konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

Jacek Straszak:
Dziecko ma tak, że kopiuje reakcje, które widzi u rodziców.

Mam nadzieję że dziecko będzie na tyle rozsądne żeby kopiować reakcję rodziców a nie teściowej bo inaczej fobia gwarantowana ;)

A kiedy zacząć? Możliwie najwcześniej. Twój 1,5 roczniak już dużo rozumie, jeśli tata powie mu że wąż może ugryźć, a to bardzo boli to będzie rozumiał - w jego/jej wieku "gryzie", "boli" i "wąż" powinny nie sprawiać większego problemu.

Dokładnie ma rok i 4 miesiące, ale nie, raczej takie wytłumaczenie do niego jeszcze nie dociera, nie znaczy to że nie tłumaczymy, ale w tej chwili to jest jeszcze zbyt złożone. Trudno mu wytłumaczyć "ugryźć" jako negatywne zjawisko bez demonstracji a jak na razie nawet z kotami i psami miał szczęście.
EDYTA: dzieciom nic nie tłumaczymy "prostym jeżykiem" to niehumanitarne...Jacek Straszak edytował(a) ten post dnia 02.12.10 o godzinie 07:38

A prostym jeżykiem to może i by szybciej dotarło ;)
Jacek Straszak

Jacek Straszak Szef działu HR

Temat: Dziecko i survival

Jedrzej M.:

Dokładnie ma rok i 4 miesiące, ale nie, raczej takie wytłumaczenie do niego jeszcze nie dociera, nie znaczy to że nie tłumaczymy, ale w tej chwili to jest jeszcze zbyt złożone. Trudno mu wytłumaczyć "ugryźć" jako negatywne zjawisko bez demonstracji a jak na razie nawet z kotami i psami miał szczęście.

No to trzeba korzystać z pojęć które już zna - np. zamiast "ugryzie" zrobi ci "ałciu" czy jak tam to sobie nazywacie. A nie uwierzę że 1,5 roczne bobo jakiegoś "ałciu" sobie kiedyś nie zrobiło ...no chyba że teściowa rzuca się między twoje bobo a podłogę aby łagodzić upadek ;)

A ponadto wielu rodziców nie docenia zdolności poznawczych swoich dzieci. Wiele jeszcze samo ci tego nie powie, ale rozumie już więcej niż nie jeden dorosły podejrzewa.


A prostym jeżykiem to może i by szybciej dotarło ;)

to ewentualnie dla teściowej żeby nie panikowała ;)

konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

Jaceeek... ratunkuuu!

Ale chyba nie piszesz tego przekonany, że wszyscy zrozumieją, że się naśmiewasz... Ja wolę nie robić żartów z pewnych rzeczy, gdy jestem przekonany, że będą tacy, co podejdą do tych żartów poważnie *).

A będą!

Dlatego wolę dosadnie zaznaczyć, że język "ałciu", "cacy" i "be" utrudnia rozwój dziecka i późniejszą z nim komunikację. To język zdziwaczałych bezdzietnych ciotek, który inni naśladują, bo nie mają własnego zdania, więc uważają, że tak trzeba.

*) Vide: traktowanie wygłupów Gryllsa...
Jacek Straszak

Jacek Straszak Szef działu HR

Temat: Dziecko i survival

Krzysztof J. Kwiatkowski:
Jaceeek... ratunkuuu!

Ale chyba nie piszesz tego przekonany, że wszyscy zrozumieją, że się naśmiewasz... Ja wolę nie robić żartów z pewnych rzeczy, gdy jestem przekonany, że będą tacy, co podejdą do tych żartów poważnie *).

A będą!

Dlatego wolę dosadnie zaznaczyć, że język "ałciu", "cacy" i "be" utrudnia rozwój dziecka i późniejszą z nim komunikację. To język zdziwaczałych bezdzietnych ciotek, który inni naśladują, bo nie mają własnego zdania, więc uważają, że tak trzeba.

*) Vide: traktowanie wygłupów Gryllsa...

To szybciutko prostuję (jeżyka?) słusznie napomniany - rozdzielam tu dwie rzeczy:

a. tłumaczymy dziecku zagrożenie tak żeby zrozumiało (zrozumiałymi dla niego pojęciami)
b. używanie "ałciu" zamiast boli, "be" zamiast złe, itp. to głupota i tak jak pisze Kris niczemu dobremu nie służy.

wspomniane "ałciu" podałem jako przykład słowa/określenia znanego dziecku, którym posługujemy się aby mu wytłumaczyć co ten wąż nam zrobi, ale oczywiście najlepiej jeśli dziecko po prostu zna słowo boli.

konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

Krzysztof J. Kwiatkowski:
Jaceeek... ratunkuuu!

Ale chyba nie piszesz tego przekonany, że wszyscy zrozumieją, że się naśmiewasz... Ja wolę nie robić żartów z pewnych rzeczy, gdy jestem przekonany, że będą tacy, co podejdą do tych żartów poważnie *).

A będą!

Dlatego wolę dosadnie zaznaczyć, że język "ałciu", "cacy" i "be" utrudnia rozwój dziecka i późniejszą z nim komunikację.
A tu się nie zgodzę z guru Kriskiem...Właśnie cacy i be...Ułatwiają komunikację...Bo zamiast mówić. -Nie dotykaj kochane dzieciątko tego żelazka-to mówię si!. Może jest to nieco prymitywne...Lecz skraca komunikację...Więc najpierw krzyczę si kobra. A potem mu spokojnie tłumaczę...jak już nawieje...Jak się nie przewróci to się ni nauczy...Lecz branie kobry czy też żmii zygzakowatej do łapci nie jest cacy:-)
http://www.babyboom.pl/niemowleta/rozwoj/jezyk_migowy_...Marek Bronisław Hubert edytował(a) ten post dnia 03.12.10 o godzinie 21:11
Andrzej Podgóreczny (Ape)

Andrzej Podgóreczny
(Ape)
DTM, skipper, coach,
Master Business
Trainer z pasją,
czy...

Temat: Dziecko i survival

Marek Bronisław Hubert:
Krzysztof J. Kwiatkowski:
Jaceeek... ratunkuuu!

Ale chyba nie piszesz tego przekonany, że wszyscy zrozumieją, że się naśmiewasz... Ja wolę nie robić żartów z pewnych rzeczy, gdy jestem przekonany, że będą tacy, co podejdą do tych żartów poważnie *).

A będą!

Dlatego wolę dosadnie zaznaczyć, że język "ałciu", "cacy" i "be" utrudnia rozwój dziecka i późniejszą z nim komunikację.
A tu się nie zgodzę z guru Kriskiem...Właśnie cacy i be...Ułatwiają komunikację...Bo zamiast mówić. -Nie dotykaj kochane dzieciątko tego żelazka-to mówię si!. Może jest to nieco prymitywne...Lecz skraca komunikację...Więc najpierw krzyczę si kobra. A potem mu spokojnie tłumaczę...jak już nawieje...Jak się nie przewróci to się ni nauczy...Lecz branie kobry czy też żmii zygzakowatej do łapci nie jest cacy:-)
http://www.babyboom.pl/niemowleta/rozwoj/jezyk_migowy_...Marek Bronisław Hubert edytował(a) ten post dnia 03.12.10 o godzinie 21:11

Owszem ułatwiają komunikację rodzicom. Jednak nie przyspieszają rozwoju dziecka, a wręcz go opóźniają.
Amerykańskie bobomigi czy nasze rodzime migusie, to zupełnie inna bajka.
Co prawda są bardzo przydatne i wkazane - jednak w sytuacji kryzysowej (vide kobra czy żelazko) niemal nigdy nie zastąpią komunikacji werbalnej, czyli np. ostrego "Oj!" czy "Uważaj!". To jedno.

Drugą - najbardziej jednak zasadniczą - sprawą jest zapewnienie stałej (!) opieki kilkunastomiesięcznemu dziecku. Bowiem żadne "oj", "auć" czy "si" nigdy jej braku nie zastąpią. Te mogą nam być jedynie pomocne w wyrabianiu u dziecka prawidłowego obrazu otaczającego je świata.

Serdecznie pozdrawiam
Andrzej Podgóreczny

konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

Andrzej Podgóreczny (ape):
Marek Bronisław Hubert:
Krzysztof J. Kwiatkowski:
Jaceeek... ratunkuuu!

Ale chyba nie piszesz tego przekonany, że wszyscy zrozumieją, że się naśmiewasz... Ja wolę nie robić żartów z pewnych rzeczy, gdy jestem przekonany, że będą tacy, co podejdą do tych żartów poważnie *).

A będą!

Dlatego wolę dosadnie zaznaczyć, że język "ałciu", "cacy" i "be" utrudnia rozwój dziecka i późniejszą z nim komunikację.
A tu się nie zgodzę z guru Kriskiem...Właśnie cacy i be...Ułatwiają komunikację...Bo zamiast mówić. -Nie dotykaj kochane dzieciątko tego żelazka-to mówię si!. Może jest to nieco prymitywne...Lecz skraca komunikację...Więc najpierw krzyczę si kobra. A potem mu spokojnie tłumaczę...jak już nawieje...Jak się nie przewróci to się ni nauczy...Lecz branie kobry czy też żmii zygzakowatej do łapci nie jest cacy:-)
http://www.babyboom.pl/niemowleta/rozwoj/jezyk_migowy_...Marek Bronisław Hubert edytował(a) ten post dnia 03.12.10 o godzinie 21:11

Owszem ułatwiają komunikację rodzicom. Jednak nie przyspieszają rozwoju dziecka, a wręcz go opóźniają.
Amerykańskie bobomigi czy nasze rodzime migusie, to zupełnie inna bajka.
Co prawda są bardzo przydatne i wkazane - jednak w sytuacji kryzysowej (vide kobra czy żelazko) niemal nigdy nie zastąpią komunikacji werbalnej, czyli np. ostrego "Oj!" czy "Uważaj!". To jedno.
To jakaś teza psychologiczna? Nie wiem jaka jest średnia...Lecz z moim rocznym rozmawiałem...To si-(pewnie wielu to zbulwersuje) to była komenda. Tak- taka jak dla psa:-) Właśnie gdy moje małe było małe a mieszkałem na większym zadupiu jak teraz...Odwiedził mnie kolega który bał się wychowania dziecka...
Jago ojciec pedagog dał mu radę...Kup sobie książkę do układania psów - i będziesz wiedział wszystko:-)

Ja uważam że roczne dziecko rozumie więcej niż większości dorosłym się wydaje( ono rozumie że żmije są złe a pies może ugryźć) nie znaczy to że nie wezmą tego małego w swe łapki...

Z moim małyłm gdy było zbyt małe(od kilu miesięcy do 2 lat) do zrozumienia złożonych komunikatatów porozumiewałem się komędami.-jeść, pić, mama, tata...

Być może chodzi wam o pieślawienie...(maś, plosię,dlaciego)??
Które faktycznie nie rozwija mowy...

Gdyby wasza teoria była prawdziwa że si, be i fuj blokują rozwój-to moje małe nie pisało by i czytało w wieku 5 lat.
(no chyba że rodzic poprzestaje na si, be, cacy:-) to wtedy i 10 latek może mieć problemy...
Andrzej Podgóreczny (Ape)

Andrzej Podgóreczny
(Ape)
DTM, skipper, coach,
Master Business
Trainer z pasją,
czy...

Temat: Dziecko i survival

Marek Bronisław Hubert:
Andrzej Podgóreczny (ape):
Marek Bronisław Hubert:
Krzysztof J. Kwiatkowski:
Jaceeek... ratunkuuu!

Ale chyba nie piszesz tego przekonany, że wszyscy zrozumieją, że się naśmiewasz... Ja wolę nie robić żartów z pewnych rzeczy, gdy jestem przekonany, że będą tacy, co podejdą do tych żartów poważnie *).

A będą!

Dlatego wolę dosadnie zaznaczyć, że język "ałciu", "cacy" i "be" utrudnia rozwój dziecka i późniejszą z nim komunikację.
A tu się nie zgodzę z guru Kriskiem...Właśnie cacy i be...Ułatwiają komunikację...Bo zamiast mówić. -Nie dotykaj kochane dzieciątko tego żelazka-to mówię si!. Może jest to nieco prymitywne...Lecz skraca komunikację...Więc najpierw krzyczę si kobra. A potem mu spokojnie tłumaczę...jak już nawieje...Jak się nie przewróci to się ni nauczy...Lecz branie kobry czy też żmii zygzakowatej do łapci nie jest cacy:-)
http://www.babyboom.pl/niemowleta/rozwoj/jezyk_migowy_...Marek Bronisław Hubert edytował(a) ten post dnia 03.12.10 o godzinie 21:11

Owszem ułatwiają komunikację rodzicom. Jednak nie przyspieszają rozwoju dziecka, a wręcz go opóźniają.
Amerykańskie bobomigi czy nasze rodzime migusie, to zupełnie inna bajka.
Co prawda są bardzo przydatne i wkazane - jednak w sytuacji kryzysowej (vide kobra czy żelazko) niemal nigdy nie zastąpią komunikacji werbalnej, czyli np. ostrego "Oj!" czy "Uważaj!". To jedno.
To jakaś teza psychologiczna? Nie wiem jaka jest średnia...

Nie jestem dyplomowanym psychologiem, a jedynie pedagogiem i metodykiem oraz ojcem trzech synów - dwóch już mocno dorosłych i jednego - aktualnego gimnazjalisty. Dwóch z nich wychowywałem (najmłodszego wychowuję nadal) samotnie. Nie jestem więc żadnym akademickim teoretykiem, nie znam się także zbytnio na statystyce (poza tym, co liznąłem na studiach).
Lecz z moim rocznym rozmawiałem...To si-(pewnie wielu to zbulwersuje) to była komenda. Tak- taka jak dla psa:-) Właśnie gdy moje małe było małe a mieszkałem na większym zadupiu jak teraz...Odwiedził mnie kolega który bał się wychowania dziecka...
Jago ojciec pedagog dał mu radę...Kup sobie książkę do układania psów - i będziesz wiedział wszystko:-)

Rozwijając myśl - można by również skorzystać z wiedeńskiej szkoły układania koni. Bardzo to może być pomocne przy przysposabianiu dziewcząt do pony play. Szczegóły na stronach BDSM.
Mam jednak nadzieję, że ten Twój znajomy nie zdobył się na naukę własnego dziecka komend warowania czy aportowania ;)
Ja uważam że roczne dziecko rozumie więcej niż większości dorosłym się wydaje( ono rozumie że żmije są złe a pies może ugryźć) nie znaczy to że nie wezmą tego małego w swe łapki...

Zgadzam się z Tobą w stu procentach. To my nie potrafimy się z małym dzieckiem porozumieć. Mamy przy tym wielkie szczęście, że dziecko to nie dorosły, więc nie reaguje irytacją na tę naszą nieudolność interpersonalną :)
Z moim małyłm gdy było zbyt małe(od kilu miesięcy do 2 lat) do zrozumienia złożonych komunikatatów porozumiewałem się komędami.-jeść, pić, mama, tata...

Ja wręcz przeciwnie. Od samego początku mówiłem do mojego syna tak jak do starszego dziecka - jednak wyraźniej, wolniej i nigdy w stylu: >tata ci coś< lub >ty coś tacie<, ale zawsze >ja ci coś< lub >ty coś mnie<. Z resztą rozmawiałem już "z brzuchem", ale to inna bajka :)

> Być może chodzi wam o pieślawienie...(maś, plosię,dlaciego)??
Które faktycznie nie rozwija mowy...

To też, jednak resztę rozwinę poniżej...
Gdyby wasza teoria była prawdziwa że si, be i fuj blokują rozwój-to moje małe nie pisało by i czytało w wieku 5 lat.
(no chyba że rodzic poprzestaje na si, be, cacy:-) to wtedy i 10 latek może mieć problemy...

Pojęcia i emocje z pierwszych trzech lat rozwoju dziecka, zostają zakodowane w najgłębszych pokładach pamięci, a często w podświadomości. Pozostają więc (nierzadko ukryte przed świadomością) przez całe życie.
Be, fe czy cacy to pojęcia spoza normalnego ludzkiego słownika. Skąd zatem możesz mieć pewność czy w późniejszym wieku nie zakiełkują jakiejś patologii czy preferencji mniejszościowych? Psie komendy dają tu dużo do myślenia i spore pole do popisu...
Pozornie niewinne >si<... Jak myślisz, jakie skojarzenia może podsunąć dziecku podświadomość za kilka, kilkanaście lat np. przy intymnych kontaktach z Francuzką? Sądzisz, że w kulminacyjnym momencie - po takim przecież zachęcającym słowie - wzwód się nadal utrzyma?
Śmiem w to wątpić, bo zmysłowe "si" to zakodowane przez rodzica "źle!". O męskim dyshonorze tu już nie wspomnę...

Jednak to tylko moje skromne i prywatne zdanie, więc nie sugeruję przecież, że ignorancja oraz eksperymenty rodziców mogą skutkować tragediami w życiu dorosłym ich ukochanych pociech.

Serdecznie pozdrawiam
Andrzej Podgóreczny

konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

Andrzej Podgóreczny (ape):

Pozornie niewinne >si<... Jak myślisz, jakie skojarzenia może
> podsunąć dziecku podświadomość za kilka, kilkanaście lat np.
przy intymnych kontaktach z Francuzką? Sądzisz, że w kulminacyjnym momencie - po takim przecież zachęcającym słowie - wzwód się nadal utrzyma?
Śmiem w to wątpić, bo zmysłowe "si" to zakodowane przez
rodzica "źle!". O męskim dyshonorze tu już nie wspomnę...
Freudem mi tu pachnie...
Po pierwsze...To że wzwód się utrzyma nawet przy si:-) Powiem więcej. Utrzyma się przy nain...Gdyby język miał taki wpływ na nasze życie seksualne...To mieli byśmy problemy z rozmnażaniem się. Póki co wychodzi to świetnie naszemu gatunkowi...
Sex jest ponad językowy i ponad kulturowy...

Co do si. To było raczej śi (dźwięk kapiącej wody na piec)
Nie chodzi tu o negatywne kodowanie, lecz przekazywanie informacji.
Śi ma służyć przypomnieniu dziecku że kominek lub koza są gorące.
Właśnie cała sztuka polega na tym by komunikować się nie przekazując negatywnych(oceniających) informacji. To że ogień jest ciepły, nie znaczy że jest zły. To że żmija jest ajć. Nie znaczy że jest zła. Dziecko gdy zaczyna raczkować i chodzić musi wszystkiego dotknąć. Zresztą w języku polskim to jest takie skomplikowane mamy długaśne "za ciepłe" gorące...W języku angielskim mamy HOT-o ni nie potrzebują ŚI. (ich hot ma wydźwięk erotyczny)

Cała sztuka polega na tym aby uczyć dziecko, być jego przewodnikiem po świecie...
Z jednym się zgodzę...Zryć psychikę dziecku jest bardzo łatwo...

Co do aportowania i warowania to super zabawa dla dziecka :-)

konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

Hi hi hi...!
Rozkręciliście się...

Ja na pewno wcześniej uprościłem swój przekaz (nie miałem pojęcia, że czytają spece od "si") ;)

Wobec tego podam propozycję (nie chcę wcale "gurować"):

- w sytuacjach komunikacji alertowej (możliwość uczynienia sobie krzywdy) używamy dźwięku koncentrującego uwagę dziecka na nas (zawsze polecam najbardziej alarmowe "E!") - jeśli dziecko się ma na ten dźwięk obejrzeć kończąc równocześnie ruch rączką do wirówki, lepiej zadziałać fizycznie...

- w sytuacji komunikacji opisującej (rzecz, sytuację, zjawisko) nie budujemy długich skomplikowanych zdań, ale... mówimy: tzn. mają to być słowa używane w zwykłym języku, a nie brane ze Słownika Dla Niemowląt

- przekazy instruujące mają być werbalnie też proste, a dobrze jest, gdy słowom określającym czynność towarzyszą zawsze te same, adekwatne gesty *)

Wysiłek rozwojowy dziecka związany z komunikacją skierowany jest na 'zrozumienie'. Potem przyjdzie czas na znalezienie 'różnorodności', czyli wiedza, że dla jednej czynności można użyć słów "siadaj", "usiądź", "klapnij sobie"...

*) Mój pies doskonale wie czego po nim oczekuję także wtedy, gdy niczego nie mówię, są bowiem uniwersalne gesty ukazujące ruch, kierunek (miejsce), wzięcie, zatrzymanie się, powstrzymanie się od czegoś, dezaprobatę, itp.

konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

Krzysztof J. Kwiatkowski:
*) Mój pies doskonale wie czego po nim oczekuję także wtedy, gdy niczego nie mówię, są bowiem uniwersalne gesty ukazujące ruch, kierunek (miejsce), wzięcie, zatrzymanie się, powstrzymanie się od czegoś, dezaprobatę, itp.
Psy mniej myślą niż dzieci...dlatego z nimi nieco łatwiej...

konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

Piłeczkę, Drogi MBH, zawsze można odbić - z dziećmi mamy dużo więcej wspólnego (choćby i tylko w dziedzinie komunikacji).

A zapraszam do przeczytania książkę Rogera Foutsa "Najbliżsi krewni". Jest to książka omawiająca doświadczalne prace naukowe. Mowa tam o dążeniach ludzi, by komunikować się z małpami. Okazało się, że mowa ludzi była tu utrudnieniem w porozumieniu. Szympansy bowiem - rozumiejąc, że jest to sposób komunikacji - koncentrowały się na ludzkiej mowie nie potrafiąc otworzyć kanału zwrotnego (brak właściwego ukształtowania narządów mowy). W wyniku tego "rozmowa" stała się niezwykle uboga.

Badacze zmienili metodę i zaczęli się komunikować językiem migowym, co małpy potrafiły wykorzystać. Powstały zdania złożone. Ale... stało się to możliwe dopiero wtedy, kiedy ludzie całkowicie wyłączyli mowę.

Dalej - trzeba przeczytać, bo literatura fascynująca. A z niej można wynieść niezwykle dużo wniosków, także w dziedzinie włączania mowy gestów do usprawniania komunikacji z dzieckiem małym.
Jacek Straszak

Jacek Straszak Szef działu HR

Temat: Dziecko i survival

no to jeszcze dwie ciekawostki.

ciekawostka nr 1
Polska lingwistka Pani Anna Wierzbicka, opisała w swoich wieloletnich pracach badawczych, że wszystkie ludzkie języki posiadają ok. 60 określeń, które wystarczą do opisania wszystkiego.

tu dość stary artykuł na ten temat:
http://archiwum.polityka.pl/art/jezyk-wspolnego-boga,3...

Choć ostatnio słyszałem, że coś nowego w polskich mediach się pojawiło (kto poszpera ten znajdzie)

ciekawostka nr 2
Człekokształtne np mądralińskie szympansy są dużo słabsze w rozpoznawaniu ludzkich gestów (np. wskazywanie palcem) niż psy! Badania wykazały że nawet małe szczeniaczki dość sprawnie rozpoznają gesty człowieka, które są nie do ogarnięcia dla sprytnych i mądrych szympansów.

konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

abyś sobie Krzysztof nie pomyślał..."Wartościowa odpowiedź" kliknęła się sama, bo komputer za mną nie nadąża :)

a swoją drogą - język migany to świetna sprawa i dość intuicyjna.Przemysław F. edytował(a) ten post dnia 07.12.10 o godzinie 11:21

konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

Krzysztof J. Kwiatkowski:
Piłeczkę, Drogi MBH, zawsze można odbić - z dziećmi mamy dużo więcej wspólnego (choćby i tylko w dziedzinie komunikacji).

A zapraszam do przeczytania książkę Rogera Foutsa "Najbliżsi krewni".

Dzięki za lekturę. Gdzie to kupię poza siecią?
Ja próbowałem nauczyć swoje dziecię migowego. Trochę nawet się udawało. Lecz zaczęło mówić bardzo szybko więc porzuciłem temat. Wtedy metoda porozumiewania się na migi z niemowlęciem była modna...http://migowy.pl/

Ja we wcześniejszym poście chciałem coś innego napisać...Że dzieci są cwańsze niż psy i trudniej je szkolić(wychowywać:-) na zasadzie odruchu tak jak psy...

Pies mój, też wykonuje podstawowe polecenia(waruj, noga, naprzód, lewo, prawo) gdy widzi gesty. Pies też obserwuje kierunek mojego marszu i nie muszę mu mówić gdzie idziemy...
ZMarek Bronisław Hubert edytował(a) ten post dnia 07.12.10 o godzinie 10:56

konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

Przemysław F.:
abyś sobie Krzysztof nie pomyślał..."Wartościowa odpowiedź" kliknęła się sama, bo komputer za mną nie nadąża :)

a swoją drogą - język migany to świetna sprawa i dość intuicyjna.

A ja - proszę Pana - uważam, że Pana komputer po prostu wie lepiej...!

PS. Miałeś do mnie zadzwonić - pilne!

konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

Faktycznie się wszyscy rozkręcili. Też mam parę uwag więc po kolei. Co do języka dla dzieci, czyli tych wszystkich drobnych słów których nie użylibyśmy w rozmowie z dorosłymi. Zastanawiałem się czy można to pominąć bo sam nie lubię za bardzo takich zdrobnień. Przed urodzeniem dziecka czytałem parę szerszych prac zbiorowych na temat dzieci (prace typu A do Z). Amerykanie doszli do wniosku że używanie "baby talk" PRZYSPIESZA naukę mówienia. Dziecko wprawdzie nie nauczy się od razu poprawnych słów ale w tym czasie dziecko uczy się bardziej struktury języka a ten rodzaj rozmowy dobrze się do tego nadaje ;) Do tego druga sprawa, ten język w rozmowie z dzieckiem wychodzi sam, go się nie wymyśla czy tworzy, rodzic rozmawiając z dzieckiem sam dostosowuje słownictwo tak żeby uzyskać jak najlepszy efekt w postaci rozumienia dziecka.

Czym innym jest natomiast występująca szczególnie ostatnio w Polsce tendencja do języka "zidiociałego" czyli "synku czy chcesz kanapeczkę z masełkiem?"

Co do porównania dziecka do psa, to niestety ale jest w tym sporo racji, te same metody wychowawcze dość dobrze się sprawdzają z tym ale że dziecko jest inteligentniejsze ale i też dużo więcej od niego wymagamy więc nie można poprzestać na tych początkach.

Jak jeździłem konno to narzekałem na to że na początek dali nam najbardziej oporne i upierdliwe konie, takie małe złośliwe bestie (50% fiording 50% wielkopolski). Wtedy trener wyjaśnił nam że właśnie te konie są najinteligentniejsze i najtrudniejsze do opanowania. Duże pełnokrwiste konie są dużo łatwiejsze potem bo im po prostu nie przyjdzie do głowy że można nie słuchać.

konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

Znowu odświeżam, ale nie lubię marnować istniejących wątków jak już są. Chciałem tylko dopisać uzupełnienie dla moich eksperymentów z tłumaczeniem dziecku co i jak jest z wężami.

Syn ma teraz trochę ponad trzy lata i chyba udało się wybrać właściwy efekt bo jak mu mówię wąż to od razu cofa rękę i się rozgląda jeśli nie jest oczywiste gdzie. Ale z drugiej strony jeśli spotkamy gdzieś węża po drodze to możemy go spokojnie obejrzeć z bezpiecznej odległości i dziecko nie wykazuje strachu.

Samych węży od poprzednich postów trochę było, w ogrodzie domu w którym mieszkaliśmy spotkaliśmy kobrę chyba 3 razy, i parę mniej groźnych okazów. Teraz mieszkam w Singapurze i od przyjazdu dwa miesiące temu natknąłem się raz na kobrę i dwa razy na zielone węże drzewne które nie są specjalnie groźnie (te które spotkałem akurat nie są, broń boże niech nikt nie zakłada że zielone i na drzewie jest ok).

Odktyłem też że teściowa ponad wszystko ma fobię gąsiennic, z pewną satysfakcją zademonstrowałem w tygodniowym eksperymencie dziecku co się dzieje jeśli się wsadzi gąsiennice do słoika i karmi liściami (obiecywałem motyla później się z ćmy tłumaczyłem ale ćma też się podobała).

Teraz staramy się dziecko przyzwyczaić do chodzenia. W Malezji jest to umiejętność na wyginięciu bo nigdzie się ni idzie tylko wszędzie jedzie. Tutaj samochody są niebotycznie drogie, no i nie potrzebne. Więc dopiero teraz dziecko spotkało się z tym że musi chodzić na co dzień i po parę kilometrów na raz, narzeka ale robimy postepy.

konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

Jedrzej M.:
Teraz staramy się dziecko przyzwyczaić do chodzenia. W Malezji jest to umiejętność na wyginięciu bo nigdzie się ni idzie tylko wszędzie jedzie. Tutaj samochody są niebotycznie drogie, no i nie potrzebne. Więc dopiero teraz dziecko spotkało się z tym że musi chodzić na co dzień i po parę kilometrów na raz, narzeka ale robimy postepy.
Możesz rozwinąć. Trochę nie rozumiem. Dlaczego wszędzie się jedzie skoro auta są drogie. Czy to analogicznie do Polski? Bo u nas też się wszędzie jeździ...

Tu mam taką zasadę...Ważne jest jeśli się przebywa gdzieś dłużej ważne aby dziecka nie zniechęcić do otaczającego go otoczenia w którym ciągle przebywa...(bo gdy dorośnie ucieknie do NY)
Ja z trzyletnim dzieckiem wchodziłem na spore górki, wchodziło samodzielnie...Później było trochę trudniej i odpuściłem...Bo każdy musi sam dorosnąć.
Ważne jest aby wyznaczyć sobie cel...Do dziś pamiętam z dzieciństwa zapach górskich potraw i smak herbaty w schronisku

konto usunięte

Temat: Dziecko i survival

Ok, trochę faktycznie skróciłem. My mieszkaliśmy do niedawna w Malezji, TAM wszędzie się jeździ.

Teraz jestem już w Singapurze, tutaj samochody są drogie więc tylko transport publiczny jest opcją z dużą ilością spacerów z i do.

O zniechęceniu w tym przypadku trudno mówić bo ja mówię (piszę) o trasach które dziecko pokonuje żeby gdzieś dotrzeć poza domem, park, plac zabaw itd itp. Nie mówię o tym żebym dziecko specjalnie przez pół miasta na siłę ciągnął, bo nie jestem masochistą.

Jako dziecko codziennie chodziliśmy na spacery do pobliskiego parku, który na nasze szczęście jest bardzo duży w Toruniu. Oprócz tego sporo czasu spędzaliśmy na działce. Tak że jak w wieku 5 lat z kawałkiem pojechałem z tatą w góry gdzie on był przewodnikiem wycieczki z jego uniwersytetu. To codzienne trasy po 25 km były dla mnie zupełnie normalne i był to dla mnie świetny wyjazd. No i do dzisiaj ten wyjazd pamiętam, to też coś znaczy.

Ps: jeśli wydaje ci się że w Polsce dużo się jeździ to w Malezji naprawdę byś się zdziwił.Jedrzej M. edytował(a) ten post dnia 05.10.12 o godzinie 11:45

Następna dyskusja:

Dlaczego survival...?




Wyślij zaproszenie do