Temat: JA PRACODAWCA czyli zabawa w boga...
Z całej tej naszej dyskusji widzę jedno..misz-masz dyskusyjny. Rzuciłem temat "niesłowny (potencjalny) pracodawca" a wywiązał się cały pęczek tematów pobocznych i udowadnianie kto jest większy..niefajny (żeby nie rzucać grubszym słowem na publicznym forum), udowadnianie nielogiczności wypowiedzi albo pokazywanie kto tu złoto kto tu błoto...Ludzie!!!! nie o to chodziło!!!
pisałem o NIE DOTRZYMANIU DANEGO SŁOWA PRZEZ FACETA KTÓRY MNIE ZAPROSIŁ NA ROZMOWĘ i tyle...
nie o tym, że rekruter źle mnie ocenił - jego prawo, nie o tym ze nie dostałem pracy...bywa, nie chodziło też tak naprawdę o to, kto ma prawo kłamać a kto nie ma (nie sądzę by ktokolwiek je miał, a na pewno nie powinien...inna sprawa, że często się to zdarza...z pobudek różnych, przy czym część jest lepiej zrozumiała - i to sygnalizowałem)
wątek mój dotyczył w zasadzie rozmowy z właścicielem/przedstawicielem firmy a nie zewnętrznymi HR-cami, którzy tu się najbardziej angażują. Ich działania to temat na osobny wątek i zupełnie inny punkt widzenia...Chciałem li tylko powymieniać doświadczenia z tymi, których "lokalni wielcy bracia" potraktowali w sposób nieładny, nie dając znać w terminie, do którego się zobowiązali...dowiedzieć się czy ja jestem ten pechowy czy to ogólny trend i co inni o tym sądzą
a dowiedziałem się:
- że jestem błotem:)
- że mam problem z logiką:)
- że napisanie w ogłoszeniu do kiedy mogę się spodziewać odpowiedzi na moją aplikację jest czymś dziwnym:)
- ewentualnie (bo nie do końca wiem czy to tyczyło mnie) że jeśli już, to zatrudni mnie idiota
nieciekawie...oj nieciekawie...
strach do Was pójść na rozmowę....