konto usunięte

Temat: Prawo do weekendów

dzieci z domu wynosza wzorce na swoje dorosle zycie. jesli posklejacie zwiazek tylko po to by mialy Was w jednym domu, w ktorym nie byloby uczucia to specjalnie im nie pomozecie (moze jedynie ulatwicie logistycznie i techniczne kilka spraw)

ja wyszedlem z zalozenia, ze mniej krzywdy stanie sie memu dziecku, gdy bedzie mialo w dwu domach usmiechnietych rodzicow niz w jednym nieszczesliwych ludzi.
w takich sytuacjach nie pomozemy ani sobie, ani swoim dzieciom, mozemy sie tylko starac pomoc ich dzieciom, aby nie musialy juz przez to przechodzic.

z kolei przyjmowanie pozycji taty dochodzacego to wzmacnianie stereotypu i mitu "matki polki". "wlascicielki" dzieci uzurpujace sa jako jedyne prawo do dzieci ten sygnal dostaja wlasnie od nas - ojcow dzieci, ktorzy nie chca zrobic krzywdy a w efekcie ja robimy. teraz wiem, ze moim bledem bylo pozwolenie "wlascicielce" na wyprowadzenie sie wlasnie z dzieckiem. najwazniejsze jest to, ze nie mama czy tata maja jakies prawo do dzieci tylko dzieci maja prawo do obojga rodzicow.

na przyszlosc - warto miec dowody, ze potrafisz zajac sie dziecmi (zdjecia podczas roznych czynnosci, zabaw) oraz nagrania z rozmow.
a noz dzieci kiedys beda chcialy o tym porozmawiac, a po indokrynacji bez takich dowodow bedzie im trudno w niektore rzeczy uwierzyc.
Sylwia Małgorzata S.

Sylwia Małgorzata S. Zarządzanie,
projekty społeczne,
administracja
samorządowa.

Temat: Prawo do weekendów

Agata Kowalska:
Rozwaz wszystkie za i przeciw..W efekcie ty sie pozbierasz ona tez..a dzieci beda zawsze pokrzywdzone..


Agato, dzieci częstokroć są bardziej pokrzywdzone żyjąc w rodzinie, w której nie ma wzajemnego zaufania i pozytywnych uczuć.

Marek słusznie zauważył - wzorce wynosimy z domu.
Szczęśliwe dzieci to te, które mają szczęśliwych rodziców, a nie takich, którzy udają przed innymi, że wszystko jest w porządku.

Zmieniają się normy społeczne - zmienia się też model rodziny. Wbrew pozorom to ważna kwestia: już w przedszkolu dzieci zauważają, że nie są jedyne i wyjątkowe w tym, że ich rodzice mieszkają osobno. Byłam zaskoczona, kiedy dowiedziałam się, że w grupie, do której chodzi córka mojego partnera, jest tylko kilka(!) pełnych, tradycyjnych rodzin. Te zmiany sprawiają, że dzieci nie są już narażone na ostracyzm tak jak kiedyś i potrafią o tym rozmawiać ze sobą traktując rzecz jako naturalną, a z drugiej strony są dowodem na to, jak wiele osób próbuje poukładać sobie życie na nowo.
Magdalena Domaradzka

Magdalena Domaradzka tłumaczka i lektorka
czeskiego i
słowackiego

Temat: Prawo do weekendów

Co nie zmienia faktu, że dla dziecka rozwód rodziców jest jedną z największych tragedii, jaka może mu się przytrafić, i zawaleniem się całego świata.
Do stresu nim spowodowanego często dołączamy jeszcze owo "układanie sobie życia na nowo" i każemy dziecku odnaleźć się w przedziwnych konfiguracjach, jak następne "ciocie" - partnerki tatusia i "wujkowie" - partnerzy mamusi.
Polecam bogatą literaturę faktu, czy choćby forum grupy "Dorosłe Dzieci Rozwiedzionych Rodziców", zresztą przecież trauma porozwodowa to ogólnie znana rzecz (wystarczy zobaczyć, jak przeżywają to dorośli, a co dopiero psychika dzieci).
Chcę być dobrze zrozumiana: Oczywiście, czasami nie ma innego wyjścia. Ale wtedy jet to tzw. "mniejsze zło" i nie mówmy, na litość Boską, że tak jest dobrze.
Sylwia Małgorzata S.

Sylwia Małgorzata S. Zarządzanie,
projekty społeczne,
administracja
samorządowa.

Temat: Prawo do weekendów

No to ja, jako dziecko rozwodników, powiem od siebie: ciesze się, że moi rodzice podjęli taką decyzję i nie wyobrażam sobie JAKĄ dopiero miałabym traumę, gdybym się dowiedziała po latach, że postanowili "przemęczyć się ze sobą całe życie" w imię mojego dobra?? Jak potem, po latach, miałabym sobie jako dorosły/dorastający człowiek poradzić z takim balastem?

Nie sądzę, aby decyzja o rozwodzie (zwłaszcza w rodzinie, w której są dzieci) była decyzją "lekką, łatwą i przyjemną".
Każdy, kto jej doświadczył, wie o tym bardzo dobrze.
Nakłanianie więc ludzi stojących w obliczu takiej decyzji do pozostawania razem w imię "ogólnie pojętego dobra dziecka" jest, moim zdaniem, mocno niefortunne.
Rozwody bardzo rzadko zdarzają się dla czyjegoś widzimisię.
To indywidualna, jednostkowa i bardzo osobista decyzja.

"Chcę być dobrze zrozumiana: Oczywiście, czasami nie ma innego wyjścia. Ale wtedy jet to tzw. "mniejsze zło" i nie mówmy, na litość Boską, że tak jest dobrze."
A jak jest dobrze? bo, szczerze mówiąc, nie rozumiem?

Dobrze jest jak jest mama i tata i szczęśliwe dzieciństwo. Kochający rodzice i radosne dzieci. Taki jest ideał.
Gdy jeden z elementów tej układanki wypadnie, to nie ma ona racji bytu.
Udawanie, oszukiwanie dziecka i siebie nawzajem do czego ma prowadzić? Do wychowywania małych hipokrytów? Do braku zaufania?

Mamy tylko jedno życie i należy wykorzystać je tak, by być szczęśliwym i by swoim szczęściem dzielić się z innymi.
A nie wbijać się w konwenanse i udawać, że jest ok, skoro nie jest.

Sztuką jest odnalezienie siebie w porozwodowej rzeczywistości i sprawienie, żeby dziecko jak najmniej ucierpiało na tym wydarzeniu.
Nie przeceniam zdolności adaptacyjnych dzieci, ale patrząc po sobie, i po innych moich znajomych będących w podobnej sytuacji, wiem, że można zbudować tę rzeczywistość na nowo i wcale nie jest powiedziane, że każdy rozwód zakończy się dla dziecka dożywotnią traumą.

A jeśli chodzi o forum DDRR - mnie osobiście nigdy nie przyszłoby do głowy logować się tam. Nie mam problemów, którymi chciałabym/musiałabym się podzielić z innymi dziećmi rozwodników. Znam wiele osób z rozbitych/niepełnych rodzin, które również nie mają traumy z tego powodu. I jest to najlepszym przykładem na to, że nie każdy rozwód zostawia piętno na psychice dziecka.

Takie forum jest specyficzne ze swojej natury: skupia ludzi, którzy MAJĄ problem, ale należy pamiętać, iż istnieje cała rzesza osób, takich jak ja, które nie potrzebują takich zorganizowanych grup wsparcia i dlatego trudno nas przedstawić jako przeciwwagę dla tych pokrzywdzonych. Co nie zmienia faktu, że jesteśmy i mamy się całkiem dobrze :)
Magdalena Domaradzka

Magdalena Domaradzka tłumaczka i lektorka
czeskiego i
słowackiego

Temat: Prawo do weekendów

Sylwia napisała:

"Mamy tylko jedno życie i należy wykorzystać je tak, by być szczęśliwym i by swoim szczęściem dzielić się z innymi."

No cóż, niezupełnie. W momencie, gdy dobrowolnie i świadomie powołujemy do życia inne istoty, tj. nasze dzieci, wtedy nasze "szczęście", widzimisię itd. schodzi na dalszy plan (a przynajmniej powinno). Bo jesteśmy za nie (te dzieci) odpowiedzialni.

Dlatego zawarcie małżeństwa we wszystkich kulturach i religiach jest publicznym, uroczystym aktem, żeby podkreślić konieczność jego (małżeństwa) trwałości.

Jeśli nie ma dzieci, to pal licho, niech się pobierają, rozwodzą, gdy się "odwidziało" - słowem, niech realizują swoje "szczęście". Ale gdy są dzieci, warto uświadomić sobie, że małżeństwo nie powinno trwać tylko "dopóki będziemy w sobie zakochani", "dopóki będę się czuła w nim szczęśliwa" itd. To jest właśnie głęboki sens i ochrona dzieci, które nie odpowiadają w żaden sposób za to, że kiedyś mamusia i tatuś chcieli być razem, ale teraz już nie chcą, bo im się odwidziało (spotkali kogoś w ich przekonaniu lepszego, czują się niezrealizowani, nieszczęśliwi itede, itepe).

Co do tego idealizowanego poczucia bycia szczęśliwym, to nie bardzo wiem, jak można być szczęśliwym wiedząc jednocześnie, że jest się sprawcą tragedii swojego dziecka.
Adam K.

Adam K. Kierownik Sekcji
Zakupów - produkty i
usługi
non-manufact...

Temat: Prawo do weekendów


Co do tego idealizowanego poczucia bycia szczęśliwym, to nie bardzo wiem, jak można być szczęśliwym wiedząc jednocześnie, że jest się sprawcą tragedii swojego dziecka.

Magdo,
podczas swojej "wojny" spotkałem interesujące osoby. Między innymi miałem szczęście poznać kobietę, dojrzałą emocjonalnie, matkę małego dziecka. Wychowywała się w domu bez miłości. Jej rodzice kochający się (może zauroczeni) na początku powołali do życia dwie istoty i ....... później ......... miłość się skończyła.
Kobieta ta dała mi wyraźną sugestię, że ona wolałaby wychowywać się w dwóch domach - spokojnie bywać u taty i spokojnie żyć z mamą. Osobno, w dwóch różnych domach. Nie był to związek patologiczny, ale mówiła o tym, że ta nicość w rozmowach, ta pustka podczas wspólnych posiłków, czy też (o zgrozo!!!) nijakie Święta były dla niej koszmarem i do tej pory są traumą. Wyszła za mąż i dopiero zobaczyła jak rodzina jej męża szanuje się i żyje razem. Wtedy dopiero dostrzegła, że musi się wiele nauczyć, doszła do wniosku, że wolałaby patrzeć na zadowolonego tatę i osobno na szczęśliwą mamę.
Sylwia Małgorzata S.

Sylwia Małgorzata S. Zarządzanie,
projekty społeczne,
administracja
samorządowa.

Temat: Prawo do weekendów

Magdo, czy przez Ciebie przemawia doświadczenie, czy teoria?

Bo ja napisałam co myślę na podstawie WŁASNYCH doświadczeń, a nie pobożnych życzeń zaczerpniętych z podręczników do psychologii.

Jeżeli dla Ciebie ODPOWIEDZIALNOŚĆ wystarczy do tego, żeby stworzyć szczęśliwą rodzinę i zapewnić dziecku normalne funkcjonowanie, to ja z taką opinią nie mogę się zgodzić.

Małżeństwo powinno trwać dopóki ludzie się kochają i szanują wzajemnie.
Nie znajduje innych argumentów przemawiających za utrzymywaniem związku, który staje się fikcją i hipokryzją.

Jeśli dla Ciebie ta kwestia jest dyskusyjna, to odpowiedz mi proszę konkretnie na pytanie: W IMIĘ CZEGO dwoje ludzi powinno być razem?

Tylko nie pisz górnolotnie "w imię dobra dziecka" - chciałabym usłyszeć konkretne argumenty przemawiające za tym, że ludzie, którzy się nie kochają i nie szanują powinni mieszkać pod jednym dachem i udawać wobec własnego dziecka, że jest inaczej.
Magdalena Domaradzka

Magdalena Domaradzka tłumaczka i lektorka
czeskiego i
słowackiego

Temat: Prawo do weekendów

Nie wiem, jakie własne doświadczenie powinnam mieć, żeby zostać uznaną za wiarygodną. Ile dzieci trzeba skrzywdzić lub ile razy się rozwieść, żeby zostać "ekspertem" od tego?

Odpowiadam na pytanie: W imię tego, że zobowiązali się (dobrowolnie) do opieki nad dzieckiem. W chwili dobrowolnego poczęcia dziecka, które przecież na świat się nie prosiło, stali się odpowiedzialni za jego życie. I od tej chwili wszystko inne, z poczuciem osobistego "bycia szczęśliwym" włącznie, jest (czy raczej powinno być) mniej ważne.

Jak wchodzę z kimś w spółkę, najmuję się do pracy itd. i potem zrywam tę umowę, to ponoszę tego konsekwencje. Poczęcie dziecka to też taka jednostronna umowa z nim, że zapewnimy mu życie w pełnej rodzinie. Lub przynajmniej dołożymy wszelkich starań ku temu. A jak się nie uda, to przynajmniej będziemy na tyle uczciwi, że powiemy, że rozwiedliśmy się ze SWOJEGO powodu (bo się kłócimy, bo się odkochałam, bo się czułam nieszczęśliwa, bo poznałam lepszego kandydata/kandydatów itd.), a nie dla dobra dziecka, bo to po prostu nieuczciwe.
Sylwia Małgorzata S.

Sylwia Małgorzata S. Zarządzanie,
projekty społeczne,
administracja
samorządowa.

Temat: Prawo do weekendów

Magdalena Domaradzka:
Poczęcie dziecka to też taka jednostronna umowa z nim, że zapewnimy mu życie w pełnej rodzinie. Lub przynajmniej dołożymy wszelkich starań ku temu.

Sądząc z ilości narodzin dzieci ze związków nieformalnych i niepełnych rodzin to wątpię, aby taki imperatyw obowiązywał.
Założenia są słuszne - jak najbardziej, tylko że weryfikuje je rzeczywistość.

To samo, jak w chwili składania przysięgi małżeńskiej ludzie wierzą w to, że się kochają i chcą być razem - tu i teraz.
Ale żadne z nich nie wie, co się może wydarzyć za kilka lat...
Rzeczywistość weryfikuje nasze decyzje, a nie odwrotnie.

A jak się nie uda, to przynajmniej będziemy na tyle uczciwi, że powiemy, że rozwiedliśmy się ze SWOJEGO powodu (bo się kłócimy, bo się odkochałam, bo się czułam nieszczęśliwa, bo poznałam lepszego kandydata/kandydatów itd.), a nie dla dobra dziecka, bo to po prostu nieuczciwe.

Nikt tutaj nie mówił o zasłanianiu się dobrem dziecka - wręcz przeciwnie, była mowa o tym, że to rodzice powinni być szczęśliwi, aby móc zapewnić szczęście swemu dziecku.
Uczciwość przede wszystkim.
I dlatego - w imię owej uczciwości - nie widzę możliwości okłamywania dziecka.

Nadal nie rozumiem DLACZEGO hipokryzja rodziców i bycie ze sobą na siłę (mimo braku uczuć) ma być dobre dla dziecka?
Tomasz T.

Tomasz T. za gorąco...;)

Temat: Prawo do weekendów

Sylwia Małgorzata S.:
Magdalena Domaradzka:
Poczęcie dziecka to też taka jednostronna umowa z nim, że zapewnimy mu życie w pełnej rodzinie. Lub przynajmniej dołożymy wszelkich starań ku temu.

Sądząc z ilości narodzin dzieci ze związków nieformalnych i niepełnych rodzin to wątpię, aby taki imperatyw obowiązywał.
Założenia są słuszne - jak najbardziej, tylko że weryfikuje je rzeczywistość.
rzeczywistość jest taka, jaką ją wykreujemy...bo akurat to , czy mamy imperatyw moralny bycia odpowiedzialnym nie tylko za zapewnienie dziecku papu, ale czegoś więcej...zależy tylko od nas...ale to jest moje prywatne zdanie...

To samo, jak w chwili składania przysięgi małżeńskiej ludzie wierzą w to, że się kochają i chcą być razem - tu i teraz.
Ale żadne z nich nie wie, co się może wydarzyć za kilka lat...
Rzeczywistość weryfikuje nasze decyzje, a nie odwrotnie.
oczywiście...rzeczywistość, którą sobie stworzymy...tylko po kiego mieszać w to dzieci...???

A jak się nie uda, to przynajmniej będziemy na tyle uczciwi, że powiemy, że rozwiedliśmy się ze SWOJEGO powodu (bo się kłócimy, bo się odkochałam, bo się czułam nieszczęśliwa, bo poznałam lepszego kandydata/kandydatów itd.), a nie dla dobra dziecka, bo to po prostu nieuczciwe.

Nikt tutaj nie mówił o zasłanianiu się dobrem dziecka - wręcz przeciwnie, była mowa o tym, że to rodzice powinni być szczęśliwi, aby móc zapewnić szczęście swemu dziecku.
Uczciwość przede wszystkim.
I dlatego - w imię owej uczciwości - nie widzę możliwości okłamywania dziecka.
a co to jest to szczęście...? ten rodzic nie myśli o szczęściu dziecka, bo szczęściem dziecka jest posiadanie mamusi i tatusia w jednym domu...
powiesz, że nie...?! bo mamusia z tatusiem się kłócą...?!
to niech mamusia z tatusiem uszanują to dziecko, które ponoć tak kochają i zaczną szukać rozwiązań, a nie drogi ucieczki...

Nadal nie rozumiem DLACZEGO hipokryzja rodziców i bycie ze sobą na siłę (mimo braku uczuć) ma być dobre dla dziecka?

ja Ci to wytłumaczę na przykładzie osobistym...
jestem prawie normalnym facetem i w czasach kawalerskich miałem, że tak powiem bujne życie...ale, żadna z moich partnerek nie łudziła się ani minuty, bo stawiałem sprawę jasno...tylko łóżko...
w momencie, kiedy złożyłem rodzinę...bo ja się nie ożeniłem, ja założyłem rodzinę, konsekwencją czego są dzieci...moje życie zaczęło być bujne w innym kierunku...dlaczego...? bo byłem odpowiedzialny za rodzinę, a nie za ulżenie chwilowej zachciance...
a to jest właśnie rozróżnienie pomiędzy...dobrem rodziny jako całości, a dobrem własnego...wybacz... ku...sa
Tomasz T.

Tomasz T. za gorąco...;)

Temat: Prawo do weekendów

a hipokryzją możemy nazwać rozbicie rodziny, czyli instytucji, której głównym zadaniem jest zapewnienie przyszłości i poczucia bezpieczeństwa dzieciom...wychowanie ich...
innymi słowy można śmiało powiedzieć dziecku, dzieciom...wybacz, ale jesteś tylko dodatkiem, zupełnie zresztą niepotrzebnym do chwili namiętności...i powinieneś to zrozumieć, bo mamusia(tatuś) też mają prawo do chwili uniesień i Ty drogie dziecko masz g...o do powiedzenia w tym temacie, bo zanim dorośniesz do tego, żeby móc cokolwiek powiedzieć...zdążysz zapomnieć, bi rzeczy przykre się zapomina, a te na które nie ma się wpływu ...wyrzuca z pamięci...
Sylwia Małgorzata S.

Sylwia Małgorzata S. Zarządzanie,
projekty społeczne,
administracja
samorządowa.

Temat: Prawo do weekendów

Tomasz T.:
a hipokryzją możemy nazwać rozbicie rodziny, czyli instytucji, której głównym zadaniem jest zapewnienie przyszłości i poczucia bezpieczeństwa dzieciom...wychowanie ich...

Chyba nie rozumiesz słowa hipokryzja - odsyłam zatem do stosownych źródeł.

innymi słowy można śmiało powiedzieć dziecku, dzieciom...wybacz, ale jesteś tylko dodatkiem, zupełnie zresztą niepotrzebnym do chwili namiętności...i powinieneś to zrozumieć, bo mamusia(tatuś) też mają prawo do chwili uniesień i Ty drogie dziecko masz g...o do powiedzenia w tym temacie, bo zanim dorośniesz do tego, żeby móc cokolwiek powiedzieć...zdążysz zapomnieć, bi rzeczy przykre się zapomina, a te na które nie ma się wpływu ...wyrzuca z pamięci...

Nie wiem dlaczego tak przeinaczasz problem i go tym samym wypaczasz?
Po co to trywializowanie i takie słownictwo?
Czy rozmawiamy tutaj o promowaniu rozbijania małżeństw w imię zachcianek, czy też o świadomych i przemyślanych decyzjach dwojga ludzi, którzy postanowili się rozstać nie widząc innego wyjścia?

Czy ktokolwiek nazwał w tej dyskusji dziecko "niepotrzebnym dodatkiem"??
Nie wiem jak ty, ale ja nigdy bym sobie nie pozwoliła na takie sformułowanie i nie zamierzam prowadzić dyskusji na takim poziomie, obrażającym zarówno dzieci, jak i rodziców.
Tomasz T.

Tomasz T. za gorąco...;)

Temat: Prawo do weekendów

Sylwia Małgorzata S.:
Czy ktokolwiek nazwał w tej dyskusji dziecko "niepotrzebnym dodatkiem"??
Nie wiem jak ty, ale ja nigdy bym sobie nie pozwoliła na takie sformułowanie i nie zamierzam prowadzić dyskusji na takim poziomie, obrażającym zarówno dzieci, jak i rodziców.

właśnie...to się nazywa hipokryzja...
skąd słownictwo...? stąd, że nie lubię owijania w bawełnę i nie nazywania rzeczy po imieniu...
sama napisałaś decyzja dwojga dorosłych ludzi...a gdzie słowo dziecka? czyli dorośli ludzie się z nim nie liczą...ale udają, że wszystko w jego imieniu i dla jego dobra...
to jest właśnie hipokryzja i kpina z dzieci i siebie samych....
Sylwia Małgorzata S.

Sylwia Małgorzata S. Zarządzanie,
projekty społeczne,
administracja
samorządowa.

Temat: Prawo do weekendów

Tomasz T.:
sama napisałaś decyzja dwojga dorosłych ludzi...a gdzie słowo dziecka? czyli dorośli ludzie się z nim nie liczą...ale udają, że wszystko w jego imieniu i dla jego dobra...
to jest właśnie hipokryzja i kpina z dzieci i siebie samych....

Czy przeczytałeś wszystkie wypowiedzi?
Jeśli tak, to pytam się, skąd się wzięło przekonanie, że rodzice udają, że rozchodzą się dla dobra dziecka??
Wielokrotnie już pisałam: rozchodzą się, ponieważ z różnych względów nie mogą/nie potrafią/nie chcą już być ze sobą.
Pisałam również, że rozwód to jest głęboko przemyślana sprawa, a nie "bułka z masłem" i pochopna decyzja podejmowana pod wpływem impulsu.

Nie rozumiem natomiast jak ktoś zupełnie obcy i nie znający sytuacji może oceniać i wydawać taki kategoryczny sąd o decyzji innych osób?
W imię czego miałabym się nie rozwodzić i tkwić w toksycznym związku?? bo tobie tak się podoba? bo uważasz, że moje dziecko byłoby szczęśliwe w takim pseudo-małżeństwie??
Kto cię upoważnił do wydawania takich opinii? Bawisz się we wszechwiedzącego pana Boga, czy co??
Siedzisz u każdego w domu, zaglądasz mu do sypialni i WIESZ, że powinien się zachowywać tak a nie inaczej??

Może trochę pokory i szacunku wobec innych, dobrze?
Tomasz T.

Tomasz T. za gorąco...;)

Temat: Prawo do weekendów

Sylwia Małgorzata S.:
Tomasz T.:
sama napisałaś decyzja dwojga dorosłych ludzi...a gdzie słowo dziecka? czyli dorośli ludzie się z nim nie liczą...ale udają, że wszystko w jego imieniu i dla jego dobra...
to jest właśnie hipokryzja i kpina z dzieci i siebie samych....

Czy przeczytałeś wszystkie wypowiedzi?
Jeśli tak, to pytam się, skąd się wzięło przekonanie, że rodzice udają, że rozchodzą się dla dobra dziecka??
Wielokrotnie już pisałam: rozchodzą się, ponieważ z różnych względów nie mogą/nie potrafią/nie chcą już być ze sobą.
Pisałam również, że rozwód to jest głęboko przemyślana sprawa, a nie "bułka z masłem" i pochopna decyzja podejmowana pod wpływem impulsu.

Nie rozumiem natomiast jak ktoś zupełnie obcy i nie znający sytuacji może oceniać i wydawać taki kategoryczny sąd o decyzji innych osób?
W imię czego miałabym się nie rozwodzić i tkwić w toksycznym związku?? bo tobie tak się podoba? bo uważasz, że moje dziecko byłoby szczęśliwe w takim pseudo-małżeństwie??
Kto cię upoważnił do wydawania takich opinii? Bawisz się we wszechwiedzącego pana Boga, czy co??
Siedzisz u każdego w domu, zaglądasz mu do sypialni i WIESZ, że powinien się zachowywać tak a nie inaczej??

Może trochę pokory i szacunku wobec innych, dobrze?

Sylwio...w jednym zdaniu... bo przeżyłem rozwód rodziców i swój własny i nie będę wciskał nikomu, że mój związek był taki , czy inny bez mojego udziału...
właśnie dlatego, że mam szacunek do innych i mam go do siebie i moich dzieci również...
Sylwia Małgorzata S.

Sylwia Małgorzata S. Zarządzanie,
projekty społeczne,
administracja
samorządowa.

Temat: Prawo do weekendów

Tomasz T.:
Sylwio...w jednym zdaniu... bo przeżyłem rozwód rodziców i swój własny i nie będę wciskał nikomu, że mój związek był taki , czy inny bez mojego udziału...
właśnie dlatego, że mam szacunek do innych i mam go do siebie i moich dzieci również...

Ja też przeżyłam, a mimo to nie ośmieliłabym się mówić innym co powinni robić i co jest najlepsze dla nich samych.
Przez poszanowanie decyzji innych osób właśnie.
Tomasz T.

Tomasz T. za gorąco...;)

Temat: Prawo do weekendów

Sylwia Małgorzata S.:
Tomasz T.:
Sylwio...w jednym zdaniu... bo przeżyłem rozwód rodziców i swój własny i nie będę wciskał nikomu, że mój związek był taki , czy inny bez mojego udziału...
właśnie dlatego, że mam szacunek do innych i mam go do siebie i moich dzieci również...

Ja też przeżyłam, a mimo to nie ośmieliłabym się mówić innym co powinni robić i co jest najlepsze dla nich samych.
Przez poszanowanie decyzji innych osób właśnie.
drobne nieporozumienie...daleki jestem od oceniania kogokolwiek i mowienia mu co ma robic...
i rownie daleki jestem od wybielania swojej osoby...
jeli chodzi natomiast o szacunek dla decyzji ...zalezy co to za decyzja...
Sylwia Małgorzata S.

Sylwia Małgorzata S. Zarządzanie,
projekty społeczne,
administracja
samorządowa.

Temat: Prawo do weekendów

Tomasz T.:
i rownie daleki jestem od wybielania swojej osoby...
jeli chodzi natomiast o szacunek dla decyzji ...zalezy co to za decyzja...

Ale tutaj nikt się nie wybiela - nie trafiliśmy chyba do Towarzystwa Wzajemnej Adoracji?

Nadal nie rozumiem, jak można kogoś potępiać (odmawiać mu szacunku) tylko dlatego, że się rozwiódł?
Skąd to uzurpowanie sobie prawa do oceny kogoś, kogo się de facto nie zna?

Twierdzisz, że nie wybielasz siebie.
Mnie tak naprawdę nie interesuje, czy się wybielasz czy nie.
Podjąłeś w życiu jedną z trudniejszych decyzji (albo też Twoja była żona ją podjęła, albo zrobiliście to wspólnie) i jest to tylko i wyłącznie Wasza decyzja.
Nie moja, nie użytkowników tego forum, ale Wasza.
I nikomu nic do tego, czy była ona dobra czy nie, bo to Wy ją podjęliście i Wy ponosicie tego konsekwencje.
Do głowy by mi nie przyszło teraz oceniać Ciebie, czy zrobiłeś dobrze, czy źle i jaki to ma wpływ na Twoje dzieci i Twoją rodzinę.

Jesteśmy dorosłymi ludźmi, którzy za siebie odpowiadają.
Odpowiadają również za swoje dzieci.
I powinni robić wszystko, żeby tak żyć, aby potem nie żałować swoich czynów.
Co wcale nie oznacza, wbrew pozorom, że mają żyć wg jakichś ścisłych narzuconych reguł - jedynie wg własnego umienia.
A sumienie każdy z nas ma swoje własne i warto o tym pamiętać.

I jeszcze jedna rzecz mi się przypomniała a propos tego nakłaniania do pozostania za wszelką cenę w małżeństwie "dla dobra dziecka".
Moje pytanie brzmi: do kiedy należałoby wg Was prowadzić taką farsę w imię "dobra dziecka"?
Aż skończy szkołę, aż będzie pełnoletmni, aż skończy studia...?
A potem co? powiemy dziecku: kochanie, niestety, ale się rozwodzimy, bo od lat już się nie kochamy, ale chcieliśmy tylko, żebyś miał szczęśliwe dzieciństwo/skończył szkołę/skończył studia...

To nie jest trauma dla takiego dziecka?
dowiedzieć się po latach że całe dzieciństwo to jedna wielka fikcja i udawanie, a teraz dopiero rodzice sobie mogą z ulgą odetchnąć i każde może pójść w swoją stronę..?
Czy takie dziecko nie poczuje się jak balast, który tyle lat ograniczał szczęście swoich rodziców? I jak sobie z tą wiedzą poradzi?
Dlaczego nikt się nad tym nie zastanowi?

Kłamstwo to jest najgorszy bagaż, jaki można dać dziecku na drogę.
I bardziej żal mi tych okłamywanych dzieci, niż tych, których rodziców stać było na zmierzenie się z tym problemem.
Tomasz T.

Tomasz T. za gorąco...;)

Temat: Prawo do weekendów

Sylwia...pisząc o wybielaniu się, mam na myśli, że nie twierdzę, że nasz rozwód był dla dzieci najlepszym rozwiązaniem, a wręcz przeciwnie... i to twierdzę...popełniliśmy, wraz z moją eks sk...stwo
w stosunku do własnych dzieci...
ja wcale nie polemizuję z Tobą, żeby wzbudzić w Tobie poczucie winy, czy też oceniać Cię...
natomiast uważam, że każdy rozwód jest kosztem dziecka...i o tym piszę...:))

konto usunięte

Temat: Prawo do weekendów

Tomasz T.:
natomiast uważam, że każdy rozwód jest kosztem dziecka...i o tym piszę...:))

to ja pozwole sobie miec odmienne zdanie.
napewno kazdy rozwod to tralma dla dziecka i przynosi mu wiecej szkody niz pozytku. jednak tak trudna decyzja podejmowana przez rodzicow mam nadzieje zawsze jest przemyslana i stanowi wybor mniejszego zla (czyli w konsekwencji dziecko zyskuje).

niestety nie mamy mozliwosci sprawdzenia jak potoczyloby sie zycie, gdybysmy wybrali inna sciezke. pozostae nam tylko przekonanie, ze dokonalismy slusznego wyboru. to juz zalezy i od sumienia i od nastawienia do zycia.

Następna dyskusja:

psychologia, gdy zawodzi prawo




Wyślij zaproszenie do