Temat: Udostepnie auta pracownikowi lub innnym osobom
Dawid Milczarek:
Jan Leuenberger:
Nie, to kontrargument, żeby pokazać, że fakt, iż istnieje odesłanie nie jest argumentem :)
Wykorzystanie końcowego wniosku jako argumentu na poparcie tego wniosku nie jest żadnym kontrargumentem tylko chwytem erystycznym, którego ja nie kupuję :).
Nie o to chodziło - stwierdziłeś, że rzeczony fragment art. 6 uprawnia Cię do pominięcia wyników wykładni literalnej art. 5, które to twierdzenie byłoby bezwzględnie prawdą wyłącznie, gdyby ustawodawca nigdy nie zostawiał "martwych przepisów". Skoro, chociaż potencjalnie, na co wskazuje fakt, że "martwe przepisy" niewątpliwie istnieją, art. 6 w rzeczonej części może być przepisem "martwym", to jego brzmienie samo w sobie nie jest argumentem przemawiającym za Twoją argumentacją, bo równie dobrze brzmienie art. 6 może być przypadkiem "martwego przepisu", jak przypadkiem elementu normy zawartej w innym przepisie.
Przecież słowo nabyć występuje w wielu miejscach w ustawie, a tam gdzie ustawodawca miał na myśli nabycie usługi, wyraźnie to wskazał.
Z kolei tam, gdzie ustawodawca mówi o nabyciu towaru (np. art. 9 dotyczący WNT) wyraźnie wskazuje, że chodzi o nabycie prawa do rozporządzania towarem jak właściciel i nie wprowadza zamieszania w innych przepisach.
Jeśli już być precyzyjnym to ustawodawca mówi tam o nabyciu prawa do rozporządzania towaramia jak właściciel, a nie o nabyciu towarów, co wynika z faktu, że rzeczony przepis definiuje, że nabycie towarów to nabycie prawa do rozporządzania towarami jak właściciel. Ustawodawca więc wyraźnie stawia sprawę: nabycie towaru=nabycie prawa do rozporządzania towarem jak właściciel.
Dodatkowo, na co już wskazywałem (ale Marek Gorzycki ujął to znacznie jaśniej) brzmienie art. 3 również wskazuje, że nabycie nie oznacza wzięcia w leasing operacyjny.
Nie widzę więc podstaw do odwoływania się do potocznego znaczenia słowa, skoro mamy znaczenie w języku prawnym.
Zresztą sam art. 5 właściwie nie pozostawia pola do wątpliwości co należy rozumieć przez nabycie:
Do dnia 31 grudnia 2012 r. w przypadku wykorzystywania przez podatnika, na cele niezwiązane z prowadzeniem przedsiębiorstwa, samochodów osobowych oraz innych pojazdów samochodowych, przy nabyciu których kwotę podatku naliczonego stanowiło 50% lub 60% kwoty podatku:
* określonej w fakturze lub
W przypadku leasingu operacyjnego nie masz jednej faktury, podatek nie może wynikać z dokumentu celnego, ani z wewnątrzwspólnotowego nabycia towarów ani z dostawy dla której podatnikiem jest nabywca.
Nie wiem czy to jest dobry argument, powoływanie się na to, że przy leasingu jest więcej niż jedna faktura. Przy zwykłej sprzedaży też może być więcej niż jedna faktura (np. 2 faktury zaliczkowe, z każdej tylko 60% podatku do odliczenia) i nie oznacza to, że w takich przypadkach trzeba opodatkować prywatny użytek samochodu.
Fakt, ale jednak bardziej chodziło mi o to, że cała lista dokumentów oraz stanów faktycznych z których ma wynikać podatek wskazuje na nabycie towarów.
Również fakt, że ustawodawca odrębnie wskazywał i wskazuje, że ograniczenia prawa do odliczenia stosuje się również w przypadku leasingu wskazuje, że leasing to nie jest nabycie.
Ale nie spieramy się o to, czy użytkowanie samochodu na podstawie umowy leasingu operacyjnego stanowi nabycie prawa do rozporządzania towarem jak właściciel. Co do tego między nami jest zgoda, że nie. Spieramy się natomiast o to, czy ustawodawca użył w art. 5 pojęcia "nabycie" w znaczeniu "nabycie prawa do rozporządzania rzeczą jak właściciel", czy też w znaczeniu szerszym.
J.W.
Owszem, ale nie przypominam sobie jednak tezy, że można zupełnie pominąć jasne literalne brzmienie przepisów, a przecież nawet ETS pisał, że wykładnia prowspólnotowa musi się odbywać w ramach metod wykładni i możliwego znaczenia słów.
Przecież ja warstwy językowej w ogóle nie pomijam, tylko w ramach potocznego znaczenia pojęcia "nabycie", a także przy wykładni literalnej art. 6, dokonuję wykładni celowościowej i systemowej (uwzględniającej szerszy kontekst).
W świetle powyższego moim zdaniem jednak pomijasz, bo pomijasz znaczenie słowa nabycie w języku prawnym, który ma pierwszeństwo przed językiem potocznym (w odniesieniu do którego też nie mam przekonania, że potwierdza Twoje wnioski).
Wykładnia celowościowa nie jest tu moim zdaniem dobrym argumentem, bo nie wiesz jakie cele miał ustawodawca, a brak jest argumentów, dla których ustawodawca miałby nie chcieć wyłączyć z zakresu spornej regulacji samochód wziętych w leasing operacyjny.
Systemowa również mnie nie przekonuje, skoro obecne brzmienie art. 6 może być zarówno wynikiem niedopatrzenia ustawodawcy, jak również elementem normy. Skoro nie wiadomo, która opcja jest prawidłowa, to nie można w oparciu o to konstruować argumentu.
Do pełnego, bo jednak w większym stopniu korzystają z odliczenia, ale to moim zdaniem nie jest kluczowe - to tylko wskazówka, dlaczego ustawodawca mógł chcieć potraktować leasing operacyjny inaczej niż nabycie.
OK, zatem różnimy się w ocenie. Ja uważam, że autom użytkowanym na podstawie umowy leasingu operacyjnego mimo wszystko bliżej jest do samochodów, w przypadku których prawo do odliczenia jest ograniczone, aniżeli do tych, w przypadku których prawo do odliczenia VAT jest pełne.
Z mojego punktu widzenia wykładnia, którą proponuję nie jest "wychodzeniem poza jasne brzmienie przepisu", tylko jest rozstrzygnięciem problemu wynikającego z tego, że dwa przepisy są ze sobą - przy rozumieniu czysto literalnym - niezgodne. Nie uciekam się do wykładni systemowej czy celowościowej "pomimo tego, że przepisy są jasne językowo". Uciekam się do wykładni celowościowej i systemowej dlatego, że wykładnia stricte językowa prowadzi do niezgodności dwóch przepisów. Taka niezgodność, w mojej ocenie, jest wystarczająca do tego, aby nie poprzestawać na wykładni literalnej. Nawiązując do Twojego wcześniejszego przykładu, jeżeli ktoś wypowiada dwa zdania:
1. Lubię czekoladę
2. Nie lubię czekolady z marcepanem
- można postąpić na jeden z dwóch sposobów:
1. Można uznać, że tylko jedno z tych zdań jest prawdziwe (Twoja propozycja),
2. Można spróbować te dwie wypowiedzi ze sobą uzgodnić i dojść do wniosku, że autor lubi czekoladę, za wyjątkiem czekolady z marcepanem (moja propozycja).
To nie tak, bo tutaj mamy inną sytuację:
1. Mamy normę składającą się z dwóch przepisów: art. 5 i art. 6. Nie mamy sporu w zakresie uznania, że w "starym" brzmieniu te przepisy się uzupełniały.
2. Następnie norma składająca się z art. 5 i art. 6 zostaje zastąpiona nową normą - a w nowej normie ustawodawca wypowiada inną normę, w której kwestii opisanej w art. 6 nie uwzględnia.
Dla uproszczenia przyjmijmy, że interesująca nas norma jest zdaniem złożonym. Ustawodawca wypowiedział więc normę będącą zdaniem złożonym. Następnie wypowiedział nową normę/nowe zdanie dotyczące tego samego przedmiotu w której wyraźnie odniósł się jedynie do pierwszej części zdania, a drugą część zdania pominął milczeniem.
Twoja propozycja jest taka, żeby w związku z tym uznać, że druga część zdania normy wypowiedzianej uprzednio, nadal obowiązuje i próbujesz je do siebie "dopasować", a moja jest taka, że skoro ustawodawca wypowiedział nową normę to w braku przeciwnych wskazówek ta nowa norma zastępuje całość "starej" normy, a nie tylko jej część.
Fakt, że derogacja nie musi wynikać z wyraźnego przepisu, lecz może być również dorozumiana wskutek stworzenia nowej normy, znajduje również potwierdzenie w doktrynie:
"Pojęcie ”derogacji” rozumiane jest w doktrynie jako pozbawienie normy prawnej jej mocy obowiązującej przez inną normę bądź w sposób wyraźny za pomocą tzw. klauzuli derogacyjnej stwierdzającej uchylenie określonych przepisów, bądź w sposób dorozumiany przez wejście w życie nowych przepisów, odmienne regulujących dane stosunki społeczne (I. Bogucka, S. Bogucki, O derogacji i pojęciach pokrewnych, PiP 1992, z. 6, s. 80). Warunkiem jest jedynie, by normy nie były stanowione jednocześnie i norma późniejsza nie była hierarchicznie niższa od normy wcześniejszej (K. Działocha, Wewnętrzna hierarchia norm konstytucji w orzecznictwie Trybunału Konstytucyjnego w: Państwo, ustrój, konstytucja, Studia, Wyd. UMCS, Lublin 1991, s. 46; nadto: J. Nowak, Z. Tabor, Wstęp do prawoznawstwa, PWN, Warszawa 1993, s. 154). Z. Ziembiński nawet odnosi tę regułę do założeń o racjonalności prakseologicznej ”prawodawcy”, a mianowicie np. jeśli później ustanowił on normę (przepis) niezgodną z normą ustanowioną poprzednio, to widocznie ”chciał” zmienić poprzedni akt stanowienia (w pracy: A. Redelbach, S. Wronkowska, Z. Ziembiński, Zarys teorii państwa i prawa, PWN, Warszawa 1994, s. 216). Autor ten dowodzi w innym miejscu: ”ogólnikowe zastrzeżenie, że uchyla się wszelkie normy (przepisy) niezgodne z zawartymi w danej ustawie, jest w istocie zbędne, bo każdy prawnik taką regułę kolizyjną przyjmuje jako oczywistą, jeżeli nie powstają kwestie związane z hierarchiczną pozycją rozważanych norm” (j. w., s. 215)."
wyrok TK P 1/94.
Wyrok zresztą dotyczy do pewnego stopnia podobnej sytuacji: zmiany części normy i braku wyraźnej derogacji pozostałej części normy. TK uznał, że wyraźna derogacja była w tym przypadku zbędna.
Argument, że prawodawcy zdarza się pozostawiać w przepisach jakieś "martwe" fragmenty czy odesłania nie jest dla mnie argumentem rozstrzygającym, gdyż prawodawcy zdarza się również wypowiadać nieprecyzyjnie lub wręcz błędnie językowo. Jeżeli już się tak trzymasz wykładni literalnej, to dlaczego stosujesz ją do art. 5, a pomijasz przy art. 6? I jeden i drugi przepis należy odczytywać w pierwszej kolejności literalnie. A ponieważ takie literalne odczytywanie nie prowadzi do jasnych konkluzji (wręcz prowadzi do niezgodności), to wspomagam się wykładnią celowościową, systemową itd., a Ty dość arbitralnie jeden przepis ignorujesz, a drugi interpretujesz stricte językowo.
Pomijam art. 6 z racji chronologii - art. 6 był cześcią normy składającej się z art. 5 i 6, ale ta norma już nie obowiązuje, bo została wydana norma. Nie można traktować na równi przepisu, który stanowił fragment zmienionej normy i przepisu, który najwyraźniej stanowi nową normę.
Inaczej w takim razie rozumiemy prawotwórczość. Przy Twoim rozumieniu, każde odstąpienie od wykładni językowej lub zastosowanie wykładni celowościowej/systemowej jest prawotwórczością.
>
Absolutnie nie - dostrzegam tu prawotwórczość, bo za ustawodawcę decydujesz, że jeśli nie wypowiedział się na temat części normy, którą zmienił, to znaczy, to że owa część "starej" normy dalej obowiązuje, mimo, że jak wskazywałem domniemana derogacja nie jest zabiegiem kwestionowanym w doktrynie.
Już mówiłem, że gdyby nie chronologia, byłbym skłonny zgodzić się, że art. 6 jest częścią normy razem z art. 5, ale norma tworzona przez te przepisy już była.
Niczego nie chcę nakazywać ani organom, ani sądom. Nie wykluczam nawet, że organy i sądy raczej będą podzielały Twoje oceny i argumenty niż moje :).
Pozostaje więc moje twierdzenie, że wykładnia jaką proponujesz pociąga za sobą istotne ryzyko powoływania się na nią przez organy, wtedy kiedy będzie to dla podatników niekorzystne.
A mimo tego wyroku sądy krajowe uznawały, że nieodpłatne wydania związane z działalnością nie są opodatkowane. ETS nieraz podkreślał, że na gruncie Dyrektywy pierwszeństwo ma jej cel, a nie jej litera, więc tego nie można przenosić na krajowy grunt.
Chodziło mi o pozakrajowy przykład rozumowania, które proponuję. Sądy krajowe nie dlatego tego nie zastosowały u nas, że nie zgadzały się ze sposobem wykładni, ale dlatego, że na Dyrektywę nie można powoływać się przeciwko podatnikom.
Gdyby uznawały takie rozumowanie za słuszne na gruncie polskich przepisów to przecież mogły iść za wykładnią proponowaną przez organy podatkowe - starczałoby odwołać się do art. 7 ust. 3. Nie trzeba było powoływać wykładni prowspólnotowej na niekorzyść podatników.
Podasz jakieś przykłady takich rozumowań, które masz na myśli? Zaznaczam, że nie mam nic przeciwko rozpatrywaniu łącznie przepisów (co bywa rzeczywiście konieczne). Proszę o przykład analogiczny do tego będącego przedmiotem badania.
To są przykłady, że można odstąpić od literalnego znaczenia przepisu - tego nigdy nie kwestionowałem, a wręcz zaznaczałem, że takie sytuacje istnieją. Nie są to sytuacje, gdy norma późniejsza pozostaje w sprzeczności z częścią normy wcześniejszej dotyczącej tej samej kwestii, a o tym właśnie piszemy. Wyżej powołałem wyrok w podobnej sytuacji, gdzie TK zgodził się, że wyraźna derogacja nie była konieczna.
Podwójne opodatkowanie nie jest tutaj moim zdaniem trafnym argumentem, skoro ustawodawca unijny je w tym przypadku akceptuje. Widocznie więc ten przypadek nie jest sprzeczny z systemem unijnego VAT. Wydaje mi się, że to jest przypadek ekonomicznego, a nie prawnego podwójnego opodatkowania, a to bywa akceptowane.