Wypowiedzi
-
Witam,
Służę konsultacjami dotyczącymi rynku szkoleniowego, doboru trenerów, budowania polityki proklienckiej, szkoleniowej, rozwojowej. Mogę konsultowac procesy negocjacyjne i zarządzania zmianą. Bardzo chętnie zaproponuję plany badawcze (badania rynku, strukturalne i otoczenia firmy) -
Na stronie Trenerzy biznesu/szkolenia "miękkie" jest wątek o grach stratregicznych jako metodach szkoleniowych
http://www.goldenline.pl/thread.php?tid=3722&gid=596
Pan Filip Tomaszewski pisze o swoich produktach, wydawały mi się ciekawe.
http://pracownia.edu.pl/
Dobrze jest też zapytac trenerów zewnętrznych o ich know-how w zakresie metod. Z doświadczenia wiem, że dobrze sprawdzają sie gry decyzyjne oparte o modele komputerowe, ale niewiele firm przeprowadza takie szkolenia. Pozdrawiam
-
Mój dziadek jako kopalnia cytatów się nadaje. Powiedział mi to jak jechałem na pierwsze samotne wakacje z dziewczyną.
Ale naprawdę adekwatne jest też w biznesie (nie tylko propos molestowania :)
Więc, to make long story short, na pytanie do dziadka czy mogę jechać z pięknonogim, błękitnookim wcieleniem absolutu dostałem komunikat:
RÓB JAK UWAŻASZ, UWAŻAJ JAK ROBISZ
Cytaty jak najbardziej do wykorzystania, Iwona ;) -
Dla mnie Guid Wars jako pożeracz. Baaardzo okej.
-
No pewnie że grałem i prowadziłem - co więcej, myślę że to właśnie zrobiło ze mnie jako-takiego trenera. Od początku:
Nieszczęsne "Kryształy czasu"
"Warhammer" - CHAOOOSSS
"Mage" i cały WoD
MERP
"Exalted"
A teraz tzw. samoróby.
Nie ma to Panie i Panowie Prezesi jak dobry RPG, jeszcze lepiej LARP. A teraz z braku czasu - planszówki
Super wątek :) -
Bardzo ciekawy wątek, Wojtek, bo dotyczy z jednej strony odpowiedzialności trenera, z drugiej zaś otwartości zarządu co do przyjmowania zmian - i krytyki.
Często jest tak, że szkolenia są traktowane jak czary-mary tj. przyjdzie pan trener, posprząta bałagan i menedżerowie nie bedą musieli sie męczyć. Jeszcze gorzej jest w sytuacji zlecania coachingu, który ma na celu zmianę zachowania. Instytucja powinna zdawać sobie sprawę, że bez jej zaangażowania efekty szkolenie będą krótkotrwałe, a samo szkolenie pozostanie mniej lub bardziej przyjemnym show.
Nie jest tak źle jeżeli osoby decyzyjne są na szkoleniu - trener powinien wtedy także pracowac nad nimi i ich otwartością; np. jeśli widzi problem w idiotycznym systemie motywacyjnym, to prace szkoleniową kieruje na szczegółową diagnozę tego problemu. Jeśli osób zaangażowanych nie ma na szkoleniu, to może zamienić sie to w mało konstruktywne pranie brudów i "psychoterapię" sfrustrowanych uczestników.
Kierunkiem w jakim staram się iść w takich trudnych sytuacjach jest porządny raport końcowy KONIECZNIE poparty twardymi danymi ilościowymi - często liczby przemawiają głośniej niz trener. I tutaj masz rację - trener zamienia się w konsultanta. Pozytywny aspekt tego jest taki, że można firmie sprzedac kolejne usługi (np. badań strukturalnych).
Naprawdę wierzę, że cały cykl obsługi firmy przez trenera powinien toczyć się w kółeczku: badania-doradztwo-szkolenia.
Podsumowując: z mojej kamery trener oprócz dobrze przeprowadzonego szkolenia jest odpowiedzialny za zmianę postawy kierownictwa (jeżeli jest zamknięte na zmiany) i porządną diagnostykę grupy. Nie więcej nie mniej. -
To nie jest przysłowie, ale często mi stoi przed głową że tak powiem "w spadku po dziadku", szczególnie gdy porywam się z motyką na słońce
"Gdyby żaby żyto żarły toby mąką srały"
-
Pracuję w firmie, która swiadomie i strategicznie postawiła na "postarzanie kadry" - weszliśmy w branżę szkoleniową jako "młode wilki", zarywaliśmy noce i dnie, dokształcaliśmy się i to dawało efekty. Problemem jednak nie zrobił się wzrost (ten był szalenie dynamiczny) ale stabilizacja, zrównoważenie i perspektywa głębi a nie wielości doświadczeń.
Świetnie pracuje mi się z ludźmi po 50 i - mam nadzieję - przyjemność jest obopólna.
Jednak wiek się liczy. To od mądrości organizacji i menedżera bedzie zależało czy potrafi zaangażować starszych pracowników. Z doradczych doświadczeń wiem, że tandemy, o których pisze Pani Iwona naprawdę się sprawdzają - trzeba tylko jasno określić granice i postawić wspólny cel. To banał ale użyteczny - młodzi to entuzjazm i energia, starsi to doświadczenie o zdrowy rozsądek.
A tak na marginesie - nie znoszę promowania młodych gniewnych kosztem doświadczonych pracowników. Czyste marnotrastwo. -
(fanfary, grecki chór i najgorsza z kompozycji Rubika eskalują napięcie)
-
Janusz K.:
W kwestii topograficzno-charakterologicznej w zupełności zgadzam się z Panem: w Warszawie z Bielan na Piaski to rzut beretem, a u Was w dodatku Piaski to jeszcze Wielkie, i drogi szmat...i, hmmmm, o zwiększonej skłonności do oszczędzania u Krakusów nie wspominając (w tym miejscu)...:P Janusz K. edytował(a) ten post dnia 08.12.06 o godzinie 14:34
a ja się w szczecinie urodziłem :) A tam ostrożnie...ostrożnie... prawda, Dorota? :) -
Trudno mi się z tym nie zgodzić, Panie Januszu, ale zastanawiam się czy taki silny związek jest w "standardowych" działaniach coachingowych potrzebny?
Co do relacji mistrz-uczeń to jednak oczekiwałbym od mistrza oprócz wskazówek i działania doradczego form bardziej aktywnych - jako uczeń dałbym mu prawo palnięcia mnie w łeb gdybym szedł w zupełnie idiotycznym kierunku.
A miasta i ludzie są różni - czasem uścisk ręki to wysunięcie węża z kieszeni :)
Pozdrawiam serdecznie
A na lunch, drogie Panie, jak najbardziej -
Sam brałem udział tylko w tworzeniu "contentu" do szkoleń e-learnigowych, nie miałem wpływu na forme przekazywania treści.
Znam firmę, która tworzy programy e-learnigowe w oparciu o
-wiedzę ekspertów
-wodotryski graficzne
-informatyków oczywiście
-i (co dla mnie najciekawsze) zespół złożony z pedagoga, trenera i psychologa poznawczego, którzy dbali o odpowiedni przekaz. Wyniki były obiecujące.
Ale - jak to w Rzymie i słynnym tekstem "Kartaginę trzeba znizczyć" powtórzę: nic nie zastąpi kontaktu z człowiekiem :) -
Ja będę na kongresie - choćby po to, żeby dowiedzieć sie kto ma rację.
Faktycznie coaching nie wchodzi (i moim zdaniem nie powinien wchodzić) w realcje opartą na uczuciach (chociaż na współodczuwaniu owszem!). Za to sie płaci pieniedzmi. W reklacji mistrz- uczeń płaci się współzależnością. I dlatego to musi być oparte na zaufaniu - nawet straszliwy Senator Palpatine ufał Vaderowi :) Też bym tak chciał, Panie Januszu, ale w biznesie o pełne zaufanie trudno, prawda? Coaching jest mniej wymagający, ale bardziej biznesowy i dlatego często odczłowiecza realcje w techniki.
Tak mi sie tylko nasunęło, to chyba mało jasne. -
Jestem w warszawie na coachingu 14-15 grudnia. Ktoś się wybiera?
A w Kra dopiero w styczniu, chyba 10-11, Mariola -
Z mojej kamery to trochę jest tak, że do coachingu przylepia sie dużo rzeczy - jedni rozumieją takie działania jako metodę, inni jako sposób na życie, jeszcze inni jako "bacik" na zmianę zachowań niesfornych pracowników. Także z tym rozwojem to byłbym ostrożny, Beata.
Trudnością - i to czysto poza-definicyjną - są oczekiwania tego, kto płaci za coaching pracowników. Często spotykam się z nastawieniem pod hasłem "Zepsuł mi sie telewizor (pracownik) więc go pocoachuje (bez skojarzeń, to nie literówka!:) i się naprawi".
Po prostu z coachingiem jako narzedziem można zrobic dużo złego w firmie, tak jak ze szkoleniami, mentoringiem i tak dalej. Zresztą widze tutaj kilka takich "ofiar" i oburza mnie to jako trenera i jako człowieka.
Warunkiem koniecznym (ale niewystarczającym) powodzenia działań coachingowych jest uswiadomienie pracodawcy, że nie ma nad procesem pełnej kontroli, kupuje trochę kota w worku. To raz. A dwa - coaching wymaga wysilku nie tylko coacha i "ucznia", ale także szefa i całej organizacji. Niestety - niewiele struktur na to stac. Jeszcze.
Tadeusz Reimus edytował(a) ten post dnia 07.12.06 o godzinie 11:44 -
Maniera akademicka często wynika z bezradności i nieznajomości praktyki - łatwiej jest przygotować sie z 4 modelowych książek niż uogólnić swoje doswiadczenia (jeśli sie je w ogóle ma...)
Jest to plaga, która - na całe szczęscie - zostaje wypierana przez rynek. Menedżerowie nie maja czasu na uprawianie sztuki dla sztuki - chcą konkretnych rozwiązań i informacji zwrotnych. Metoda coachingu sprawdza sie o wiele lepiej gdy uczestnicy maja bazowo wysokie kompetencje - samo to, że ktos przygląda sie ich pracy w kontekscie jest dla nich cenne.
No i kontakt jest oczywiście bardziej intymny - tylko "usługa" droższa.
pozdrawiam Szczecin, Panie Arkadiuszu
Tadeusz Reimus edytował(a) ten post dnia 07.12.06 o godzinie 11:26 -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy GL - Uwagi/Propozycje
-
Powiem krótko.
Majchrowski nie przeszkadza. Za wiele nie pomaga, fakt, ale pochodzę z miasta, gdzie było dużo gorzej. -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy PRZYWÓDZTWO
-
Sergiusz B.:Pani Moniko, proszę mi w takim wypadku wytłumaczyć, w czym to podejście jest lepsze od zatrudnienia konsultantów dla kierownictwa, którzy wzbogacą jego kompetencje i know-how, bez konieczności transferu odpowiedzialności decyzyjnej.
Panie Sergiuszu, w moim przekonaniu konsultant właśnie dlatego jest konsultantem, że nie podejmuje decyzji - IM idzie o wiele dalej niż doradztwo specjalistów i ekspertów. Spełnia rolę prowokatora zmiany, której nie można dobrze odegrać bedąc w środku organizacji.
To trochę jak z psychoterapią - nie powinno się jej prowadzić dla żony, kolegi czy rodziców - menedżerowie sa po prostu naduwikłani. Dlatego zgadzam się z Panią Moniką.
Pewnym pomysłem, na który wpadłem przy okazji współpracy z dużą firmą jest wypośrodkowanie roli między IM a doradcą - zatrudnienie menedżera nie po to, żeby przeprowadzał zmiany, ale żeby ZDIAGNOZOWAŁ przyczyny trudności i potem przedstawił ewentualne rozwiązania, które zarząd może wprowadzić, albo nie. Nazwałem to roboczo w odróżnieniu od "Mistery Client" - "Mistery Boss" :)
Tadeusz Reimus edytował(a) ten post dnia 06.12.06 o godzinie 14:05