Ewelina Rutka

Ewelina Rutka kontrola jakości,
Kolporter S.A.

Temat: Toksyczny związek

Witam, nigdy nie pisałam na forach, ponieważ obawiałam się że ktoś może rozpoznać mnie po mojej historii..
Teraz jednak jestem w takim momencie mojego życia że uważam jeśli wyznam całemu światu to co mnie spotkało, w
Jakiś sposób przyznam się sama sobie ze naprawdę potrzebuje pomocy, bo sama nie daje rady trzeźwo myśleć.
Zacznę może od początku..
Pochodzę z biednej rodziny, mój tata po ciężkim wypadku nie mógł przez lata pracować, mama nie miała żadnego wykształcenia i Pracowała za przysłowiowy talez zupy.
Ciężko nam było. Była nas czwórka rodzice ja i mój brat. Rodzice ledwo wiązali koniec z końcem przez co nigdy w naszym. Domu nie było miłości. Nie wiedziałam nawet jak wyglądają święta z rodziną. Nie wiedziałam co to znaczy rodzina, wsparcie, pomoc, szacunek.. Ciągle awantury w domu płacz krzyk stres ucieczki mojej mamy z groźbami ze popełni samobójstwo. Tata wylewający frustrację na mnie i na mamie. Często dochodizlo do przemocy która stosował na mnie. Po latach wybaczyłam mu to wszystko. Mamie też. Wyprowadziłam się z domu mając niespełna 19lat. Wynajmowałam kawalerkę pracowałam 6 dni w tyg na nocki. Przez jakiś czas zylam samotnie zylam mieszkaniem rachunkami i praca. Znalazłam partnera. Starszego od siebie. Widziałam w nim kogoś kto da mi rodzinę bo był starszy poważniejszy dojzalszy... Będąc z nim nie czulam jednak nic.. Był obojętny nie chciał wyprowadzić się z domu od rodziców pomimo że miał 34 lata. Zawsze traktował mnie zlewają o a ja sama zauważyłam po 2.5 roku z nim że wcale nie kocham go ze nie jestem z nim bo coś do niego czuję tylko poprostu dlatego że czułam się samotnie... Ucieklam od niego. Spotykałam sir z kimś innym przez rok. Zdradził mnie.. Właściwie żył podwójnym życiem l, było Nas dwie. . Odeszłam od niego zranił mnie tym niewybaczalnie. Wyjechałam za granicę. Zapomniałam o nim z dnia na dzień. I nagle dowiedziałam się że mój tata zginal w wypadku samochodowym. Rzuciłam wszystko wróciłam do polski by wspierać moją mamę i brata. Było mi ciężko pomimo że nie zapomniałam krzywd które mi wyrzadzil wybaczyłam mu to i kochałam go. I nagle zmarł.. Świat mi się zawalił..
Ale i tym razem znowu ucieklam. Mama wpadała w szał obwiniala tatę o zdrady i ciągle go wyzwala po śmierci nie mogłam tego znieść kłóciłam się z nią o to a ona zrobiła coś czego nienawidziłam. Uderzyła mnie. To coś co odbijało piętno na mojej psychice. Dlatego wróciłam za granicę do mojego życia które sprawiało mi radość uparalam się z żałoba. Zylam dalej.
Przez 3 lata byłam znów sama ale otoczona nowymi znajomymi. Cieszyłam się życiem, nowymi przyjaciółmi, fajna praca, wreszcie mnie było stać na wszystko, bawiłam się i byłam szczęśliwa spełniona singiel ka. Pierwszy raz w życiu czułam. Się dobrze w swojej skorze. Myślalam ze nie potrzebuje do życia faceta bo jestem szczęśliwa spełniam się i tak jest mi dobrze
I nagle po tych 3 latach poznałam JEGO.
Mojego obecnego partnera z którym jestem już 2 lata. (będę nazywała go R.)
Pan R. Wtargnął do mojego życia niczym tornado. Przystojny, postawny, ambitny, czarujący, zaradny czuły i troskliwy. No mówię ideał to ON to ten dla którego zmienię swoje podejście do życia. Jedyny w którym zakochałam się na zabój od pierwszego wejrzenia i z każdą kolejną rozmowa czułam że znam go całe życie. Że zaopiekuje się mną że da mi dom rodzinę dzieci. Wiecie.. Spotykasz kogoś nagle na swoje drodze i jesteś pewny że to Twoja druga połówka. Twoja ukochana osoba na którą czekałeś. Taki właśnie był.. Pomijając wszystkie zalety i charakter był również ogarnietym facetem który mnie motywował że mogę żyć lepiej. Choć niczego mi nie brakowało miałam wszystko. Miał mieszkanie był szefem. Ten facet nie miał ani jednej wady do tego żył jak pączek w maśle! Mówiłam trafiłam w totka. Namawiał mnie na wspólne mieszkanie dość szybko bo po paru spotkaniach może trzech. Nie chciałam działo się to za szybko nie chciałam rzucać swojego mieszkania pracy miasta znajomych nie chciałam do niego się wprowadzać od tak odrazu. Ale podszedł mnie w inny sposób. Wprowadził się do mnie sam. Po miesiącu znajomości został u mnie na noc i już się nie wyprowadził aż przekonał mnie do tego byśmy zamieszkali w jego mieście. Zrobiliśmy to. Wynajęliśmy nowe mieszkanie w jego stronach. I wtedy się zaczęło po podpisaniu umowy wynajmu za miesiąc. Pan R. Poprosił mnie o pomoc finansową 4 tysiące euro. Nie miałam takich pieniędzy i byłam też zdziwiona przecież miał własną firmę mieszkanie świetnie sobie radził po co mu te pieniądze? Tak długo mnie szantażował że jeśli ich nie zdobędzie to będzie musiał wracać do polski że ze strachu że go stracę zaciągnęłam debet w banku.
Później Zrobił mi pierwsza awanturę. Wypil alkochol. Wyzywał mnie od najgorszych rzucal we mnie takimi epitetami że nawet a w najgorszych awanturach nie słyszałam tego w domu. A on mój idealny mężczyzna krzyczał to do mnie. Czułam jak banka prysla.. Czułam że to jest źle. Że powinnam uciekać, że to destrukcyjne że będzie źle. Ale ja zostałam. Pozwoliłam mu zostać. Prosił płakał i obiecał ze nigdy więcej się to nie powtórzy.
I to już wtedy powinnam go puścić płazem już wtedy.
Deklarowałam mu od zawsze że nie chciałabym nigdy spotykać się z facetem który ma dzieci z poprzedniego związku. Chcę faceta dla siebie który da mi 100%siebie a w przyszłości nasze własne dzieci. 3 miesiące później dowiedziałam się z internetu że ma dziecko 5 letnia córkę. Jak się później okazało też miał i żonę. Czyli facet z odzysku tego się nie spodziewałam. Gdy się wcieklam że o tym nie wspomniał przyznał się ale błagal bym go nie odrzucała z eon nie ma ko taktu z dzieckiem i była od 2 lat. Zapewniał że już nic nie ukrywa. Znów naginając własne zasady, zostałam.
Nadszwdl dzień przeprowadzki i wtedy rozpętało się piekło mego życia.
Nie zdawałam sobie sprawy wtedy z tego jeszcze...
W każdy weekend pił i zażywał narkotyków w niedzielę konał na kacu. Często wtedy znęcał się psychicznie nade mną wyzywał poniżał traktował jak śmiecia. Bałam się go. Bałam się powiedzieć komukolwiek zawsze mi groził. Straszył mnie. Wyrzucał mi ubrania przed dom potem błagal bym mu wybaczyla. Ja wybaczałam.
PO 5 miesiącach dowiedziałam się że ma druga córkę z inną kobieta. 10letnia dziewczynkę. Dowiedziałam się z Facebooka jego mamy. Przyznał się ale twierdził ze to nie jego ale je uznał (smiechu warte) błagal żebym nie odchodziła bo mnie kocha i się bał mi o tym powiedzieć bo wiedział że tym razem odejdę. Kochałam go. Uzależniłam się od niego. Był z emna 24/h. Kochał doceniał dawał poczucie bezpieczeństwa a raz na jakiś czas robił potworne awantury. Nie było dnia bym nie płakała po cichu,, dlaczego on mi to robi? Przecież mnie kocha!,, ciągle wierzyłam w jego zmiany. Ciągle, za każdym razem gdy stosował przemoc słowna i fizyczna wobec mnie. Zaręczyliśmy się. Zaczęło się układać było wspaniałe w naszym życiu. Nagle się zmieniło dawał sama radość i ciepło. Dbałam o niego. Gotowałam codziennie gdy był chory nie spałam zajmowałam się nim gdy miał problem rozwiązywałam go z nim. Gdy trafił do więzienia za jakieś nie pozamykane sprawy z przeszłości czekałam na niego jeździłam po adwokatach. Akceptowałam jego chorobę która oszpeca jego skórę w niektórych partiach ciała. Troszczyłam o niego. Robiłam mu piękne święta w domu które poznałam u znajomych i wiedziałam już jak mam je spędzić. Boże był dla mnie wszystkim. Moja miłością moim mężczyzna z każdą wada i troska kochałam go! Nie chciałam w zamian nic. Nic tylko jego miłość by ją odwzajemniał. Ale zaczęły znów wracać momenty w których robił mi awa tury z niczego. Skłócił mnie z rodziną próbował. Koleżankami do których i tak zabraniał mi jeździć. Wiedział że rzuciłam wszystko by być z nim i wykorzystywał to. Uzależnił mnie od siebie finansowo zabierał wszystkie pieniądze liczyły się ciągle jego potrzeby jego długi. Nie spłacił mi też mojego debetu który dla niego zaciągnęłam. Zaciągnął na mnie długi za auto robił mandaty nie spłacał ich. Nawet jak podejmowałam setki prób ucieczki to zatrzymywał mnie groźba lub prosba. Cierpiałam bardzo. Po roku życia z nim zorientowałam się że strasznie zaniedbałam siebie. Dostałam nerwicy żołądka nie jadłam kilka dni. Wymiotowałam. Nie spałam. Schudłam prawie 10kg.mam 27 lat i ważę 46 kg. Jak 12latka.
Mimo wszystkich upokorzeń trwałam przy nim bo nie wyobrażalam sobie życia bez niego. Nie wyobrażałam sobie innego mężczyzny w moim. Życiu ani nie zniosłabym innej kobiety u jego boku. Wolałam cierpieć w związku z nim niż zacząć życie na nowo. Bałam się że nie dam rady bez niego. Wmawiał mi że jestem nikim ze nie dam rady sobie w życiu. Pomimo okropnych momentów były i te dobre. Te które mnie uskrzydlaly. Te które przypominały mi za co go pokochałam. Miał jakby dwie twarze.
PO którejś awanturze podcięłam sobie żyły byłam w szpitalu całą dobę. Nie przyjechał do mnie. Bo był pijany. Dopiero po wypisie błagal bym wróciła do domu. Wszył sobie esperal miał nie pić. I nie pił. Wytrzymał 2 tyg. Wyciągnął esperal. Nie dawno ustaliliśmy datę ślubu. Pomyślicie ze jestem głupia.. Ja też tak sądzę ale uznawałam tego człowieka za miłość życia.
Ja nigdy nie zapominałam o tym co przez niego już przeszłam ale to był też jedyny człowiek który sprawiał ze płaczę nie tylko że smutku ale i że szczęścia. Wzruszaliśmy się na każdy kroku robiąc zwykle rzeczy czuliśmy że łączy nas wyjątkowa miłość. Dawaliśmy sobie często takie uczucia jakich nigdy nie doświadczyliśmy jednak ta miłość była również bardzo bolesna i pełna łez złości i rozpaczy. Że skrajności w skrajność... Wkoncu nastał spokój w naszym związku układało się. Czułam się cudownie cieszyłam. Się organizacją ślubu. Myślałam że już nic nas nie poróżni. Aż nagle znowu wybuchła wojna. Znowu setki wyzwisk i poniżanie. W pewnym momencie podczas szarpaniny rozbiłam wargę krew tak mocno tryskała ze nie mogłam jej opanować. On spojrzał na mnie pogardliwie i powiedział,, co sobie zrobiłaś? Jesteś psychiczna zobacz jak wyglądasz,, pękłam. To był ten moment po prawie 2 latach że wreszcie wszystko do mnie dotarło.. On się nigdy nie zmieni on wie jak mnie złamać wie jak doprowadzić mnie do szału i łez zna moje słabe strony tak bardzo że potrafi je wykorzystać do tego bym nie zachowywała się racjonalnie by mnie prowokowac. Patrzyłam na niego jak Przez mgłę zrozumiałam z jakim człowiekiem jestem. Że nigdy nie chciał być lepszy że kłamał bym mu wierzyła i zostawała. Miałam dość. Po raz pierwszy nie płakałam,z dlaczego on mi to zrobił?,, tylko dlacEgo pozwoliłam by mi to robił. Uważał że jestem szmata a każda szmata powinna słuchać swojego faceta i mu nie podskakiwać. Miałam dość strachu łez i bolu który mi sprawial, dość narkotyków co weekend i wódki. Jakie życie on mi mógł zaoferować? Co zapewnić? Zawzięłam się. Po dwóch dniach terroru psychicznego powiedziałam mu ze za 2 tyg się wyprowadzam czekam tylko na wypłatę. Wyniosłam się do drugiego pokoju nie rozmawiałam z nim zdał sobie sprawę że tym razem nie żartuję. Przez 2 tyg dawał mi kwiaty płakał i zasypywał wyznaniami miłosnymi. Powiedział że pójdzie do psychologa., bo wie że ma że sobą problem. Że to przez niego cierpię i nie chc ejuz mnie krzywdzić. Nie wierzyłam już w ani jedno słowo. Zawsze gdy mu się paliło pod nogami tak robił. Dokładnie w tek sam sposób. Byłam nie ugieta. Poszedł do psychologa na jedno spotkanie. Potem kłamał że psycholog nie ma dla niego czasu. Zrobił z siebie ofiarę co on Tera biedny pocznie że on sobie nie radzi że sobą.. Co weekend znów kombinował imprezy w domu znowu zachowywał się opryskliwie wobec mnie. Nie starał się kompletnie. Po paru tygodniach zatęskniłam za nim zbliżyłam się do niego. Straciłam pieniądze co ja sobie myślałam... I w tą sobotę znów wyrzucał mnie z domu znów poniżał. Po czym przyszedł i powiedział,, wiesz jaki jestem jak się zdenerwuje nie chce się kłócić,, boże. Przysięgam. Nie mogę na niego patrzeć czuję odrazę i obrzydzenie. Ogromny zal. Już nie chce płakać chce wrzeszczeć chce wziąć rzeczy i odwrócić się i nigdy już go nie widzieć. Czuję że to jest ten moment że wiem że nic się nie zmieni jednak brakuje mi wciąż na to sił.. Gdzieś w głębi czuję że będzie mi ciężko bez niego że stracę miłość swojego życia.. Sama nie wierzę w to co mówię ale gdy serce walczy z rozumem nie ma równych w tej walce...Ten post został edytowany przez Autora dnia 25.05.20 o godzinie 15:18
Agnieszka Bloch

Agnieszka Bloch Autorka i
adaptatorka metody
Sandplay Coaching©,
Coach AC...

Temat: Toksyczny związek

„Trudna relacja – ja i moja przestrzeń”
Jeśli borykasz się z trudną relacją, jeśli od jakiegoś czasu ciągle myślisz co masz zrobić, jeśli ten temat spędza Ci sen z powiek, jeśli nie masz przestrzeni na swoje potrzeby, kiedy wydaje Ci się coraz częściej, że zapominasz o sobie, ten warsztat jest dla Ciebie!

FORMA SZKOLENIA: ON-LINE (videokonferencja)
Link i dane do dołączenia zostaną przesłane po rejestracji uczestnika w poniższym formularzu i po dokonaniu opłaty.

https://forms.gle/y6HdiVTwxAHTuAjYA

Termin: wtorek, 02.06.2020r.
Godziny: 19-21
Forma warsztatu: on-line (videokonferencja)
Cena: 50zł

Warunkiem uczestniczenia w szkoleniu on-line jest przygotowanie po swojej stronie: piasku (zwykły lub kinetyczny), pojemnika na piasek/kuwetki (najlepiej w kolorze niebieskim) oraz małych zabawek/symboli/figurek/

DLA KOGO jest to szkolenie?
• Dla wszystkich, którzy chcą przyjrzeć się sobie i swoim relacjom.
https://www.facebook.com/events/622436195021247/
Ewelina Rutka

Ewelina Rutka kontrola jakości,
Kolporter S.A.

Temat: Toksyczny związek

Dziękuję bardzo za odpowiedź jednakże potrzebuje bardziej usłyszeć od kogoś coś motywacyjnego coś co pomoże mi stanąć na nogi uwierzyć w siebie że dam radę żyć na nowo bez niego. Coś co pomoże mi zrozumieć że to co mnie z nim łączy jest źle i destrukcyjne. Moze jest ktoś kto tkwi w tym samym kto z tego wyszedł i jest szczęśliwy. Jest mi bardo ciężko, wciąż z nim jestem mam jakąś nadzieję na zmianę. Ale nie zmienia się nic. Jest dobrze parę dni za chwilę znów równana jestem z ziemią. Nie wiem co się że mną stało dlaczego przestałam myśleć o sobie dlaczego tak uzależniłam die od tego człowieka... Zwariuje... :(((

Następna dyskusja:

toksyczny związek




Wyślij zaproszenie do