Temat: Ciężki przypadek miłosny na odległość

Nie wiem jak pisać o takich sprawach, więc od początku do końca polecę. 3 Lata temu poznałem dziewczynę, w internecie. Graliśmy z załogą, ona była "fillem". Nie szło, chłopaki skakali jej do gardła, swoje dodałem. Weszła pogadać, a po wszystkim napisała do mnie że chce mnie poznać... pomyślałem, dziwne nie?
Powiedziałem że nie lubię pisać, więc ja mówiłem ona pisała. Dosłownie 1 dzień tak było, jeszcze weszła się pożegnać... Godzinę. Mówiła że jakoś przy mnie swobodnie i że chce to powtórzyć. Że uwielbia mój głos. I w sumie stało się to rutyną, spędzaliśmy ze sobą bardzo dużo czasu zawsze z jej inicjatywy... Stała się bardzo zaborcza, gdzie idziesz, z kim. Dzwoniła jak byłem z ekipą gdzieś. No ciągle. Umiałem spóźniać się do niej 3h, słyszałem tylko fajnie że jesteś... W końcu jej powiedziałem że no... To jest internet 500KM róznicy. Żeby sobie nie robiła nadziei. Pamiętam to jak dziś, ryczała, prosiła żebym został, zwierzyła mi się ze wszystkiego... a trochę tego było. Mówiła że jestem jedyną osobą której o tym mówi. No, zostałem z nią. A następnego dnia, jakby tej rozmowy nie było. Nie chciałem złamać dziewczynie serca. Byłem po bolesnym rozstaniu, nie chciałem dla niej kolejnego rozczarowania... Bardzo ją lubiłem. Tak się starała jeszcze półtora roku. Znamy się jak, no nie wiem nawet co. Nawyki, wszystko. O wszystkim mi zawsze mówiła. Aż w końcu chyba do niej doszło że u mnie nie znajdzie tego czego szuka. Szkoda, ale cieszyłem się że zaczęło jej się układać. Sporadyczny kontakt. Aż napisała jakiś czas temu. Powiedziałem że nie mam czasu, napisała za kolejny miesiąc. ja znowu to samo. I znowu. No i tak się odnowił kontakt, niczym się nie różnił, super słodko. Wracam z pracy czeka, budzi rano... Śpię, dobija się żeby usłyszeć mój głos. Walczy o każdą minutę ze mną. Nikt nigdy nie umie się rozłączyć, wysyła dziesiątki zdjęć. Wymyśla imiona naszych dzieci... Mija miesiąc w takiej miodowej atmosferze. Raz się pokłóciliśmy o jakąś głupotę z mojej winy, i tak ona przeprosiła. Jednej nocy pisze mi roztrzęsiona, no jeden z tych dni jak się z niej wylewa. Mówi o wszystkim bardziej szczegółowo niż wcześniej. O tym że ktoś złamał jej serduszko, te 4 miesiące od tego. Że miała myśli... No i najgorsze, ona powiedziała coś co wiedziałem, ale nie wiedziałem że to takie poważne. Że może jej zabraknąć, że się boi. Płakałem z nią, a potem się śmialiśmy... Nie przespałem nocy myśląc o niej. Chciałem się na nią otworzyć jak ona na mnie, w sensie ja nigdy o swoich tam "demonach" nie mówiłem. Kurcze, chciałem żeby się poczuła, nie wiem jak. Potrzebna? Bo jest. Wracam po pracy do domu, pierwsze co, ona pisze za ile będe... Wysłała nowe zdjęcie, pytałą co myśle. Pożartowaliśmy... I powiedziałem, że potrzebuje chwili czasu. A ona na to że już tak powiedziałem, że się na nią zamknąłem i było no... Spanikowałem. A ona już nie chciała ze mną rozmawiać. Napisałem że mi na niej zależy, o sobie. Kurcze ostatnie słowa jakie od niej słyszałem że mnie kocha... A potem, ona że będzie dziwnie, że nie będzie już umiała ze mną rozmawiać, że byłem tylko kolegą. Że ona tak robi, odcina się, żeby ktoś nie czuł się jak śmieć, jak ona się czuła. Że nie chce bym był przy niej po to żebym jej "pomógł", "zajął się nią". Nie wiem, byłem w panice nie sypiałem nie jadłem. Prosiłem ją by została. Albo żeby ucieła kontakt w pełni, to było takie durne. Stawiałem ją pod ścianą, notorycznie. Aż w końcu ją zmusiłem żeby mnie poblokowała wszędzie. Prosiłem ją o to tyle razy, co za debil ze mnie bez kitu. Przepychałem się z nią, kłóciłem notorycznie, napisała że mam być tylko wspomnieniem. Kurwa pojechałem do niej, nawet nie wyszła pogadać. Zaczęła mówić że jestem chory, że nie chce mnie znać... Dosłownie to samo co on jej. Odczekałem 3 tygodnie i napisałem do niej. Była wściekła, ale poprosiłem o spokój, powiedziała że może kiedyś się odezwie... Napisałem znowu po tygodniu, wysłałem jej głosówke w której jej wszystko wyjaśniłem... Że nie chce się nią zająć, że to nie to. Powiedziała że tego nie odsłucha, ale wiem że to zrobiła ,wkurzyła się i numer z którego pisałem też zablokowała. Więc wieczorem przeprosiłem z telefonu siostry. Nie dość że powiedziała że się odezwie, już bez może... I że i tak wie że się odezwę za 2 dni. Powiedziałem że nie, żeby była spokojna. Pierwsze co zrobiła, to poleciała mnie poodblokowywać... Dostałem powiadomienie więc widziałem. Ale znowu coś jej do głowy przyszło i to wycofała... Odczekałem 5 dni i zapytałem. No nie wiem. Znowu się wkurzyła, znowu chory. Ehh, nie wiem. Zależy mi na niej, a jej marzenia są moimi. Przez cały ten czas nie powiedziała że jestem dla niej "nikim" mimo że prosiłem. Tylko że ona jest dla mnie. Nie wiem co robić.