konto usunięte

Temat: the end of men by Rosin

Jacek K.:
a propos stylów gotowania....

http://www.youtube.com/watch?v=RGz5lLot4Q0

chwalimy..? :)

konto usunięte

Temat: the end of men by Rosin

Katarzyna B.:
cały czas jedziemy po dwóch równoległych torach. nie rozumiemy się :)
Czyli w dwóch , przeciwnych, kierunkach ? :)
kariera nie chroni przed raniącym partnerem. kariera nie daje szczęścia z automatu, tak jak i siedzenie w domu. to nie o to chodzi. :) przeczytaj jeszcze raz.
No skoro nie ma nic pewnego i nic nie chroni, to wychodzi na to, że mają rację ci, którzy twierdzą, => że trzeba tylko sobie samemu dobrze robić :)
jeśli partner odchodzi to siłą rzeczy tak pomyślisz. pomyśl jaka jest różnica (bez względu na płeć) kiedy ktoś Cię zostawia a Ty nie masz pracy, dochodów, doświadczenia... i kiedy Cię zostawia, ale wiesz, że masz z czego żyć i utrzymasz dom... pomijam już to, że w pierwszym przypadku z partnerem odchodzi właściwie wszystko dla czego żyłeś. w drugim coś znanego, stałego, twojego Ci zostaje.... dlatego JEŚLI zostajemy sami to "dzięki Bogu..." jest naturalne.
I tu są dwie szkoły :)
Jedna mówi, że wielu ludzi (ok, przeważnie mężczyzn) reaguje tak : "a ja to wszystko pier...lę" - i zostają albo czasowymi bezrobotnymi, bezdomnymi albo wpadają w depresję.
Druga szkoła mówi, że ludzie rzucają się w wir pracy aby zapomnieć.
Pewnie jest tak, że matka zostająca z dzieckiem, zrobi to drugie, bo nie ma wyjścia.
Ale nadal pozostaje opcja, że praca stanie się nieważna i nie będzie gwarantem na przetrwanie :)
ja rolę pracy widzę jeszcze inaczej. kiedy jemu lub komuś z bliskich trzeba pomóc, mogę. mogę dać nam czas na rozwiązanie problemów... świadomość, że mogę dzięki pracy pomóc daje mi poczucie bezpieczeństwa.
Praca zawsze daje poczucie bezpieczeństwa. I jeżeli Ty możesz pomóc komuś , kto znalazł się w potrzebie, to cudownie. Ale często jest tak, jak napisałem wyżej. Ludzie których opuścił partner, staja się obojętni a przyszłość wisi im niskimi kalafiorami.
I wtedy dobrze mieć takich przyjaciół o jakich piszesz, którzy nie przejmą obowiązków ale podtrzymają pod pachy :)
dlatego tak ważne żeby nie opierać wszystkiego na jednej nodze... na dwóch stoi się stabilniej. :)
Oczywiście. Jeżeli dobrze zrozumiałem, dwoma nogami nazywasz pracę obu partnerów. Tylko w tym temacie rozmawiamy o tym, kiedy jedno zostaje samo.
I automatycznie jedna noga zostaje amputowana a pacjent, może choć nie musi, traci równowagę :)
oczywiście. ja nie głoszę "wszystkie kobiety do roboty".
Uff :))
uważam, że jeśli chcą coś zmieniać to powinny móc. bez wzbudzania agresji, ironii albo powodowania komentarzy "takie jesteście mądre? jeszcze będziecie żałować".
Kasia ale jak widziałabyś sytuację, kiedy , na przykład, kobieta która zadeklarowała się być w domu i "przy dzieciach" - nagle zmieniła front i powiedziała : chcę iść na studia, robić karierę, mam dość !
Czy ona ma prawo , sama zmieniać ustalony układ ? Czy on ma prawo powiedzieć : nie ?
Jak rozwiązać taki węzeł ?
Jacek.. jedne czują, inne nie. tyle, że mądre nie gapią się w przeszłość płacząc nad wylanym mlekiem tylko idą do przodu.
powiem więcej. są dni kiedy się nam nasze wybory podobają, a są dni kiedy się zastanawiamy jakby to było gdybyśmy wybrali inaczej. każdy z nas wybrał jakąś drogę. i każdemu co jakiś czas piknie w głowie "Anka to lepiej zrobiła, bo została z dziećmi w domu" albo "Iga to ma klawe życie, kasy jak lodu, kiecki od Diora, zero pieluch"... tyle, że coś za coś.
Zgoda. Każdy pyta czasami siebie : a co by było gdyby wtedy....?
Tylko gorzej a właściwie katastrofalnie jest, kiedy do tego pytania dochodzi : "mogłam być wziętą fryzjerka i co ?! Przez ciebie i dzieci zostałam kurą domową !"
Ja uważam, że kiedy ktoś zaproponował pewien układ w małżeństwie, druga strona go zaaprobowała , nie ma potem prawa mieć do kogokolwiek żalu.
A sama wiesz, że przyczyna wielu upadków związków, jest właśnie coś takiego.
ależ daje. co nie oznacza, że praca nie. to też kawałek naszego spełniania się.
I tu wracamy do pierwotnych wyborów, co nie ? :) Czy może jednak ma się prawo, burząc "porządek świata", zmienić je na swoje nowe, pasujące lepiej do obecnej sytuacji ?
wiesz co... zawsze się znajdzie ktoś kogo najdzie refleksja "a może inaczej byłoby lepiej". i zawsze znajdzie na to argumenty. mogę udowodnić :)))
Zaczynamy jechać w tym samym kierunku :)
Ja niedawno rozmawiałem z niemiecką feministką lat 60-70. Starsza już pani. A jak wiadomo, były to burzliwe lata w Niemczech, spowodowane feminizmem :)
I co dziwne, ona powiedziała, że im chodziło o zupełnie coś innego niż obecnym. O tym, że w latach 80-90, feminizm praktycznie w Niemczech zamarł. A teraz odradza się w bardzo agresywny sposób i ją to przeraża. Bo to już nie walka o swoje prawa, które kobiety od lat mają ale walka z mężczyznami. Zrzucenie na nich winy, za to, jakim jest dzisiejszy świat.
A tamtym feministkom, prekursorkom, nie o taką walkę chodziło :)
a te młode kobiety, które to głoszą, w tym p. Eva, zrezygnowały z karier? ona przestała pisać, publikować, porzuciła to co robiła żeby się poświęcić macierzyństwu?
Tak.
co to znaczy "prawdziwa kobieta"? ja pracuję od 18 roku życia. jestem kobietą sztuczną?! :)
Absolutnie nie ! :)
Resztę przemilczę, bo musiałoby być osobiście a na to nie daję sobie zezwolenia :)
poświęć się kobieto, bo bez ciebie świat zginie. kobieto, ratuj świat. kobieto, dbaj o emocjonalny ład... kobieto, zahamuj degenerację!
mężczyzno poczekaj, ona to wszystko naprawi. wróci do domu, porzuci pracę, jeszcze będzie normalnie. mężczyzno... nic nie rób, spokojnie poczekaj.
:)
Nie to nie tak. Ale być może tak, jak piszesz poniżej. Podać sobie ręce, wziąć dupę w troki i razem - podkreślam razem - iść naprawiać świat ?
Nie przerzucając się argumentami : "bo ty mężczyzno zostałeś na drzewie" a "tobie kobieto, popier....liło się w główce"
I znaleźć złoty środek. I nie jeden dla wszystkich. Każda para dla siebie :)
Oj, chyba idealizuję :))
te zmiany są nie do zatrzymania. problem w tym, że męska część nadal marzy że ich świat się nie zmieni. cały czas kombinują "kobiety albo ogarną trzy fronty, albo będą musiały wrócić do wersji "pani domu". poczekamy". a tacy czekający stają się obciążeniem, a nie partnerem.
Ale jakie konkretne zmiany ? Co się zmienia lub co się powinno lub co się musi zmienić ?
Bo ja, szczerze mówiąc, tego nie ogarniam :(
kocham ten argument. :))) jak stary dobry belfer "ja wam nic nie narzucam. ja was tylko ostrzegam, zrobicie sobie krzywdę". a świat nie zwolni i zmian się nie cofnie, panie psorze. :)
Znowu nie tak Pani Dochtór :))
Skoro widzę, że kobiety nie są (bywają) nieszczęśliwe jako kury domowe. Skoro widzę, że kobiety nie są (bywają) nieszczęśliwe jako karierowiczki - a tych widzę stanowczo więcej = to się pytam, czy pęd, oprócz zadowolenia zawodowego, daje jeszcze jakieś inne ?
Przecież pytam nie ze złośliwym uśmieszkiem a z troską na twarzy :)
logicznie rzecz biorąc, jeśli kobiety biegną tak szybko (za szybko czy nie), że faceci nie nadążają to... faceci nie nadążają. :)
Jest możliwość, że faceci widzą krawędź przepaści :)
osobiście znam niewiele osób, które nie są dumne z partnerów. tych pracujących i tych siedzących w domu.
No !
ale nie próbuj mnie przekonać, że nie istnieją panowie (i panie) nie wytrzymujący porównań, tempa partnerki. że nie bywają zazdrośni, sfrustrowani, bo to drugie jest lepsze...
Przyznam, znam :) Ale nie wiedziałbym, jak im pomóc ?
Bo tak naprawdę, to oni nie są zadowoleni z siebie a nie z partnera.
ja też. ale dla innych nie. znam kilka przykładów działań dywersyjnych "bo to mnie się ma udawać". chore? a bo tylko to?
voila! i masz odpowiedź na to co napisałeś wcześniej. najpierw piszesz, że nie znasz nikogo, kto nie cieszy się z sukcesów partnera a potem piszesz o partnerze, który wszystko komentuje "on wymyślił = do dupy". nie widzisz podobieństwa? wyśmiewane sukcesy, podcinanie skrzydeł to nie musi dotyczyć tylko kontraktu na milion. to może być pomysł na odwodnienie garażu... mechanizm jest ten sam. jak w socjalizmie - równaj w dół.
OK. Złapałaś mnie :))
Ale tutaj, wyjątkowo, piszę teoretycznie a nie będę osobiście :)
no i widzisz. jednak znasz schemat nie cieszenia się z sukcesów partnera... :)
Oj, trochę inaczej, znowu, to widzę :) Nie tyle z nie cieszenia się, co z nie dopuszczenia do sukcesów :)
"Ty jesteś nielogiczny z urodzenia i dobrego pomysłu mieć nie możesz"
No są tacy ludzie, są :)
ale przyznanie, że się na czymś nie znam nie wyklucza, że się interesuję, pytam, próbuję pomóc... nie chodzi o wpychanie się przed faceta. chodziło mi raczej o nie wykluczanie kogoś z prac, bo założyliśmy że wiemy lepiej. hmmmmm.... jak twoje zdanie, tylko widziane z drugiej strony. :)
I my to widzimy zdrowo. Ale po powyższych przykładach, przyznasz mi chyba rację, że są osoby - które tego tak nie widzą. I za wszelką cenę, muszą zastąpić w tym partnera :)
Bo nie mówimy tutaj o zdrowych reakcjach a o takich, które doprowadzają do walki.
a co z mimowolnym podziałem na bzdety i poważne prace? :))
W zgranym zespole, granice się zacierają a naczynia myją się same :)
a takiej wersji nie graliśmy... ale jeśli chce jej to spieprzyć (bo nie umie przeżyć, że jest dobra, chwalona, podziwiana...) to ona ma prawo o swoje walczyć. :)
A jeżeli on jej tego nie chce spieprzyć a ona walczy o pozycję ? Którą i tak ma.
I wracamy do tabliczki "szef" :)
no.. to ja napisałam to samo :)))
Wiem :) Czasami fajnie jest to zauważyć :)
Jacek... a ja nie znoszę kiedy ktoś mnie chwali kiedy wiem, że nie było na min. 98% :)
I to mnie , szczerze mówiąc, często denerwuje. Bo wiesz do czego doprowadza ?
Do pędu do własnej doskonałości. Której, co wie każdy myślący człowiek, nigdy się nie osiągnie.
A wiesz co ze sobą niesie ? Ano nie tylko niezadowolenie z własnej niedoskonałości ale, jeszcze mocniejsze, niezadowolenie z niedoskonałości partnera.
Smutne ale prawdziwe :)
dla nas lepszy? to taki, w którym nie jesteśmy gorsze tylko dlatego że jesteśmy kobietami.
Ale dlaczego ten świat ma być lepszy tylko dla Was ? Dlaczego ten świat nie ma być lepszy dla NAS ?
Rozumiem, że nawiązujesz teraz do polityków, którzy taki świat stworzyli ? To jak napisał Tomek. Macie go prawo zmienić :)
I jeszcze jedno. Osobiste. Ja nie jestem rewolucjonistą. Mnie na zmienianie świata szkoda czasu. Ja chcę przeżyć moje życie z osobą, która chce je przeżyć ze mną. I w takim układzie powinniśmy tworzyć nasz lepszy świat. A ja z kobietami nie walczę, nie dyskryminuję. I wypraszam sobie, nazywanie mnie małpą siedzącą na drzewie, tylko dlatego, że jestem mężczyzną :))
i o to chodzi. nie o zastępowanie, wypychanie, pozbawianie praw do wycinki drzew. a o próby właśnie.
Już Ci napisałem. Bo Ty jesteś mądra :)
Ty patrzysz na to drzewo jak na zawłaszczanie męskiego poletka. ja jak na próbowanie nowego... :)
Nie. Ja patrzę na to drzewo, jak na zbyt ciężką prace dla kobiety :)
a dlaczego chyba, że lepiej? sam przed chwilą mówiłeś o chwaleniu nawet jeśli nie jest na 100%, o chwaleniu obiadu nawet jeśli nie zasługuje na 5 gwiazdek... ze strony jednej płci widzisz problem, z drugiej ten sam problem jest fanaberią i zawłaszczaniem. dlaczego obiad ma być chwalony, a drzewo to zawłaszczanie? :)
Ależ ja pochwalę próbę ale zawłaszczenie zganię. Z powodów jak wyżej :)
Jako dinozaur uważam, że pewne prace są rola mężczyzny i basta.
A wiele, z pozoru damskie lub męskie, nie ujmują żadnej płci :)
Ale znowu, nie uogólniam tego a dopasowuje do konkretnych par.
a po co się uczysz nowych rzeczy? żeby mieć frajdę z umienia. żeby się sprawdzić. dla własnej satysfakcji. żeby sprawdzić jak to jest. żeby poczuć adrenalinę jak jarzębina walnie o glebę... :)))
Ja się uczę rzeczy, które wykonać mogę, muszę. Nie biorę się za układanie nowej instalacji elektrycznej, bo się nie znam. I próba taka frajdy by mi nie zrobiła :)
Mierzę zamiary na siły. I to właśnie polecam :)
nie żartuj. ciota będzie marudzić, że mu odbieram męskość bo ścięłam drzewo. mężczyzna pochwali hirołka i nie ucierpi. chyba, że całe jego męstwo w tym drzewie właśnie... :)
Chyba, że odbiera mu się coraz więcej aby na końcu, nie mieć za co ( nie musieć) pochwalić :)
I zakrzyknąć : jestem hirołką ! :)
nie. dla własnej frajdy.
Frajda w związku, musi się dzielić na dwa. Fajnie jest mieć zabawę w pojedynkę na złośc drugiemu ? :)
a okrzyk "patrzcie, jednak umiem!" nie wynika z niczego innego jak uwag mężczyzn "nie dasz rady". jak się staracie tak walczyć, to nie dziwi mnie taka odpowiedź. :)
A dlaczego zakładasz, że staramy się walczyć ? Może chcemy pokazać, naszą waleczność, na drzewie ? :)
a ja Ci powiem jeszcze raz. wszędzie dobrze gdzie nas nie ma.
E tam, w Opolu jest na pewno najlepiej :))
wybrał. coś zdobył, coś stracił.
I czasami, przychodzi jednak refleksja, że nie warto było.
Zgodzę się z tym, że nie warto załować róż, gdy płoną lasy :)
bo to wszystko wasza wina! :)))))))
Nie mów do mnie 'wy". Nie żałuj sobie. Napisz, że moja :)))))Jacek K. edytował(a) ten post dnia 20.09.12 o godzinie 15:40

konto usunięte

Temat: the end of men by Rosin

Jacek K.:
odpowiem jak tylko skończę opis pkt1.6. "Klimatyzowana serwerownia zabezpieczona systemem monitoringu i kontrolą dostępu"... :)

konto usunięte

Temat: the end of men by Rosin

Katarzyna B.:
odpowiem jak tylko skończę opis pkt1.6. "Klimatyzowana serwerownia zabezpieczona systemem monitoringu i kontrolą dostępu"... :)
Wykonałem już schemacik, pracuję nad makietką :))


Obrazek

konto usunięte

Temat: the end of men by Rosin

Jacek K.:
Czyli w dwóch , przeciwnych, kierunkach ? :)
gorzej. ten sam kierunek, sąsiednie pasy. :)
No skoro nie ma nic pewnego i nic nie chroni, to wychodzi na to, że mają rację ci, którzy twierdzą, => że trzeba tylko sobie samemu dobrze robić :)
to jest cały czas ten sam problem wycen, radzenia SOBIE, zysków widzianych jako złe, przeciwko partnerowi, egoistycznych... dopóki to jest dobry związek to... jak jednemu dobrze, jak sobie radzi, to oboje mają z tego "zysk"... dopiero kiedy radzenie sobie i jednoczesne podkopywanie morale partnera służy zabezpieczeniu siebie, a w przyszłości wyrwaniu wszystkiego dla siebie... możemy w tym widzieć zagrożenie.
tylko jeśli życie dwóch osób pod jednym dachem ma polegać na kombinowaniu jak tu zabezpieczyć swoje dupsko i wyrolować partnera to czy ... w dalszym ciągu mówimy o związku?
I tu są dwie szkoły :)
Jedna mówi, że wielu ludzi (ok, przeważnie mężczyzn) reaguje tak : "a ja to wszystko pier...lę" - i zostają albo czasowymi bezrobotnymi, bezdomnymi albo wpadają w depresję.
Druga szkoła mówi, że ludzie rzucają się w wir pracy aby zapomnieć.
pracy, imprez, nałogów.... żeby ręce zająć i nie myśleć.
Pewnie jest tak, że matka zostająca z dzieckiem, zrobi to drugie, bo nie ma wyjścia.
Ale nadal pozostaje opcja, że praca stanie się nieważna i nie będzie gwarantem na przetrwanie :)
ale daje szansę. jej brak, połączony z brakiem doświadczenia zawodowego, te szanse znacząco zmniejsza.
ja rolę pracy widzę jeszcze inaczej. kiedy jemu lub komuś z bliskich trzeba pomóc, mogę. mogę dać nam czas na rozwiązanie problemów... świadomość, że mogę dzięki pracy pomóc daje mi poczucie bezpieczeństwa.
Praca zawsze daje poczucie bezpieczeństwa. I jeżeli Ty możesz pomóc komuś , kto znalazł się w potrzebie, to cudownie. Ale często jest tak, jak napisałem wyżej. Ludzie których opuścił partner, staja się obojętni a przyszłość wisi im niskimi kalafiorami.
tylko praca to nie koleżanka Jola, która poczeka. to bywa element motywujący. bo trzeba wstać, bo trzeba się ubrać, bo szef weźmie w obroty... ale jasne, można rzucić w diabły bo człowiekowi przestało zależeć.
I wtedy dobrze mieć takich przyjaciół o jakich piszesz, którzy nie przejmą obowiązków ale podtrzymają pod pachy :)
zawsze warto. nawet po to tylko żeby słuchali po raz setny tego samego płaczu...
Oczywiście. Jeżeli dobrze zrozumiałem, dwoma nogami nazywasz pracę obu partnerów. Tylko w tym temacie rozmawiamy o tym, kiedy jedno zostaje samo.
I automatycznie jedna noga zostaje amputowana a pacjent, może choć nie musi, traci równowagę :)
zmienia się "architektura" życia. po rozstaniu to nie jest związek kuternoga (bo związku już nie ma), tylko z układu dwunożnego zmienia się w jednonożny. co oznacza, że ta jedna noga, jakby nie była stabilna, musi udźwignąć całość, siły się już nie rozkładają.
oczywiście. ja nie głoszę "wszystkie kobiety do roboty".
Uff :))
:)
uważam, że jeśli chcą coś zmieniać to powinny móc. bez wzbudzania agresji, ironii albo powodowania komentarzy "takie jesteście mądre? jeszcze będziecie żałować".
Kasia ale jak widziałabyś sytuację, kiedy , na przykład, kobieta która zadeklarowała się być w domu i "przy dzieciach" - nagle zmieniła front i powiedziała : chcę iść na studia, robić karierę, mam dość !
Czy ona ma prawo , sama zmieniać ustalony układ ? Czy on ma prawo powiedzieć : nie ?
Jak rozwiązać taki węzeł ?
to nie jest węzeł. wchodzisz w związek mając powiedzmy 20 lat. pojawiają się dzieci, z czegoś rezygnujesz... potem przychodzi czas kiedy chcesz nadrobić studia.
związek to nie sztywna dożywotnia umowa na wykonywanie czynności. to dynamiczny układ dwóch osób, zmieniających się, zmieniających swoje poglądy, zainteresowania, czasami znudzonych po latach rutyną, szukających wyzwań... jak któreś dojrzeje do zmian to dlaczego ma z tego rezygnować? pod warunkiem, że obie strony przegadają co i jak trzeba zmienić żeby to zrealizować. oczywiście będą pomysły do "kupienia" jak te studia i będą niezjadliwe jak "wydam całe nasze oszczędności na lot w kosmos". ale tu znowu jest interakcja i odpowiedzialność obu stron za związek i bezpieczeństwo partnera. jednej żeby nie eskalować potrzeby zmian, a drugiej żeby nie blokować każdej z nich....
Zgoda. Każdy pyta czasami siebie : a co by było gdyby wtedy....?
Tylko gorzej a właściwie katastrofalnie jest, kiedy do tego pytania dochodzi : "mogłam być wziętą fryzjerka i co ?! Przez ciebie i dzieci zostałam kurą domową !"
to "przez Ciebie" jest dla mnie nie do pojęcia. najpierw ochoczo się poświęcam, rezygnuję z marzeń, rozwoju, a potem wszyscy są temu winni... na taki argument nie ma dobrej odpowiedzi.
Ja uważam, że kiedy ktoś zaproponował pewien układ w małżeństwie, druga strona go zaaprobowała , nie ma potem prawa mieć do kogokolwiek żalu.
jw. pod warunkiem, że pamiętamy że zaproponowany "układ" jest dynamiczny. że nie są to sztywne ramy, nie podlegające "renegocjacjom".
A sama wiesz, że przyczyna wielu upadków związków, jest właśnie coś takiego.
wynika z błędów obu stron. jednej bo się poświęca, a potem ma pretensje że wybrała źle. drugiej, bo nie umie zaakceptować i blokuje zmiany w związku.
idealny układ byłby wtedy kiedy proponując zmianę pomyślimy o konsekwencjach dla partnera i związku, a z drugiej strony słysząc planach zmian nie użyjemy argumentu "piętnaście lat temu powiedziałaś, że będziesz siedzieć w domu"...
I tu wracamy do pierwotnych wyborów, co nie ? :) Czy może jednak ma się prawo, burząc "porządek świata", zmienić je na swoje nowe, pasujące lepiej do obecnej sytuacji ?
jakby życie opierało się na pierwotnych wyborach to byśmy wszyscy byli strażakami! :) człowiek nie mrówka, nie musi całe życie robić tego co wybrał mając 20 lat.
Zaczynamy jechać w tym samym kierunku :)
ziuuu... :)
Ja niedawno rozmawiałem z niemiecką feministką lat 60-70. Starsza już pani. A jak wiadomo, były to burzliwe lata w Niemczech, spowodowane feminizmem :)
I co dziwne, ona powiedziała, że im chodziło o zupełnie coś innego niż obecnym. O tym, że w latach 80-90, feminizm praktycznie w Niemczech zamarł. A teraz odradza się w bardzo agresywny sposób i ją to przeraża. Bo to już nie walka o swoje prawa, które kobiety od lat mają ale walka z mężczyznami. Zrzucenie na nich winy, za to, jakim jest dzisiejszy świat.
A tamtym feministkom, prekursorkom, nie o taką walkę chodziło :)
dzisiaj Znajomy na GL napisał "co się z tymi ludźmi dzieje? w każdym wątku już w trzeciej wypowiedzi ludzie wyciągają broń i zaczynają się zabijać..." feministki, szowiniści, GLowcy, dziennikarze i "zwykli ludzie" zrobili się agresywni. kiedyś nie rozumiałam filmu "Upadek", teraz go widzę wszędzie i codziennie.
Tak.
napisała to zanim zrezygnowała?
Absolutnie nie ! :)
Resztę przemilczę, bo musiałoby być osobiście a na to nie daję sobie zezwolenia :)
właśnie dlatego nie lubię uogólnień. jak matka Polka to zaniedbana, jak pracująca to nie prawdziwa kobieta, jak bez dzieci to zimna suka, jak sama z dziećmi to dybie na kasę faceta... a nad tym wszystkim błyszczy mityczna "prawdziwa kobieta"... czyli kto?
Nie to nie tak. Ale być może tak, jak piszesz poniżej. Podać sobie ręce, wziąć dupę w troki i razem - podkreślam razem - iść naprawiać świat ?
jasne, że razem. tylko akcja rodzi reakcję. i pierwszą reakcją, nawet w tym wątku było "robicie błąd". poprzerzucamy się argumentami, ktoś coś wygra, ktoś coś przegra, uspokoimy się i zaczniemy pracować wspólnie.
Nie przerzucając się argumentami : "bo ty mężczyzno zostałeś na drzewie" a "tobie kobieto, popier....liło się w główce"
I znaleźć złoty środek. I nie jeden dla wszystkich. Każda para dla siebie :)
jeszcze trochę czasu nam daj :)
Oj, chyba idealizuję :))
yhm...
Ale jakie konkretne zmiany ? Co się zmienia lub co się powinno lub co się musi zmienić ?
w sytuacji każdej kobiety coś innego. a niektóre nie chcą zmieniać nic.
Bo ja, szczerze mówiąc, tego nie ogarniam :(
jak Ci powiem "równość" to się zacznie jatka :)
Znowu nie tak Pani Dochtór :))
Skoro widzę, że kobiety nie są (bywają) nieszczęśliwe jako kury domowe. Skoro widzę, że kobiety nie są (bywają) nieszczęśliwe jako karierowiczki - a tych widzę stanowczo więcej = to się pytam, czy pęd, oprócz zadowolenia zawodowego, daje jeszcze jakieś inne ?
a masz jakieś potwierdzenie tego zadowolenia i nie?
Przecież pytam nie ze złośliwym uśmieszkiem a z troską na twarzy :)
odpowiem inaczej... twój znajomy, facet wybrał karierę i jest nieszczęśliwy. bo do pewnego okresu w życiu cieszy nas mieć. potem zaczął żałować, bo zaczęło się liczyć być.
inny wybiera być i jest nieszczęśliwy że nie może rodzinie zapewnić lepszego życia. może dojdzie do fazy "być" i się uspokoi, a może w tej fazie z emeryturą 600 zł. stwierdzi "przesrałem życie".
to samo jest z kobietami. czasami wybory cieszą, czasami gniecie, że można było inaczej.
Jest możliwość, że faceci widzą krawędź przepaści :)
co nie zmienia faktu, że nie nadążają. :)
lubię takie teksty "bo my widzimy lepiej". a może guzik prawda, Kolego? :)))
Przyznam, znam :) Ale nie wiedziałbym, jak im pomóc ?
Bo tak naprawdę, to oni nie są zadowoleni z siebie a nie z partnera.
zgoda. ale odgrywają się na partnerze... i za nic im nie udowodnisz, że to problem z nimi a nie otoczeniem.
OK. Złapałaś mnie :))
Ale tutaj, wyjątkowo, piszę teoretycznie a nie będę osobiście :)
ja też się staram ogólnikowo załatwić sprawę.
Oj, trochę inaczej, znowu, to widzę :) Nie tyle z nie cieszenia się, co z nie dopuszczenia do sukcesów :)
różne odcienie tego samego. można nie dopuścić, a można przegapić moment i wtedy zostaje tylko umniejszać sukces. powód ten sam.
"Ty jesteś nielogiczny z urodzenia i dobrego pomysłu mieć nie możesz"
odpowiedź "widziały gały co brały". jak taka logiczna, to logicznie rzecz biorąc powinna nie wybierać nielogicznego albo się pogodzić z wyborem... :)
I my to widzimy zdrowo. Ale po powyższych przykładach, przyznasz mi chyba rację, że są osoby - które tego tak nie widzą. I za wszelką cenę, muszą zastąpić w tym partnera :)
ludzie są różni. dlatego staram się przegadać problem, a nie obgadać ludzi. :)
Bo nie mówimy tutaj o zdrowych reakcjach a o takich, które doprowadzają do walki.
ja bym wolała włączyć do rozmowy obie opcje. :)
W zgranym zespole, granice się zacierają a naczynia myją się same :)
zmywarka! :)
A jeżeli on jej tego nie chce spieprzyć a ona walczy o pozycję ? Którą i tak ma.
I wracamy do tabliczki "szef" :)
tabliczka się należy jeśli ktoś rządzi. w związku jednoosobowe rządzenie jest... dziwne. :)
no.. to ja napisałam to samo :)))
Wiem :) Czasami fajnie jest to zauważyć :)
prawda? :)
I to mnie , szczerze mówiąc, często denerwuje. Bo wiesz do czego doprowadza ?
Do pędu do własnej doskonałości. Której, co wie każdy myślący człowiek, nigdy się nie osiągnie.
A wiesz co ze sobą niesie ? Ano nie tylko niezadowolenie z własnej niedoskonałości ale, jeszcze mocniejsze, niezadowolenie z niedoskonałości partnera.
nieprawda. ja muszę być na 100%, u bliskich 50% mnie zachwyca. poza pracą. :)
Smutne ale prawdziwe :)
nie zawsze.
Ale dlaczego ten świat ma być lepszy tylko dla Was ? Dlaczego ten świat nie ma być lepszy dla NAS ?
bo był lepszy dla was. :)) teraz to wahadło się pokiwa w obie strony i się ustabilizuje. :)
Rozumiem, że nawiązujesz teraz do polityków, którzy taki świat stworzyli ? To jak napisał Tomek. Macie go prawo zmienić :)
nie. porzuciłam polityków :)
I jeszcze jedno. Osobiste. Ja nie jestem rewolucjonistą. Mnie na zmienianie świata szkoda czasu. Ja chcę przeżyć moje życie z osobą, która chce je przeżyć ze mną. I w takim układzie powinniśmy tworzyć nasz lepszy świat. A ja z kobietami nie walczę, nie dyskryminuję. I wypraszam sobie, nazywanie mnie małpą siedzącą na drzewie, tylko dlatego, że jestem mężczyzną :))
osobiście mam rewolucje w nosie, bo nie potrzebujmy rewolucyjnych zmian tego co sobie dobrze zbudowaliśmy.
ale ten wątek dotyczy spraw bardziej "systemowych" niż osobistych. :)
Już Ci napisałem. Bo Ty jesteś mądra :)
albo miałam fart.
Nie. Ja patrzę na to drzewo, jak na zbyt ciężką prace dla kobiety :)
z Fiskarsem? nie przesadzaj! :)
Ależ ja pochwalę próbę ale zawłaszczenie zganię. Z powodów jak wyżej :)
ok
Jako dinozaur uważam, że pewne prace są rola mężczyzny i basta.
phi... :)))
A wiele, z pozoru damskie lub męskie, nie ujmują żadnej płci :)
ok
Ale znowu, nie uogólniam tego a dopasowuje do konkretnych par.
każdy tu pisze o swoim punkcie widzenia, jakby się nie starał ujmować każdy punkt widzenia :)
Ja się uczę rzeczy, które wykonać mogę, muszę. Nie biorę się za układanie nowej instalacji elektrycznej, bo się nie znam. I próba taka frajdy by mi nie zrobiła :)
Mierzę zamiary na siły. I to właśnie polecam :)
nie każda praca męska jest ponad siły .:)
nie żartuj. ciota będzie marudzić, że mu odbieram męskość bo ścięłam drzewo. mężczyzna pochwali hirołka i nie ucierpi. chyba, że całe jego męstwo w tym drzewie właśnie... :)
Chyba, że odbiera mu się coraz więcej aby na końcu, nie mieć za co ( nie musieć) pochwalić :)
jedziesz po ekstremach. rozumiem jak działa taka kastracja. każdego człowieka i nie tylko w związku.
I zakrzyknąć : jestem hirołką ! :)
to jest proces kastracji wiary w siebie. żeby krzyknąć musi miesiącami, latami niszczyć. to może faktycznie hirołka skoro jej się udało bez oporu proces przeprowadzić...? :)
Frajda w związku, musi się dzielić na dwa. Fajnie jest mieć zabawę w pojedynkę na złośc drugiemu ? :)
o tym nie pisałam. na złość drugiemu nie jest szczególnie fajne nigdzie.
A dlaczego zakładasz, że staramy się walczyć ? Może chcemy pokazać, naszą waleczność, na drzewie ? :)
bo się burzysz, że kobieta je wytnie. :)
E tam, w Opolu jest na pewno najlepiej :))
widzisz, znowu forsujesz swoje zdanie! :))
I czasami, przychodzi jednak refleksja, że nie warto było.
chyba każdego kiedyś nachodzi.
bo to wszystko wasza wina! :)))))))
Nie mów do mnie 'wy". Nie żałuj sobie. Napisz, że moja :)))))
jak będę chciała! :)))

konto usunięte

Temat: the end of men by Rosin

dobra, trzeba tę dyskusję pociąć na kawałki, bo nie da się dalej ciągnąc tego... drzewa :)))

konto usunięte

Temat: the end of men by Rosin

Anna Maria D.:
Ale gdzie Ci zaradni mężczyźni za których nie trzeba na drzewo włazić? Bo może ja nie chcę na nie włazić, ale nie mam wyjścia bo facet się do tego nie nadaje?
Chociaż przepraszam, znam jednego co się nadaje i w końcu mogę odetchnąć z ulgą i robić to co lubię:)

no jak sie nie nadaje, to po co wlazisz?
znajdz takiego, co wlezie:))))

konto usunięte

Temat: the end of men by Rosin

Katarzyna B.:
dobra, trzeba tę dyskusję pociąć na kawałki, bo nie da się dalej ciągnąc tego... drzewa :)))

nie od dzis wiadomo, ze z dżewem do lasu sie nie lezie:)))))
Marzena M.

Marzena M. Coraz mniej mnie
dziwi....

Temat: the end of men by Rosin

Dorota J.:
Katarzyna B.:
dobra, trzeba tę dyskusję pociąć na kawałki, bo nie da się dalej ciągnąc tego... drzewa :)))

nie od dzis wiadomo, ze z dżewem do lasu sie nie lezie:)))))

eeeetam, jak małe trzeba posadzić to się z nimi lezie :-)))

Temat: the end of men by Rosin

Katarzyna B.:
Kobiety ze względu na swoje kwalifikacje intelektualno-emocjonalne są lepiej uzbrojone, by dawać sobie radę w błyskawicznie zmieniającej się rzeczywistości.
Kobiety są jak imigranci, którzy wykazują wielkie zdolności adaptacyjne. Mężczyźni jak imigranci, którzy lądują na nowym lądzie, ale ich głowa, myśli i emocje są wciąż tam, skąd przybyli.


http://m.newsweek.pl/opinie,zadam-kongresu-mezczyzn,96...

a jak już będziemy same utrzymywać rodzinę, kierować firmami, rodzić, wychowywać, decydować to czym nam będą imponować mężczyźni? :)
Urodą, sprawnością fizyczną i intelektem.
Świat matriarchalny to świat rządzony przez samotne kobiety podbierające sobie co lepszych mężczyzn na chwilę (bo dużo za mało ich) i ignorujące kiepskich facetów, którzy (jako że ich dużo za dużo) z kolei mają wybór pomiędzy samotnością i wieczną wiarą w to, że ktoś zwróci na nich uwagę, czasem te zmęczone samotnością :-)Paweł N. edytował(a) ten post dnia 20.09.12 o godzinie 20:04
Anna Maria D.

Anna Maria D. Grafik komputerowy

Temat: the end of men by Rosin

Dorota J.:
no jak sie nie nadaje, to po co wlazisz?
znajdz takiego, co wlezie:))))
Włazi:)

Czeslaw Kowalczyk

Wypowiedzi autora zostały ukryte. Pokaż autora

konto usunięte

Temat: the end of men by Rosin

Dorota J.:
nie od dzis wiadomo, ze z dżewem do lasu sie nie lezie:)))))
przesądy :)))

Następna dyskusja:

The Coin Theory




Wyślij zaproszenie do