Ryszard Mierzejewski

poeta, tłumacz, krytyk literacki i wydawca; wolny ptak

Wypowiedzi

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Rodzeństwo
    9.08.2010, 12:01

    Jarosław Iwaszkiewicz

    Moje siostry


    Gdy jeszcze byłem maleńki,
    Mówiłem: nigdy w życiu nie bolała mnie głowa.
    Pisałem drukowanymi literami
    Listy do sióstr, do Krakowa.

    Zjadałem późno śniadanie,
    Przed oknem był staw pełen chłodu.
    Stały na świętojordanie
    Czerwone i niebieskie krzyże z lodu.

    A kiedy na święty Antoni
    Przyjeżdżały z Krakowa do domu,
    Był odpust w sąsiednim kościele
    I kucharz robił tort.

    Jakiż świat wydawał się dziecku!
    Byłem w nowej sukience
    I trochę po niemiecku
    Zawieszałem nad drzwiami wieńce.

    Nastawało upalne lato,
    Noce późne i ciemne na nowiu,
    Po ogrodzie w wieczór chodził tatko,
    Przychodzili z kantoru panowie.

    Chodziliśmy na łąki
    Albo na lewadę, lub na łódkę.
    W szuwarach brzęczały bąki,
    Gdyśmy czółno wiązali na kłódkę.

    Kurz był na dworze i szaro,
    Mówiło się i spać się chciało.
    Błyszczała w cieniu biel wiosła,
    Jedna z sióstr je niosła.

    Jeździły do miasteczka po sprawunki,
    Hela miała białą woalkę,
    Raz, kiedy byłem chory,
    Kupiły mi śmieszną lalkę.

    A w zimie bywały bale,
    Mama miała suknię z atłasu.
    Ubierały się tak wspaniale,
    Tyle to zajmowało im czasu.

    Jedna miała jedwab liliowy i kruchy,
    Wsiadły po śniegu do powozu,
    Z rana szyby były białe od mrozu,
    Dostawałem balowy baumkuchen.

    To tak już było dawno,
    Wszystko tak dziwnie zawodzi:
    Spotykamy się z siostrami,
    Chodzimy razem po ogrodzie.

    Kiedy wspominamy te czasy,
    Strasznie nam bywa wesoło,
    A kiedy się rozstajemy,
    Całują mnie wszystkie trzy w czoło.

    A kiedyś, gdy w skrzynce zielonej
    Powiozą mnie niedaleko,
    Będą bardzo, bardzo zmartwione,
    Kwiaty położą na wieko.

    Będę miał profil ostry,
    Koń zbytnio się nie udźwiga,
    Za trumną będą szły trzy moje siostry:
    Helena, Anna i Jadwiga.

    z tomu „Liryki”, 1980Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 09.08.10 o godzinie 12:02

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Wiersze na każdy dzień tygodnia
    9.08.2010, 09:39

    Jarosław Iwaszkiewicz

    Poniedziałek


    I znowu się zbudziłem na ten dzień powszedni,
    Po czerwono znaczonej słonecznej niedzieli.
    Bez żadnej sybilańskiej grzmiącej przepowiedni
    Poczułem, że część życia mego diabli wzięli.

    Minęła, jak minęło tyle dawnych niedziel,
    I nie było w niej mowy o tobie i smutku,
    A tylko szopenowski Żal po „mojej biedzie”
    I wspomnienie topoli szemrzącej cichutku.

    Powiedzcież mi, dnie czarne na tym kalendarzu,
    Skąd ma czerpać promieni ma słabnąca ręka?
    Kiedy już każdodziennie w moim wirydarzu
    Mija się zimna radość i zbyteczna męka.

    z tomu „Księga dnia i księga nocy”, 1929Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 12.12.11 o godzinie 07:42

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Nagość
    5.08.2010, 12:47

    Zbigniew Bieńkowski*

    O nagości


    To nie moja dziedzina. Nie znam się na piosenkach, nie znam się na aktorstwie, nie znam się
    i nawet nie chcę nauczyć się znać, aby nie odebrać swoim estradowym i teatralnym doznaniom niezbędnej – dla intensywności i naiwności przeżycia – dozy niewiedzy.
    Jeśli jednak przywołuję z pamięci Edith Piaf, to dlatego że nie kojarzy mi się ona ani ze sceną sztuką aktorską. Wywołana z pamięci, widzę ją przybiegłą czy przyniesioną prosto
    z życia, prosto z rogu ulicy, prosto z łóżka kochanka, prosto z rozpaczy po jego utracie
    i wykrzykującą swoje szczęście i swój ból. Ona na estradzie otwierała usta nie do śpiewu, a do publicznej spowiedzi ze swojego życia. W tysiącznych wpatrzonych w nią oczach rozbierała się
    z konwencji, z konwenansów, z rezerwy, ze wstydliwości i absolutnie bezbronna, obnażona tak całkowicie, że bardziej niż naga krzyczała swoją rozkosz miłości, swoją udrękę rozstania, swoją radość i swoją rozpacz, wszystko, co może pomieścić dusza.
    W każdym rodzaju sztuki wielkość jest osiągalna. Wielka poetka, wielki malarz, wielka pieśniarka, to zestawienie nie jest rażące, bo wielkości są zawsze samoswoje, a więc nieporównywalne. Do wszystkich wielkości prowadzą te same drogi. Zrazu kręte, uboczne, wąziutkie, okrężne i osobne, gdzieś, kiedyś schodzą się i dwoma gościńcami prowadzą do Wielkości, tego Rzymu sztuki.
    Wielkość daje sztuce albo kostium, albo nagość, albo wykwint formy, albo surowość prawdy. Albo artystowstwo, wyszukany styl, subtelność, inwencja, albo nagość, ascetyczna brutalność szczerości. Wśród arcydzieł malarstwa, literatury, sceny, estrady zawsze wypatrzeć można te dwie kategorie wielkości: albo kostium, albo nagość.
    Chociaż niekiedy budzą się wątpliwości: czy ten kostium nie jest nagością, czy ta nagość nie jest kostiumem?

    z tomu „Poezje zebrane”, 1993

    *notka o autorze w tematach: Warszawa w poezji
    i Autoportret w lustrze wiersza
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 05.08.10 o godzinie 12:54

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Mów do mnie...
    5.08.2010, 12:11

    Zbigniew Bieńkowski*

    Rozmowa


    Ty jesteś częścią, a ja stroną świata,
    ty wiesz o Ziemi, a o mnie wie przestrzeń.
    Jesteśmy wzajem tak jak zysk i strata,
    gdy ty westchnieniem, ja jestem powietrzem.

    Ja mam kształt własny, ty nie masz go wcale,
    ja jestem świateł i cieni przyczyną.
    Kiedy krajobraz w mych oczach zapalę,
    to tylko wtedy możesz go ominąć.


    Ty tworzysz światło, a ja formę światła,
    która z ciemności postać blasku weźmie,
    i każda gwiazdę, co z przeczuć twych spadła,
    wyśni na jawie, by świeciła we śnie.

    Ja jestem z Ziemi i na jej obszarze
    mogę ci niebo zbliżyć lub oddalić.
    Krwią swoją twoje pragnienia zagaszę,
    nim gmach przestrzeni od nich się zapali.


    Tyś jest budowlą, ja jestem jej stylem.
    Kiedy natchnione wzrokiem do dotyku
    kamienne nieba legną w ziemskim pyle,
    ja będę jeszcze pojęciem dotyku.

    Gdy wieczność stawać się zacznie na Ziemi
    i obowiązki serca kamień przejmie,
    ty będziesz trwaniem, które się nie zmieni.
    Ja pragnę więcej: aby żyć śmiertelnie.

    z tomu „Sprawa wyobraźni”, 1945

    *notka o autorze w tematach: Warszawa w poezji
    i Autoportret w lustrze wiersza
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 05.08.10 o godzinie 12:11

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Ojczyzna
    4.08.2010, 15:02

    Zbigniew Bieńkowski*

    Ojczyzna


    1

    - Ojczyzna moja jest wysoką górą,
    u stóp jej stojąc nie dostrzegasz szczytu,
    pierś jej oddycha ogniem i wichurą,
    a w piersi bije serce z dynamitu.

    Kamienie rodzą zboże i bawełnę,
    niebo – materię polowych namiotów,
    dzieciom na głowach rośnie forma hełmu,
    a ptakom w gniazdach skrzydła samolotów.

    Gdy oczy zamknie, patrzą błyskawice,
    gdy ręką skinie, wtedy grzmią pioruny,
    gdy milknie, wszystkie padają granice,
    a gdy przemówi, to milkną rozumy.

    Ojczyzna moja jest pieśnią ze stali,
    melodią oręż, a siła jej słowem.
    Cały świat po to się tylko zapali,
    by ona miała oświetloną głowę.

    2

    - Ojczyzna moja jest głębokim dołem,
    schyl głowę przed nim, bo w dole tym leżą
    z umilkłym sercem, przestrzelonym czołem
    ciała zabrane poległym żołnierzom.

    Ręce ojczyzny są splecione obie,
    oczy zawarte, a myśli skupione.
    Martwe powietrze stoi przy jej grobie,
    bo nawet słońce świeci w inną stronę.

    Gdy ziemia żywi, to o życiu kłamie,
    gdy niebo wzruszy, to rozpaczą natchnie.
    Imię ojczyzny jest świętym opłatkiem,
    którym się każde ludzkie serce łamie.

    Ojczyzna moja jest głosem z oddali,
    słuchana wiernie i słyszana cała.
    Cały świat po to się tylko zapalił,
    by ona serce gorące miała.

    1942

    z tomu „Sprawa wyobraźni”, 1945

    *notka o autorze w tematach: Warszawa w poezji
    i Autoportret w lustrze wiersza
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 05.08.10 o godzinie 11:49

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Defilady i pochody
    4.08.2010, 14:26

    Zbigniew Bieńkowski*

    Demonstracja


    Do wysokich tyk przybijali sztuczne niedziele i nieśli je tak uroczyście, ze wyglądały jak prawdziwe.
    Oczy umyślnie na ten dzień przez całe życie myte łzami uformowali w kolumnę, która ponad ulicą wymachiwała ogromną płachtą nieba zszytą z drobnych skrawków, jakie każdy w tajemnicy zdołał wynieść z dzieciństwa.
    Gdy weszli na główny plac, wzniecili od własnych serc wielki pożar miasta i płonęli razem z nim jak stos ofiarny.
    Płatna straż bezpieczeństwa otoczyła ich w obawie, by nie rozprószyli ognia w księgach praw i spisów ludności.
    A oni kładłszy usta przy ustach spajali je tchem i wznieśli tak wielką halę okrzyku, ze nie mieściła się w jednej ojczyźnie. Wypróżnili doszczętnie płuco przestrzeni, ze zabrakło już tchu dla Jednego, co na tę chwilę przez cały wiek czekał na podwyższeniu z marmuru.
    Wtedy położył rękę na sercu i wzniósł niemilknący okrzyk ciszy.

    1938

    z tomu „Poezje zebrane”, 1993

    *notka o autorze w tematach: Warszawa w poezji
    i Autoportret w lustrze wiersza
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 04.08.10 o godzinie 14:47

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Magia kina
    4.08.2010, 14:01

    Zbigniew Bieńkowski*

    Kino


    Operator nawinął tysiąc oczu na taśmę
    i z krzeseł wybiegł antrakt,
    by niewidomym widzom wprawić w oczodoły wspólny ekran.

    Bufetowy chłopiec napoczął salę cukierkiem,
    jadł
    aż mu został ogryzek: dziesięć groszy w dłoni,
    aż odsapawszy zgasił widownię jak świecę.

    W opustoszałych źrenicach operator zasadził drzewo,
    rozrosło się w tysiąc drzew, w ogród
    i każdy widz mógł jedno ściąć na opał.

    Nowy antrakt rósł w krzesłach o tysiąc godzin dłużej.

    1938

    z tomu „Poezje zebrane”, 1993

    *notka o autorze w tematach: Warszawa w poezji
    i Autoportret w lustrze wiersza
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 04.08.10 o godzinie 14:41

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Miasto
    4.08.2010, 13:46

    Zbigniew Bieńkowski*

    Miasto


    Policjant puszczał ulice uwięzione w hamulcach
    mknęły aż z kół odwinęło się nowe skrzyżowanie
    gdzie dłoń waży tyle
    ile kamienica dojrzały owoc pędu

    samochód przeciął miasto na dwie twarze wyglądające z okien
    i z rany trysnął strumień błękitnej krwi
    zalewając ulice aż po dachy

    tramwaje tasowały przystanki
    rozhazardowana gawiedź w oczekiwaniu wygranej
    gorączkowała
    aż zegarki wskazywały temperaturę o 90º wyższą

    gazeciarze zalepiając zmęczone oczy papierem
    poustawiali w różnych miejscach
    tysiące odbitek tego samego zdarzenia
    tysiące myśli wyjętych z oczodołów

    miasto w wyścigu z człowiekiem
    biegło do mety
    oddalonej o jeden krok od spojrzenia którego wyminąć nie może.

    1938

    z tomu „Poezje zebrane”, 1993

    *notka o autorze w tematach: Warszawa w poezji
    i Autoportret w lustrze wiersza
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 04.08.10 o godzinie 14:41

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Dar słuchu
    4.08.2010, 11:56

    Zbigniew Bieńkowski*

    Ucho


    Zawsze otwarte, usłużne jak konstytucja, dyspozycyjne jak parlament w despotyzmie,
    w każdej porze doby, roku, życia, tak samo we śnie jak w bezsilności, tak samo w odświętności pojęcia jak w dniu powszednim szargania świętości,
    a zawsze przygotowane na najgorsze, jak ostry dyżur w szpitalu,
    czujne jak samo czucie, przeczucie, czyli oczekiwanie
    na kogo? i na co?
    na wszystko, co się rozlega i co się nie rozlega, co może się rozlec i sie rozlec nie jest w stanie,
    na grom z jasnego nieba, uderzenie serca,
    tąpnięcie węgla i stąpnięcie mrówki,
    na westchnienie kamienia poruszonego wspomnieniem odległej geologicznej epoki
    i na westchnienie znużonego kamieniowaniem oprawcy,
    na skrzypienie ziemskiej osi i zgrzyt klucza w zamku,
    dzwon na trwogę i dzwonek do drzwi,
    wybuch wulkanu, wojny, gniewu, radości,
    pekanie lodów, ostrzenie stanowisk, gadulstwo milczenia i wrzask metafory,
    identycznie wrażliwe na dźwięk i na brak dźwięku,
    podatne na wszystko i na nic, idealnie niepragmatyczne, organicznie tolerancyjne, bo przyjmujące z taka samą bezstronnością cokolwiek brzmi, grzmi, szepce, kwili,
    obdarzone kłopotliwym geniuszem chłonności, a jednocześnie wyzbyte talentu wartościowania,
    czyli ponad miarę bezbronne,
    niezdatne nie tylko do agresji, ale nawet do strategii defensywnej,
    wyzyskiwane, nadużywane, eksploatowane ponad stan,
    łącze przekaźnikowe wszystkich ośrodków informacji i dezinformacji o aktualnym stanie świata,
    obecne i nieobecne, zainteresowane i obojętne, jak massa tabulettae środków nasennych, nagminnych, nadaremnych...
    z góry skazane na porażkę w rywalizacji z czymkolwiek,
    z okiem na przykład.

    Cóż za porównanie! Oko z każdej sytuacji znajdzie wyjście na jakąś rzeczywistość.
    A tutaj nic nie jest oczywiste.
    Odwrotnie:
    tu wszystko jest niesłychane.

    z tomu „Poezje zebrane”, 1993

    *notka o autorze w tematach: Warszawa w poezji
    i Autoportret w lustrze wiersza
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 04.08.10 o godzinie 14:42

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Autoportret w lustrze wiersza
    4.08.2010, 10:03

    Zbigniew Bieńkowski*

    Milenium


    Dwudziestu
    takich jak ja,
    metr sześćdziesiąt pięć,
    bez znaków szczególnych,
    rozstawionych
    jak konie pocztowe
    co pięćdziesiąt, sześćdziesiąt lat,
    idzie,
    wlecze się,
    czołga,
    byle wolniej,
    byle o rok, dzień, godzinę dłużej,
    dźwigać ten wór głodu płodu,
    szeleszczący plewą i sieczką życia,
    ciążący ziarnem czyjejś sytości,
    idzie,
    wlecze się,
    czołga
    jeden za drugim, piąty, dziesiąty,
    jak krople łez jeden w drugiego
    bezimienny,
    głuchy jak pień po wyciętej ptasiej pieśni,
    nieczuły jak egoizm losu
    idzie,
    wlecze się,
    czołga,
    dokąd?
    przed siebie,
    po co?
    dla siebie,
    Bieńkowski z tyłu,
    Bieńkowski z przodu,
    każdy przejęty swoją ważnością,
    każdy pewien tylko swego, tylko tego,
    że świat się na nim jak zaczął, tak skończy.
    A przecież starczyłby łut wyobraźni:
    skrzyknąć się!
    I byłby w mig pluton żołnierzy.
    Może za mało na wzięcie Bastylii,
    ale w sam raz na spalenie gmachu Sądów w Lesznie.
    Niestety, nie z nimi takie rzeczy.
    Zawzięci na siebie, na swoją bezimienność i bezsłowność,
    nawet głowy nie odwrócą,
    nie zerkną w lewo, w prawo,
    każdy wpatrzony w bezcelowość własnego życia
    idzie prościutko przed siebie,
    jakby się bał, że zabłądzi
    i do piachu nie trafi.

    Czyżby to oni na mnie się złożyli,
    bym wyewoluował, z niemoty
    do głosu doszedł
    i mógł za nich wszystkich
    zawtórować kosowi
    gwiżdżącemu na Świętym Dębie?

    1966

    W mieście N.

    Gdzie jestem albo gdzie mnie nie ma?
    Gdzie są albo gdzie ich nie ma –
    te chwile mną będące bardziej
    niż ja jestem sobą?
    Rzucam okiem w lewo, w prawo,
    zawsze niecelnie:
    każda jest miniona.
    Każda wbudowana w jakąś przeszłość.
    Każda wmyślona w jakąś przyszłość.
    Choćbym nie wiem jak chciał rękę przyłożyć,
    zawsze przychodzę do gotowego.
    Aż rzeczywistość za mnie rumieńcem się oblewa.

    Jak tu nie zakorzenionemu owocować?

    Żeby chociaż na grządce działkowego ogródka
    móc –
    jak radzi poeta –
    zasiewać smutki, tęcze zbierać.

    1977

    z tomu „Poezje zebrane”, 1993

    *Zbigniew Bieńkowski (1913-1994) – poeta, tłumacz, krytyk literacki i eseista, jeden
    z najwybitniejszych polskich twórców literackich XX wieku, autor tomów wierszy: „Kryształy cienia” (1938 – arkusz poetycki), „Sprawa wyobraźni” (1945; wyd. 2 rozsz. 1960), „Trzy poematy” (1959), „Liryki i poematy” (1975), „Poezje wybrane” (1979), „Poezje zebrane” (1993); a także tomów krytyki literackiej: „Piekła i Orfeusze: szkice z literatury zachodniej” (1960), „Modelunki. Szkice literackie” (1966), „Poezja i niepoezja” (1967), „Notatnik amerykański” (1983), „W skali wyobraźni. Szkice wybrane” (1983), „Ćwierć wieku intymności: szkice o poezji i niepoezji” (1993), "Przeszłość i przyszłości" (1996).

    Szerzej o autorze w temacie Warszawa w poezji
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 04.08.10 o godzinie 14:45

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Kalendarz poetycki na cały rok
    2.08.2010, 12:45


    Obrazek
             

    Ryszard Mierzejewski

    Noc sierpniowa


    Gwiazdy uciekają
    z atlasów astronomii układają się
    na niebie w prawdziwe
    konstelacje właśnie rozpoznaję
    Wielki Wóz
    idę między nimi jak demiurg
    ponad-
    czasowy miliony lat świetlnych
    mając sobie za nic dzisiaj

    nic nie jest ważne
    i wszystko zarazem tak samo
    skłania do beztroski
    wokół śpiewy
    pijanej od alkoholu i cielesnej
    miłości młodzieży
    tańczę wraz nimi na ulicach
    mimo samotności wyję swoje nie-
    poskromione szczęście przez

    otwarte szeroko okna
    wlewa się żar ćmy komary i
    ryki pijanych
    zakochanych porzuconych bez-
    robotnych świętujących wiecu-
    jących po pracy odpo-czy-wa-
    jących za-
    wiedzionych nawiedzonych
    wędrujących w pielg-
    rzymkach

    lato śpiewa tańczy modli się
    upija zanim
    wytrzeźwieje jeszcze trochę po-
    szaleje poukłada
    gwiazdy w różne konstelacjeTen post został edytowany przez Autora dnia 25.04.14 o godzinie 20:00

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Kalendarz poetycki na cały rok
    31.07.2010, 22:04

    Maciej Woźniak*

    Lipiec, nie śpię


    Nie śpię. Słucham jak wiatr szamocze
    gałęzią orzecha, skrobiąc na ścianie domu
    chwiejny wykres. Jeszcze trochę, a spod tynku,

    który Nejcz rzucał taką śmieszną maszynką,
    wyjrzy cegła. Wszystko tam jest, pod spodem,
    całe wcześniej. Noc nie zapada. To dzień

    jest klapą włazu. Żeby mogły jeździć samochody
    i wózki z dziećmi. Jątrzę się. Jakbym leżał
    bez bandaża, słysząc nawoływania

    z krwi, która nie chce krzepnąć. Czekam aż rano
    smród od kurzej fermy, warkot ciężarówek
    na drodze z Rydzyna, blask monitora

    zawiną mnie znowu. Czyżby szeleścił apeiron,
    ten dryfujący kryl, co osadza się na fiszbinach,
    przybierając na chwilę kształt przedmiotów,

    drzew, grudek tętna? Nie śpię. Słucham jak wiatr
    tarmosi orzechem. Noc to otwarty właz,
    przez który paruje całe wcześniej

    z tomiku „Iluzjon”, 2008

    *notka o autorze i inne jego wiersze w temacie
    Współczesna poezja polska – najmłodsze pokolenie

    wiersz jest też w temacie Noce bezsenne...
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 31.08.10 o godzinie 10:19

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Noce bezsenne...
    31.07.2010, 22:02

    Maciej Woźniak*

    Lipiec, nie śpię


    Nie śpię. Słucham jak wiatr szamocze
    gałęzią orzecha, skrobiąc na ścianie domu
    chwiejny wykres. Jeszcze trochę, a spod tynku,

    który Nejcz rzucał taką śmieszną maszynką,
    wyjrzy cegła. Wszystko tam jest, pod spodem,
    całe wcześniej. Noc nie zapada. To dzień

    jest klapą włazu. Żeby mogły jeździć samochody
    i wózki z dziećmi. Jątrzę się. Jakbym leżał
    bez bandaża, słysząc nawoływania

    z krwi, która nie chce krzepnąć. Czekam aż rano
    smród od kurzej fermy, warkot ciężarówek
    na drodze z Rydzyna, blask monitora

    zawiną mnie znowu. Czyżby szeleścił apeiron,
    ten dryfujący kryl, co osadza się na fiszbinach,
    przybierając na chwilę kształt przedmiotów,

    drzew, grudek tętna? Nie śpię. Słucham jak wiatr
    tarmosi orzechem. Noc to otwarty właz,
    przez który paruje całe wcześniej

    z tomiku „Iluzjon”, 2008

    *notka o autorze i inne jego wiersze w temacie
    Współczesna poezja polska – najmłodsze pokolenie

    wiersz jest też w temacie Kalendarz poetycki na cały rok
    Ten post został edytowany przez Autora dnia 01.08.13 o godzinie 09:18

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Ogród przedziwny
    31.07.2010, 14:31

    Stary sad

    Stary sad pełen życia pszczół,
    owoców i ludzi, kolorowe ule
    stoją w długim rzędzie,
    przy nich dwaj mężczyźni,
    na głowach białe kapelusze z szerokim
    rondem, gęste siatki przysłaniają
    twarze skupione przy pracy, dłonie
    w długich gumowych rękawicach
    zanurzone przez uchylone dachy
    w domostwie pracowitych owadów.

    W powietrzu unosi się słodki zapach
    owoców, miodu i kwitnących kwiatów.
    Przy stoliku pod słonecznym parasolem
    kobiety popijają kawę z maleńkich
    filiżanek, patrzą z uśmiechem na dzieci,
    które rzucają się radośnie na kolorową
    piłkę toczącą się po trawie.

    Stary sad blednie w ostrym słońcu,
    unosi się powoli i zamienia w obłok,
    płynie po błękitnym niebie i
    nagle znika.
    Jeszcze w sercu czuję jego oddech,
    tam układa się bezpiecznie
    w ciepłych pieleszach wspomnień.

    05. 05. 2009

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Testament w poezji
    30.07.2010, 22:32

    Ostatnia wola

    Rzućcie mnie w ogień
    spalcie
    skremujcie ciało a tę garść
    popiołu co pozostanie
    zanieście wysoko
    na ukochaną górę wypuśćcie
    na wiatr
    uwolnijcie z ziemskich trosk
    chcę wmieszać się
    w tłum braci i sióstr wędrujących
    szczęśliwie między
    ugiętymi w kolanach do modlitwy
    pasmami gór
    będę śpiewał wieczną pieśń
    o ich pięknie i dobroci
    Pana
    który otwiera nam bramę
    świetlistą do swego królestwa

    09. 09. 2008


    Obrazek
    Symboliczny anonimowy grób Człowieka gór na Wielkiej Sowie,
    którego ostatnią wolą było rozsypanie Jego prochów na szczycie

    Wiersz ten jest też w temacie Cmentarze
    Ten post został edytowany przez Autora dnia 28.04.14 o godzinie 01:42

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Testament w poezji
    29.07.2010, 22:17

    Diane Wakoski*

    Testament Jennifer**


    Nie było na świecie niczego bym się nie bała.
    Wszystko co żywe
    pożerało mnie.
    Cienie rzeczywistych przedmiotów są niszczące
    jak same przedmioty.
    Nienawidzę ich.
    Zarówno samych przedmiotów jak i udawanych przez cienie.
    Pragnęłam tylko jednej rzeczy:
    pięknego konia
    i nie mogłam go mieć.
    W kartach jest odpowiedź na wszystko,
    ale odpowiedź znajdziesz wszędzie, gdzie zasięgasz rady.
    Odpowiedź zawarta jest w pytaniu.
    Nikt naprawdę nie chce odpowiedzi.
    Jedyne o co chciałabym zapytać: czy jest na świecie ktoś taki,
    kto boi się mnie ode mnie.
    Jeśli jest,
    dlaczego ja bałam się tak bardzo?

    z tomu „Discrepancies and apparitions”, 1966

    tłum. Julia Hartwig

    *notka o autorce, inne jej wiersze w wersji oryginalnej i linki
    do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna

    **Część II poematu pt. "Pięć snów Jennifer Snow i jej testament"
    Część I pt. "Pięć snów Jennifer Snow" w temacie Co się poetom śni...?
    Ten post został edytowany przez Autora dnia 06.08.13 o godzinie 12:33

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Co się poetom śni ...?
    29.07.2010, 22:16

    Diane Wakoski*

    Pięć snów Jennifer Snow**


    Kiedy nadchodzi choroba
    ciało kurczy się i maleje
    i staje się tak blade że aż przezroczyste,
    zjawia się Śmierć w czarnym kapturze
    i staje patrząc w okno.
    Zaciągamy przed nią kotary;
    ale czeka pod domem.
    Jej cierpliwość jest niepojęta.
    Blada dziewczyna w łóżku
    czeka także,
    uśpiona.

    1.

    Trzyma lustro w ręce.
    W lustrze
    widzi obrazy.
    Idzie ku niej lew.
    Daniel zbliża się z drugiej strony.
    Przy spotkaniu kłaniają się sobie
    i wymieniają dary.
    Lew otrzymuje od Daniela miecz.
    Rękojeścią miecza jest ludzka czaszka.
    Daniel otrzymuje od lwa puchar,
    Z pucharu wystaje ludzka dłoń
    w haftowanym mankiecie.
    Kłaniają się sobie i odchodzą.
    Jennifer ogląda tę ceremonię w lusterku.
    Teraz odsuwa je.
    Daniel i lew stają.
    Odwracają się.
    Daniel wraca i oddaje swój puchar.
    Ale dłoń w pucharze porusza się,
    chwyta lusterko
    i podnosi je ku słońcu
    rozsiewając wokół błyski
    od których ogród staje w ogniu.
    Wszystko płonie ale jest to ogień spokojny.
    Nie słychać trzaskania płomieni ani wiatru.
    Ogień wznosi się i opada
    jakby ktoś rysował go ołówkiem na papierze.
    Płoną Daniel i lew.
    I ogród.
    Ale puchar pozostaje nietknięty
    i wciąż nieskazitelny jest haftowany mankiet;
    miecz którego rękojeść stanowi ludzka czaszka
    leży porzucony w ogrodzie.

    * * *

    Jennifer budzi się na chwilę.
    Ma gorączkę.
    Podaję jej wodę do picia.
    Czuje za oknem obecność Śmierci
    i znów zasypia.

    2

    Za oknem stoi piękny koń.
    Jennifer chce go dosiąść.
    Patrzy przez okno
    i widzi jego kształty
    pełne wdzięku i siły.
    Czyj to koń?
    Stary mężczyzna wychodzi z ceglanego domu naprzeciw.
    Potem wychodzi chłopiec.
    Szczupły, ubrany w strój do jazdy konnej.
    Mężczyzna wręcz mu jakieś pieniądze,
    chłopiec dosiada konia
    i odjeżdża. Jennifer patrzy na niego i na konia
    dopóki nie znikną jej z oczu.
    To bolesne stracić coś nim to otrzymamy.
    Po starego człowieka
    zajeżdża limuzyna z szoferem.
    Kiedy szofer wyskakuje
    żeby otworzyć drzwiczki,
    Jennifer widzi, że to szkielet,
    elegancko ubrany.
    Otwiera drzwiczki przed starym człowiekiem,
    zatrzaskuje
    i znowu siada za kierownicą,
    limuzyna odjeżdża.

    * * *

    Zbudziłam Jennifer, żeby wzięła lekarstwo.
    Kiedy ją podtrzymywałam,
    wydawała się nie dość materialna, by być chora.
    Jakie okropności wytrzymać może ciało.
    Zasnęła zanim jej głowa dotknęła poduszki.

    3

    Jennifer pływa.
    Boi się wody, ale nie może przestać pływać.
    Płynie jeziorem
    wciąż dalej i dalej.
    Przez jezioro mknie
    ryba z jaspisu wyrzeźbiona w Chinach przed tysiącem lat.
    Jennifer zobaczyła ją i zlękła się.
    Nie znosi pływania.
    Nie znosi wody.
    Boi się, że ryba wejdzie jej do ust,
    albo otrze się o jej ciało.
    Bardziej niż jakiejkolwiek innej
    śmierci boi się utonięcia.

    Ale na jeziorze jest w łodzi rybak.
    Zapuszcza sieć. Chwyta obie, Jennifer i rybę,
    Jennifer dostrzega piękne rzeźbienia na ciele ryby,
    widzi, że ryba jest nieżywa,
    gładka i wypolerowana,
    i przestaje się bać.
    Boi się ryby prawdziwej,
    z prawdziwymi łuskami i oskrzelami.

    * * *

    Jennifer budzi się znowu.
    Prosi żebym rozsunęła zasłony.
    Robię to.
    Ale Śmierć wciąż tam jest,
    stoi samotnie w ogrodzie
    w czarnym nasuniętym ciasno przed wiatrem kapturze.
    Chciałam zasłonić portiery.
    Ale Jennifer błaga mnie, żeby tego nie robić.
    Kiedy znów zasypia,
    zasuwam zasłony.
    Wiem o Śmierci, ale nie lubię jej oglądać.

    4

    Jennifer śni się że jest harfistką.
    Kiedy siedzi grając na harfie w Hiszpanii,
    zjawia się przed nią niepozorny stary mężczyzna
    i sprzedaje jej małpę.
    Małpa ma tańczyć wokół harfy
    i uderzać w struny.
    Jennifer uczy ją grać na harfie „Golondrinę”
    i kilka trudniejszych utworów.
    Zabiera ją na koncerty objazdowe,
    zarabiają dużo pieniędzy.
    Pewnego dnia ktoś daje małpie szklankę wina,
    co ma dalsze skutki.
    Małpa zostaje alkoholiczką.
    Wino, które pije zamienia się w krew. Po wypiciu szklanki krwi małpa zdycha.
    Jennifer budzi się z płaczem.

    * * *

    Pyta dlaczego zasłoniłam zasłony.
    Odsłaniam je.
    Śmierć podchodzi do okna i zagląda do środka.
    Jennifer siada na łóżku i patrzy na nią.
    Podaję jej lekarstwo
    i znów zasypia.

    5

    Pająk osnuwa siecią
    usta uszy i oczy Jennifer.
    Pająk śpiewa piosenkę
    Raz bardzo dumnie
    Siedząc na trumnie
    Panna Bułeczka zjadała wiersze
    Nadleciał ptaszek
    Porwał okruszek
    Bardzo przestraszył Bułeczkę.

    Kiedy ptak przelatuje nad opajęczonym ciałem Jennifer
    chwyta kilka jej włosów na budowę gniazda
    i szepcze do ucha dwa słowa
    „diamenty” i „śmierć”.
    Kiedy ptak odlatuje
    Jennifer się budzi.
    Śmierć puka do drzwi. Wpuszczam ją. Jennifer z nią mówi.

    z tomu „Discrepancies and apparitions”, 1966

    tłum. Julia Hartwig

    *notka o autorce, inne jej wiersze w wersji oryginalnej i linki
    do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna

    **Część I poematu pt. "Pięć nów Jennifer Snow i jej testament"
    Cześć II pt. "Testament Jennifer" w temacie Testament w poezji
    Ten post został edytowany przez Autora dnia 06.08.13 o godzinie 12:32

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Kobiecy portret
    29.07.2010, 20:56

    Dziewczyna

    Ach gdybym był młodszy
    dziewczyno
    gdybym był tylko młodszy nie
    spojrzałbym
    na ciebie wcale bo nie
    podobasz mi się po prostu
    nic w tobie nie
    pociąga
    mnie nic nie podnieca
    nic a nic
    ani kolczyki w nosie i na gołym
    pępku ani tatuaże na rękach
    i nogach
    ubiór kiczowaty jak u klowna
    zielone paznokcie no i ten
    język
    zajebisty spoko imprezka
    co trzy kurwy jedno słowo
    nowomowy tępy wyraz
    twarzy
    nic mi się w tobie nie podoba
    ani dzisiaj
    ani przed czterdziestu latyRyszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.07.10 o godzinie 21:06

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Szczęście
    28.07.2010, 16:33

    Dzikie jeżyny przy drodze

    Te ostatnie lata które
    przechodziliśmy po górach wbrew
    wszystkim przeciwnościom
    zdrowiu pogodzie złośliwym plotkom
    są najważniejsze
    przykryły wcześniejsze jasności
    cienie uśmiechy grymasy smutku
    łzy szczęścia i rozpaczy
    oczekiwanie i długą samotność
    przywróciły nadzieję dały
    niezbędne siły
    pozwoliły dostrzec świat
    inny
    bliski i serdeczny
    świat wolnych ptaków obłoków
    zwierzyny leśnej
    grzybów jagód malin więc
    gdy zobaczyłem
    dzisiaj przy drodze krzak
    dzikich jeżyn
    zaraz ty się pojawiłaś
    obok schylona
    z umalowanymi czarnym sokiem
    palcami i ustami
    i znów świat się zakręcił
    totalnie beztrosko szczęśliwie
    niczym wiejski głupek
    tańczący wesoło na drodze


    Obrazek
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 18.02.12 o godzinie 13:37

  • Ryszard Mierzejewski
    Wpis na grupie Ludzie wiersze piszą... w temacie Buddyzm i kultura Dalekiego Wschodu
    28.07.2010, 07:13

    Amy Lowell*

    Z Chin


    Nagle myśl:
    Księżyc
    Oświetlający te wszystkie stopnie pałacu
    przede mną
    Świeci także na szachownicę różowych pól
    W moich stronach rodzinnych.
    Łzy upadły
    Do moich stóp
    Jak białe ziarnka ryżu.

    Ogród cesarza

    Kiedyś podczas duszących letnich upałów,
    Cesarz rozkazał, aby miniaturowe góry w jego ogrodzie
    Przykryto białym jedwabiem,
    Tak ozdobione
    Miały koić jego oczy
    Iskrzącym śniegiem.

    Wygnany cesarz

    Ptaki śpiewają dzisiaj,
    Bo jutro będą musiały odlecieć
    Wiele mil za to wzburzone morze.

    Mija rok

    Od błękitnozielonych ryżowisk za porcelanowym
    Ogrodzeniem parku dochodzi mnie rechot żab;
    Ale sierp księżyca
    Rozciął mi serce na dwoje

    Droga do Yoshiwary

    Szłam do ciebie po Japońskim Nadbrzeżu,
    Nagle droga pogrążyła się w ciemności,
    To stado dzikich gęsi
    Zasłoniło księżyc.

    Uroczystość w świątyni

    (naśladowanie z japońskiego
    według Shöjö Henjö)

    Dmuchaj leciutko,
    Wietrze!
    Niech żadna chmura nie zasłania księżyca,
    W którego świetle stawia wyszukane kroki
    Najpiękniejsza z tancerek.

    Złudzenie

    Przechodząc obok krzewów piwonii,
    Ujrzałam żuka
    O skrzydłach z czarnej lak w mleczne kropki.
    Złapałabym go,
    Ale uciekł szybko
    I skrył się pod kamiennym lotosem
    Podtrzymującym posąg Buddy.

    wszystkie utwory w tłumaczeniu Andrzeja Szuby

    Wiersz „Złudzenie” w wersji oryginalnej pt. "Illusion” w temacie
    Poezja anglojęzyczna. Inny przekład Katarzyny Szóstak pt. „Iluzja"
    w temacie Owady są wszędzie

    *notka o autorce, inne jej wiersze i linki
    w temacie Poezja anglojęzyczna
    Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 28.07.10 o godzinie 07:22

Dołącz do GoldenLine

Oferty pracy

Sprawdź aktualne oferty pracy

Aplikuj w łatwy sposób

Aplikuj jednym kliknięciem

Wyślij zaproszenie do