Temat: spóźnianie się
Piotr Kmieć:
no właśnie. choćbym nie wiem jak się starał. zawsze albo się spóźniam, albo lecę na pysk i docieram wszędzie w ostatniej chwili. tak jest praktycznie zawsze. mam 3 godziny do wyjścia i nic do roboty, to zawsze znajdę w ostatniej sekundzie jakąś super ważną rzecz, którą MUSZĘ ;) zrobić. nawet kiedy uda mi się wyjść wcześniej, to albo autobus się spóźnia, albo przyjeżdża za wcześnie i mi ucieka. no cały wszechświat przychyla się do mojego spóźniania.
Znam to bardzo dobrze z autopsji ;-)
Trochę się na stukałem zanim puściło :-)
W większości przypadków, jak i w moim to "nałogowe spóźnianie się" to nic innego jak SWK.
Musiałbyś dostukać się do tego jaką "korzyść" osiągasz spóźniając się. Z doświadczenia wychodzi mi, że najistotniejsze są emocje, które odczuwasz jak już docierasz na miejsce i tłumaczysz się ze spóźnienia.
W moim przypadku największy problem dotyczył ważnych spotkań biznesowych, na które naprawdę "nie wypadało" się spóźnić. Okazało się, że "korzyść" jaką osiągam poprzez spóźnienie, to automatyczne ustawienie się w roli ofiary w stosunku do pozostałych uczestników spotkania. To z kolei powodowało, że łatwiej było mi usprawiedliwić przed samym sobą swoją uległość, unikanie konfrontacji czy jasnego wyrażania swojego zdania w trakcie negocjacji. A więc spóźnianiem się maskowałem przed samym sobą brak asertywności. Jak popracowałem nad asertywnością, problem sam się rozwiązał :-)
Inny przypadek - osoba zakodowała sobie gdzieś kiedyś we wczesnej młodości, że przychodząc zbyt wcześnie na spotkanie stawia siebie w niekorzystnej sytuacji, bo pokazuje w ten sposób, że to spotkanie jest dla niej bardzo ważne. Najlepiej więc przyjść dokładnie na czas, ale z dwojga złego lepiej się spóźnić niż przyjść za wcześnie. Korzyść - jeśli spotkanie potoczy się niepomyślnie zawsze będzie można sobie w myślach powiedzieć - "eee i tak mi przecież na nim specjalnie nie zależało...". Dalej poleciało już standardowo:
częste powtarzanie zachowania = wyrobienie sobie nawyku = wykształcenie się nieświadomego przekonania
Jeszcze inny znany mi przypadek - człowiek robił wszystko na ostatnią chwilę, szczególnie w pracy, żeby na sobie samym sprawić wrażenie, że jest bardzo zapracowanym i zabieganym facetem, ledwo wyrabia się ze spotkania na spotkanie i ogólnie musi w związku z tym żyć w ciągłym napięciu. W rzeczywistości emocjami generowanymi przez ciągły pośpiech i spóźnianie się maskował całe stado dużo głębszych i trudniejszych emocji takich jak lęk, gniew, smutek, bezsilność itd. a więc nie musiał ich odczuwać. Taka klasyczna ucieczka przed samym sobą.
Jak więc widzisz przyczyn "nałogowego spóźniania się" może być tyle ilu spóźnialskich :-)
Jedyne chyba co je łączy to kompletna iluzoryczność i bezsensowność przekonań leżących u podstaw SWK :-)
Krystian S. edytował(a) ten post dnia 10.05.10 o godzinie 20:31