Temat: ZABAWA - napiszmy wspólnie ksiażkę
- Kak tiebia zawut? - spytał od niechcenia i po kryjomu oplótł wzrokiem jej skrywaną pod wodą nagość.
Była piękna ze swoim trzydziestopięcioletnim ciałem muśniętym promieniami włoskiego słońca i wielką tajemnicą w ciemnych oczach.
Nie doczekał się odpowiedzi. Spojrzała na niego przenikliwie, jakby chciała wyczytać w jego myślach skąd się tu wzięła, skąd ten język i jak rzeczywiście ma na imię.
- Nicziewo nie bojsia. - powiedział pewnie i łamaną polszczyzną zaczął recytować wiersz:
- Modlę się czasem do drzew cytrusowych kiedy nie pamiętam
jak wygląda broda jezusa. dajcie nam siebie. osiki. wierzby
te najbardziej płaczące. niewiasty cudzołożne. wreszcie
smutne dziwki. a w oknach nic się nie zmienia.
laminowane doniczki i dona rypina wiecznie obca.
czekająca jak na pocztówce.
- Dona Rypina?? To przecież moja matka! Gdzie ona jest? - wykrzyknęła
Nie zważając na jej wzburzenie, recytował dalej - pełen spokoju i skupienia.
- Tu zdechłe ptaki wciąż latają po lazurach. przynoszą deszcze
i ciebie fransła. wpadasz na święte bulwary żeby zobaczyć
czy stoją jeszcze. ruiny. kręte ulice też święte
Mocno poirytowana zachowaniem nieznajomego złapała leżący obok jacuzzi ręcznik i gwałtownym ruchem podniosła się, podbiegła do drzwi i chwyciła za klamkę. Były zamknięte. Odwróciła się w stronę mężczyzny - wciąż recytował, dodając teraz złowieszczy uśmiech.
- Chciałoby się tu mówić najbrzydsze słowa przez żrące palce
bulimiczki. uderzać w twarze za brak opalenizny.
ciebie nie można rozumieć inaczej. widzisz
jak blade są dziś nicejskie sady. pamięć oczu i głosy.
tak bardzo blade. inaczej nie umiem powiedzieć
że śmierć jest dożylna. tylko wyczekiwaniem
Magdalena Buraczewska-Świątek edytował(a) ten post dnia 15.05.09 o godzinie 11:00