Temat: problem
Witajcie!
Tak Ewo ,dom w ktorym mieszkamy jest współwłasnością jego żony.Pytasz dlaczego nie wziął rozwodu.Dokładnie nie wiem,ale wiem że kiedyś chciał (był wtedy z inna kobietą).Coś tam tłumaczył mi że nie mógł dogadać się co do podziału majątku.Jego żona raz zgadzała się na jakis układ po czym odwoływała ustalenia.Proponowała inne,które tez potem były nie tymi,a w końcu orzekła że nie godzi się na rozwód.No i tak zostało.Kiedyś powiedział mi że nie chce przechodzić przez piekło rozwodu,że da czas żonie na wyciszenie emocji.Tyle wiem.Teraz tak sobie myślę że może najzwyczajniej w świecie nie chce zrywać z nią tej więzi.Tylko po co jestem ja.Zabawka?
Może faktycznie nie traktuje mnie poważnie.Nie jak kogoś na życie.
W niedzielę było fajnie.Zupełnie tak jak kiedyś.Wczoraj zrobiłam obiad mu i jemu synowi i pojechałam do swoich. Dziś pojechałam do siebie od razu po pracy.Gdy wróciłam siedział jakiś nierozmowny.Nie wiem czy powodem było to że nie było mnie w domu czy może ma inne kłopoty np.w pracy, czy może to że widział się z zoną,bo oczywiście nie było rozmowy.Niby nic,ale to nie był ten sam człowiek jakim był w niedzielę.Męczą mnie te huśtawki.Zaczynam dochodzić do wniosku,że może bez niego będzie mi źle ,ale z nim też nie jest mi dobrze.Już nie jest.
Chciałabym żebyśmy usiedli i spokojnie pogadali.Wiedziałabym czego oczekiwać,czego on chce.Mogłabym powiedzieć czego chcę ja.Wiem juz jednak że taka rozmowa jest niemożliwa.Nie jestem w stanie go do niej zmusić,a skądinąd wiem,że z poprzednią kobietą też nie rozmawiał.Rozstał się z nią właściwie bez słowa.Dlaczego?
Ech .Chyba za bardzo roztrząsam jego sprawy.
Powinnam bardziej zająć się sobą .Mój pan codziennie po pracy zabiera do siebie syna.Kiedyś chodziliśmy razem popływwać,pojeździć na rowerze.Teraz nic.Bo do domu przyjeżdża młodzieniec.Moglibyśmy to robić wszyscy razem ,ale mlody nie chce.Zdecydowałam się więc nie oglądać się na nikogo i samej zorganizować sobie wolny czas.Nie czuję się w obowiązku pichcić obiadów i nadskakiwać mu i małemu skoro dostałam jasny przekaz bym raczej nie sprowadzała tu swoich dzieci.Czyżby rósł we mnie bunt.Chyba tak.Chyba powoli nabieram siły.
Co próbowałam zrobić by poprawić relacje między nami.Próbowałam rozmowy.Staram się nie narzucać Michałowi,ale też staram się zachowywać wobec niego normalnie,przyjaźnie,bez niechęci.
Chciałabym gdzieś wspólnie wyjechać.Chociaż już wiem że to nie jest możliwe.Wyjeżdża z dziećmi.Mi pozostawił chyba rolę opiekunki inwentarza(dwa psy i kot),chociaż też o tym ze mna nie rozmawia.Wiem tylko że planuje parodniowy wyjazd z synem i z córką.
No cóż przykre ale tak jest.