Temat: Trening taijiquan-sztuka nauczania
Koledzy rozmówcy, proszę o spokój :) Z niezrozumiałych powódów dla mnie, znów dyskusja zjechała w rejony nizinne. Niepotrzebnie.
Jarosław Jodzis:
Moze nie jest to dokładnie o metodyce i skutecznosci, tzn. nie tylko o tym,Na ten temat dosc duzo jest w ksiazce "The essence of taijiquan"
Wiele płyt prezentuje, materiał z formami ich dokładnym opisem i detalami. najciekawsze z tego jest przekrojowy wykład prezentacja mistrza CXW 3 płytowy album DVD materiały dostepnie w sklepie taiji
Ciekawe, jakoś mi umknęła ta książka, mimo że z 2009... no nic, zaryzykuję i kupię, widzę że u Ciebie w sklepie jest stosunkowo tania.
Co do materiałów DVD - czy to jest ta seria z tandentnym blueboxem i włożonymi "tłami" z obłoczkami, chmurkami, zachodzącym słońcem i biednym mistrzem Chen Xiaowangiem z przodu tego całego kiczu (plus ujęcia z chenjiagou)? Widziłem taką edycję z zapisem chińskim i transkrypcją angielską zaraz pod nim, niestety transkrypcja wołała o pomstę do nieba, były błędy w angielskich słowach i gramatyce, a także zdarzało się wręcz, że oryginalny przekaz chiński zupełnie ginął w tym bełkocie. Jeśli to te materiały, to jakość wykonania jest niestety na wskroś chińska :)
Merytorycznie to było ciekawe, ale chyba tylko dla zaawansowanych praktyków, którzy wiedzą o czym mowa i są w stanie zignorować angielski komentarz albo dobrze znających chiński. Przy całym moim szacunku dla mistrzów z rodziny Chen, jeśli mam nabywać jakieś materiały szkoleniowe, poczekam aż ktoś im zaproponuje *profesjonalne* wydawnictwo. Do tego czasu lepiej uczyć się od innych albo po prostu zaglądać na seminaria. O ile treść jest dobra, o tyle sposób podania uniemożliwia mi odbiór.
Poniewaz mistrz dajac certyfikat pod ktorym sie podpisuje gwarantujeąc poprawnosc i zachowanie standardu, traktuje to powaznie. Taki certyfikat upowaznia do nauczania danej formy we wzystkich krajach gdzie respektowany jest autorytet mistrza.
Zaliczenie w minim 80 % poprawnosci daje ceryfikat na dana forme. Przy poziomie 60-80% jest ceryfikat warunkowy, z ponownym sprawdzeniem po 3 latach. jesli nie ma postepu, traci waznosc.
Skąd się biorą te wartości procentowe? Czy mistrz ma jakiś kajecik do którego sobie zagląda i arbitralnie odhacza, czy te procenty określa całkowicie intuicyjnie? Co to znaczy że ktoś zaliczył 80% poprawności - jakie jakości ruchu przedstawił, a jakich mu brakuje? To byłoby interesujące dowiedzieć się co nieco o kryteriach oceny, ponieważ bezpośrednio dotykają tego o czym tu mówimy (co z kolei przypomina mi o założeniu kiedyś tematu o robieniu taiji "pod sędziów" i w ogóle problematykę oceny numerycznej wykonania form).
Robert Obara:
Nie. Chaos wynika z tego, że nie istnieje ( nie została sformułowana przez twórców oraz ich następców ) jednozdaniowa definicja czym jest Taijiquan zawierająca jasne kryterium dla odróżnienia go od wszystkiego innego.
To bardzo rygorystyczny zarzut. Sztuki walki jako takie a już sztuki walki wewnętrzne w ogóle, są jak sama nazwa wskazuje, wewnętrzne. Uchwycenie całej złożoności i współzależności zasad w taiji w jednym zdaniu jest chyba z góry skazane na niepowodzenie. Czy można jednym zdaniem opisać karate czy judo, nie uciekając w patetyzm w rodzaju "wschodnia sztuka walki, jednocząca umysł i ciało"? Dla mnie taijiquan jest sposobem walki (chiński przyrostek -quan) w którym w każdym ruchu i reakcji manifestuje się zasada taiji. Ale to trochę za mało (co to konkretnie jest zasada taiji?) i wcale nie jestem pewien czy to prawidłowa definicja (wymyśliłem ją teraz, na potrzeby chwili). Poza tym ciąży na tej definicji podstawowy grzech używania niezrozumiałego pojęcia do wytłumaczenia jeszcze bardziej niezrozumiałego pojęcia. Dokładnie tak jak tu:
Jarosław Jodzis:
"To understand taijiquan you must understand chansijin (spiral force) if you don`t understand chansijin you don`t know taijiquan"
To zintegrowany ruch całego ciała prowadzony z centrum na zasadzie splatania/zwijania jedwabnej nici.
Czyli wyjaśniamy taijiquan za pomocą chansijin (hę?), a jak ktoś nie rozumie, to mówimy, że to ruch całego ciała na zasadzie zwijania nici. Pierwsze brzmi niezrozumiale, a drugie brzmi infantylnie i groteskowo - mimo że definicje są jak najbardziej słuszne i prawdziwe. Wydaje się jednak, że główny problem leży w powtarzaniu definicji ukutych przez chińczyków, a te są niejasne i podatne na metafory/interpretacje. Brak jakiegoś surowgo, prostego wyjaśnienia europejskiego. Nie znaczy to, że go nie ma - jestem pewien że większość z rozmówców, gdyby siadła i się zastanowiła przez chwilę, potrafiłaby spisać prawidła tego ruchu w jakiś przystępny dla początkującego sposób. Co mnie jednak bardziej interesuje, to fakt, że nikt tego nie robi - i nie mówię to u społeczności w Polsce, ale nawet na całym świecie. Zdarzają się wyjątki, ale problematyczne.
Dla przykładu, taki materiał Michaela Phillipsa - Mysteries of Taijiquan - to jest Amerykanin, który próbuje w prostych słowach objaśnić w czym rzecz. I choć prawdopodobnie jego praktyka jest niezła (nie wiem, nie poznałem, oceniam po wideo), sposób wyjaśniania jest momentami kulą w płot - koncentracja na rozluźnionych mięśniach i "kształcie, formie", przesadnym upraszczaniu. Nie jest to idealne i może wprowadzać w błąd, ale cieszy mnie przynajmniej podejmowanie prób mówienia "normalnym językiem", nieprzepełnionym "chińszczymami" .
Głównym problemem filmu jest to, że skupił się tam tylko na mechanice i produkcji fajin (co jest ważne i stanowi pewien sprawdzian umiejętności, ale niepełny), a w dodatku całą potencjalną rzetelność materiału niszczy jego "pomocnik", który albo nic nie umie i przejmuje się bardzo swoją rolą (i spina do przesady lub odskakuje bezwiednie) albo wręcz bezpośrednio udaje. Efekt podskakiwania (widać sprężone nogi na moment przed dotykiem) z mocnym przytupem i spadania idealnie na dwie nogi przy lekkim dotknięciu dłońmi jest niestety dość komiczny i rażący. Ewentualnych sympatyków Phillipsa przepraszam, ale w moim doświadczeniu fajin to konsekwencja fizyki, a na tym filmie jest to zdecydowanie zbyt mocno przerysowane.
http://www.youtube.com/watch?v=5FzU8dlY85g
http://www.youtube.com/watch?v=7eVRx5rzp70
Wracając do definicji Jarka, nie rozumiem tak końca ataku na tą definicję. Nie padło w niej "że to definicja wg Chen". To że w innych stylach wyobrażenie tej samej zasady nazywa się inaczej i np nie uzywa się sformułowania chansijin, jest moim zdaniem nieistotne. Sama definicja wydaje się dobrą próbą, choć także moim zdaniem niepełną. W nauce taijiquan mamy też samo opanowanie struktury i zakorzenienia (co się poniekąd łączy z chansijin, ale tu jeszcze nie jesteśmy w ruchu!), mamy pengjing, tingjing, aplikacje chinna, itd. Powtarzanie wciaż tej samej definicji, podczas gdy inni deklarują, że jest niezrozumiała, mija się z celem, niezależnie od jej "poprawności". Jeśli rzeczywiście istnieją problemy w interpretacji, to wina leży po dwóch stronach - interpretatorów ale także interpretowanego tekstu. Do mnie ta definicja przemawia i pokrywa się z tym jak odbieram taiji (m.in. bardziej jako zasadę wyrażającą się w każdym ruchu, niż zestaw odgórnych praktyk), ale jednocześnie mam świadomość, że jest zbyt ezoteryczna dla przeciętnego zainteresowanego. Znałem ją zresztą i przed rozpoczęciem nauki, lata temu - w niczym mi wówczas nie pomogła. I może w tym problem. Na co komu definicja, która nie pomaga zrozumieć? Zrozumiała jest niejako dopiero "po fakcie" :)
Zeby był dialog musi byc rozumienie tematu.
Zamieńmy to na chęć zrozumienia rozumienia innych. Bo prawdopodobnie jakieś rozumienie to ma każdy - może się tak zdarzyć, że mamy podobne, może nie. Jeśli podobne, to może doszliśmy zupełnie innymi drogami, a może nie. Jesli inne, to może myślimy o tym samym, ale inaczej o tym mówimy. Albo myślimy o czym innym i ktoś z nas faktycznie rozmiją się z "prawdą" - ale wtedy sympatyczna i merytoryczna rozmowa skłonią go do reewaluacji swojego wyobrażenia (które powinno zakończyć się bezpośrednią weryfikacją). Mówimy tu o różnicy między "o, to ten gbur, który się ze mną wykłócał na forum" a "cześć, to ja, mógłbyś mi pokazać to o czym wtedy mówiłeś?" przy jakimś ewentualnym spotkaniu w przyszłości.
Rozumiem dobrze obawę przed traceniem czasu na rozmawianie na nierównym gruncie. Ktoś może się upierać i nic do niego nie dotrze, wtedy rozmowa nie ma sensu. Przerzucanie się, "kto wie lepiej" na forum ma sens tylko do pewnego miejsca. Mam wrażenie że do tego miejsca już doszliście. Dalej można założyć, że albo mówimy do ściany - i wtedy przestać mówić, albo, że kogoś interesuje co mamy do powiedzenia. W takiej sytuacji powstrzymywanie się od pochopnych ocen przynosi więcej korzyści.
Robert Obara:
Jeśli chansijin jako ćwiczenie determinuje przynależność do Taijiquan
to wszystkie inne odmiany nie są Taijiquan. Jeśli jednak rozpatrujemy sprawę
pod kątem wykorzystania właściwości jaką daje chansijin to musielibyśmy
nazwać Taijiquan wiele innych sztuk walki.
Dlatego definicja zawierająca samo chansijin jest "niepełna". Dla ćwiczących może wydawać się oczywista, słuszna i banalna, ale nie działa zbyt dobrze jako ogólna definicja. Niemniej jednak jakość ruchu taijiquan istotnie występuje w wielu innych dziedzinach - to znowu nie jest taka rewelacja. Spytajcie tenisistę czy odbija piłkę rakietą z nadgarstka, czy jest to ruch z dantien połączony ze skrętem całego ciała, celem wygenerowania impetu i szybkości (i unikniecia kontuzji).