Temat: Szkodliwa książka
Joanna Mandrosz:
Piotr Rypalski:
A mnie się wydaje, że książki, filmy i inne wytwory ludzkiej wyobraźni, które opisujemy tutaj jako "szkodliwe" (czy jakkolwiek je nazwiemy) nie istnieją. Szkodliwe może być za to nasze podejście do przekazywanych w nich treści, sposób ich wykorzystania, przekazania dalej czy wcielania w czyn.
Ja "Malowanego ptaka" nie mogę uznać za arcydzieło pamiętając że jako autobiografia jest ... po prostu konfabulacją, co pokazuje Joanna Siedlecka w "Czarnym ptasiorze". Rzecz w tym że od dziesiątków lat czytelnicy na całym świecie poznają nasz kraj przez pryzmat "Malowanego ptaka". To wkurzające po prostu. A dlaczego Kosiński pisał nierówno? O tym też przecież można wyczytać u Siedleckiej, nie chcę mu tu tego wygarniać, w każdym razie stosował dość specyficzne metody pracy pisarskiej.
Pozdrawiam,
Joanna
Akceptuję i szanuję to, że nie uznaje Pani "Malowanego ptaka" za arcydzieło, choć sam mam w tej kwestii inne zdanie. Ale uznanie lub nieuznanie takiej, czy innej książki za arcydzieło jest indywidualną sprawą każdego czytelnika. W moim przekonaniu nie tylko nie istnieją ludzkie dzieła, które same w sobie byłyby szkodliwe, czy złe, ale nie istnieją także takie ludzkie dzieła, które można by bezwzględnie uznać za arcydzieła.
Natomiast nie przekonują mnie argumenty. "Malowany ptak" to nie jedyna książka z wątkami autobiograficznymi, która mija się z prawdą. Powiem więcej - każdy człowiek pisząc czy mówiąc o sobie samym staje się najmniej obiektywnym obserwatorem i często nie zauważa nawet, że wpada w pułapkę autokreacji, bezkrytyczności, konfabulacji i innych podobnych okropieństw. Czy "Imperium Słońca" jest złą książką, czy arcydziełem? To zależy od indywidualnej oceny czytelnika. Ale czy powinien o tej ocenie rozstrzygać fakt, że jako książka z wątkami autobiograficznymi mija się z prawdą, co przyznał sam Ballard? Kosiński tego nigdy oficjalnie nie przyznał? Nie obwieścił światu, że zmyślił to wszystko? Cóż z tego? Autobiografia Bertranda Russella aż kipi od samouwielbienia, jej autor też niczego nie obwieścił i nie prostował, ale czy to powód, by definitywnie i bezwzględnie odbierać jej miano arcydzieła?
Współczuję ludziom, którzy poznają cokolwiek i wyrabiają sobie ostateczne zdanie na temat czegokolwiek przez pryzmat jednej książki. Proszę mi wybaczyć, ale posługiwanie się takim argumentem uważam delikatnie mówiąc za daleko idące uproszczenie. Bo na tej samej zasadzie można wyrabiać sobie zdanie o Żydach czytając "Kupca weneckiego", albo o II wojnie światowej czytając "Paragraf 22", albo o Hiszpanii czytając "Komu bije dzwon", albo o Mozarcie czytając "Amadeusza". Nie podejmuję się bezwzględnej oceny, czy wspomniane książki są arcydziełami (albo choćby dziełami wybitnymi), bo taka ocena może być wyłącznie subiektywna i względna. Ale uznałbym za mało poważne, gdyby ktoś stwierdził, że "Kupiec wenecki" nie jest arcydziełem, bo jego czytelnicy od lat poznają Żydów przez pryzmat tej książki.
Pozdrawiam,
Paf