Temat: doktorat i co dalej?

Doktorant staje się kiedyś doktorem, jak ma szczęście, to udaje mu się otrzymać miejsce na uczelni, a jak tego szczęścia nie ma, to co? Odnoszę wrażenie, że na rynku pracy (tym poza uczelniami) raczej doktorów się nie poszukuje. Ba wręcz mają gorzej niż magistrowie, bo zawsze mogą spotkać się z zarzutem "nadmiaru kwalifikacji"...

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Zanim rozpocząłem studia doktoranckie, czytałem sporo opinii na forach. Mam wrażenie, że doktorat nie jest tak ważny dla pracodawców bo w większości osoby robiące doktoraty nie mają doświadczenia w firmach. Doktoranci mają pretensje do całego świata, że nie są cenieni na rynku pracy, ale za co? Za to, że przez 25 lat czytali książki i teoretycznie są świetni? Każdy kto parę lat popracował w firmach wie, że czasami teoria to za mało, teoria nie zastąpi doświadczenia i intuicji. Ja myślę, że doktorat jest ważny, nawet dla pracodawcy, ale trzeba być dobry specjalistą w swojej dziedzinie. Świetnie jest robić doktorat jak ma się coś do powiedzenia, zaoferowania. Bez urazy, ale co ma do zaoferowania student? Jaki praktyczny problem może rozwiązać?
Pozdrawiam
Marcin Karolczak

Marcin Karolczak Młodszy inżynier do
spraw walidacji

Temat: doktorat i co dalej?

Zgadzam się z Panem Pawłem absolutnie. Powiem więcej, praktyka ma się często nijak do teorii. Wdrażając projekt odkrywamy, że nasze obliczenia hmmm lekko odbiegają od warunków produkcyjnych...
Co do tematu, kiedyś interesowałem się "robieniem doktoratu" i jak to sobie wyobrażałem po... Otóż z całą pewnością już w trakcie tworzenia rozwinąłbym jakąś współpracę z przynajmniej jednym ośrodkiem akademickim zagranicznym. Myślę że dałoby to jakieś podstawy do odbycia stażu podoktorskiego (nawet nie koniecznie w tym ośrodku z którym się współpracuje) a celowałbym pewnie tam, gdzie już byłem/znam jakieś środowisko czyli wyspy (Irlandia/Anglia) może Holandia a jeżeli w mojej dziedzinie szło by mi na prawdę dobrze myślałbym nad stażem w Niemczech. Po stażu, no cóż myślę, że należałoby zająć się jakąś własną pracą badawczą - czyli znaleźć swoje realne miejsce. Niektórzy pomimo tego, że tak otwarci na wiedzę są niestety tak ograniczeni w sensie mobilności. Teraz niestety nastają takie czasy, że ze swoją wiedzą i doświadczeniem trzeba szukać wszędzie gdzie tylko można by odnaleźć swoje miejsce w życiu.
Jeszcze z mojego własnego doświadczenia warto jest pracować (w sensie robienia doktoratu) w czymś co ma realną przyszłość - ja za przyszłościowe dziedziny uważam te związane z medycyną od strony diagnostycznej. W mojej poprzedniej firmie (Argutus) pracowało 9 osób w dziale badań i rozwoju, przy czym 3 były z stopniem doktora (wszyscy młodzi ludzie po stażach podoktorskich) ale ich wiedza była związana no jakby nie patrzeć dokładnie z profilem firmy, byli to ludzie po immunologii i mikrobiologii analitycznej. Także wniosek z tego taki, jeżeli poświęcasz na coś kolejnych 4-5 swojego życia miej wizję na przyszłość i na to co można z tym później robić.

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Sebastian Mrożek:
Doktorant staje się kiedyś doktorem, jak ma szczęście, to udaje mu się otrzymać miejsce na uczelni, a jak tego szczęścia nie ma, to co?

To zdanie, które napisałeś chyba definiuje problem. W PL uczelnie kształcą doktorów-dydaktyków i większość po doktoracie pozostaje (a przynajmniej chce pozostać) na uczelni.

To jest zupełnie odwrócona proporcja w stosunku do wielu wysoko rozwiniętych krajów, gdzie tylko niewielka część doktorów zostaje na uczelni i para się dydaktyką i badaniami.

Zgadzam się absolutnie z Pawłem, że w naszej dziedzinie (szeroko pojęte zarządzanie) brak doświadczenia praktycznego to jakaś pomyłka, więc reakcje pracodawców zupełnie nie dziwią.

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Doktorat i co dalej? To zależy czy rozpoczęcie studiów doktoranckich spowodowane było trudnościami ze znalezieniem pracy, czy może chęcią podnoszenia kwalifikacji w swoim zawodzie.

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Paweł J.:
Doktorat i co dalej? To zależy czy rozpoczęcie studiów doktoranckich spowodowane było trudnościami ze znalezieniem pracy, czy może chęcią podnoszenia kwalifikacji w swoim zawodzie.

Pawle, nie wszyscy ludzie którzy zaczynają studia dr to nieudacznicy nie potrafiący znaleźć pracy, albo bardzo świadomi pracownicy podnoszący swoje kompetencje przez pracę badawczą. Myślę, że wybór tej ścieżki nie ma wcale charakteru takiej dychotomii o jakiej piszesz.

Osobiście uważam, że jak komuś zalezy jedynie na podnoszeniu kwalifikacji (mam na mysli cały czas dr z zarządzania) to powinien wybrać dobre studia MBA, a nie doktoranckie. Może u nas pęd do robienia doktoratów z zarządzania wynika z tego, że oferta studiów MBA jest bardzo uboga?

Są jeszcze inne motywacje do robienia doktoratu - np. ambicja, prestiż albo po prostu miłość do wiedzy i zainteresowania badawcze.

Temat: doktorat i co dalej?

Beata J.:
Sebastian Mrożek:
Doktorant staje się kiedyś doktorem, jak ma szczęście, to udaje mu się otrzymać miejsce na uczelni, a jak tego szczęścia nie ma, to co?

To zdanie, które napisałeś chyba definiuje problem. W PL uczelnie kształcą doktorów-dydaktyków i większość po doktoracie pozostaje (a przynajmniej chce pozostać) na uczelni.

To jest zupełnie odwrócona proporcja w stosunku do wielu wysoko rozwiniętych krajów, gdzie tylko niewielka część doktorów zostaje na uczelni i para się dydaktyką i badaniami.

Zgadzam się absolutnie z Pawłem, że w naszej dziedzinie (szeroko pojęte zarządzanie) brak doświadczenia praktycznego to jakaś pomyłka, więc reakcje pracodawców zupełnie nie dziwią.

Fakt faktem, że pierwszą opcją pracy po doktoracie jest właśnie uczelnia, choć ta (bądź też inna) ma ograniczone możliwości absorpcji własnych doktorów. Inna kwestia, że sama ich fluktuacja w polskich strukturach akademickich nieomal nie istnieje, gdyż z mojej obserwacji wynika, że przyjętym modelem ścieżki zawodowej jest zasada od mgr do prof. na nieomal tej samej uczelni. A jeśli tak dzieje się w każdej innej szkole wyższej vel. uniwersytecie, to efektem końcowym jest ich hermetyzacja. I stan, który do dziś w PL mamy. Niemcy tę zasadę nazywają: Inzucht, czyli nie mniej nie więcej: wychowem wsobnym... A wracając do pierwszego zdania uważam, że polski rynek (czyli przestrzeń poza korporacją akademicką) mało otwarty jest na osoby z doktoratem, gdyż postrzega się je - jak wspomniał wyżej pan Paweł - z perspektywy braku wiedzy praktycznej, tj. jako osoby poniekąd 'przeteretyzowane', a w firmach liczy się przecież praktyka i pragmatyka rozwiązań, choć sama teoria nie wyklucza powiązania jej z praktyką działania. Co innego oczywiście prywatna przestrzeń badawcza, choć ta w PL zarezerwowana jest raczej nadal dla instytucji państwowych.

No i inna rzecz to ta, z jakiej dziedziny ma się doktorat. Myślę, że doktoraty w obszarze nauk technicznych bądź przyrodniczych są o wiele bardziej powiązane z praktyką niż te z szeroko pojętej humanistyki bądź nauk społecznych/ekonomicznych.
Łukasz Felkowski

Łukasz Felkowski Student,
Politechnika
Krakowska im.
Tadeusza Kościuszki

Temat: doktorat i co dalej?

Paweł Smuśkiewicz:
Doktoranci mają pretensje do całego świata, że nie są cenieni na rynku pracy, ale za co? Za to, że przez 25 lat czytali książki i teoretycznie są świetni? Każdy kto parę lat popracował w firmach wie, że czasami teoria to za mało, teoria nie zastąpi doświadczenia i intuicji. Ja myślę, że doktorat jest ważny, nawet dla pracodawcy, ale trzeba być dobry specjalistą w swojej dziedzinie.

Ja jestem na początku drogi jaką muszę przejść, aby ukończyć studia III stopnia, ale już widzę pewne niedogodności, które nie pozwalają na łączenie pracy z nauką. Po pierwsze to czas... Ile doba ma to każdy wie, a ile zajmują badania i siedzenie w laboratoriach też każdy wie. Oprócz tego istnieje przeświadczenie, że doktoratu nie da się "zrobić" pracując na pełnym etacie (lub choćby na pół etatu). Problemem (moim zdaniem) też jest sposób w jaki dąży się do uzyskania stopnia doktora. Dużo osób ściga się z czasem. Nie widząc możliwości zdobycia pracy, ani dalszego rozwoju i połączenia pracy ze studiowaniem na doktoranckich, idzie zaraz po magisterskich (za ciosem) na studia III stopnia mażąc o stypendium i myśląc, że jakoś to będzie. Dobrze pamiętam jak na jednych zajęciach profesor "starej daty" ostrzegał nas, żeby najpierw posmakować życia w pracy zawodowej, znaleźć konkretny temat dający się wykorzystać w przemyśle i wtedy zacząć badania. Nie chciałbym rozstrzygać czy miał rację. Ale z życiorysów niektórych doktorów, profesorów można wyczytać, że problemy którymi się zajmowali brały się wprost z pracy zawodowej, z potrzeby wdrożenia tego w życie. Teraz chyba zbyt dużo rzeczy trafia na półkę w bibliotece i stąd może wniosek, że doktor nie ma obycia praktycznego...
Jarosław Krajewski

Jarosław Krajewski Adiunkt, Ekspert

Temat: doktorat i co dalej?

Łukasz Felkowski:
Paweł Smuśkiewicz:
Doktoranci mają pretensje do całego świata, że nie są cenieni na rynku pracy, ale za co? Za to, że przez 25 lat czytali książki i teoretycznie są świetni? Każdy kto parę lat popracował w firmach wie, że czasami teoria to za mało, teoria nie zastąpi doświadczenia i intuicji. Ja myślę, że doktorat jest ważny, nawet dla pracodawcy, ale trzeba być dobry specjalistą w swojej dziedzinie.

Ja jestem na początku drogi jaką muszę przejść, aby ukończyć studia III stopnia, ale już widzę pewne niedogodności, które nie pozwalają na łączenie pracy z nauką. Po pierwsze to czas... Ile doba ma to każdy wie, a ile zajmują badania i siedzenie w laboratoriach też każdy wie. Oprócz tego istnieje przeświadczenie, że doktoratu nie da się "zrobić" pracując na pełnym etacie (lub choćby na pół etatu). Problemem (moim zdaniem) też jest sposób w jaki dąży się do uzyskania stopnia doktora. Dużo osób ściga się z czasem. Nie widząc możliwości zdobycia pracy, ani dalszego rozwoju i połączenia pracy ze studiowaniem na doktoranckich, idzie zaraz po magisterskich (za ciosem) na studia III stopnia mażąc o stypendium i myśląc, że jakoś to będzie. Dobrze pamiętam jak na jednych zajęciach profesor "starej daty" ostrzegał nas, żeby najpierw posmakować życia w pracy zawodowej, znaleźć konkretny temat dający się wykorzystać w przemyśle i wtedy zacząć badania. Nie chciałbym rozstrzygać czy miał rację. Ale z życiorysów niektórych doktorów, profesorów można wyczytać, że problemy którymi się zajmowali brały się wprost z pracy zawodowej, z potrzeby wdrożenia tego w życie. Teraz chyba zbyt dużo rzeczy trafia na półkę w bibliotece i stąd może wniosek, że doktor nie ma obycia praktycznego...

Łukaszu jak już zapewne zdążyłeś się zorientować nie jest wcale tak wiele osób, które kończą doktorat, ale...nikt nie powiedział, że w trakcie lub po jest czy będzie łatwo...mi jakoś udało się pogodzić pracę "etatową" z naukową, ale przyznaję, że od ponad 2 lat nie miałem urlopu prawdziwie wypoczynkowego i w jakimś stopniu moje życie prywatne na tym ucierpiało. Doktorat, jak wszystko w życiu jest kwestia wyboru i świadomości konsekwencji tego wyboru...a praktyka ma wpływ nie tylko na ewentualne badania, ale również na sam światopogląd człowieka i w moim odczuciu pozytywny i potrzebny...

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Sebastian Mrożek:
No i inna rzecz to ta, z jakiej dziedziny ma się doktorat. Myślę, że doktoraty w obszarze nauk technicznych bądź przyrodniczych są o wiele bardziej powiązane z praktyką niż te z szeroko pojętej humanistyki bądź nauk społecznych/ekonomicznych.

Calkiem mozliwe - u mnie doktorat byl w sumie mocno biologiczny ale obcowanie z roznym sprzetem dalo calkiem nieoczekiwane mozliwosci zatrudnienia. Tym samym doktorat, o ktorym sadzilem, ze bedzie psu na bude okazal sie bardzo przydatna zawodowo rzecza.

Temat: doktorat i co dalej?

Łukasz Felkowski:
Paweł Smuśkiewicz:
Doktoranci mają pretensje do całego świata, że nie są cenieni na rynku pracy, ale za co? Za to, że przez 25 lat czytali książki i teoretycznie są świetni? Każdy kto parę lat popracował w firmach wie, że czasami teoria to za mało, teoria nie zastąpi doświadczenia i intuicji. Ja myślę, że doktorat jest ważny, nawet dla pracodawcy, ale trzeba być dobry specjalistą w swojej dziedzinie.

Ja jestem na początku drogi jaką muszę przejść, aby ukończyć studia III stopnia, ale już widzę pewne niedogodności, które nie pozwalają na łączenie pracy z nauką. Po pierwsze to czas... Ile doba ma to każdy wie, a ile zajmują badania i siedzenie w laboratoriach też każdy wie. Oprócz tego istnieje przeświadczenie, że doktoratu nie da się "zrobić" pracując na pełnym etacie (lub choćby na pół etatu). Problemem (moim zdaniem) też jest sposób w jaki dąży się do uzyskania stopnia doktora. Dużo osób ściga się z czasem. Nie widząc możliwości zdobycia pracy, ani dalszego rozwoju i połączenia pracy ze studiowaniem na doktoranckich, idzie zaraz po magisterskich (za ciosem) na studia III stopnia mażąc o stypendium i myśląc, że jakoś to będzie. Dobrze pamiętam jak na jednych zajęciach profesor "starej daty" ostrzegał nas, żeby najpierw posmakować życia w pracy zawodowej, znaleźć konkretny temat dający się wykorzystać w przemyśle i wtedy zacząć badania. Nie chciałbym rozstrzygać czy miał rację. Ale z życiorysów niektórych doktorów, profesorów można wyczytać, że problemy którymi się zajmowali brały się wprost z pracy zawodowej, z potrzeby wdrożenia tego w życie. Teraz chyba zbyt dużo rzeczy trafia na półkę w bibliotece i stąd może wniosek, że doktor nie ma obycia praktycznego...

Myślę, że to właściwa droga, aczkolwiek w naukach bardziej aplikacyjnych, w teoretycznych zmaganiach to już rzecz nie aż tak konieczna. Choć ideał Humboldta, by łączyć naukę z praktyką, nadal powinien obowiązywać. Humboldt mówił o Forschung und Lehre, czyli badaniach i nauczaniu, myślę, że bez takiej kontaminacji poruszamy się raczej w sferze abstrakcji, a rzeczywistość badawcza oderwana jest od rzeczywistości. Ale co z tzw. naukami podstawowymi?

Czas to podstawa, przede wszystkim by też mogły dojrzeć myśli, zagadnienia do zbadania. I ten czas wykorzystuje się w zależności od dziedziny naukowej albo w laboratorium, albo w bibliotece, albo tu i tam. A później po wszystkim przychodzi pytanie: I co dalej?

Temat: doktorat i co dalej?

Marcin B.:
Sebastian Mrożek:
No i inna rzecz to ta, z jakiej dziedziny ma się doktorat. Myślę, że doktoraty w obszarze nauk technicznych bądź przyrodniczych są o wiele bardziej powiązane z praktyką niż te z szeroko pojętej humanistyki bądź nauk społecznych/ekonomicznych.

Calkiem mozliwe - u mnie doktorat byl w sumie mocno biologiczny ale obcowanie z roznym sprzetem dalo calkiem nieoczekiwane mozliwosci zatrudnienia. Tym samym doktorat, o ktorym sadzilem, ze bedzie psu na bude okazal sie bardzo przydatna zawodowo rzecza.

I tak to właśnie jest, człowiek nigdy nie wie, co kiedy będzie mu przydatne w życiu, w pracy zawodowej. Nie piszę w karierze, bo z tym różnie bywa. Doktorat powinien otwierać nowe możliwości, w jakieś mierze drzwi do dalszego rozwoju, ale z tym bywa róznie...

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Beato, nie pisałem o nieudacznikach zaczynających studia doktoranckie. Tryb stacjonarny pozwala na odłożenie w czasie pracy zawodowej w sytuacji, gdy nie udało się rozwinąć skrzydeł lub w ogóle wystartować... Wtedy uczelnia jest alternatywą, z której trudno się wyrwać. Nie wierzę, że nie spotkaliście takich przypadków. Druga grupa osób to świadomi ścieżki zawodowej, bądź ci którzy wierzą, że doktorat przyda się w przyszłości, poszerzający horyzonty. Doktorat powinien otwierać kolejne drzwi i dawać więcej opcji/możliwości na polu zawodowym. Ale tylko w sytuacji, gdy wybór był świadomy i przemyślany. Tak jak zauważył Jarek i Sebastian.

Co do MBA, wybór jest szeroki. Jednak porządne MBA zaczyna się od kilkudziesięciu tys. zł i trzeba mieć co najmniej 5-letnie doświadczenie menadżerskie.Paweł J. edytował(a) ten post dnia 28.12.11 o godzinie 14:37

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Sebastian Mrożek:
Calkiem mozliwe - u mnie doktorat byl w sumie mocno biologiczny ale obcowanie z roznym sprzetem dalo calkiem nieoczekiwane mozliwosci zatrudnienia. Tym samym doktorat, o ktorym sadzilem, ze bedzie psu na bude okazal sie bardzo przydatna zawodowo rzecza.

I tak to właśnie jest, człowiek nigdy nie wie, co kiedy będzie mu przydatne w życiu, w pracy zawodowej. Nie piszę w karierze, bo z tym różnie bywa. Doktorat powinien otwierać nowe możliwości, w jakieś mierze drzwi do dalszego rozwoju, ale z tym bywa róznie...

O to moim skromym zdaniem wlasnie chodzi - z perspektywy szesciu lat "po", widze, ze doktorat tak naprawde dal mi najwiecej w zakresie latwosci nabywania, syntezy i stosowania nowych wiadomosci z dziedzin mniej lub bardziej poruszonych w ciagu tych 3.5 lat studiow. Nie sadze, zebym kiedykolwiek uzyl wiedzy na temat ilosci czasteczek SNAP-25 w pecherzyku synaptycznym. No chyba, ze w pub quizzie ;)

Temat: doktorat i co dalej?

Paweł J.:
Beato, nie pisałem o nieudacznikach zaczynających studia doktoranckie. Tryb stacjonarny pozwala na odłożenie w czasie pracy zawodowej w sytuacji, gdy nie udało się rozwinąć skrzydeł lub w ogóle wystartować... Wtedy uczelnia jest alternatywą, z której trudno się wyrwać. Nie wierzę, że nie spotkaliście takich przypadków. Druga grupa osób to świadomi ścieżki zawodowej, bądź ci którzy wierzą, że doktorat przyda się w przyszłości, poszerzający horyzonty. Doktorat powinien otwierać kolejne drzwi i dawać więcej opcji/możliwości na polu zawodowym. Ale tylko w sytuacji, gdy wybór był świadomy i przemyślany. Tak jak zauważył Jarek i Sebastian.

Co do MBA, wybór jest szeroki. Jednak porządne MBA zaczyna się od kilkudziesięciu tys. zł i trzeba mieć co najmniej 5-letnie doświadczenie menadżerskie.

Jedna jednak uwaga, aczkolwiek istotna. Robiąc doktorat w trybie stacjonarnym trzeba jednak mieć na niego pieniądze, bo ze stypendiami krucho. Nie chodzi tutaj wcale o płacenie za sama procedurę (choć po przekroczeniu limitu czasu i tak tez bywa), ale o koszty związane z nie-pracowaniem. Bo czyż nie trzeba dysponować wolnym czasem, by móc spędzić go bądź w laboratorium bądź w bibliotece? Ot taka dygresja, w rozmowie ze starszym od siebie pracownikiem uczelni usłyszałem, że dziś nauka (kontekst humanistyczny) staje się coraz bardziej polem do popisu dla pasjonatów. Czyż nie było tak zawsze?

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Co dalej, to także kwestia przypadku. A dokładniej, zależy to od znalezienia finansowania (nauki techniczne). Sama etatowa praca na uczelni wyklucza trwałe trzymanie wysokiego - także w skali światowej - poziomu badań. Niezbędne są jeszcze granty. Nie chodzi tu o zakup sprzętu, bo to oczywiste, ale o to, by nie szukać nadgodzin dydaktycznych, by nie gonić za kierowniczymi stanowiskami i pieniędzmi jakie dają, bo wtedy nie ma czasu ani siły na nic więcej.

Podobnie miałem z doktoratem. Gdyby nie projekt promotorski, to nie napisałbym najciekawszej części pracy. Gdyby nie inne dofinansowania, to musiałbym pracować na (prawie) cały etat poza uczelnią. W efekcie wyniki byłyby mało ciekawe i zrezygnowałbym z całej tej zabawy - szkoda męczyć się ponad 4 lata, po czym podpisać pod gniotem (chyba, że kogoś obchodzi tylko papier). Tomasz S. edytował(a) ten post dnia 29.12.11 o godzinie 23:56
Łukasz Felkowski

Łukasz Felkowski Student,
Politechnika
Krakowska im.
Tadeusza Kościuszki

Temat: doktorat i co dalej?

Tomasz S.:
Podobnie miałem z doktoratem. Gdyby nie projekt promotorski, to nie napisałbym najciekawszej części pracy. Gdyby nie inne dofinansowania, to musiałbym pracować na (prawie) cały etat poza uczelnią. W efekcie wyniki byłyby mało ciekawe i zrezygnowałbym z całej tej zabawy - szkoda męczyć się ponad 4 lata, po czym podpisać pod gniotem (chyba, że kogoś obchodzi tylko papier).

Wydaje mi się, że to wszystko zależy od sposobu podejścia do doktoratu jak również do dalszego etapu kształcenia oraz rozwoju. Nie każdy ma to szczęście co do finansowania oraz do ciekawej pracy rozprawy. Jednak nie wydaje mi się, żeby ktoś wybierał studia doktoranckie tylko po to, żeby podpisać się pod gniotem, albo w celu zdobycia tylko papierka (który i tak może czasem bardziej zaszkodzić niż pomóc w zdobyciu pracy - czego chyba dotyczy temat postu).

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Łukasz Felkowski:
Jednak nie wydaje mi się, żeby ktoś wybierał studia doktoranckie tylko po to, żeby podpisać się pod gniotem, albo w celu zdobycia tylko papierka (który i tak może czasem bardziej zaszkodzić niż pomóc w zdobyciu pracy - czego chyba dotyczy temat postu).
Oj, bardzo dużo takich osób jest, choć niewiele z nich przyzna się. Część pracodawców jednak docenia osoby z doktoratem (są tacy co dają bezzwrotne pożyczki, jeśli temat badań związany jest z pracą, a także finansują koszty przewodu); stopień naukowy na wizytówce robi wrażenie na osobach, które nie znają środowiska naukowego.

Skąd wiem? A jak inaczej ocenić motywację kogoś, kto przez dwa lata nie ma żadnych efektów (publikacji, konferencji - mimo pobierania stypendium), po czym albo rezygnuje, albo pisze denną pracę (np. na pewnej obronie zapytano doktoranta jaką metodą coś policzył, nie widział (!) i odpowiedział, że użył takiego a takiego programu MES - co ktoś celnie skwitował, że gdyby użył innego programu, to wynik pracy byłby inny :P?). Takie osoby powinny płacić ciężką kasę za doktorat, w odróżnieniu od tych, które efekty mają - tutaj im powinno się płacić.

Ogromna jest odpowiedzialność osób podejmujących decyzje o selekcji osób, których badania będą finansowane. Pomyłki będą się zdarzać, dlatego pisałem o jakiejś tam przypadkowości.
Łukasz Felkowski

Łukasz Felkowski Student,
Politechnika
Krakowska im.
Tadeusza Kościuszki

Temat: doktorat i co dalej?

Tomasz S.:

Oj, bardzo dużo takich osób jest, choć niewiele z nich przyzna się.

No to już jest gorsza sprawa.
Część pracodawców jednak docenia osoby z doktoratem (są tacy co dają bezzwrotne pożyczki, jeśli temat badań związany jest z pracą, a także finansują koszty przewodu); stopień naukowy na wizytówce robi wrażenie na osobach, które nie znają środowiska naukowego.

Takich pracodawców życzę każdemu doktorantowi. Ale na dzień dzisiejszy jest to pewnie niewielki procent - stąd zapewne temat tej dyskusji.
Skąd wiem? A jak inaczej ocenić motywację kogoś, kto przez dwa lata nie ma żadnych efektów (publikacji, konferencji - mimo pobierania stypendium), po czym albo rezygnuje, albo pisze denną pracę

Z tym stypendium nie jest tak łatwo jak piszesz (chyba że w poprzednich latach wystarczyło zanieść wniosek do dziekanatu). Listy rankingowe są sporządzane na podstawie nie tylko ocen, ale również publikacji, konferencji, co skutecznie podnosi ilość punktów mogących przydać się podczas ubiegania o stypendium.
Ogromna jest odpowiedzialność osób podejmujących decyzje o selekcji osób, których badania będą finansowane. Pomyłki będą się zdarzać, dlatego pisałem o jakiejś tam przypadkowości.

Trudno się nie zgodzić. Przy czym to wszystko o czym pisałeś oraz inne wypowiedzi na forum, powodują że kształtują mi się dwa obrazy doktora/doktoranta (w nawiązaniu do tematu "doktorat i co dalej?):

1. doktorant angażujący się w swoją pracę doktorską, która niejednokrotnie może wnieść więcej w świat nauki niż kolejną pozycję na półce w bibliotece... która jednak nie zawsze ma odzwierciedlenie w przemyśle, stąd też taki doktor ma problemy w zdobyciu pracy poza uczelnią (a może i na uczelni). Oprócz tego: usamodzielnienie finansowe, założenie rodziny, stabilizacje życiową można odłożyć gdzieś na nieokreśloną przyszłość, ponieważ stypendia, dodatkowe dofinansowania nie trwają wiecznie, a ich zdobycie to kwestia szczęścia.
2. doktorant, który również angażuje się w swoja pracę, ale pracuje na etacie, ze względu na brak szczęścia w finansowaniu jego studiów, badań itp. Decyzję takiego doktoranta można uznać za pełni świadomą, ponieważ musi on liczyć się z dodatkowym nakładem pracy, oraz pewnymi wyrzeczeniami. Wyniki jego pracy nie są na tym samym poziomie co w przypadku doktoranta, który 4 lata spędził tylko nad tematem swoich zainteresowań naukowych, ale za to doktor nr 2 zyskuje doświadczenie, które procentuje tym, że łatwiej zdobyć mu pracę poza uczelnią.

Trzeci obraz to Ci przypadkowi doktoranci, którzy stanowią pewnie niewielki ułamek całości, więc nie warto o nich wspominać.

Mogę się mylić co do swojej oceny, dlatego z chęcią poczytam inne opinie :)Łukasz Felkowski edytował(a) ten post dnia 02.01.12 o godzinie 08:19

konto usunięte

Temat: doktorat i co dalej?

Łukasz Felkowski:
1. doktorant angażujący się w swoją pracę doktorską, która niejednokrotnie może wnieść więcej w świat nauki niż kolejną pozycję na półce w bibliotece... która jednak nie zawsze ma odzwierciedlenie w przemyśle, stąd też taki doktor ma problemy w zdobyciu pracy poza uczelnią (a może i na uczelni). Oprócz tego: usamodzielnienie finansowe, założenie rodziny, stabilizacje życiową można odłożyć gdzieś na nieokreśloną przyszłość, ponieważ stypendia, dodatkowe dofinansowania nie trwają wiecznie, a ich zdobycie to kwestia szczęścia.
2. doktorant, który również angażuje się w swoja pracę, ale pracuje na etacie, ze względu na brak szczęścia w finansowaniu jego studiów, badań itp. Decyzję takiego doktoranta można uznać za pełni świadomą, ponieważ musi on liczyć się z dodatkowym nakładem pracy, oraz pewnymi wyrzeczeniami. Wyniki jego pracy nie są na tym samym poziomie co w przypadku doktoranta, który 4 lata spędził tylko nad tematem swoich zainteresowań naukowych, ale za to doktor nr 2 zyskuje doświadczenie, które procentuje tym, że łatwiej zdobyć mu pracę poza uczelnią.

Trzeci obraz to Ci przypadkowi doktoranci, którzy stanowią pewnie niewielki ułamek całości, więc nie warto o nich wspominać.

Miałem już nie komentować, ale trudno czytać takie rzeczy...

To jest właśnie dowód na to, że doktorat jest mało warty. Czy otrzymanie jakiejś jałmużny (stypendium) to rzeczywiście szczyt marzeń doktoranta? Czy przez 4 lata studiów potrzeba 8 000h żeby napisać dobrą pracę? Mam wrażenie, że dla wielu doktorat nic nie znaczy poza biletem do pozostania na uczelni. Może niektórzy myślą, że to lekka i przyjemna praca i może tak jest, ale czy warto się męczyć i klepać biedę przez 4 lata? Jeśli ktoś jest bystry i obrotny, będzie się męczył nad jakimiś teoretycznymi wywodami za 1500 zł miesięcznie?

Z całą pewnością ja zaliczam się do "Trzeci obraz to Ci przypadkowi doktoranci, którzy stanowią pewnie niewielki ułamek całości, więc nie warto o nich wspominać"....bo nie zaliczę się do żadnej z 2 pierwszych grup.
Pracuję i sprawia mi to wiele radości i satysfakcji, uwielbiam to co robię i postanowiłem pogłębić swoją wiedzę teoretyczną, skorzystać ze współpracy z jednym z najlepszych ekspertów w Polsce w tej dziedzinie, przy pisaniu rozprawy.
Nie sądzę, że jestem odosobniony w swoim podejściu do doktoratu, ale opinie takie jak powyższe tylko utwierdzają mnie w przekonaniu, że papier doktora nie jest nic wart i schowam go sobie do szuflady.

Pozdrawiam

Następna dyskusja:

Doktorat i co dalej :(




Wyślij zaproszenie do