Temat: Nasze wiersze
Mieszkała dnia pewnego w lesie dziewica,
Widok jej wtenczas niejednego zachwyca,
Lecz ona - jakby gdzieś zaczarowana,
Jednego w sercu umiłowała - Jana.
Jan był poetą, wielkim pisarzem,
Dniami i nocami chodził z kałamarzem,
Kartki papieru miał zawsze przy sobie
Swe poezyje tworzył przy każdej sposobie.
Pewnego ranka, gdy wiersze swe czytał,
I haust powietrza leśnego w borze chwytał,
Szła panieneczka z pełnym wiadrem wody,
Zmierzała wykończona do swojej gospody.
Kiedy tyko poczuła poety na sobie wzrok,
Wiadro z wodą wnet wypadło z umęczonych rąk,
Podbiegł do niej Jan - mąż nieziemskiej urody,
I zaczął rymy kleić - na pociechę, dla osłody.
Ile to wiader wody, dziennie by dla niej nosił,
Zbierałby ją z źdźbieł trawy, która ranek orosił,
I tak targałby tę wodę, "dla Pani serca mego" ,
I umarł by z pragnienia miłości serca swego .
Kiedy tak rymował i wszystko spisywał,
NIe zauważył, że od wielu godzin sam tak przesiadywał,
A Józia cały ten czas wodę sama nosi,
O pomoc poete nawet nie śmie prosić.
Zima przyszła, poeta po śniegu się przechadza,
A na białym puchu, brudna leży sadza,
To tędy Józia węgiel na opał nosi,
O pomoc Jana nawet nie śmie prosić.
Słyszy jedynie głosy gdzieś z oddali,
Że gdy tylko wszystki węgiel w swym kominie wypali,
Wten popędzi Jan do lasu po drewno,
I nigdy już Józia nie zmarznie - na pewno!
Przyszła wiosna, zwierzęta traw świeżych spragnione,
Prowadzą Józię na łąki dalekie, oddalone,
Gdzie pasie pasterka swą liczną zwierzynę,
A sama wycieńczona - siada pod jaworzynę.
I tylko słyszy głosy poety z oddali,
Że gdyby tyko anioły w niebie okazję mu dali,
Doglądałby z nią tę jej liczną zwierzynę,
I miałaby podparcie lepsze - niźli jaworzynę.
W lecie rzecz straszna zdarzyła się w wiosce,
Wszystkim, co dużo mowy używali w beztrosce,
Języki w buziach nagle poznikały,
A dwie wargi w jedną się scalały.
Poeta stał się świadom swej wielkiej bezwładności,
Wiedział, że żadne w nim słowo więcej nie zagości,
Serdem, duszą, czynem przemawiać nie lubiał,
Odebrał sobie życie - bo żyć więcej nie umiał.
Józia zaś swą wodę w wiaderkach wciąż nosi,
O pomoc nikogo nigdy nie poprosi,
Wiatr tylko w melodię wierszy pisanych przez zmarłego,
Deklamuje poezje napisane przez Janego.
I z czasem wiatr wspomnień ucichł bezpowrotnie,
A w raz z nim Jana obietnic pochodnie,
Słowa piękne są - lecz nie mówił ni razu
ten, kto czynu nie pozostawił obrazu.