Sebastian T. przedsiębiorca
Temat: Szczepionka zaraz po urodzeniu - okaleczenie Dziecka na...
Krzysztof G.:
Sebastian T.:
No właśnie, tak samo nietrafione jak twierdzenie czegoś bez dowodów.
Again - Ty twierdzisz, że związek istnieje, więc Ty przedstaw na to dowody.
Dostałeś w tej dyskusji kilka przykładów wskazujących, że związek trudno będzie wykazać, ale OK - twierdzisz, że mimo wszystko istnieje to w takim razie pokaż na jakiej podstawie tak uważasz, a nie żądaj ode mnie, żebym wykazywał kolejnymi dowodami, że związek nie istnieje.
Widzę, że przejmujesz protekcjonalną retorykę jednego z przedmówców...
Gorzej, że również przejmujesz te same metody lawirowania....
Nie lepiej byłoby pozostać sobą w tej dyskusji?
Ja od Ciebie niczego nie żądam. Napisałeś, że są jasne dowody na brak związku szczepień z autyzmem.
Z tak sformułowanej wypowiedzi rozumiem, że tych dowodów znasz wiele i nie pozostawiają cienia wątpliwości.
Ja chciałbym je poznać.
Gdybyś zechciał mi je po prostu i zwyczajnie przedstawić zamiast odwracać kota ogonem i czepiać się słówek, sprawa byłaby załatwiona, a ja bym mógł jedynie rzec, że faktycznie masz rację.
Twierdzisz, że przykład Adama o Japonii jest zły bo jak
Jest dobry, nawet bardzo dobry.
rozumiem Ty nie podpisujesz się pod hipotezą o związku MMR z autyzmem - super. Tylko w takim razie proszę napisz:
1. Jaką hipotezę stawiasz - co Ty twierdzisz - konkretnie, a nie każ nam zgadywać
2. Jakie masz dowody, argumenty na poparcie tej tezy
Dobrze, proszę - konkretnie uważam, że:
1. Nie można twierdzić, że szczepienia są bezpieczne, zważywszy na stale rozszerzający się ich kalendarz i brak kompleksowych badań w tym zakresie (tzn. ja takich badań nie znam)
2. Nie można z całą pewnością twierdzić (bez badań - znów kompleksowych a nie wąskich i wadliwych), że szczepionki nie wywołują chorób, których etiologia NIE jest poznana, a których objawem są dysfunkcje układu nerwowego, zwłaszcza w sytuacji, kiedy składnikami szczepionek są substancje mające wysokie powinowactwo do tegoż układu, a powikłania poszczepienne związane z układem nerwowym są jak najbardziej uznawane za występujące.
3. Nie można twierdzić, że szczepienia są bezpieczne, jeżeli metody ich produkcji (z użyciem tkanek zwierząt lub ludzi) nie dają gwarancji, że materiał z tych tkanek (poza patogenem chorobotwórczym) nie przedostanie się do szczepionek.
4. Nie można twierdzić, że szczepionki są skuteczne, jedynie lub głównie na podstawie obserwacji dynamiki zachorowalności/śmiertelności, zwłaszcza zagregowanymi wskaźnikami w wybranych wycinkach czasu, bo praktycznie nie ma możliwości oceny wpływu innych czynników (których są dziesiątki) na te wskaźniki.
I tu znów kłaniają się badania, których, twierdzę, że nie ma....
5. Nie można wnioskować o ryzyku zachorowania czy wystąpieniu powikłań u danej osoby (co się nagminnie robi) , na podstawie zagregowanych danych statystycznych.
6. Karygodne jest obarczanie noworodków odpowiedzialnością za stan odporności populacji (np. szczepimy noworodka na BCG, bo może zarazić się od dziadka (dlaczego nie zaszczepimy dziadka?), szczepimy noworodka na WZWB (mimo braku nosicielstwa w rodzinie), bo... bo jak wyląduje w szpitalu to możemy mu niechcący wszczepić)
W związku z powyższym, uważam, że nikogo nie można zmuszać do szczepień, jako zabiegu medycznego o wątpliwym bezpieczeństwie i niepewnej skuteczności, a tym bardziej oceniać go w zależności od tego ile i jakie szczepienia wykonał lub nie.
Domyślam się, że uważasz, że istnieje związek pomiędzy szczepieniami a jakimś niekorzystnym zjawiskiem. Doprecyzuj więc to proszę i daj jakiekolwiek dowody na istnienie związku. Wtedy faktycznie po stronie mojej, Artura czy Adama jako dyskutantów będzie leżał ciężar znalezienia i wykazania Ci błędów w rozumowaniu (jeśli takie błędy oczywiście istnieją). Tak się to robi jeśli poważnie stawia się i broni jakiejś przełomowej hipotezy.
Nie zgadzam się na takie postawienie sprawy. Jeśli ktoś zmusza kogoś do czegoś (w imię jego dobra), to ciężar dowodu czy choćby rozwiania obaw spoczywa na zmuszającym. Jeśli zmuszający nie umie tego zrobić, to niech nie zmusza i pozostawi wolny wybór.
W wypadku szczepień jest dla mnie kompletnie niezrozumiałym dlaczego nie są przeprowadzone badania porównawcze populacji szczepionej i nieszczepionej. Argument o nieetyczności takich badań nawet jeśli go przyjąć jako zasadny nie wyklucza możliwości ich przeprowadzenia. Można porównać te populacje dobierając próbę losową z całości populacji (już zastanej) lub nielosową (z populacji szczepionej i oddzielnie z nieszczepionej - również już zastanej).
Skoro nie ma takich badań to jest ku temu powód i bynajmniej nie jest on dla szczepień korzystny.
Natomiast jeśli szczepienia faktycznie byłyby szczytowym osiągnięciem medycyny a ich rola w zdrowiu publicznym tak kluczowa, zarówno firmy farmaceutyczne jak i rządy państw powinny być żywo zainteresowane w użyciu wszelkiej merytorycznej argumentacji aby zamknąć twarz takim niedowiarkom i sceptykom jak ja, by nie siali fermentu i nie zagrażali życiu i zdrowiu innych nie szczepiąc się i swoich dzieci.
A co mamy tymczasem? Marketingowy farmaceutyczny bełkot jadący po emocjach, puste slogany, aroganckich lekarzy i wstrętne antyszczepionkowe sekty przygłupiastych matek, bez pojęcia o niczym.Ten post został edytowany przez Autora dnia 14.06.13 o godzinie 00:17