Wypowiedzi
-
No to co? Może małe spotkanko w gronie singiel/singielka i ich koty? Tematy do rozmów są oczywiste, nudzić się nie będziemy.
Oczywiście pomysł ma kilka minusów:
- nie każdy kot zgodzi się łaskawie być osobą towarzyszącą na takim wieczorku zapoznawczym
- nie każdy właściciel (tudzież karmiciel i głaskacz) znajdzie czas czy ochotę, żeby zabrać pupila/i z całą wyprawką (miseczki, transportery itp itd)
- JA nie mogę przyjść bo aktualnie jestem bez kota (ale jak mi się tylko moja mizerna sytuacja finansowa poprawi, zaraz zabieram jakiegoś futrzaka do domu) -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy ABY POMÓC W 48 GODZIN
-
No właśnie, powinnam. Ale jakoś czasu brak, czasem nawet ochoty brak.
No dooobra...pójdę na jakiś bankiet...od poniedziałku ;> -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy ABY POMÓC W 48 GODZIN
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Kobiety
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Kobiety
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Biznes w wydaniu kobiet
-
Wydaje mi się, że coś w tym może być - zwłaszcza, że nie wymyślono tego 10 lat temu tylko setki (już czarownice w XVI wieku miały koty i były singielkami).
Są ludzie, którzy są na tyle indywidualistami i samotnikami (pisząca te słowa na ten przykład), że psy są dla nich nie do zniesienia. Taka osoba może żyć we względnej symbiozie wyłącznie z kotem. Jeśli już znajdą sobie partnera - to też koniecznie takiego, co kocha koty.
Dla mnie facet, który ma kota jest dużo bardziej interesujący niż ten z psem. Bo wiem, że ma cechy, które są dla mnie istotne, a które tylko bliski kontakt z kotem może wyrobić.
Myślę, że nie masz się co przejmować koleżanką. W najgorszym wypadku pisane Ci, że zostaniesz premierem ;-))) -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Kobiety
-
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Kobiety
-
Ula C.:
Moim zdaniem to brak szacunku dla czasu innych.
Niecierpię spóźnialskich i ... nie czekam na nich. Następnym razem są już zawsze lepiej zorganizowani :)
Ula, czasem warto odpuścić (zwłaszcza, jak to spotkanie z potencjalnym kontrahentem). Ale faktycznie, taka osoba ma u mnie na starcie dużego minusa. I ciężko zatrzeć pierwsze wrażenie.
Z drugiej strony tak sobie myślę: im więcej mam różnego rodzaju zajęć, tym lepiej zarządzam swoim czasem. Ale zdarzają mi się takie okresy odsapnięcia (nie biorę zleceń, nie pracuję, nie uczę się, jestem totlnie wyluzowana i nigdzie się nie śpieszę) - i wtedy nawet do kina się spóźniam... -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Kobiety
-
No bo zarządzać to też trzeba umieć ;-)
A poza tym osobami najlepiej zarządzającymi własnym czasem są ci, którzy: pracują zawodowo na etat + studiują wieczorowo + mają inne zajęcia dodatkowe + mają jeszcze czas, żeby się spotkać ze znajomymi. Oświadczam, że tak też się da. Jestem tego namacalnym przykładem ;-D
Czasem zdarzają się też tacy, którzy do powyższego dodają jeszcze rodzinę. Przed takimi chylę czoła.
A cała reszta ludzi, którzy najpierw zrobili studia (i nic poza tym), potem poszli do pracy i jęczą, że się nie wyrabiają z projektami...oni nie mają pojęcia o czasie. -
Aby mieć możliwość przeczytania tego posta musisz być członkiem grupy Kobiety
-
Andrzej G.:
Jakaś nudna gra na kompie.
Gdy już mam dość, biorę się do dłubaniny.[edited]Andrzej
Andrzeju G. - mam tak samo :-)
Poranna kawa to nie doping tylko środek nawiązywania relacji międzyludzkich w biurze.
U mnie najlepszym motywatorem są goniące terminy. -
Ostatnimi czasy do przemieszczania się używam komunikacji miejskiej (no, co będę środowisko spalinami zatruwała ;-))). Mój patent na szybkie i w miarę bezbolesne odstresowanie się, to wysiąść z tramwaju 7 przystanków przed celem i resztę trasy pokonać własnonożnie. Akurat część marszruty przebiega przez Lasek Bielański - jest miło, przyjemnie i z pożytkiem dla mojego serduszka.
-
Jak mam jakieś wątpliwości dot. "poziomu elegancji stroju", to zakładam żakiet (byle nie czarny, dobrze, jeśli nie jest zbyt wyjściowy) i spodnie w kant (ewentualnie spódnicę). Dodatki pasujące i nie rzucające się w oczy. Czyli właściwie taka miejska elegancja.
-
A musi być o etyce? Bo NIE-ETYKA w biznesie w Polsce jest szeroko reprezentowana, łatwiej coś znaleźć.
-
Witam Kochani ;-)
Na swoim od ponad roku. Jeszcze nie umarłam z głodu więc chyba się udało...
Szkoda tylko, że nie zawsze jest tak różowo jak mi się wcześniej wydawało - w mojej "branży" zleceń niewiele. Ale nie tracę nadziei i ciężko pracuję na nowe. Na etat z podkulonym ogonem nie wrócę. Już bym chyba nie była w stanie. Kto raz wolności zakosztował... hehehe. -
Rytuał budzenia u mojej Cleo wygląda podobnie jak chyba u Was wszystkich, ale zołza miała jeszcze jeden patent. A mianowicie, jak jeszcze była na tyle zwinna, że potrafiła się wtarabanić na szafę, to właśnie tam przebywała przez większość nocy. Jak jej się znudziło a pora już była słuszna (4:30 +/- 10 minut), Cleo jednym pięknym skokiem lądowała na łóżku, które było przy tej szafie. Dziwnym trafem ZAWSZE udawało jej się wylądować na wypukłej części kołdry, czyli na mnie. Efekt murowany...