Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Robert Dziedzic:
Myślę innaczej, ale już to zostawiam.

No ale jak? Akurat tutaj nie ma wielkich mozliwosci wyboru.

konto usunięte

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Ilość z Jakościa.

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Robert Dziedzic:
Ilość z Jakościa.

No ale jak Pan temu sam zaprzecza? Przeciez nie jestemy dziecmi.
Janusz P.

Janusz P. [Rzadko na GL]
Prawnik (z
uprawnieniami
pedagogicznymi), ...

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Miałem (stosunkowo niedawno) zupełnie inne doświadczenie, niż Założyciel wątku i niektórzy z Państwa. Patrzę z perspektywy człowieka, który odpowiedział na ogłoszenie.

Prowadziłem negocjacje on-line z Polakiem na stanowisku managerskim w pewnej zagranicznej spółce, która ma w Polsce rynek zbytu. Nastąpiła zmiana managera - na człowieka nacji miejscowej, z perspektywy siedziby spółki. Spotkałem się. Towarzysko było miło. W zakresie konkretów: totalna porażka.

Zmiana managera skutkowała cofnięciem negocjacji praktycznie do punktu wyjścia. Gdybym był tego świadom, to bym zrezygnował ze spotkania.
Pan manager - podobno z "łańcuszkiem sukcesów" w innej branży - liczył każdego grosza, choć generowane przez niego samego w Polsce koszty stałe szły w grube tysiące. Dodatkowo wyszło na jaw, że "naczalstwo" spółki i pan nowy manager mają prawie zerową orientację w polskich realiach. Co więcej: Okazało się, że naprawdę nie wiadomo, po co tej spółce jest w ogóle potrzebny prawnik w Polsce - biorąc pod uwagę formalne aspekty prowadzenia interesów w Polsce.

Podsumowanie:
Wydałem kilkadziesiąt złotych na podróż, dzień właściwie zmarnowany.
Miałem za to satysfakcję, że postawiłem piwo zagranicznemu managerowi w naszej Stolicy.
Małgorzata M.

Małgorzata M. Projekty
Unijne/Konsulting
Personalny/Kadry/Pła
ce/Doradzt...

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Interesujący temat poruszają Państwo w tym wątku.

Po pierwsze podziwiam zapał do organizowania przez Pracodawcę spotkań w miejscowościach 600 km oddalonych od siedziby. Naprawdę jestem pełna uznania - to taka rzadkość, wręcz pokuszę się o stwierdzenie, że ewenement na skalę naszego rynku pracy :)

Kandydaci nie przychodzą z różnych względów - czasami trafia się na osoby, które wysyłają swoje aplikacje tak dla sportu (tak, tak... znam takie przypadki). I interesuje ich wówczas uzyskanie jednej informacji, a mianowicie, jaka jest reakcja na ich Cv i czy są firmy zainteresowane ich zatrudnieniem. Ja takich kandydatów wrzucam do worka pod nazwą "poszukujący pracy hobbysta", który czerpie korzyści wtórne z samego wysyłania Cv i odbierania telefonów, tudzież maili z zaproszeniem na rozmowę.

Innym zwyczajnie przytrafiają się jakieś sytuacje losowe (jednakowoż wskazane w takich sytuacjach jest poinformowanie drugiej strony o zaistniałych okolicznościach - niekoniecznie zagłębiając się w ich szczegóły).

Jeszcze inni rezygnują lub otrzymali właśnie propozycję pracy i zatracili się w radości z w/w powodu, zapominając przy tym o dobrych manierach :)

Przyczyn można mnożyć. A bywa i tak, że osoba wybierająca sobie kandydatów spośród nadesłanych aplikacji dokonuje złych wyborów - wówczas należałoby przyjrzeć się temu problemowi bliżej i zmodyfikować swoje zachowanie, zmienić kryteria selekcji...

Z drugiej strony zaproszenie kandydata z Gdańska do Katowic tez jest możliwe - proszę mi wierzyć, iż bardzo wiele firm uprawia ten proceder z powodzeniem (i zapomnijcie Państwo o zwrocie kosztów podróży).

Sama w tej chwili szukam różnych możliwości - zleceń, etatu, bądź innych projektów, w których mogłabym wziąć udział i mam wyrobione zdanie na temat poziomu rekrutacji w naszym kraju - bywa często gorzej niż źle. Wiem, generalizuję w tym momencie, a moja opinia związana jest z konkretnymi firmami, z którymi prowadziłam rozmowy na płaszczyźnie było nie było biznesowej i opiniami znajomych w podobnej sytuacji.

Uprzedzając protesty prawdziwych HRowców z krwi i kości, specjalistów świadczących swoje usługi na wysokim poziomie, powiem, że zdarzają się też wyjątki.

Cóż, bieguny są dwa - jeden ma wartość dodatnią i ten pochwalam, wspieram i propaguję, drugi ma wielką krechę. O nim już wypowiadać się nie będę - wszystko bowiem zależy tak naprawdę od poziomu kultury osobistej i profesjonalizmu danego specjalisty; a odnieść to możemy do każdej z dziedzin nie tylko HR.

A co powiedzą Państwo o takiej sytuacji:
instytucja publiczna prowadzi nabór na stanowisko Kierownika Działu Kadr i Płac, organizuje spotkania na własnym podwórku, zaprasza osoby mieszkające 400 - 500 km dalej na spotkanie trwające 15 minut. Poważne i profesjonalne podejście do kandydata?

Albo inny przykład (również z życia wzięty) sieć handlowa, branża FMCG, nabór na stanowisko jak wyżej, również zapraszają kandydatów z daleka. Rozmowa toczy się "półdupkiem" przy biurku sekretarki Dyrektora Handlowego, on sam prowadzi tę rozmowę, za drzwiami jego gabinet, do którego nie wpuszcza. Kandydat dowiaduje się, że właściwie to nie chodzi o to stanowisko a coś innego - Pan Dyrektor snuje plany niczym Dyzio Marzyciel, lecz nijak nie potrafi odpowiedzieć na konkretne pytania dotyczące oczekiwań firmy wobec przyszłego pracownika. W trakcie żongluje nazwami stanowisk, zakresem obowiązków, po czym proponuje tygodniowy okres próbny, w trakcie którego osoba ma dokonać rewolucji funkcji personalnej w tejże firmie. Rozmowa trwa 25 minut.

Heh... to takie perły (acz mogę więcej dla zainteresowanych).

Ciekawa jestem Państwa opinii na ten temat.
Joanna C.

Joanna C. Szczęście nie jest
ani dziełem
przypadku, ani darem
bogów...

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Andrzej Pieniazek:
Robert Dziedzic:
Nie jestem w stanie ogarnąć wszystkich wysłanych CV bo było i jest ich zbyt wiele.

Podstawowe pytanie - ilosc czy jakosc? Najlepiej ilosc polaczona z jakoscia ale jak nie idzie to nalezy gdzies zredukowac, nieprawdaz?
Samo podejscie statystyczne tzn. im wiecej ofert wysle tym wieksze szanse mam, ze "trafie" moze byc bardzo zludne.

ja mam porządek w papierach:) takie skrzywienie księgowej,a poważnie to mam zapisane gdzie i kiedy komu co wysłałam,sporo tego więc co jakiś czas robię porządek!
stawiam też na jakość,wybieram firmy dla których naprawdę chciałabym pracować,nie są to przypadkowe ogłoszenia,głównie takie gdzie spełniam wszystkie wymagania,jednak nic z tego nie wychodzi,nie wiem gdzie tkwi błąd?!

Pani Małgorzato,te perełki to porażka i totalny brak szacunku,już nawet nie dla pracownika,ale dla człowieka!!!Joanna C. edytował(a) ten post dnia 18.03.10 o godzinie 13:29

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Małgorzata Marzec:
Albo inny przykład (również z życia wzięty) sieć handlowa, branża FMCG, nabór na stanowisko jak wyżej, również zapraszają kandydatów z daleka.

Tak jak juz powyzej chyba wspomnialem, wina lezy najwyrazniej po stronie pracodawcy czy jego pelnomocnika, ktory "zaprasza" na lewo i prawo bez nalezytych przygotowan, czylizaprasza w celu dokonania wstepnej selekcji. Przeprowadznie takowej jest jak najbardziej mozliwe bez tych podrozy i "osobistych" spotkan.

Czesciowo wine ponosi niestety kandydat, ktory da sie wciagnac w takie machinacje. Czasem faktycznie trudno sprawdzic takiego pracodawce i jak powazna jest oferta ale nie jest to niemozliwe. Pomaga np. zapytanie kto bedzie obecny przy rozmowie i jak dlugo bedzie trwala. Pomagaja tez dodatkowe "fachowe" pytania dotyczace oferowanego stanowiska. Jak odpowiedzi beda mgliste albo nie bedzie ich w ogole to jakies wnioski mozna chyba wyciagnac?
Janusz P.

Janusz P. [Rzadko na GL]
Prawnik (z
uprawnieniami
pedagogicznymi), ...

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Właśnie założyłem nowy wątek, którego problematyka wiąże się z bieżącą, ale poza nią wykracza. Zapraszam do dyskusji!
Oto linki:
http://www.goldenline.pl/forum/praca/1558590
http://www.goldenline.pl/forum/praca/1558590/s/1#29986850

konto usunięte

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

WiT Kurzac:
Witam Was serdecznie,

Od tygodnia prowadzę w całej Polsce rekrutacje na PH do pewnego projektu sprzedażowego. Dostaję CV, dzwonię, umawiam spotkanie, kandydat je potwierdza, jadę 600 km na spotkanie, wynajmuję salkę i czekam. Ma przyjść 10 osób a przychodzi 5 czasem 3. Nikt nie dzwoni nie odwołuje mimo że podczas rozmowy telefonicznej o to proszę.
Potem słucham i czytam jakie to w Polsce jest bezrobocie, jak ciężko znaleść pracę.
Może ktoś ma pomysł dlaczego tak jest?

WiT

Zastanawiam się z jakimi osobami się umawiasz, jeżeli te osoby aktualnie pracują, to generalnie jest duża szansa, że na spotkanie nie przyjdą. Ja tak generalnie reaguje na oferty Headhunterów, daje sobie przynajmniej chwile na zapoznanie się z ofertą, jeżeli nie jestem zainteresowany, przed spotkaniem ew jakąś kolejną rozmową daje znać, że mnie nie interesuje. Myśle, że osoby, które na rynku pracy są stosunkowo krótko (młode) najczęściej ignorują drugą stronę, nie zastanawiaja sie nad tym, że taki kontakt może się przydać np. za 5 lat.

Sami headhunterzy też bardzo psuja relacje potencjalny pracownik<>hh, gdy kogoś potrzebują, nie mają problemów by wydzwaniać o dowolnych porach dnia i nocy byle tylko kogoś nakłonić na spotkanie, gdy zaś ta sama osoba wysyła im zapytanie - często ludzie są ignorowani.

Pamiętajmy, że dla potencjalnego pracownika Headhunter to tylko pośrednik, on nie załatwia pracy, z której pracownik będzie zadowolony, jego celem jest przede wszystkim załatwić pracownika dla firmy, z tego ma prowizje. Także czasami rozmowy z Headhunereami przypominają rozmowy ze sprzedawcami, którzy na siłe chcą wcisnąć jakiś towar...
Małgorzata M.

Małgorzata M. Projekty
Unijne/Konsulting
Personalny/Kadry/Pła
ce/Doradzt...

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Andrzej Pieniazek:
Czesciowo wine ponosi niestety kandydat, ktory da sie wciagnac w takie machinacje. Czasem faktycznie trudno sprawdzic takiego pracodawce i jak powazna jest oferta ale nie jest to niemozliwe. Pomaga np. zapytanie kto bedzie obecny przy rozmowie i jak dlugo bedzie trwala. Pomagaja tez dodatkowe "fachowe" pytania dotyczace oferowanego stanowiska. Jak odpowiedzi beda mgliste albo nie bedzie ich w ogole to jakies wnioski mozna chyba wyciagnac?


Zgadzam się z Panem w pełni, aczkolwiek... ech, zawsze to "ale" - prawda? Zawsze zadaję pytania filtrujące. Niemniej w przypadku rozmowy "półdupkiem" - otrzymałam obszerne informacje zwrotne (chyba coś zmieniło się w tak zwanym międzyczasie, choć rozmowa umawiana była z dnia na dzień).

W przypadku 15 minutowej rozmowy dałam sobie spokój: odpowiedzi na pytania mgliste, zmiana intonacji głosu po drugiej stronie. Myślę też, że owa rekrutacja - całą otoczka wokół niej i rozmowy(jak by nie patrzeć instytucje publiczne muszą ogłaszać i prowadzić konkursy na określone stanowiska)zaaranżowane były na potrzeby sprostania regulaminowi i li tylko niemu, bowiem kandydat, ten pożądany był już dawno wybrany :)

A to też wcale nie rzadki proceder.Małgorzata Marzec edytował(a) ten post dnia 18.03.10 o godzinie 14:45
Mariusz Perlak

Mariusz Perlak Talent Acquisition
Manager

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Piotr Klimko:
Mariusz Perlak:
WiT Kurzac:
Mariusz Perlak:
Piotr Klimko:

i wszystko jasne ! to było taki proste, trzeba tylko zapraszac na spotkanie osoby, którym zależy na pracy. Że też nie wpadlem an to trzy lata temu, gdy zaczynałem prace w branży rekrutacyjnej :)
lekko uszczypliwe? hmmmm
:)

no tak, bo ta odpowiedź nie rozwiązuje problemu...logicznie jest jak najbardziej spójna, ale praktycznie bezużyteczna

bo generalnie nie miałem zamiaru dawać rozwiązania bo za cienki w uszach jestem żeby doradzać tuzom rekrutacji.

sorki, miałem zły humor tego dnia :)
bylem pewien, że osoby zajmujące się tym wiedzą jak znaleźć tych "właściwych".
Bo jest coś w tym co pisze Andrzej - jak już się spotka z "bajerem" to po to żeby oboje nie tracili czasu (tak BTW Andrzej - trochę prywaty - jak nie miałbyś nic przeciwko temu to może mógłbym ci wysłać moją cv-kę? ). Jak dla mnie spotkanie 600km od domu w temacie pracy jest jak najbardziej uzasadnione ale pod warunkiem, że obie strony wiedzą po co się spotykają i dążą do tego samego celu (Andrzej - znalezienie właściwego kandydata do firmy, kandydat - znalezienie właściwej firmy). Ja to tak widzę.

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Rafał Łukawski:
Także czasami rozmowy z Headhunereami przypominają rozmowy ze sprzedawcami, którzy na siłe chcą wcisnąć jakiś towar...

Moze czasem ale na pewno nie jest to zadna regula, "towar" musi byc odpowiedniej jakosci bo inaczej po raz drugi nie kupia.

Z tym "psuciem relacji" to tez dyskusyjna sprawa. Headhunter jest z reguly na biezaco i zadne ponaglanie nie pomoze bo jest on zalezny od zleceniodawcy.

konto usunięte

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Andrzej Pieniazek:
Rafał Łukawski:
Także czasami rozmowy z Headhunereami przypominają rozmowy ze sprzedawcami, którzy na siłe chcą wcisnąć jakiś towar...

Moze czasem ale na pewno nie jest to zadna regula, "towar" musi byc odpowiedniej jakosci bo inaczej po raz drugi nie kupia.

Nic nie jest biale ani czarne, opisuje swoje wrazenia - raz doslownie czlowiek zaczal rozmowe w stylu: "W nawiazaniu do naszej korespondencji (czy tez wczesniejszej rozmowy)" i z dalszego ciagu rozmowy wcale nie wynikalo ze sie pomylil wykrecajac moj numer, a wczesniejszej korespondencji po prostu nie bylo. Warszawa, Rekturacja do PTC.
Z tym "psuciem relacji" to tez dyskusyjna sprawa. Headhunter jest z reguly na biezaco i zadne ponaglanie nie pomoze bo jest on zalezny od zleceniodawcy.

Mialem watek z kilkukrotna proba rekrutacji /regularne telefony, maile etc/ do amerykanskiej firmy (w tym czasie zawsze gdzies pracowalem), pozniej korzystajac z nawiazanego juz kontaktu podeslalem propozycje osoby akurat wolnej z prosba o jakikolwiek feedback - czytaj, pytanie - czy wakat jest otwarty /moj znajomy, w miare mozliwosci chcialem pomoc/ - zero reakcji.

Pojedyncze przypadki nie daja miarodajnego obrazu, co jest jasne. Jednak HH powinni byc swiadomi, ze nie dbajac o potencjalny swoj "towar", beda tez ignorowani, szczegolnie przez tych, ktorzy sie cenia.

Osobiscie po prostu wole bezposrednie rekrutacje (przeprowadzane prze pracownikow firmy) w upatrzonej i zbadanej firmie, oczywiscie zabiera to sporo czasu (znalezienie firmy, zrobienie wstepnego wywiadu etc), ale efekt zazwyczaj bardzo pozytywny. Zreszta inaczej wyglada szukanie pracy w wieku 25 lat, gdy siatka kontaktow jest prawie zerowa, a inaczej 10-20 lat pozniej.

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Rafał Łukawski:
Nic nie jest biale ani czarne, opisuje swoje wrazenia ..

Ja mowilem bardzo ogolnie, wszelkie odchylenia zdarzaja sie, czasem nawet (za) czesto..;)

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Rafał Łukawski:
Osobiscie po prostu wole bezposrednie rekrutacje (przeprowadzane prze pracownikow firmy) w upatrzonej i zbadanej firmie..

Problem w tym, ze firmy najczesciej nie potrafia same rekrutowac. Nie mowie tego wcale w "obronie" naszej branzy. Zadaniem dzialu HR nie jest rekrutacja lecz troska o tych pracownikow, ktorzy juz w firmie sa.

Rektutacja to z reguly "zdarzenie wyjatkowe" i trudno dzialom HR pozyskac tutaj jakies specjalne doswiadczenie. Dlatego zatrudniaja agencje, ktore robia to na "okraglo". No ale agencja agencji nierowna..;)

Jane, ze dobra rekrutacja pzreprowadzona przez dobrego pracownika pracodawcy ma zalety, juz przez sam fakt, ze jedno ogniwo w tym lancuszku sie likwiduje. Ale zawsze zwracam uwage na to co powyzej napisalem..;)
Marcin J.

Marcin J. Dyrektor działu Twój
Ogród

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Małgorzata Marzec:

Heh... to takie perły (acz mogę więcej dla zainteresowanych).

Jeżeli mogę prosić ? Chętnie poczytam.
Janusz P.

Janusz P. [Rzadko na GL]
Prawnik (z
uprawnieniami
pedagogicznymi), ...

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Trudno mi wypowiedzieć jednoznaczną opinię na temat prywatnych firm pośrednictwa pracy.

Spotkałem się tam z przykładami profesjonalizmu i sensownego podejścia do spraw, ale również z „odhaczaniem numerków” (formalnie coś załatwiono – można wziąć pieniądze od zleceniodawcy), niekiedy zupełnie bez sensu. „Odhaczanie numerków” szczególnie wyraźnie zauważyłem w przypadku pewnej agencji, która (jak się później dowiedziałem) jest także „leasingodawcą pracowników”, a o takich „współczesnych targach niewolników” słyszałem wiele – poza prowizją pobierają haracze za przelanie pieniędzy na rachunek pracownika, wyznaczają „kary” (zwiększając swój własny zysk) za spóźnienie się z oddaniem karty z podpisami jakiejś kierowniczki z marketu (a te także potrafią udawać przysłowiowego Greka w kontaktach z „leasingowanym pracownikiem”).

W innych prywatnych agencjach pośrednictwa spotkałem mniej problemów na niższym szczeblu, ale za to niekiedy dawały o sobie znać „zabetonowane łby” na górze. Jakiś dyrektor potrafił narazić na szwank kontakt (zlecenie), z którym on i jego podwładni sobie nie radzili, ale bał się nawet podjąć rozmowę z potencjalnym wykonawcą, który proponował zawarcie umowy, o której dyrektor najwidoczniej nie miał zielonego pojęcia, choć umowa taka jest przewidziana w Kodeksie pracy.
Jak mogą skutecznie pomagać w rekrutacji instytucje, których szefowie wykazują się schematyzmem i brakiem kompetencji?

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Janusz P.:
Jakiś dyrektor potrafił narazić na szwank kontakt (zlecenie), z którym on i jego podwładni sobie nie radzili, ale bał się nawet podjąć rozmowę z potencjalnym wykonawcą, który proponował zawarcie umowy, o której dyrektor najwidoczniej nie miał zielonego pojęcia,

Przyznaje, ze cos mi tutaj nie pasuje. Brzmi jak wlasne negatywne doswiadczenie. W takich przypadkach ja zawsze chetnie wyslucham co druga strona o tym sadzi.
Piotr Klimko

Piotr Klimko Foooooore...!!!

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Andrzej Pieniazek:
Janusz P.:
Jakiś dyrektor potrafił narazić na szwank kontakt (zlecenie), z którym on i jego podwładni sobie nie radzili, ale bał się nawet podjąć rozmowę z potencjalnym wykonawcą, który proponował zawarcie umowy, o której dyrektor najwidoczniej nie miał zielonego pojęcia,

Przyznaje, ze cos mi tutaj nie pasuje. Brzmi jak wlasne negatywne doswiadczenie. W takich przypadkach ja zawsze chetnie wyslucham co druga strona o tym sadzi.
Bo jak już wcześniej w tym wątku stwierdzono - zazwyczaj prawda leży po środku.
Janusz P.

Janusz P. [Rzadko na GL]
Prawnik (z
uprawnieniami
pedagogicznymi), ...

Temat: Czemu kandydaci nie przychodzą na rozmowy...

Piotr Klimko:
Andrzej Pieniazek:
Janusz P.:
Jakiś dyrektor potrafił narazić na szwank kontakt (zlecenie), z którym on i jego podwładni sobie nie radzili, ale bał się nawet podjąć rozmowę z potencjalnym wykonawcą, który proponował zawarcie umowy, o której dyrektor najwidoczniej nie miał zielonego pojęcia,

Przyznaje, ze cos mi tutaj nie pasuje. Brzmi jak wlasne negatywne doswiadczenie. W takich przypadkach ja zawsze chetnie wyslucham co druga strona o tym sadzi.
Bo jak już wcześniej w tym wątku stwierdzono - zazwyczaj prawda leży po środku.
Prawda i środek – czasami są w tym samym miejscu, a czasami nie. Niekiedy, „środkowanie” może być nawet sposobem na osłabienie, czy obejście prawdy.

Można nawet mówić o pewnych „własnych negatywnych doświadczeniach”. Takich sytuacji miałem kilka.

Skontaktowała się ze mną pani z pewnej agencji rekrutacyjnej i zapytała, czy mógłbym pomóc w realizacji pewnego projektu rekrutacyjnego, z którym mieli bardzo duże problemy. Brzmiało ciekawie. Kontynuowalismy ustalenia i wszystko rozbiło się o to, że pan dyrektor nie praktykował zawierania „umowy na czas wykonania określonej pracy”. Zaproponowano mi wyłącznie „umowę o dzieło” (jaką pan dyrektor znał ze swej praktyki). Chodziło o przeprowadzenie rekrutacji za granicą, w środowisku obcojęzycznym. „Umowa o dzieło” (ze stawką, jaką mi proponowano) była dla mnie rozwiązaniem hazardowym. Mogłem zarobić (nawet sporo), mogłem wyjść na zero, ale mogłem też na tym stracić, gdyż trudno było przewidzieć koszty, a dodatkowo „umowa o dzieło” jest umową rezultatu (art. 627 Kodeksu cywilnego). Skoro sami mieli trudności ze skutecznym przeprowadzeniem rekrutacji, to ja także mogłem natrafić na problemy. Czemu miałem podejmować się ryzyka (ponieść koszty i nie dostać zapłaty)? Zaproponowałem inne rozwiązanie: zawarcie „umowy o pracę na czas wykonania określonej pracy” z niezbyt dużym (ale zawsze jakimś) wynagrodzeniem i premią za rezultat (czyli skuteczność i szybkość wykonania pracy) – wszystko w limicie, jaki mi proponowano. Powiedziano mi, że pan dyrektor jest nieugięty. Zatem ja wolałem sobie inaczej zorganizować czas przed konferencją w Warszawie (przyjechałem wcześniej, ale w tamtej sytuacji bardziej sensowne od spotkania z panem dyrektorem było pójście do dobrej księgarni).

Kiedyś pewna spółka akcyjna nie radziła sobie z rekrutacją. Sami zwrócili się do mnie z prośbą o pomoc. Chodziło o zadanie, które uznałem za tak proste, że w ogóle nie marudziłem i przystałem na proponowane wynagrodzenie. To, moim zdaniem, była sprawa do załatwienia w ciągu tygodnia. Wystarczyło kupić bilet na autobus. Pojechać we właściwe miejsce. Porozmawiać, zasięgnąć języka, przeprowadzić pewną liczbę rozmów, a następnie przedstawić kandydatów. Oczywiście, swoje „know how” trzymałem dla siebie. Rozmowy z panią ze spółki szły gładko. Trzeba było ustalić formę umowy. Wtedy włączył się ktoś z szefostwa działu personalnego (HR). Ten ktoś zaproponował mi założenie działalności gospodarczej. Jakim prawem ktoś mi obcy chciał mi narzucić coś takiego?

Kiedyś zagraniczna firma rekruterska poprosiła mnie o pomoc. Mieli biuro w stolicy, dokąd akurat wtedy planowałem pojechać turystycznie. Uznałem, że można połączyć przyjemne z pożytecznym i posiedzieć trochę u nich w biurze, dzwoniąc do różnych managerów z Polski, których chcieli przeciągnąć dla swych klientów. Mieli poważny problem w nawiązaniu kontaktów z polskimi managerami. Sam zaproponowałem, że mogę dzwonienie wykonać z domu i przedstawić im wykaz połączeń z kosztami. Uznali, że to jest „tak specjalistyczne zadanie”, iż trzeba to wykonywać „tylko w biurze”. Pan, który poprosił mnie o zajęcie się sprawą, wstępnie przystał na moje skromne warunki finansowe. Ktoś z kierownictwa stwierdził, że to za dużo. Jeśli pokrycie kosztów przejazdu, noclegów, skromnego wyżywienia i małego „kieszonkowego” stanowiło dla nich za wysoką kwotę, to z czym do ludzi? Mogłem sobie do ich stolicy przyjechać za własne pieniądze i poświęcać czas na wypoczynek, bez pojawiania się w jakimkolwiek biurze i wydzwaniania do ludzi z propozycjami zmiany pracy.

Jeszcze kilka razy proszono mnie o pomoc w podobnych (zazwyczaj międzynarodowych) procesach rekrutacyjnych. Było to, zazwyczaj, bardzo sprytne: proszę coś podpowiedzieć, poradzić. Po wcześniejszych doświadczeniach, bardzo szybko przechodziłem do konkretów: propozycja – zadanie – rodzaj umowy – czas wykoniania – wysokość i czas zapłaty. I osoba pytająca przestawała mieć problem. Jeśli ktoś jest „specjalistą”, lub „managerem”, to zakładamy, że się zna na tym, za co bierze pieniądze. A jeśli się nie zna, to niech przestanie dziadować i liczyć na to, że inna osoba za darmo da jemu (czy jego pracodawcy) swoje pomysły (czyli tak zwane know how).

Mam nadzieję, że już teraz objaśniłem sprawę wystarczająco.
Czy mam podawać nazwy tamtych firm? W przynajmniej dwóch przypadkach chodziło o szeroko znane spółki.Janusz P. edytował(a) ten post dnia 18.03.10 o godzinie 21:53

Następna dyskusja:

Dlaczego pracodawcy nie kon...




Wyślij zaproszenie do