Temat: Czcionka do LOGO, a prawa autorskie.
Nie ma co bawić się w nietrafne analogie. Niemiecki Sąd Najwyższy (BGH) w wyroku z 6 lipca 2000 oparł się o istniejącą w niemieckim prawie autorskim „zasadę wyczerpania prawa”. Dokładnie ta sama zasada zapisana jest w polskim prawie autorskim:
„Wprowadzenie do obrotu oryginału albo egzemplarza utworu na terytorium Europejskiego Obszaru Gospodarczego wyczerpuje prawo do zezwalania na dalszy obrót takim egzemplarzem na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, z wyjątkiem jego najmu lub użyczenia.”
— Art. 51 ust. 3 Ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych, w aktualnym brzmieniu
Ten niemiecki wyrok z 2000 roku ograniczał się do oprogramowania zakupionego na nośnikach fizycznych. W przypadku oprogramowania dostarczanego drogą elektroniczną zapadło już kilka sprzecznych ze sobą wyroków sądów niższych instancji (choć większość zgadzała się z linią BGH). W tym roku oczekiwany jest kolejny wyrok najwyższej instancji (czyli BGH) w tej sprawie.
Zainteresowanym szczegółami polecam lekturę
http://de.wikipedia.org/wiki/Gebraucht-Software
Nie twierdzę, że świat jest „biały”, ale też nie zgadzam się z twierdzeniem, że świat jest „czarny” (albo, jak kto woli, na odwrót, nie chodzi o konkretną kolorystykę).
Niemcy po doświadczeniach II wojny światowej stosują w życiu zasadę ograniczonego zaufania do autorytetów. Jak ktoś im podtyka umowę, to czytają ją dokładnie albo dają prawnikowi do przeczytania, a czasem dwóm. A jak nawet już podpiszą, to czasem sprawdzają, czy pojedyncze zapisy nie są sprzeczne z prawem. My mamy kontynentalny system prawniczy, w dużym stopniu ukształtowany przez prawo niemieckie. Ale często zamiast zasady ograniczonego zaufania do autorytetów, lubimy bezkrytycznie wierzyć w to, co nam jakiś autorytet (przez nas wybrany) włoży do głowy.
Konkretnym przykładem takiego podejścia jest właśnie bezkrytyczna „wiara” w zapisy tzw. licencji.
Kiedyś funkcjonowało takie powiedzonko „telewizja kłamie”. Co też nie było do końca prawdą, ale opisywało dość zdrowy sceptycyzm w stosunku do tego, co przekazywały media. Wydaje mi się, że teraz poszliśmy trochę w stronę przeciwną — „telewizja / Gazeta Wyborcza / Prezes Kaczyński / ksiądz proboszcz / Wikipedia / cokolwiek innego (właściwe podkreślić) mówi prawdę”.
Nie twierdzę, żeby a priori nie wierzyć autorytetom. Ale należy im ufać _świadomie_, tzn. w sposób ograniczony własnym rozumem.
Adam Twardoch edytował(a) ten post dnia 24.01.11 o godzinie 19:37