Temat: opinie o firmach / trenerach
Zastanawia mnie skąd u trenerów chęć bycia „trenerem z przydziału”???
Chyba, ze chodzi tu typowy schemat MLM, albo piramidę w systemie argentyńskim, w którym to Trener-Certyfikant (Guru braci trenerskiej) będzie odcinał kupony na bazie decydowania kto może, a kto nie dorasta…
Od razu nasuwa się kilak pytań na samą myśl odnośnie takich zapędów /pogróżek słownych:
1.) Czy przypadkiem swoistym substytutem Certyfikatu nie są „certyfikowane” przez „unijnych ekspertów” tzw. szkolenia dofinansowane?
Ich jakość (przynajmniej sporej części z nich) jest legendarna…
2.) Jeśli aplikujący stałby się już certyfikowanym trenerem, to czy wówczas mógłby szkolić ze wszystkiego: od P.Poż, poprzez NLP, na uwodzeniu i BHP, kończąc?
3.) Co, jeśli trenerem jest np. Amerykanin (native speaker), i niestety zupełnie nie zna polskiego (a i na takich w naszym kraju jest wzięcie w wąskich kręgach biznesowych), ale jednocześnie ów Jankes jest importerem najbardziej high-tech’owych rozwiązań z obszaru HR, made in USA? To, czy przez pryzmat tego, że Ciało Certyfikujące nie zrozumiało jego języka, oznacza to, że jest słabym trenerem i – w rezultacie - nie nadaje się do certyfikacji?
4.) Co, jeśli właścicielem programu(ów) szkoleniowych, licencji jest firma/spółka (jej aktywa stanowią wartości niematerialne i prawne), a trenerzy tylko(?) dystrybuują tę wiedzę wśród klientów? To czy wówczas, bez zgody zarządu, trener nie istnieje, bo de facto nie mógłby „obronić” swojego przygotowania (nie miałby prawa) przed owym szacownym Ciałem Certyfikującym?
Abstrahuje od sytuacji, w której firmy, które maja bardzo niszowe szkolenia / programy caochingowe nie będą zainteresowane opisywaniem swoich rozwiązań przedstawicielom szacownego Ciała (podobnie zresztą jak „fachowcom” od grantów unijnych),
5.) Jeśli certyfikaty przyznawane byłyby trenerom, a nie firmom, to czy za: stronę merytoryczną, czy raczej za np. „warsztat medialny”? Jeśli za to pierwsze, to czy z każdą nową ideą szkoleniową trener-niegodziwiec musiałby błagalnie dreptać przed Majestat Ciała? Jeśli z kolei owa weryfikacja odnosiłaby się raczej do wysublimowanych technik przekazu trenera, to czy wówczas liczyłyby się również takie dyscypliny jak: opowiadanie kawałów, wybudowanie najlepszych relacji w kawowej przerwie lub rekord w zakończeniu szkolenia przed czasem ;-)
6.) Kto konkretnie maiłby decydować o przyznawaniu owych certyfikatów?
Jakież to światłe umysły łaskawie oceniałoby niegodnych tegoż zaszczytnego tytułu kandydatów na trenerów?
7.) Czy przewiduje się komórkę nadzorującą nieprawidłowości i nadużycia Ciała Certyfikującego?
I na koniec pytanie stare jak świat: kto za to wszystko zapłaci? Może znowu rządzący pobawią się VAT-em… Ale z drugiej strony ile będzie nowych wakatów w strukturach ‘nadzorcy”…
Aneta
PS. Proszę wybaczyć literówki, ale to tzw. poranna sztywność języka i podenerwowanie wynikajace z samego pomysłu "uszlachetnienia" na siłę branży szkoleniowej.