Anna M. specjalista ds kadr
Temat: Mąż odszedł i co dalej?
Witam ponownie.W wątku "Mąż odszedł" omawiałam sytuację związaną z odejściem męża na świeżo. Obecnie sytuacja wygląda nieco inaczej i dlatego postanowiłam założyć nowy wątek. Wiele z tego, o czym była mowa w poprzednim wątku, jest już nieaktualne, a mnie pojawiają się nowe pytania.
A zatem jak jest obecnie?
Stosunki między nami (o ile można mówić o jakichkolwiek stosunkach) układają się zupełnie inaczej. Przede wszystkim codziennie przez kilka godzin piszemy ze sobą na skype. Jest to kontakt zawsze (bardzo rzadko zdarza się sytuacja odwrotna)inicjowany przeze mnie. Nie mniej trwa i jest ożywiony. Są to "rozmowy" bardzo różne, od tematów trudnych do łatwych i przyjemnych żartów. Efekt rozmów trudnych to kilka wniosków, jakie mi się nasuwają. Po pierwsze mąż zaczął mówić prawie otwarcie o tym, co mu naprawdę przeszkadzało w naszym małżeństwie, a więc o tym, że ja byłam osobą zarozumiałą, rządzenie silną ręką, o czym mówił na początku, zeszło gdzieś na dalszy plan, że nie liczyłam się nigdy ani z nim, ani z nikim innym, że tylko ja i moja rodzina byliśmy ważni, cała reszta ludzkości to ludzie gorszego gatunku, z nim włącznie. To tak w skrócie odnośnie tego najważniejszego powodu. W trakcie rozmów prowadzonych z fantastyczna kobietą stąd wyszło, że u mnie takie zachowanie spowodowane było pokręconymi relacjami matka - córka, a nawet dalej jeszcze to sięgało. Nie przeczę... zachowywałam się tak i głęboko bije się w pierś. Co jakiś czas mąż mówi dodatkowe rzeczy, które przyczyniły się do jego odejścia, a to, że wpadałam w furię, a to, że nie miałam dla niego czasu itd. O powrocie do domu mówi, że na tę chwilę jest to wykluczone, nic go tu nie ciągnie, wręcz ma bardzo złe wspomnienia. Ma żal do wszystkich i o wszystko, głównie do mojej rodziny i do mnie, ale nie tylko. Ma na przykład żal do przyjaciół, bo proponowali w czymś pomoc, a on odebrał to jako przekaz - umiemy więcej to ci pokażemy, jak to się robi.
Od miesiąca się nie widzieliśmy, mąż nie chce się ze mną spotkać. Prosiłam go, żeby pomógł mi w kilku rzeczach tu, na placu, odmówił. Prosiłam go również, żebyśmy spotkali się w naszą rocznicę ślubu (będzie w poniedziałek), również odmówił, zaprosiłam na święta - kolejna odmowa. Do niedawna również nie chciał ze mną rozmawiać przez telefon, teraz jest już postęp, bo nie wzbrania się przed tymi rozmowami.
Ja pracuję nad sobą dużo, myślę, że zmieniłam pogląd na wiele spraw, staram się zupełnie inaczej podchodzić do ludzi, być człowiekiem bardziej wyrozumiałym i tolerancyjnym, staram się zrozumieć ludzi przede wszystkim, w tym mojego męża. Jestem w stanie zrozumieć powody odejścia męża, choć wcześniej jego argumenty były dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Ale w tej chwili problem polega na tym, że do niego zupełnie nic nie trafia. Przedstawiam jakieś racjonalne argumenty i czuję, że gadam do ściany, że on słucha, ale nie słyszy... Wszystkie moje prośby traktuje jako narzucanie mu czegoś. Nawet wtedy, jeśli naprawdę nie staram się niczego mu narzucać. Czasem widzę, że jednak reaguje pozytywnie na jakieś moje emocje, czasem czuję, jakby nic się nie wydarzyło, że mąż jest tylko w delegacji, bo tak nam się dobrze rozmawia...
Musze dodać, że czasami mam wrażenie, że mąż może i chciałby wrócić, ale jest człowiekiem upartym i jak sam mówi, gdyby wrócił, sam sobie udowodniłby, że nie umie postawić na swoim (a właśnie nieumiejętność stawiania na swoim wymienia jako jedną z przyczyn swojego odejścia).
Myślę, że na pewno jest potrzebna cierpliwość, której tak naprawdę ja nie posiadam (mąż zresztą mówi, że chciałabym wszystko już), ale... no właśnie... Od jego odejścia minęło już dwa i pół miesiąca, w sumie zmieniło się niewiele, może więcej wiem o nim i o sobie, może więcej o mnie i o sobie wie on. Ja nie wiem, czy ta sytuacja ma szanse na to, by ulec zmianie, czy te rozmowy mają sens? Bo mnie jest w gruncie rzeczy ciężko, ja każda z nich analizuję, czytam po kilka razy, żeby wyciągnąć jakieś wnioski, on tego nie robi.
Poza tym wciąż prześladuje mnie widmo tego babska... Między nimi w tej chwili nie ma kontaktu, to znaczy ona tego kontaktu nie chce, ale mój mąż, niestety, co jakiś czas próbuje go odnowić.
Nie wiem, jak mówić, żeby być usłyszaną? Jak z nim rozmawiać, żeby nie odbierał tego jako narzucanie mu czegoś? Czy droga, którą postępuję, tzn. te rozmowy, mają sens? Czy raczej jest to przedłużanie agonii związku?