Temat: Wątpliwości co do ślubu

Będę wdzięczna za pomoc, bo mam mętlik w głowie.
Jesteśmy razem 5 lat, mieszkamy razem od 1,5, w sierpniu planujemy ślub. On jest starszy parę lat, oboje jesteśmy w okolicach 30stki. Jesteśmy wierzący, ślub jest decyzją na całe życie.
Szanujemy się, możemy na siebie liczyć. Kocham go, ale żadne z nas nie jest zwolennikiem mówienia tego co 5 minut. On na co dzień dba o mnie, według mnie to po czynach a nie słowach najłatwiej poznać, czy ktoś kocha, czy nie. Bardzo rzadko mówi, że kocha, ma problem żeby to powiedzieć, nie zawsze tak czuje.
Jest człowiekiem uczciwym, dobrym, pomocnym, odpowiedzialnym, wiem, że mnie nie zdradzi.. Nie jest egoistą.

On ma problem ze sobą. Nie pójdzie do psychologa, bo nie i już. Nie ma stałej pracy, ma kilka dorywczych, wiem, że go to męczy i martwi. Wpływa to na jego humor. Chciał rzucić wszystko i iść pracować do fabryki, ale ja mam nadzieję że kiedyś, może za parę lat jednak znajdzie pracę w zawodzie (bardzo specyficznym), bo ktoś kiedyś umrze i zwolni miejsce ;). Czasami zamyka się w sobie i prawie nie odzywa przez kilka dni. O sobie i swoich uczuciach, emocjach prawie nigdy nie mówi. Według mnie ma jakiś rodzaj depresji, ale on zaprzecza, bo przecież wstaje z łóżka. Chodzi do tych kilku prac jednocześnie, nieraz nie śpiąc całą noc i idąc rano do następnej, nie jest typem lenia. Co więcej, praca daje mu trochę spokoju psychicznego, najgorzej jest, jak nie ma nic do roboty.

Jak ma taki gorszy okres, to też twierdzi, że "ciężko mu mnie kochać". Uważa, że cała wina jest w nim i czasem twierdzi, że lepiej żebym go, "dziada", zostawiła. Mówi, że nikt mu nie może pomóc, jeśli sam sobie nie pomoże. Czasem mówi też, że chciałby już mieć święty spokój, nie chce żyć długo, ale odwagi mu brak na samobójstwo. Zawsze myślę, że to tylko takie gadanie, ale pewnie coś w tym jest.

Dlatego oboje mamy wątpliwości co do ślubu. Na co dzień sam z siebie nie okazuje mi czułości. To z reguły ja się napraszam z przytuleniem czy buziakiem. Od czasu do czasu mam dość i wybucham, tzn. zaczynam płakać. Wtedy przytula, nieraz sam zaczyna płakać, następuje "oczyszczenie", poważna i szczera do bólu rozmowa o uczuciach, przez jakiś czas potem wszystko się układa i okazuje mi czułość.

Inny problem to pieniądze. Oboje jesteśmy oszczędni, jak na nasze skromne możliwości zarobkowe, mamy oboje odłożone w sumie ok 150 tys. On nie zazdrości mi, że mam normalną pracę, raczej się tym cieszy. Na wszystko co ma, zapracował sam, pochodzi z biednej rodziny. Moi rodzice są nieźle sytuowani, przepisali na mnie mieszkanie, za którego sprzedaż pieniądze (200 tys) mają trafić do mnie, żeby zainwestować w mieszkanie lub domek. Narzeczony nie chce przyjąć tych pieniędzy, twierdzi, że do wszystkiego musi dojść sam, uparł się też, żeby opłacić całe wesele. Rozumiem jego racje, ale czemu nie wykorzystać tych pieniędzy, żeby poprawić swoje warunki materialne? Aktualnie mieszkamy w malutkim mieszkanku, nie starczy tu już miejsca dla ewentualnego dziecka.

Czy miłość musi czasem boleć? Tak sobie myślę, że nie ma róży bez kolców... Generalnie mi z nim dobrze na co dzień, te złe chwile szybko ulatuja z mojej głowy. Codzienność i rutyna nam nie przeszkadza, funkcjonujemy w porządku, dbamy o siebie, dzielimy obowiązkami, on często gotuje. Myślę, że oboje boimy się tej wielkiej odpowiedzialności za całe wspólne życie, ktoś może powie, że jesteśmy niedojrzali, ale mi wydaje się, że to właśnie poniekąd świadczy o naszej dojrzałości-nie traktujemy tego tak lekko, wiemy że jak przysięgniemy, to naprawdę na całe życie.

Jeśli chodzi o sprawy łóżkowe-zawsze było nam dobrze, jak ma gorszy okres, to nie ma ochoty i to jest chyba w pełni zrozumiałe. Teraz zachowujemy wstrzemięźliwość ze względów religijnych. On ma znów zły okres ostatnio, to nie ma ochoty, ja się dużo modlę, to też jakoś przechodzi ochota. Ale jak jesteśmy razem w łóżku, jest namiętnie, ale on zawsze dba, żeby mi było dobrze, dba o to bardziej niż o siebie, co też jest wg mnie oznaką miłości mężczyzny.

Ale jak mu pomóc z tymi psychicznymi dołkami? Może on jednak nie jest stworzony do związku? A może to tylko przytłacza go odpowiedzialność, brak perspektyw na przyszłość?
Acha, jeszcze jedno: on nie ma żadnych marzeń. Jest taki trochę obojętny, myślę, że to jakaś skorupa, bo w głębi jest wrażliwy. W jego domu nie było alkoholu, ale jego ojciec ma bardzo twardy charakter, nieraz dostało się i mojemu narzeczonemu, i jego rodzeństwu, i matce. To też chyba ma znaczenie.

Jak ostatnio szczerze gadaliśmy, to powiedział, że czasem myśli, że mógłby mieć jakiś wypadek, tuż przed albo po ślubie, i wtedy by wszystko to się skończyło. Ja też czasem mam takie wizje, wstyd o tym mówić, czasem się zastanawiam, czy może nie zaryzykować i nie spróbować jeszcze raz poszukać miłości, ale ja mam już prawie 30 lat, ciężko znaleźć kogoś z takimi niewątpliwymi zaletami jak mój Narzeczony. Rozstać się próbowaliśmy ze 4 razy, nie potrafimy... Wakacje spędzamy osobno (taka specyfika wynikająca z naszego zawodu i odległością naszych domów rodzinnych od siebie i od miasta, w którym pracujemy). Mamy zawsze ze sobą kontakt przez ten czas, gadamy codziennie przez telefon, ale nie tęsknimy aż tak strasznie...

Ale ja go kocham i bardzo cenię jego rzadko spotykane obecnie zalety i moralny pion.

Nie wiemy, jaką decyzję podjąć. Oboje się zastanawiamy, tylko on nie chce iść do nikogo po radę, a ja nie mam z tym problemu.

Proszę o pomoc, odpowiem na ewentualne pytania, żeby coś doprecyzować.
Pozdrawiam!
Marek S

Marek S życie jest jak
wiatr...gna na oślep

Temat: Wątpliwości co do ślubu

Trudno jest doradzić coś w takiej sytuacji. Zwłaszcza, że przedstawiona jest tylko z Twojej perspektywy. Wynika z niej, że cenisz, szanujesz i kochasz swojego partnera. To bardzo dobra podstawa do małżeństwa, bo będzie pomagała Wam przetrwać najtrudniejsze chwile. Pięcioletni związek daje już pewną przejrzystość relacji między Wami. Niemniej pamiętaj, że w tym czasie zwykle nadchodzi okres wypalenia/znudzenia w związkach. Jeśli to przetrwacie, to pewnie dalej będzie już tylko lepiej:).
Co do kwestii finansowych- w pewnym sensie jest zrozumiałe, że narzeczony nie chce przyjąć pieniędzy od Twoich rodziców. To rodzaj pewnego obciążenia, zobowiązania, obaw przed późniejszym wypominaniem... no i też kwestia honoru mężczyzny, a być może także tkwiące gdzieś głęboko poczucie krzywdy wynikające z nierównego statusu materialnego Waszych domów rodzinnych.
Alicja Maj

Alicja Maj szczęśliwym się
bywa, zadowolonym
się jest :)

Temat: Wątpliwości co do ślubu

Jeżeli ślub jest tylko planowany to proponuje przełożenie go na sierpień ale 2017r.
Mentlik w głowie zazwyczaj pojawia się przed ślubem czy tez wątpliwości co do podjęcia odpowiedzialności, zobowiązań ale Wy już tez mieszkacie razem 1,5roku więc jakieś dotarcie powinno między wami być.
Mając 30 lat to nie koniec życia a w zasadzie początek, rozpad kilkuletnich małżeństw czy związków.
Źle że nie spędzacie wakacji razem bo zapewne żyjąc jak piszesz w rutynie nie czerpiecie przyjemności z życia. Jeżeli macie tylko obowiązki, obowiązki i obowiązki to nie umiecie razem żyć.
Jeżeli w łóżku bardziej się stara może i w tej sferze czuje się w obowiązku.
Myśli samobójcze są chore, mówienie o samobójstwie też zdrowe nie jest.
Pracę czy dostanie satysfakcjonującą to jak wygrana w totolotka, może będzie może nie.
Nie mając marzeń nawet tycich nie żyje się. Jeżeli planujecie ślub to zazwyczaj się go chce, marzy, planuje może tak może tak. Marzy się o żonie, domu, dziecku, samochodzie, rzeczach na wyciągnięci ręki i tych odległych, zależnych od kogoś, od siebie i od pieniędzy.
Jeżeli myślisz, że nie marzy to albo udaje obojętność albo ma duży problem.
Zapłacenie za wesele w moich stronach robi się pół na pół. Narzeczony płaci za ślub (księdzu). Jeżeli mieszkacie razem a wesele nie jest prezentem od rodziców to tym bardziej powinno być wspólne.

Co do pieniędzy jeżeli macie 150tyś oszczędności wspólnych w proporcji 50:50 czyli po 75 tyś i dostaniesz 200tyś to ja proponuje jeszcze przed ślubem kupić coś za 275tyś na Ciebie i ewentualnie wziąć ślub.
W przypadku gdyby spełnił swoje przepowiednie po ślubie, ręki nie dam sobie obciąć ale kojarzy mi się że w przypadku współwłasności przy braku dzieci do dziedziczenia(jeśli nie było testamentu) powołana jest rodzina małżonka.
Jestem przeciwniczką łączenia majątków tam gdzie nie ma takiej potrzeby a przynajmniej do pojawienia się dzieci. Choć jestem też zdania, że kobieta powinna mieć własny kąt niezależnie z kim mieszkając.
Z drugiej strony cenię sobie ludzi co po czyjeś pieniądze ręki nie wyciągają. Dom nie musi być na papierze napisany na dwie osoby żeby sobie w nim wspólnie i szczęśliwie mieszkać.

Nie dziwię się, że ciężko mu kochać jeśli w pracy spędza X godzin czując się jak dziad. Przed ślubem ustalcie granice pracy, odpoczynku, relaksu, pasji. Po ślubie gdy komuś potknie się noga, pojawi się dziecko pieniędzy trzeba więcej, sny mniej, czasu wolnego do 15lat dziecka nie zobaczycie a jak będzie krnąbrne to i dłużej. Teraz dziecko ma,, mieć,, sama się o tym przekonałam niedawno bo czasy się zmieniły od naszych lat.

Następna dyskusja:

On nie chce ślubu




Wyślij zaproszenie do