Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Derek Mahon*

Fałszerz


Gdy sprzedawałem moje podrobione Vermereery Goeringowi
Nikt nie rozumiał, nikt nie podejrzewał
Udręki ani zaślepienia
Tej pracy nie krytykowanej przez nikogo
I lepszej niż najlepsza.

Gdy zaciągnęli mnie przed sąd wojskowy
Nikt nie przypuszczał, nikt nie rozumiał
Udręki żalu
Z jakim opowiadałem swe sekrety.
Rzecz jasna, nie pojęli istoty rzeczy –
Do diabła z dziedzictwem narodowym,
Sprzedałem d u s z ę za miskę zupy.

Eksperci pokazali jednak, co umieli,
Gdy poszli zbadać ma pracownię –
To o n i byli oszustami.
Ja zrewolucjonizowałem ich metody.

A teraz nic prócz pustosłowia
O „gołej technice” i „prawdziwej wizji”,
Jakby istniało jakieś rozróżnienie –
To sposób, żeby mnie pomniejszyć.
Ale mój geniusz będzie żył;
Bo nawet z oddalenia
Chodziło mi o miłość.

I ja się też błąkałem
Po ciemnych ulicach Holandii
O wygłodniałym żołądku
Gdy mgły toczyły się od morza;

O ja cierpiałem
Od drwin i niezrozumienia,
I ukrywałem w moim sercu serc
Światło do przemienienia świata.

tłum. Piotr Sommer

*notka o autorze, inne jego wiersze i linki
w temacie Poezja anglojęzyczna

wiersz ten jest też w temacie Prawda i kłamstwo
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 20.07.10 o godzinie 07:14

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Carl Sandburg*

Człowiek z łopatą


Na ulicy
Stylisko przełożone ukośnie przez ramię
Drelich związany w wielki węzeł
Na łopacie, zblakły od słońca i deszczu w rowach;
Grudka żółtej gliny przyschła do rękawa.
Licha koszula rozpięta pod szyją.
Wiem, że to człowiek z łopatą.
Makaroniarz, który pracuje za dolara sześćdziesiąt
Dziennie.
A ciemnooka kobieta w starym kraju marzy o nim jako
o jednym z najświetniejszych mężczyzn świata,
z parą świeżych warg i pocałunkiem słodszym niż
wszystkie dzikie winogrona, jakie rosną
w Toskanii.

przełożył Michał Sprusiński

Kopiący ziemię

Dwudziestu mężczyzn przygląda się kopiącym ziemię.
Tną brzegi rowów,
Gdzie glina błyszczy żółto,
Wbijają szufle głębiej i głębiej
Pod nowe rury gazowe,
Ocierają pot z twarzy
Czerwonymi chustkami.

Kopiący ziemię pracują... przystają... wyciągają
Buty z błotnistej mazi.

Z dwudziestu przypatrujących się
Dziesięciu mruczy: „Cholerna robota”,
Dwudziestu innych: „O cholera, gdybym miał tę robotę.”

przełożył Michał Spusiński

Potomek Rzymian

Włoski robociarz siedzi przy kolejowych torach
I zajada południowy posiłek – chleb z kiełbasą.
Śmiga pociąg, a mężczyźni i kobiety przy stołach
Przybranych czerwonymi różami i żółtymi żonkilami
Zjadają soczyste befsztyki w tłustym sosie,
Poziomki ze śmietaną, eklery i kawę.
Włoski robociarz połyka swój chleb z kiełbasą,
Zapija go wodą wózka woziwody
I zaczyna drugą część dziesięciogodzinnego dnia pracy,
Pielęgnuje tory, aby róże i żonkile
Wysmukłe, w kryształowych wazonach,
Nie trzęsły się na stołach restauracyjnych wagonów.

przełożył Michał Sprusiński

inny przekład, Adama Lizakowskiego, w temacie Poezja kolei żelaznych


Uliczny handlarz ryb

Znam żydowskiego handlarza ryb na Maxwell Street
o głosie jak północny wiatr
wiejący nad ścierniskiem w styczniu.
Wymachuje śledziami i namawia do kupna,
promieniuje jak Pawłowa w tańcu.
Wielką radość mu sprawia ta czynność i fakt,
że Bóg stworzył ryby i klientów, którym
może zachwalać swój towar z wózka.

przełożył Krzysztof Mętrak

inny przekład, Adama Lizakowskiego pt. „Krzykliwy sprzedawca ryb”
w temacie Żydzi, judaizm i kultura żydowska w poezji

*notka o poecie, inne jego wiersze i linki w temacie
Poezja anglojęzyczna
Marta K. edytował(a) ten post dnia 24.07.10 o godzinie 03:57

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Marek Lisiński

Malarz wyborów


obrazek wyblakły
ściana pożółkła od wspomnień
malarz zadumany w kącie
farb szuka
umysł przyćmiony
paleta zakamarków uboga
co wisi trzeba zdjąć
nie pomaluje powierzchni
plamy pozostaną
radzą sufit w bieli
on nie błękit woli
dookoła świat jaki
wybór ciężki
ciągle te wybory
lecz to jego kolory...

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Zbigniew Herbert

Drwal


Rano drwal wchodzi do lasu i zatrzaskuje za sobą wielkie dębowe drzwi. Zielone włosy drzew podnoszą się z przerażenia. Słychać stłumione pojękiwanie pni i suchy krzyk gałęzi.

Ale drwal nie poprzestaje na drzewach. Ściga słońce. Dopada je na skraju lasu. Wieczorem świeci na widnokręgu rozłupany pień. Nad nim stygnący topór.

z tomu "Studium przedmiotu", 1961Marek F. edytował(a) ten post dnia 29.07.10 o godzinie 19:22

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Craig Raine*

Sprzedawca

Królestwa Niebieskiego nie sprowadzi obserwacja

James Joyce – do Lady Gregory

Sprzedawca ma przedziałek niczym pióro – wynik
dwóch szybkich ruchów szczotką, plus kapka brylantyny.

Ser to zegar słoneczny, który sprzedaje się na czas.
Drewniane T, z uchwytem jak korkociąg

opada ostrzem na godzinę czwartą, teraz piątą.
Kwadraty tłuszczoodporne skręcają się na haku w romby.

Sięga po klocek sera, układa go,
odrywa rękę, zostawia go na rozhuśtanej szali.

Ma szyję żółwia. Głośno czyta cenę,
a palce wykonują swe automatyczne origami.

Wpuszcza powietrze do papierowej torby i,
gdy w środku są już jajka, robi nią trapez.

Trójzębna ręka zgarnia drobne
które wlewają się do małej kasy; z otwartą dłonią,

z kciukiem zagiętym na stygmacie,
uśmiecha się jak skromny Chrystus quattrocenta.

przełożył Piotr Sommer

Lodziarz
Tak więc schwytawszy rybę zimorodki uderzają nią,
dopóty jej nie zabiją; w ogrodach zoologicznych natomiast
podobnie czynią z surowym mięsem, którym niekiedy są
karmione.


Karol Darwin – Wyrażanie emocji u ludzi i zwierząt

Ze srebrnym przecinkiem między zębami
napełniał pauzę dzieciństwa przygodą:

sięgając po rozchwiany teleskop rożków
albo waflarkę firmy Mabbot z Manchesteru.

Przyglądaliśmy się chciwie niczym Darwin w zoo
słysząc wrzask tropikalnego dzioba -

pracowały włochate głuchonieme ręce
prędkie jak dwa pająki w czasie godów,

w obszernej butelce stała małpia krew.
Ściskaliśmy jego kanapki, aż ciekły jak brie,

obskubywaliśmy rożki do samych piętek
okruch po okruchu, tak jak teraz muszę go wymyślać.

Charlie Carlo, martwa czaszka
bez twarzy, jak pompony lodów z jego łyżki.

Nawrócił nas. Przybyliśmy jak dzicy,
odeszliśmy niczym procesja w Lourdes.

przełożył Jarosław Anders

Czyściciel szyb

Dziedziniec college'u jest wybrukowany jak jeżyna,
błyszczący w słońcu i niebezpieczny...

Czyściciel szyb montuje swą składaną tyczkę -
nawet Blondin nigdy nie stąpał uważniej.

Wszędzie obnosi smutny wyraz twarzy,
wojskową bluzę i szkockie portki we wrzosową kratę -

Cały dzień słyszy skowyt szczeniąt,
podmiot, który za pieniądze topi albo dusi.

Cały dzień w szybie mrocznie widzi siebie
i macha do widzenia, do widzenia, do widzenia.

Cały dzień wyżyma ręce, płaczące wiaderka.
Woli raczej golić wystawy do czysta

niż wejść na tę koślawą drabinę Jakuba
ryzykując, ze tarka spadnie z serafina...

przełożył Jarosław Anders

*notka o autorze, inne jego wiersze i linki
w temacie Poezja anglojęzyczna
Krzysztof Adamczyk edytował(a) ten post dnia 10.07.11 o godzinie 19:48
Robert Węgrzyn

Robert Węgrzyn :-) Kurde ... nie
jestem i nie byłem
posłem ....

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Heńek wojownik i jego dzida

Heniek wojownik z plemienia Homo,
Począł mieć problem z dzidą bojową,
Kiedyś wspaniała, twarda, sprężysta,
Dzisiaj się stała nieco … obwisła.

Prze lata całe służyła wiernie,
Kiedy polował Heniek w lucernie.
Zawsze prężyła się jego lanca,
Kiedy na łowy ruszał przy tańcach.

Zwierza, ta dzida zawsze umiała,
Wprowadzić w drżenie całego ciała.
Lecz teraz nijak się prezentuje,
Pomyślał Heniek: „Dzida choruje”.

W te pędy ruszył w progi szamana,
Co by pomogła wiedza prastara.
Dzida rzecz ważna dla wojownika,
Trzeba poprosić o pomoc magika.

Prastary szaman Zusem nazwany,
Zajmował w wiosce cztery wigwamy,
Heniek w kolejce miejsce swe zajął,
A przed nim luda stało niemało.

Odczekał swoje miesięcy parę,
Niejedną musiał złożyć ofiarę,
Wreszcie się dopchał w ręce znachora,
Ze szczęścia zawył dziękczynny chorał.

„O wielki Zusie” – tłumaczył z bidą,
„Coś jest nie dobrze z tą moją dzidą”.
Czarownik odparł, głosem przepitym,
„Mamy skończone na dzidy limity”.

„Przyjdziesz na wiosnę to może da się,
Poprawić dzidy twardość i zasięg”.
Na to Zus skończył Heńka występy,
Krzyknął przez ramię: „Wejdzie następny!”.

Chodzi po wiosce Heniek jak struty,
Zdzierał by pewnie, gdyby miał, buty,
Co wart teraz bez dzidy bojowej,
A nie dostanie biedak już nowej.

Wtem się nadzieja w nim obudziła,
Kiedy posłuchał słów kilku stryja,
Jak to kondycję dzidy poprawić,
By móc na dzidę cokolwiek nabić.

Zakupił paczkę proszku na boku,
I zaczął swą lancę leczyć po trochu,
Niebawem ruszył znowu na łowy,
Zusem już więcej nie trując głowy.

Heniek uwierzył w siebie i lancę,
I nie wytykał go nit już palcem.
Jak to niewiele trzeba do tego,
Żeby urosło znów Heńka ego.

więcej na http://artbazar.pl - Heniek
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Valerio Magrelli

Pakowacz

Co to jest przekład? Na tacy
blada i płonąca głowa poety.


V. Nabokov

Pochylony pakowacz
opróżniający mój pokój
zajmuje się tym samym co ja.
I ja jestem sprawcą przeprowadzki
słów, słów
nie moich,
i kładę dłoń na tym
czego nie znam nie wiedząc
co przemieszczam.
Przemieszczam siebie samego
przekładając przeszłość na teraźniejszość
co podróżuje opieczętowana
zamknięta w kartach
lub w skrzyniach z napisem
„Ostrożnie: łatwe do uszkodzenia”,
których zawartości nie znam.
To jest przyszłość, szpula, przenośnia,
czas ręczny i tutejszy,
przeprowadzka i trop,
firma przewozowa.

tłum. Jarosław Mikołajewski

w wersji oryginalnej pt. „L'imballatore”
w temacie W języku Dantego

wiersz jest też w temacie Dawni Mistrzowie

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Jan Brzękowski*

O Józefie Berecie mechaniku


Józefie Bereto – zręczny mechaniku.
Pracujesz na Brudnem w odlewni żelaza,
Wśród maszyn tętentu i transmisyj syku
Wytwarzasz poezję, która mnie zaraża.

O przestań się boczyć i rozmyślać smutnie
Ja życzę ci myśli słodszych niż muzyka,
Wznieś w górę swe czoło i wargi złóż w uśmiech,
Lak wielkich wydarzeń twej skroni dotyka.

Jutro twardy kołnierz ściągnie twoją szyję,
W gorączce zabłysną żółtawe wyłogi
I nieznane światy w przestrachu odkryjesz,
Prowadząc aparat w szaleństwie górnych warg.

Wciągnięto samolot przed otwarty hangar,
Zawirował w mózgu motoru tępy zgrzyt,
Wzbił się aeroplan, zabłysnął jak sztandar.
Zachłysnął się pędem. Tnąc płótno nieba – znikł.

Matowy chłód ranny sprzyja kręgom marzeń,
Ostre zimno mrozu drażni dotknięć igłą,
Jak dobrze jest wtedy gdy się myśli waży
Słyszeć samolotu kręcące się śmigło!

Gdy motor zawarczy, zaklekocze śmiga,
Aeroplan wpłynie w śmierć niosące drogi,
Gdy przestrzeń podnieca jak płonąca szyba,
Wtedy już nie wolno wymawiać słowa: Bóg!

Jak drapieżne czółna czające się z falą
Płynęła eskadra złych aeroplanów,
Śmieją się w słońcu sine płaty stali
Maszyn, które lecą spełnić niszczący plan.

W blady patos dali, w wyblakły mit słońca,
W senny blask zachodu, sterując w wacie chmur,
Idzie samolotów stado naprzód prące,
Na czarną stolicę spadają z wichrem gór.

Wisząc ponad miastem, jak punkt jesteś piękny
Sierżancie-pilocie Józefie Bereto!
Gdy bomby rzucone twoją ręką pękną
Będziesz bohaterem. Ja – twoim poetą!

Górnicy

Oddech nasz ciężki, przytłoczony mgławicami pyłu,
Barki do ziemi zgięte tęsknią do giętkości pionu,
Bladym wysiłkiem uderzeń odłupując czarność brył
Słuchamy zgrzytu stali i skał, jak bolesnych tonów.

Fioletowy obłok przysłania mgłą oczy jak miłość,
W mózgu tli się słońce czerwone, jak rozgrzany potas,
Ale nam źle i smutno i nie cieszymy się siła
I nie możemy zawołać z radością: Widzisz, popatrz!

Gryzieni ciemnością groźną i potężną jak przestrach,
Czarni od węgla, do krwi bici atomami soli,
Jesteśmy olbrzymami w rodzących cienie iskrach,
Chodzimy w acetylenową wkuci aureolę.

Ściśniętym, zakurzonym gardłem wypluwamy
Grozę, jak kule fluoryzujące,
Chwyta nas lęk, gdy wybucha dynamit,
Poraża i jak laski z szkła przetrąca.

Niebo dziś czarne i jak sadza tłuste
A gwiazdy świecą jak lampki Davy’ego,
Jakże nie wierzyć więc w Bóstwo
I w siłę Złego!

Lecz silni odłupujemy ciężkich złomów bryły,
Tworzymy potężne energie cieplne i świetlne,
Płucom fabryk dostarczamy krwi, tej siły,
Co tkwić w kotłach jak w sercach, straszy świat manometrem.

Dostarczamy blasku hutom i twardości żelazu,
Ogrzewamy ziemię ciepłym zalewem gorąca,
Jesteśmy motorem rytmicznych drżeń i wydarzeń
Jesteśmy podziemnym słońcem!

Maszynista Rola Piotr

Gdy latarnie dworca błysną w fioletowy mrok,
A gaz ożywi światłem ekspres Kraków-Wiedeń,
Wtedy prowadzi zręczny maszynista Rola Piotr
Pociąg pośpieszny numer 71.

Czujny jak sternik statku, patrzy w przeźroczystość szyb,
Pracą rąk linie dźwigni spuszcza i nagina,
Jak wąż podnosi czarną głowę metalowy tryb,
Obracają się koła, porusza maszyna.

Pociąg przecina przestrzeń, jak powietrze giętki pręt,
Wgryza się ciemność nocy ramieniem z żelaza,
Napina struny nerwów, rozognia oczu pęd,
Rozwija jak płótno map zwoje krajobrazu.

Dławiący uścisk wiatru, dusznych sekund mętny rytm
Zalewem krwi w mózg ciśnie jak para w manometr,
Żelazny muskuł trybu w twardy brzuch stalowych płyt
Bije mocno jak serce walką podniecone.

Miarowy metalowych tłoków parowozu puls
Jest również własnym tętnem maszynisty Roli,
W szarą sieć stalowych żył wlał się pęd i ból,
A krew człowieka krzepnie na węgiel powoli.

Wsłuchany w głuchy tętent, w przegrzanej pary mdły świat,
Odurza się Piotr Rola ruchem coraz szybszym
I siną senność nocy krając maszyną w zły syk
Rozpyla własne serce w szeleszczące iskry.

wiersz jest też w temacie Poezja kolei żelaznych,
tam również notka o poecie.

Wszystkie wiersze z tomu „Tętno”, 1925
Marta K. edytował(a) ten post dnia 18.08.10 o godzinie 05:14

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Aloysius Bertrand

Murarz


Mistrz murarski: - Spójrzcie na te bastiony,
na te oskarpowania: musiano je budować na wieczność


Schiller „Wilhelm Tell”

Mistrz Abraham Knupfer śpiewa, z kielnią w dłoni, na rusztowaniu tak wysoko w powietrzu, że czytając gotyckie wersy wielkiego dzwonu ma stopy na poziomie i kościoła wspartego na siedmiu łukach, i miasta o trzydziestu kościołach.

Widzi kamienne monstra plujące wodą z dachówek w przepastną gmatwaninę galerii, okien, sklepień, dzwonnic, wieżyczek, dachów i przęseł, na której szarą plamką znaczy się ostro wycięte
i nieruchome skrzydło sokoła.

Widzi fortyfikacje ułożone w gwiazdę, cytadelę, która pyszni się jak kura na makuchu, dziedzińce pałaców, gdzie słońce wysusza fontanny, i zamknięte podwórce klasztorów, gdzie cień krąży dokoła kolumn.

Wojska cesarskie stacjonują na przedmieściach. Oto jeździec bije w bęben. Abraham Knupfer rozróżnia jego trójgraniasty kapelusz, naszywki z czerwonej wełny, jego kokardę z pętlą, jego warkocz zawiązany wstążką.

Widzi jeszcze wiarusów, którzy w parku zdobnym w olbrzymie liściaste gałęzie, na rozległych szmaragdowych trawnikach dziurawią kulami z arkebuza drewnianego ptaka umocowanego na słupie.

A kiedy harmonijna nawa katedry usypia z ramionami rozrzuconymi na kształt krzyża, dostrzega ze swojej drabiny wioskę podpaloną przez ludzi wojennych, płomieniejącą niby kometa w lazurze.

przełożył Czesław MiłoszKrzysztof Adamczyk edytował(a) ten post dnia 20.08.10 o godzinie 20:32
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Tadeusz Gajcy

O szewcu zadumanym


Młotek przewija ręce poplątane wstążkami żył,
miękko spada lśniący jak przędza
młotek srebrny -
jest czy się śni?

Głowa ciężka zwieszona do kolan
na pomoście nocy i brzasku,
a za nocą - jeziora wołań,
a za brzaskiem - strumienie czasu.

Okna czarna głęboka studnia,
zasypana głębokim niebem,
pomóż pokój głęboki zaludnić
twarzą moją lub moim śpiewem.

Pomóż oczy mi smutne i młode
z wnętrza smutku jak rzeki wyłowić,
o poeto - biedniejszy o młotek,
o poeto - bogatszy o słowo.

Zanurzony w nocy jak pływak
sny rozgarniam palcami na dratwie
a za snami - pustka szczęśliwa,
a za pustką - już śpiewać potrafię.

z tomu "Pisma", 1980Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 25.08.10 o godzinie 22:08

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

František Gellner

Szwaczka


Letnie powietrze ostrzej zapachniało.
U otwartego okienka
splotła na łonie ręce odrętwiałe
szwaczka chudziutka, maleńka.

Przed siebie w pustkę się zapatrzyła
i nasłuchuje melodii,
jaką z jej serca nagle wyzwoliło
pragnienie lepszej doli.

I szepcze sobie szwaczka: „Zabrania
jakaś ogromna przegroda
istotom ludzkim zejść się; i za nią
niejedna zwiędła już młodość”.

z czeskiego przełożył Adam Włodek

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

William Wordsworth

Samotna żniwiarka


Spójrz — tam — na polu pośród zboża
Samotne dziewczę z górskich stron!
Stań, lub przejdź cicho — niechaj, hoża,
Śpiewa, zbierając plon!
Gdy nad użątkiem się pochyla,
W snopy go wiążąc, głos co chwila
Rozbrzmiewa — słuchaj! — i znów płyną
Tęskne melodie nad doliną.

Nie zazna śpiewnej tej słodyczy
Słuch Beduina w skwarny dzień,
Gdy mu w pustyni śpiew słowiczy
Zwiastuje oaz cień:
Kukułcza fraza przenikliwa
Powietrza wiosny nie przeszywa
Jak ta pieśń, brzmiąca spośród zbóż
Hebrydom nad milczeniem mórz.

O czym tak śpiewa — czy się dowiem?
Może ten melodyjny żal
Lśni dawnych glorii złotogłowiem,
Dzwoni w nim bitew stal?
A może głoszą piosnki słowa
Treść prostszą — żałość, co wciąż nowa,
Chociaż ta sama jest od lat,
Ból zwykłych ludzkich trosk i strat?

Cokolwiek znaczył śpiew, w piosence
Jak gdyby przestał płynąć czas;
Dziewczę nuciło, z sierpem w ręce
Kłoniąc się zbożom w pas,
I stałem jak zaczarowany;
A gdym znów ruszył poprzez łany,
W sercu trwał spokój szkockich wzgórz
I śpiew, co dawno umilkł już.

Przełożył Stanisław Barańczak

wiersz jest też w temacie Żniwo, plon – zwieńczenie, szczyt...
Krystyna Bielarczyk edytował(a) ten post dnia 30.08.10 o godzinie 15:58

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Włodzimierz Wysocki

Piosenka snajper


Dla ciebie strzelać -
To szczęścia łut,
A dla snajpera -
To żaden trud.

Celownik przetrę,
Zmierzymy się.
Ja na sto metrów,
A ty - na metr.

Mój strzał obalił
Twój chytry plan.
To ja wygrałem -
Dziesiątkę mam.

Strzelałeś z bliska,
Lecz przyznaj sam:
To oczywiste -
Nie miałeś szans.

Nie zdradzą ręce,
Nie zadrży dłoń.
Dziewiątka w serce,
Dziesiątka w skroń.

I jak atrament
Na kartki biel,
Krew przelał z rany
Mój żywy cel.

Tłumaczenie, Marlena Zimna 1994

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Arturo Serrano Plaja

Rybacy


Z postarzałymi twarzami rybacy,
w portach patrzący na przypływ,
palą, nad czymś dumają w milczeniu.

Zmurszałe mola niewielkich osiedli
znoszą bez drgnienia smutek, opuszczenie
i podane ku morzu śledzą jego fale.

Nic już po wszystkich rozłożonych sieciach.
Zbite w niemą gromadę łodzie bez osprzętu
trwają w zapomnieniu.

Solidnych kolumn kamień się wykruszył,
gdzie arkady starych podcieni wspierają
architekturę błękitu, swój marynarski rodowód.

Wszystkie tknięte bezruchem, w agonii.
Nieprzeparta wojna znakuje
swoje włości trwóg poziomicami.

Przez ustępliwy piach pustego wybrzeża brną nieuważnie,
gubią kurs, oni, którzy morskimi wilkami
byli, a wyglądają jak cienie.

Morze ciągle szumi. Fale zostawiają
białą pianę na brzegu
niby smutny w samotności płacz.

Na piasku łodzie czekają daremnie,
żagle się strzępią w swej wyblakłej bieli,
kosze na ryby powypaczał bezruch.

Milczą starzy i smutni rybacy.
Pogrążeni w milczeniu wciąż znoszą tę wojnę
z godnością. Gdzieś daleko

patrzą przed siebie, w rytmiczny widnokrąg.
Ze skarpy, którą wiatr szturmuje, kobiety
wytężają wzrok, maja dziwne zogromniałe oczy.

Na skarpie targa wichura na kobietach odzież,
ich czarne, długie spódnice i chusty
wyglądają z daleka jak ciemne chorągwie

bólu, co się przyczaił w mgłach trwogi.
Te kobiety to wdowy po śmiałych rybakach.
Co dzień tak mierzą morze poważnym wejrzeniem.

Nie wracają, nie wrócą mężowie.
Wdowy powoli odchodzą do domów.
W ich powszednich ruchach męka i milczenie.

Na wrogim morzu wciąż wojna – napastliwa, głucha.

1938

z hiszpańskiego przełożył Zbigniew Stolarek

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Jerzy Utkin

KORESPONDENT WOJENNY


depesza za depeszą panowie w fotelach
czytają o kolejnych strategicznych celach

korespondent wojenny pod ogniem moździerzy
nie ma złudzeń najmniejszych nikomu nie wierzy

za dużo chyba widział by w spokoju ducha
generałów ministrów kłamstw kolejnych słuchać

o misjach pokojowych braterskiej pomocy
ciągną długie transporty pod osłoną nocy

miast żywności i leków kwitnie handel bronią
zabiegi dyplomatów ten proceder chronią

brudny biznes najlepszy zysk w czystej postaci
choć na chleb nie ma forsy za czołgi się płaci

głowice nuklearne lub zwykłe maczety
wciąż pod nóż idą starcy dzieci i kobiety

za dużo chyba widział by wrócić do domu
w pyle drogi skurczony nie powie nikomu

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Pawel Baranowski

Mleczarz


za oknem świta
biel jego kitla,
roznosiciel mleka
przyniósł pod drzwi
butelkę nowego dnia,
wstaję
głód ssie mleko
po butelkę światła sięgam

ciekawe, że jeszcze nigdy go
nie widziałem.

Z cyklu „Prześwity”Krystyna Bielarczyk edytował(a) ten post dnia 10.10.10 o godzinie 18:52

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Artur Oppman (Or-Ot)

Dorożkarz starej daty


Wąs sumiasty, nos pąsowy,
Twarz koloru pomidora,
Płaszcz piaskowy, granatowy –
I do sznapsa chętka skora.

Gdy ruszając śmignie batem,
Gdy rozpędzi Rossynanty,
Poznasz jazdę z tęgim chwatem,
Z wygą kutym w cztery kanty.

z tomu „Wiersze wybrane”, 1958


Obrazek
Elwira S. edytował(a) ten post dnia 11.11.11 o godzinie 12:26

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Julian Przyboś

Cieśle


Zmogły się prężne zwory,
łysły cięciem topory
w:
klocki odęte, stożki ścięte,
bryły graniaste, belki kanciaste,
walce toczone, kule drążone,
kliny klaszczące, krężele-leje – – –
Skuły je klamry, jak palce, i trociny, jak kleje.

Ciosają w roboczej dwójce
rytmiczne, dębowe Ojce.

Poczęci w żywocie kuli,
rozpięci na żyłach linij,
rozcięci promieńmi bólu.

Jak deska na obu końcach
wzwyż – w dół się chybotająca,
chylą się na-prze-mianę
pękate grzbiety drewniane.

W zaciekłym, martwym uporze,
stężałym jak soki w korze,
kurczą łykowe muskuły,
które spoidła pokuły.

Prężą się w zworze sękatej
niezdarne dłoni kwadraty,
klekocą zwarte przeguby,
wiercą się wściekłe kadłuby.

Warknie kołowrót rozkuty,
wzniosą się szczerbate skluty,
runą schrypłymi zamachy
w sklepienia,
liny,
stalowe spiny,
gmachy.

Opak mordędze bez końca
nie pęknie przestrzenna cela.

Zbiegły się, zbiegły:
pęknięcia cięć, krzywizny,
zagięcia lin, blizny,
rozdarte łuki, starte znaki,
zygzaki, cięciwy,
złamane, sfalowane,
krzywe –
Napina je u szczytu w proste kropla słońca,
jak ogromna, pionowa, chybliwa libella.

Spiętrza się, wzdyma od nowa,
zaklęte wnętrze roztula
ślepa, potworna budowa:
KULA.

Gwoźnica, 1921

z tomu "Śruby", 1925
Jadwiga Z.

Jadwiga Z. Bardzo długoletni
dyrektor
przedszkola,
nauczyciel dyplom...

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Bronek z Obidzy (Kozieński)

Powrót Rębacza


Szedł znad rzeki razem z mrokiem, by widokiem nie zachęcać,
Tych, co się lubili znęcać nad przybłędą i dziwakiem.
Cicho – sza, jak makiem stąpał,
wieś zostawił z tyłu gwarną, marną będąc jej istotą,
lecz z ochotą zapraszaną, tam, gdzie drwa nie porąbane.

Zmierzał dziarsko ku polanie, tam z gałęzi miał posłanie,
liści mu dostarczył jawor, w którym sójki o tej porze
sposobiły się za morze.

O mój Boże!
Zima blisko, wilgoć ściele legowisko.

Sześć toporów wyszczerbionych,
połamanych stylisk, dłonią, która kiedyś była bronią,
a dziś - słaba jak zapałka, zapalona wśród zamieci,
co nie grzeje, chociaż świeci.

Rzucił w drzewo workiem starym,
rozpruło się płótno zgrzebne, w którym rzeczy niepotrzebne
pomieszały z sobą dary.
Był tam grzebień z rybiej ości, owinięty siwym włosem,
źdźbło dorodne z pustym kłosem i organki pordzewiałe,
dawno nie czyszczone wargą,
nie grające pieśnią skargi.

Odpustowe serce kruche szybko wetknął za pazuchę
i przytulił się do drzewa, chcący poczuć, jak się wlewa
kruche życie w omdłe ciało, nagle w oczach pociemniało,
osunął się na kolana, dłonią znów sięgnął po dary,
wyciągnął różaniec z grochu, w którym brakowało trochę.

Zaczął liczyć i przetwarzać smutne dźwięki,
gorzkie żale, w rytm piosenki,
znów włos w ręce się wplątywał,
a on śpiewał, śpiewał, śpiewał.

dnia 23.01.2009

konto usunięte

Temat: Zawody i profesje widziane okiem poety

Agnieszka Herman

OPOWIEŚĆ ORGANISTY Z FELDKIRCH


Polubiłem mroczne wnętrze starego kościoła
Stęchły zapach wilgoci kadzidlane dymy
Tu można uciec od spojrzeń od siebie od świata
Tchnąć dech życia w klawisze by organy grzmiały

tak jak grzmi cisza w kryptach gdzie nikt nie zagląda
gdzie okopcone świece nie mierzą już czasu
Tu można wzlecieć chmurą nad codzienny pośpiech
biegnących ulicami w nieznanym kierunku.

Choć grywam do mszy od roku niewiele rozumiem
O czym mówią ci ludzie? Kogo wciąż wzywają?
I gdy się moja muzyka wymyka ich słowom
jak wielki hipnotyzer wszystkich w trans wprowadzam

Nad głębie wodospadów wiodę ich wśród deszczów
i chrzczę ich dźwiękami gromów (dzieci nagle płaczą)
i stwarzam nieśmiertelnych. Wznoszę ponad Alpy.
Na przykościelnym cmentarzu powstają umarli.

Tak dotykając klawiszy rosną wśród przestworzy
Bach. Beethoven i Wagner. Płynie harmonia sfer
Ludzie się uśmiechają a ja nadal nie wiem
Kim może był ich Bóg? Jaką muzykę tworzy?

Następna dyskusja:

Prosba o rzut okiem :)




Wyślij zaproszenie do