Magda
Sanchez
Trener Kulturystyki,
Trener Personalny,
Instruktor Fitnes...
Wręcz przeciwnie, spożywam 5-6 posiłków dziennie, staram się jednak, aby były one odpowiednio zbilansowane i odżywcze.
Po słodkości sięgam przeważnie w weekend i to nie na zasadzie, że odbijam sobie cały tydzień, bo to nie miało by sensu. W tygodniu jeśli nie "redukuję" akurat, a trafi się tzw. okazja jak np. dzisiaj, z przyjemnością wpałaszowałam sobie koło południa na drugie śniadanie jednego pączka do kawki.
Był pyszny i nie mam wyrzutów sumienia:)
Ale...no właśnie, napiszę coś teraz, kilka słów, które w ramach wsparcia psychicznego i podbudowy, przekazałam dziś jednej z klientek.
Nie namawiam jak zwykle do niczego, nic na siłę, każdy ma swój rozum i sumienie.
W telewizji, w radio, w sieci, w pracy, na ulicy, wszędzie generalnie czyha pokusa w postaci schrupania choćby jednego ciepłego pączusia.
Oczywiście zawsze powtarzam, że wszystko jest dla ludzi, byle z umiarem - to taka moja dewiza - niemniej jednak niestety, ale na tzw. redukcji, naprawdę warto na tych kilka tygodni zacisnąć zęby i nie dać się złamać, bo wręcz szkoda tych naszych starań i dotychczasowego samozaparcia.
Uwierzcie mi, okazja zawsze jakaś się znajdzie.
Jak nie święta jedne to drugie, tu Tłusty Czwartek, tam Walentynki, gdzieś pomiędzy imieniny cioci, impreza z przyjaciółmi albo rozpusta podczas majówki.
Niby zawsze można wpleść w swój określony tryb funkcjonowania żonglowanie kaloriami czy zafundować sobie większą dawkę ruchu.
Można, owszem, ale przypominam, iż na redukcji, paliwo w postaci makroskładników diety i tak jest mocno uszczuplone i zapasy energii ograniczone więc w moim odczuciu nie ma sensu ładować pustych kalorii w zamian za dostarczenie zdrowszych zamienników (tu: naszych podstawowych produktów dnia codziennego!), które to oprócz wspomnianej wyżej energii, dają nam coś więcej, cenne białko, węglowodany złożone, zdrowe tłuszcze, witaminy, minerały, błonnik.
Zapodając sobie wspomnianą wyżej większą dawkę ruchu dającą realne szanse na pozbycie się pustego balastu, fakt, kalorie spalimy, ale wracamy do punktu wyjścia, ponieważ nadal jesteśmy wówczas na bilansie zerowym (przy dobrych wiatrach!), natomiast nie osiągamy zamierzonego deficytu kcal, no chyba, że kosztem obcięcia ich z pozostałych planowanych posiłków czego zdecydowanie odradzam.
Trener pomaga i daje kopa, ale to klient ma za zadanie "odwalić" całą czarną robotę.
Każdy nawet najmniejszy grzeszek będzie powodował odsuwanie się w czasie osiągnięcie zamierzonego celu i wręcz taka osoba oszukuje samą siebie, tyle.
Naprawdę warto mieć te wskazówki na uwadze i proszę mnie nie linczować:)