryszard Mierzejewski

    wersja oryginalna pt. "Poppies in July" w temacie Poezja anglojęzyczna,
    Inny przekład, Gowera, w temacie Krew
    Ten post został edytowany przez Autora dnia 25.07.19 o godzinie 11:33

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Prawda i kłamstwo
    20.07.2010, 07:24

    Stanisław Barańczak

    Czy jakiś Wielki Fałszerz...


    Czy jakiś Wielki Fałszerz
    podrobił tamten czek
    wręczony nam na starcie
    w kopercie gór i rzek?

    Czy w lewym górnym rogu
    fikcyjny wpisał bank?
    Zataił, że w nim z boku
    steruje jakiś gang?

    W podpisie swoim własnym
    celowo zrobił błąd,
    by nas pozbawić szansy
    czerpania z jego kont?

    Czy też nazwiska nasze
    napisał zmyślnie w skos,
    by z góry wiedział kasjer:
    „Co zaraz zrobią skok?”

    Masz chęć – to wierz tej bajce:
    że jakiś czek lub glejt
    w ogóle dla nas znajdzie
    nadziemskie welfare state,
    nadziemskie welfare state.

    Masz chęć – to wierz tej bajdzie,
    bo trudniej znosić myśl,
    że ktoś na łez otarcie
    dał Wszystko nam – i Nic,
    dał Wszystko nam – i Nic,
    dał Wszystko nam – i Nic.

    z tomu „Podróż zimowa. Wiersze do muzyki Franza Schuberta”, 1994


    Auf dem Flusse - słowa Wilhelm Müller, muzyka Franz Schubert,
    śpiewa Lotte Lehmann


    słowa pieśni Wilhelma Müllera w temacie A może w języku Goethego?Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 16.10.10 o godzinie 22:03

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Zawody i profesje widziane okiem poety
    20.07.2010, 07:02

    Derek Mahon*

    Fałszerz


    Gdy sprzedawałem moje podrobione Vermereery Goeringowi
    Nikt nie rozumiał, nikt nie podejrzewał
    Udręki ani zaślepienia
    Tej pracy nie krytykowanej przez nikogo
    I lepszej niż najlepsza.

    Gdy zaciągnęli mnie przed sąd wojskowy
    Nikt nie przypuszczał, nikt nie rozumiał
    Udręki żalu
    Z jakim opowiadałem swe sekrety.
    Rzecz jasna, nie pojęli istoty rzeczy –
    Do diabła z dziedzictwem narodowym,
    Sprzedałem d u s z ę za miskę zupy.

    Eksperci pokazali jednak, co umieli,
    Gdy poszli zbadać ma pracownię –
    To o n i byli oszustami.
    Ja zrewolucjonizowałem ich metody.

    A teraz nic prócz pustosłowia
    O „gołej technice” i „prawdziwej wizji”,
    Jakby istniało jakieś rozróżnienie –
    To sposób, żeby mnie pomniejszyć.
    Ale mój geniusz będzie żył;
    Bo nawet z oddalenia
    Chodziło mi o miłość.

    I ja się też błąkałem
    Po ciemnych ulicach Holandii
    O wygłodniałym żołądku
    Gdy mgły toczyły się od morza;

    O ja cierpiałem
    Od drwin i niezrozumienia,
    I ukrywałem w moim sercu serc
    Światło do przemienienia świata.

    tłum. Piotr Sommer

    *notka o autorze, inne jego wiersze i linki
    w temacie Poezja anglojęzyczna

    wiersz ten jest też w temacie Prawda i kłamstwo
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 20.07.10 o godzinie 07:14

Dołącz do GoldenLine

Oferty pracy

Sprawdź aktualne oferty pracy

Aplikuj w łatwy sposób

Aplikuj jednym kliknięciem

Wyślij zaproszenie do