Adam Mikołajczyk

Adam Mikołajczyk CEO / Best Place -
Europejski Instytut
Marketingu Miejsc

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Trochę opóźniony ale przebrąłem niedawno przez książkę Roberta Heath-a "Ukryta moc reklamy" (2002), w której to autor próbuje podważać stosowane do tej pory perswazyjne metody komunikacji reklamowej (aida, dogmar itp.). Powodem ma być tzw. "płytkie przetwarzanie" czyli fakt, że przyswajamy informacje (np. o marce, produkcie) za pośrednictwem pamięci ukrytej, bez udziału świadomości, przy minimalnym stopniu koncentracji uwagi. Co oznacza ni mniej ni więcej, że nie ma co się wysilać by przykuć uwagę odbiorcy np. reklamy w tv, bo to nic nie daje!

Czytaliście? Co o tym sądzicie?

A.
Andrzej Ludwik Alw Włoszczyński

Andrzej Ludwik Alw Włoszczyński projektant, eagler i
orloger

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Skoro nic nie daje to aż dziwne że działa i jest nadal stosowane, ale widać autorowi to nie przeszkadza.
Adam Mikołajczyk

Adam Mikołajczyk CEO / Best Place -
Europejski Instytut
Marketingu Miejsc

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Tzn. nie działa w tym znaczeniu, że czym mocniej przykujemy jego uwagę tym bardziej na niego wpłyniemy!
Andrzej Ludwik Alw Włoszczyński

Andrzej Ludwik Alw Włoszczyński projektant, eagler i
orloger

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Nie? to trzeba o tym powiadomić reklamowców, widać nie wiedzą że się niepotrzebnie starają :)
Adam Mikołajczyk

Adam Mikołajczyk CEO / Best Place -
Europejski Instytut
Marketingu Miejsc

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

"Reklamowcy" w większości przypadków o tym wiedzą ale to olewają bo po co psuć korzystny dla nich stan rzeczy i niepotebnie niepokoić klientów i mieszać im w głowie ?!

konto usunięte

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Adam Mikołajczyk:
Trochę opóźniony ale przebrąłem niedawno przez książkę Roberta Heath-a "Ukryta moc reklamy" (2002), w której to autor próbuje podważać stosowane do tej pory perswazyjne metody komunikacji reklamowej (aida, dogmar itp.). Powodem ma być tzw. "płytkie przetwarzanie" czyli fakt, że przyswajamy informacje (np. o marce, produkcie) za pośrednictwem pamięci ukrytej, bez udziału świadomości, przy minimalnym stopniu koncentracji uwagi.

O tym samym pisze co miesiąc R.K.Ohme w Briefie. Z różnym skutkiem :)

Co oznacza ni mniej ni więcej, że nie ma co się wysilaćby przykuć uwagę odbiorcy np. reklamy w tv, bo to nic nie daje!

Wręcz przeciwnie. To, co proponuje Ohme, jest właśnie próbą zawłaszczenia uwagi odbiorcy i skoncentrowania jej na jednym, dwóch prostych komunikatach. Żadnych metafor, skomplikowanych asocjacji, natłoku elementów, itd.

Moim zdaniem te teorie nie są głupie - w rzeczy samej, jeśli mówimy o reklamie na billboardach, to nie powinno tam być za dużo bajerów, lepiej wyeksponować produkt, logo i w banalny sposób połączyć to z jakąś pozytywną emocją. Bardziej rozbudowany komunikat zginie. Widzę tylko jeden mankament: ludzie się uodparniają na zbyt często powielane zagrywki. Parę lat temu mesjaszem reklamy był Cialdini, w tej chwili nawet ludzie, którzy na oczy jego książek nie widzieli, są odporni na zagrywki, które on stosuje. Podobnie z NLP, które od początku wydawało mi się hucpą. Te subliminalne patenty w reklamie też się przejadają. Np. reklamy piwa, z celebrowaną sceną nalewania do kufla, ściekającą po brzegu kroplą, itd. Nie sądzę, żeby to działało, skoro to ograny motyw.

Czytaliście? Co o tym sądzicie?

A.
Paweł Tkaczyk

Paweł Tkaczyk Branding, marketing,
reklama i social
media. The Jedi way.

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Adam Mikołajczyk:
"Reklamowcy" w większości przypadków o tym wiedzą ale to olewają bo po co psuć korzystny dla nich stan rzeczy i niepotebnie niepokoić klientów i mieszać im w głowie ?!

Choćby po to, żeby zrobić coś lepiej niż inni, wybudować na tej przewadze swoją pozycję i zrobić kasę :)
"Po co psuć korzystny stan rzeczy" - co to za myślenie?! Kojarzy mi się z paniami siedzącymi przy okienku od 8 do 16 - one nie są zainteresowane zmianą korzystnego stanu rzeczy. Jeśli robię coś z pasją, chcę to robić jak najlepiej :)
Przemysław Mańkowski

Przemysław Mańkowski CEO Nextweb Media

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

.Przemysław Mańkowski edytował(a) ten post dnia 01.07.10 o godzinie 15:02

konto usunięte

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Tylko że Ohme nie omija rzeczy, o których piszesz. On reklam nie wymyśla, jedynie konsultuje; jest panem, który doradza, żeby powiększyć jakiś napis, albo zrobić więcej czystego miejsca wokół logo. Później udowadnia badaniami, że dzięki temu reklama lepiej trafia. Tyle. Moim zdaniem w części ze swoich działań popełnia ten sam błąd, co tradycyjni twórcy reklam: nie bierze pod uwagę całości kontekstu, tylko wycina jakiś fragment, obrabia go swoimi metodami i pokazując, jak go ulepszył, twierdzi że to znacząco wpłynie na sprzedaż. Bzdura.

Przykład: na wykładzie puścił jakąś muzyczkę, a pod nią wykres emocji, można z niego było odczytać w której sekundzie muzyki badani byli najbardziej szczęśliwi,pobudzeni,whatever. Pan doktor z właściwą sobie skromnością powiedział, że teraz zgrywając ta muzykę z reklamą, tak żeby najbardziej "happy" moment przypadał na ujęcie produktu (krem Nivea) "robimy z widzów maszyny do kupowania". Otóż wcale nie robimy, bo motywacje zakupowe są najróżniejsze, poza tym Ohme zdaje się nie doceniać potencjału marki, ktory wg mnie ma zdecydowanie większe znaczenie.

Ostatecznie to nie spotkałem jeszcze żadnej teorii o neuromarketingu, która mogłaby się bronić w rzeczywistości. Robiąc badania wpływu czynników na odbiór, np. pokazując ludziom tę samą reklamę, ale w wersji z muzyka lub bez, z modelka usmiechniętą lub bez, etc. z pewnością okaże się, że te myki podbijaja zapamiętywalność, atrakcyjność towaru, itd. Problem polega na tym, że docelowo reklama musi później funkcjonować w środowisku, gdzie podkład muzyczny, uśmiechający się ludzie, gęsta piana na piwie i ściekające po kuflu/butelce krople to patenty maksymalnie oklepane i nie działają.
Paweł T.

Paweł T. Prezes Zarządu

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Książkę Heath-a czytałem z jakiś czas temu, zaraz jak się pokazała, a obecnie publikację pod redakcją Ohma „Nieuświadomiony afekt” opisującą najnowsze badania związane najogólniej mówiąc z tematem modyfikacji ocen neutralnych obiektów przez nieświadome emocje wywołane za pomocą podprogowych bodźców.

Opisana Heath-a teoria jest bardzo mocno zakorzeniona w najnowszych odkryciach zarówno psychologii jak i neurobiologii.

Wydaje mi się jednak, że w obu tych dziedzinach wiemy zbyt mało, żeby robić totalną wywrotkę w reklamie. Rozumiem także, że dla sporej ilości ludzi z branży mających z psychologią niewiele wspólnego to co mówi i pisze Ochme, może być ciężkie do zaakceptowania. Zabija cały romantyzm pracy nad reklamą i kreśli wizję konsumenta jako maszynki reagującej na bodźce.

Heath w swojej książce stara się zwrócić uwagę na pewien drobiazg, że przykucie uwagi widza wcale nie jest konieczne do tego aby reklama działała. Nie oznacza to wcale, że nie należy o nią walczyć. Nawet jeśli nasza reklama wyróżnia się z pośród innych i widz ją zauważy, to przykuje ona jego uwagę przy pierwszym, ewentualnie przy drugim kontakcie, ale i tak prawdopodobnie nie wybije go ze stanu bezrefleksyjności. Co zresztą w świetle współczesnej wiedzy jest bez sensu.
Dlaczego?
Ponieważ wszystkie decyzje zakupowe podejmujemy w oparciu o emocje.
Już słyszę głosy tych którzy będą twierdzić, że to a to kupujemy racjonalnie.
Polecam wszystkim książkę A. Damasio „Błąd Kartezjusza” opisuje ona przypadek Eliota, pacjenta który miał uszkodzoną część płatów czołowych w związku z czym nie odczuwał emocji.
Wszystkie funkcje poznawcze miał w normie, mówił, czytał, pisał, uczył się, zapamiętywał etc.
Miał natomiast jeden problem w życiu nie potrafił podejmować decyzji. Spędzał mnóstwo czasu analizując argumenty za i przeciw danemu wyborowi, ale nie umiał decydować.
U zdrowych ludzi proces decyzyjny zachodzi w oparciu o struktury mózgu odpowiedzialne za przeżywanie emocji. Dopiero potem do tego w razie konieczności dobierane jest racjonalne uzasadnienie. Wybieramy coś ponieważ istnieją połączenia między reprezentacją danego obiektu a jakimiś emocjami.
Co ludzie zajmujący się NLP ładnie nazywają kotwicą.
Tu nasuwa się inne pytanie czy zatem elementy racjonalne są potrzebne w reklamie?
Raczej tak. Jakoś trzeba sobie potem decyzję zracjonalizować.

Wracając do naszej nieszczęsnej reklamy jak już wspomniałem większość kontaktów odbiorcy z reklamą będzie taka, że będzie on ją miał zwyczajnie gdzieś.
Jeżeli zatem są sposoby żeby mimo to w pożądany sposób oddziaływać na tego odbiorcę to należy z nich korzystać i to jak najefektywniej.
I to jest właśnie cały neuromarketing, czyli szukanie prostych mechanizmów, działających w sposób automatyczny i wywołujących automatyczne reakcje.

konto usunięte

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Paweł T.:
Ponieważ wszystkie decyzje zakupowe podejmujemy w oparciu o emocje.
Już słyszę głosy tych którzy będą twierdzić, że to a to kupujemy racjonalnie.

Wiele zależy od kategorii produktu. Im droższy zakup, tym mniejszy wpływ emocji. Jest też kilka innych motywacji zakupowych, których Ohme zdaje się nie zauważać, albo sprowadza je znowu do najprostszych emocji.
Paweł T.

Paweł T. Prezes Zarządu

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Jan Czerniawski:
>
Wiele zależy od kategorii produktu. Im droższy zakup, tym mniejszy wpływ emocji. Jest też kilka innych motywacji zakupowych, których Ohme zdaje się nie zauważać, albo sprowadza je znowu do najprostszych emocji.


Uważam, że Ohme ma racje, bez tych najprostrzych emocji żadna decyzja nie jest możliwa. Racjonalne kryteria to za mało (patrz przypadek Eliota)

Pozatym jakkolwiek motywacja jest wynikiem procesów emocjonalnych.

Emocje są najpierw, a potem do nich dobierane jest uzasadnienie.
Przy drogich zakupach, proste emocje determinują wstępną decyzję i na tej podstawie poszukuje się racjonalnych argumentów potwierdzających emocjonalny wybór. (zmniejszyć dysonans poznawczy powstały w wyniku podjęcia decyzji)

Emocje determinujące jakąś decyzję w ogromnej części są nieświadome i dlatego trzeba szukać uzasadnienia.Paweł T. edytował(a) ten post dnia 16.05.08 o godzinie 11:06

konto usunięte

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Generalizujesz.

Część decyzji zakupowych podejmowana jest świadomie. Część z nich jest zupełnie oderwana od emocji, przekazywanych w reklamie. Zresztą, musi tak być, bo w 99% reklam używa się tych samych emocji. Gdyby więc było tak, że nie potrafię się oprzeć reklamie, która wykorzystuje uśmiechnięte modelki, to w życiu nie zaoszczędziłbym złotówki.

Dlaczego w określonych subkulturach nosi się ubrania i buty określonych firm ? Jeśli np. skinheadzi noszą ciuchy Fred Perry, Lonsdale, Ben Sherman, to dlatego że zawiadują nimi emocje z reklam firm ? Nawet tych, które się u nich w kraju nie reklamują ?

Jak to jest, że wchodząc w pewną grupę, przejmuje się od niej pewne wzorce zachowań, także zakupowych ? Nie wytłumaczysz tego emocjami, to jest w pełni świadomy wybór - wiesz, jak trzeba wyglądać i co robić w określonym towarzystwie, wiesz też, jak zostaniesz odebrany, kiedy kupisz określony produkt. Hummera albo Porsche nie kupuje się pod wpływem emocji, to jest świadoma kalkulacja-wiesz,że nie pojeździsz tym za bardzo po mieście, ale chcesz, żeby ludzie widzieli, że Cię na to stać. Itd., itp.

O tym Ohme nie mówi, choć sam temu ulega. Vide jego tapeta na laptopie :)

Mogę się zgodzić na to, że przy zakupie pierdółek typu piwo,paluszki,proszek do prania, itd. emocje mogą dominować. W pozostałych przypadkach górę bierze kalkulacja, choć też w jakimś sensie oparta na emocjach (np. przy zakupie czarnego BMW mogę dac sobie spokój, żeby nie być odbierany jak dresiarz, mogę je wybrać właśnie z tego powodu, a mogę również w ogóle nie brac tego kryterium pod uwagę-wszystko w zależności od tego, jakie emocje wywołuje we mnie konstrukt tępawego łysego osiłka w czarnym samochodzie tej marki).

P.S. Dzisiaj się zaczyna ciekawa konferencja na ten temat. Gdyby kogoś interesowało: http://leps.pl/konferencjaJan Czerniawski edytował(a) ten post dnia 16.05.08 o godzinie 14:10
Paweł T.

Paweł T. Prezes Zarządu

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Mam wrażenie, że przypisujesz zbyt wiele procesom świadomym.

Część decyzji zakupowych podejmowana jest świadomie. Część z nich jest zupełnie oderwana od emocji, przekazywanych w reklamie

Nie twierdzę że, decyzje zakupowe powstają wskutek emocji wywołanych przez przekaz reklamowy. Tylko, że decyzje są w ogóle skutkiem procesów emocjonalnych.
Reklama to zdecydowanie za mało. (na szczęście)
Poza tym to, że reklama używa emocji to nie znaczy, że je skutecznie wzbudza, i jeszcze powoduje ich skojarzenie z obiektem.

Dlaczego w określonych subkulturach nosi się ubrania i buty określonych firm ? Jeśli np. skinheadzi noszą ciuchy Fred Perry, Lonsdale, Ben Sherman, to dlatego że zawiadują nimi emocje z reklam firm ? Nawet tych, które się u nich w kraju nie reklamują ?

Jak to jest, że wchodząc w pewną grupę, przejmuje się od niej pewne wzorce zachowań, także zakupowych ? Nie wytłumaczysz tego emocjami, to jest w pełni świadomy wybór - wiesz, jak trzeba wyglądać i co robić w określonym towarzystwie, wiesz też, jak zostaniesz odebrany, kiedy kupisz określony produkt. Hummera albo

Właśnie dokładnie emocje mają kluczowe znaczenie. Weźmy tego nieszczęsnego skina. Jeżeli staje się uczestnikiem jakiejś grupy chce się z nią utożsamiać. Te ciuchy mają dla niego wartość właśnie z tego powodu. Dzięki nim czuje się, że jest członkiem grupy.
Motyw zakupowy jest jak najbardziej emocjonalny.
Gdyby w tych ciuchach nie chodził nie czuł by sie członkiem grupy, poza tym doświadczył by prawdopodobnie szeregu nieprzyjemnych emocji w skutek oddziaływania grupy.
Porsche nie kupuje się pod wpływem emocji, to jest świadoma kalkulacja-wiesz,że nie pojeździsz tym za bardzo po mieście, ale chcesz, żeby ludzie widzieli, że Cię na to stać. Itd., itp.

Po raz kolejny podajesz, argument na to, emocje determinują wybór,
Wynikiem świadomej kalkulacji byłby zakup małego oszczędnego autka, które łatwo zaparkować.
Ale masz to w nosie, kupujesz Porsche. Pomijamy fakt, że musi Cie być na nie stać. No w najlepszym wypadku jak Cię nie będzie stać na 911 to kupisz Boxtera :)

Masz w nosie to, że samochód jest drogi, pali jak smok, i generalnie po polskich drogach sobie nie poszalejesz.
Ale jedziesz porsche, nie suniesz jak stary ramol w mercedesie, czy też jak dres w bejcy.

Pytanie dlaczego kupisz Porsche a nie ferrari.
Bo w twoim umyśle Porsche jest fajniejsze niż ferrari, albo cię na to 2 nie stać.

O tym Ohme nie mówi, choć sam temu ulega. Vide jego tapeta na laptopie :)

Mogę się zgodzić na to, że przy zakupie pierdółek typu piwo,paluszki,proszek do prania, itd. emocje mogą dominować. W pozostałych przypadkach górę bierze kalkulacja, choć też w jakimś sensie oparta na emocjach (np. przy zakupie czarnego BMW mogę dac sobie spokój, żeby nie być odbierany jak dresiarz, mogę je wybrać właśnie z tego powodu, a mogę również w ogóle nie brac tego kryterium pod uwagę-wszystko w zależności od tego, jakie emocje wywołuje we mnie konstrukt tępawego łysego osiłka w czarnym samochodzie tej marki).

Odnośnie bmw ważne jest raczej jaki konstrukt w odniesieniu do smej marki będziesz mieć w głowie. Jeśli silnie kojarzy ci sie z dresem to jeżeli sam nie biegasz w paskach to raczej nawet nie weźmiesz tej marki pod uwagę. Albo to korelacja będzie znikoma i bmw to dla ciebie oznaka pewnego statusu.

Reklama to za mało żeby skłonić cię do konkretnego zakupu.

Duże marki mają zazwyczaj silne osobowości. Wiele różnych emocji i skojarzeń jest powiązanych z produktem. te z reklamy, te z opinii od innych te z własnych doświadczeń. etc.

Właśnie dlatego rebranding jest trudnym zadaniem. Bo trzeba wybudować na tych starych skojarzeniach inne nowe, nie da się ludziom zresetować pamięci.

Ale tu ciągle kluczową rolę odgrywają emocje.
P.S. Dzisiaj się zaczyna ciekawa konferencja na ten temat. Gdyby kogoś interesowało: http://leps.pl/konferencja

Ciekawie musiało być.

konto usunięte

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Paweł T.:

Właśnie dokładnie emocje mają kluczowe znaczenie. Weźmy tego nieszczęsnego skina. Jeżeli staje się uczestnikiem jakiejś grupy chce się z nią utożsamiać. Te ciuchy mają dla niego wartość właśnie z tego powodu. Dzięki nim czuje się, że jest członkiem grupy.

Post wcześniej sugerowałeś "nieświadomość" decyzji zakupowych, przeciwstawiając im emocje, jeśli dobrze zrozumiałem. Zresztą neuromarketing cały opiera się na podobnych historiach o wpływach nieświadomych. Z tym chętnie popolemizuję, natomiast z tezą, że u podstaw decyzji leżą jakieś emocje miałbym kłopot :)
Wynikiem świadomej kalkulacji byłby zakup małego oszczędnego autka, które łatwo zaparkować.

Ale w takim układzie, świadoma kalkulacja też opiera się na emocjach.
Odnośnie bmw ważne jest raczej jaki konstrukt w odniesieniu do smej marki będziesz mieć w głowie. Jeśli silnie kojarzy ci sie z dresem to jeżeli sam nie biegasz w paskach to raczej nawet nie weźmiesz tej marki pod uwagę. Albo to korelacja będzie znikoma i bmw to dla ciebie oznaka pewnego statusu.

Każdy wizerunek ma swoją "siedzibę" w głowie odbiorcy i w ten sposób od niego zależy. Natomiast myślę, ze "co o tym sądzą inni" jest chyba ważniejsze od "co mi się podoba", choć pewnie zależy to od charakteru czlowieka i branży produktu.
Ciekawie musiało być.

Szkoda, że w starciu 2 szkół patzrenia na tytułowy problem nikt nie zmienił poglądów, mimo że z boku wyglądało na to, że wbrew temu, co sądzili prelengenci, nie różniło ich tak dużo.
Paweł T.

Paweł T. Prezes Zarządu

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Jan Czerniawski:
Post wcześniej sugerowałeś "nieświadomość" decyzji zakupowych, przeciwstawiając im emocje, jeśli dobrze zrozumiałem. Zresztą neuromarketing cały opiera się na podobnych historiach o wpływach nieświadomych. Z tym chętnie popolemizuję, natomiast z tezą, że u podstaw decyzji leżą jakieś emocje miałbym kłopot :)


To jest jedno z drugim powiązane.

1. Decyzje zakupowe są oparte o emocje, a dokładniej ocenę emocjonalną. Z obserwacji mózgu ładnie wynika, że proces ten angażuje części mózgu związane z emocjami.

2. Ocena emocjonalna obiektu, dokonywana jest w sposób nieświadomy. uświadamiamy sobie dopiero jej skutki (podoba się nam vs. nie podoba się) Jeżeli zaczniemy sie zastanawiać to wymyślimy sobie całkiem sporo uzasadnień, które jak eksperymenty pokazały nie mają wiele wspólnego ze stanem faktycznym. Wtedy pracują już zupełnie inne obszary mózgu.

Dlatego obstaję przy tezie, że skoro proces emocjonalnej oceny jest nieświadomy, i że decyzje są oparte o ten proces. To prawdziwe powody decyzji także są nieświadome.

Ale w takim układzie, świadoma kalkulacja też opiera się na emocjach.

Prawdopodobnie też. Świadoma kalkulacja jest wtórna

Każdy wizerunek ma swoją "siedzibę" w głowie odbiorcy i w ten sposób od niego zależy. Natomiast myślę, ze "co o tym sądzą inni" jest chyba ważniejsze od "co mi się podoba", choć pewnie zależy to od charakteru czlowieka i branży produktu.

Presja ze strony grupy to straszna sprawa.

Książka Heath-a zwraca uwagę na pewien drobiazg, że nasz mózg obrabia 100% informacji które do nas docierają. a my świadomie zauważamy bardzo niewiele. Jednak wszystko co nasz mózg obrabia może modyfikować nasze emocje, jeżeli coś zostanie zaklasyfikowane jako ważne zaraz skupimy na tym uwagę.

Panowie związani z neuromarketingiem uważają, że właśnie te czynniki, które działają w sposób nie świadomy, mają większy wpływ na skuteczność reklamy niż jej świadomy odbiór.

Skuteczność rozumiem przez wpływ na fakt, że konsument wybiera produkt firmy X, a nie firmy Y.

konto usunięte

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Paweł T.:

2. Ocena emocjonalna obiektu, dokonywana jest w sposób nieświadomy. uświadamiamy sobie dopiero jej skutki (podoba się nam vs. nie podoba się) Jeżeli zaczniemy sie zastanawiać to wymyślimy sobie całkiem sporo uzasadnień, które jak eksperymenty pokazały nie mają wiele wspólnego ze stanem faktycznym. Wtedy pracują już zupełnie inne obszary mózgu.

I tu się nie zgodzę. Nieracjonalne wybory i uzasadnianie ich "na pałę" to powszechne zjawisko, ale nie zgodzę się, że dominuje. Zauważ, że zarówno eksperymenty, które dwoodzą tezy, o której mówisz, jak i realna praca neuromarketingowców koncentruje się zazwyczaj wokół FMCG. Uważam, że wszystko zależy od tego, jaką wagę przywiązujesz do danej kategorii towarowej-ludzie mają swoje preferencje, jedni są wybredni i analitycznie rozważają zakup jabłek, inni butów, samochodów, etc.


Dlatego obstaję przy tezie, że skoro proces emocjonalnej oceny jest nieświadomy, i że decyzje są oparte o ten proces. To prawdziwe powody decyzji także są nieświadome.

W ten sposób eliminowałbyś wszystkie racjonalne pobudki zakupowe. Jeśli rozwalają Ci się buty i idzesz kupić nowe, to w takim razie jaka mogłaby być ta ukryta nieświadoma motywacja ?
Panowie związani z neuromarketingiem uważają, że właśnie te czynniki, które działają w sposób nie świadomy, mają większy wpływ na skuteczność reklamy niż jej świadomy odbiór.

Jest to z jednej strony prawdopodobne, bo reklamy oglądamy w trybie low-involvement zazwyczaj. Ale z drugiej strony zakupów dokonujemy raczej w high-involvement, co oznacza, że neuromarketingowe fikołki nie mają na nas wpływu.

Skuteczność rozumiem przez wpływ na fakt, że konsument wybiera produkt firmy X, a nie firmy Y.

To już w ogóle jest pułapka, bo nie da się dowieść bezpośredniego wpływu reklamy na sprzedaż. Ohme np. przypisuje sobie zasługę zwiększenia udziałów w rynku Kompanii Piwowarskiej po konsultacji reklam piwa Lech. No i niech sobie przypisuje, na zdrowie...Tylko, że udowodnić się tego nie da, bo musiałby wykazać, że gdyby nie reklama (albo reklama bez jego poprawek), to ileś tam tysięcy ludzi nie kupiłoby tego piwa. Jak dociec, że ten kupił, bo reklama, a tamten kupił, bo nie było innego, bo akurat to stało najbliżej, bo było najtansze, bo pił wcześniej i mu najbardziej smakuje, bo njabardziej mu się podoba nalepka, bo mu się kojarzy z pewnym klubem piłkarskim, bo jest z Wielkopolski, itd., itp. Na tej samej zasadzie mógłbym "dowodzić", że wysokość sprzedaży jest zależna od ilości Andrzejów w firmie, układu gwiazd, itd. Ale to już motyw na inną dyskusję, notabene tez było poruszone podczas konferencji :)
Paweł T.

Paweł T. Prezes Zarządu

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

I tu się nie zgodzę. Nieracjonalne wybory i uzasadnianie ich "na pałę" to powszechne zjawisko, ale nie zgodzę się, że dominuje. Zauważ, że zarówno eksperymenty, które dwoodzą tezy, o której mówisz, jak i realna praca neuromarketingowców koncentruje się zazwyczaj wokół FMCG. Uważam, że wszystko zależy od tego, jaką wagę przywiązujesz do danej kategorii towarowej-ludzie mają swoje preferencje, jedni są wybredni i analitycznie rozważają zakup jabłek, inni butów, samochodów, etc.

Ta teza jest bardzo śmiała i faktycznie trudna do zaakceptowania.
Prawdopodobnie też zbyt duże uproszczenie.
Ale muszę Ci przyznać rację. że wiele zależy od kategorii produktu jej znaczenia dla podmiotu ale i od samych ludzi, różnic indywidualnych w zakresie reaktywności emocjonalnej czy też temperamentu. Tu w grę wchodzi cała bajka z segmentacją etc.

W ten sposób eliminowałbyś wszystkie racjonalne pobudki zakupowe. Jeśli rozwalają Ci się buty i idzesz kupić nowe, to w takim razie jaka mogłaby być ta ukryta nieświadoma motywacja ?

Ale, które buty wybiorę to już inna bajka?

Procesy emocjonalne kiedyś miały nam ratować życie szybka ocena uciekać nie uciekać, zawsze zakładająca profilaktycznie uciekać, co potem było weryfikowane.
Obecnie te wszystkie skróty myślowe, heurystyki, decyzje w oparciu o proste bodźce zwyczajnie pozwalają oszczędzać czas. Jakbym miał robić codzienne zakupy w oparciu o racjonalne kryteria to bym całe życie w markecie siedział.
Jest to z jednej strony prawdopodobne, bo reklamy oglądamy w trybie low-involvement zazwyczaj. Ale z drugiej strony zakupów dokonujemy raczej w high-involvement, co oznacza, że neuromarketingowe fikołki nie mają na nas wpływu.

Z tymi zakupami to nie byłbym do końca taki pewny, zbyt leniwi na to jesteśmy. Poza tym wystarczy zapytać kogoś ile kosztuje produkt który przed chwilą włożył do koszyka. Tyszka z Falkowskim pisali że w połowie lat 90 w USA była to mniej niż połowa.
Do tej kwestii doskonale pasuje krzywa, obrazująca wykorzystanie ceny jako wskaźnika jakości przy różnym poziomie wiedzy konsumenta - w przypadku produktów o dużym zróżnicowaniu jakości.
Ma kształt U. Czyli jak sie na produktach nie znamy to kupujemy drogie w nadziei że będzie dobre. Jak sie znamy trochę, to szukamy innych wyznaczników jakości i nie zwracamy tak uwagi na cene. Jak sie znamy na poziomie eksperta wiemy że za dobre trzeba i tak zapłacić. :)

Przypomniały mi się dwa zdarzenia.
1. Kiedyś ze znajomą byłem na zakupach, m.in. kupowała krem na noc.
Porównywała ze sobą 2 lub 3 produkty z kilkunastu. Zacząłem jej podsuwać kolejne zwracając uwagę na "racjonale" zalety w postaci "hydro molekuł" i innych mikro granulek. :) Strasznie dużo czasu nam zeszło, ale decyzji to nie ułatwiło.

2 zdarzenie obrazuje jak można kupować wbrew racjonalnym argumentom.
Znajomy kupował auto, używane rzecz jasna. Był oglądać mercedesa jakiego nie pamiętam. Auto mu się spodobało, ale jako, że to do zakupu nie wystarczy za 2 razem wziął ze sobą mechanika coby mu ten ów pojazd obejrzał od strony technicznej. Mechanik mu potem mówi "Panie nie kupuj tego gruchota" Znajomy stwierdził, że mechanik sie nie zna więc poprosił o pomoc innego. Ten drugi powiedział mu to samo poprzednik, a on i tak kupił ten samochód. :)

Myślę, że emocje mają kluczowe znaczenie. Szczególnie gdy poszczególne produkty są siebie podobne. Oszczędza to naszą energię i czas.

Co do szukania uzasadnień ad hoc, Doliński opisuje eksperyment w którym ponad 200 kobiet poproszono o ocenę jakości 4 par rajstop. 3 z nich były nasączone zapachem(każda innym) a jedna nie.
Wszystkie panie jako najlepsze wybierały, któreś z "pachnących" przy czym najwięcej wybierało te bodajże o zapachu jaśminu.
Potem proszone respondentki o podanie kryteriów swojego wyboru.
Wszystkie zwracały uwagę na kryteria racjonalne, że jakość oczek, rozciągliwość, wytrzymałość miękkość etc. Żadna, ale to żadna nie wspomniała nic o zapachu. Pic polegał na tym, że były to dokładnie takie same rajstopy. :)
(już nawet nie wspominam, że węchomózgowie to jeden z kluczowych obszarów mózgu związanych z powstawaniem emocji)
w którymś briefie był artykuł o podobnych badaniach na naszym gruncie


Obrazek


Obrazek

To już w ogóle jest pułapka, bo nie da się dowieść bezpośredniego wpływu reklamy na sprzedaż. Ohme np. przypisuje sobie zasługę zwiększenia udziałów w rynku Kompanii Piwowarskiej po konsultacji reklam piwa Lech. No i niech sobie przypisuje, na zdrowie...Tylko, że udowodnić się tego nie da, bo musiałby wykazać, że gdyby nie reklama (albo reklama bez jego poprawek), to ileś tam tysięcy ludzi nie kupiłoby tego piwa. Jak dociec, że ten kupił, bo reklama, a tamten kupił, bo nie było innego, bo akurat to stało najbliżej, bo było najtansze, bo pił wcześniej i mu najbardziej smakuje, bo njabardziej mu się podoba nalepka, bo mu się kojarzy z pewnym klubem piłkarskim, bo jest z Wielkopolski, itd., itp. Na tej samej zasadzie mógłbym "dowodzić", że wysokość sprzedaży jest zależna od ilości Andrzejów w firmie, układu gwiazd, itd. Ale to już motyw na inną dyskusję, notabene tez było poruszone podczas konferencji :)

To faktycznie śliski temat, bo w warunkach naturalnych tego sie nie da badać. W laboratorium wykluczysz sobie inne zmienne i sprawdzisz różnice miedzy jedną wersją reklamy a inną. No i niestety musisz na tej podstawie prognozować wyniki, a zbadać możesz ile 2 grupy po 30 osób. Potem to już widać po samej sprzedaży. wiec wyników laboratoryjnych musisz być całkowicie pewien.
Zresztą jest to problem większości badań psychologicznych.

Co do skupiania się badań neuromarketingowców na FMCG, wydaje mi się, że są 2 powody.
1. Na Tych kategoriach jest łatwiej udowodnić swoje twierdzenia, łatwiej to badać i jest to łatwiejsze do łyknięcia przez wydających na to kasę.

2. To są ludzie którzy myślą rozsądnie, gdyby zaczęli głosić wszem i wobec, że kupujemy w skutek nieświadomych emocji to zostali by zjedzeni żywcem, lub spaleni na stosie. Takie twierdzenia przy nawet kategorii FMCG budzą opory. A z czegoś trzeba żyć.Paweł T. edytował(a) ten post dnia 24.05.08 o godzinie 17:31

konto usunięte

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Paweł T.:

Ale, które buty wybiorę to już inna bajka?

To zależy, jaki masz do tego stosunek-czy maja być tanie i już, czy raczej mają do czegoś pasować, byc z ekoskórki, mieć zielone sznurówki, itd. Albo-co neuromarketingowcy pomijają-mają to być buty marki, z którą jest Ci po drodze.

Procesy emocjonalne kiedyś miały nam ratować życie szybka ocena uciekać nie uciekać, zawsze zakładająca profilaktycznie uciekać, co potem było weryfikowane.
Obecnie te wszystkie skróty myślowe, heurystyki, decyzje w oparciu o proste bodźce zwyczajnie pozwalają oszczędzać czas.

Racja. teraz tylko warto sobie odpowiedzieć na pytanie, czy wystarczy coś postawić po prawej stronie, ew. skroplic perfumami, żeby ludzie w ramach oszczedzania czasu masowo sie na to rzucali ? Moim zdaniem nie. Tym, co przyspiesza nasze wybory, jest wg mnie marka i idący za nią ciąg skojarzeń z światem jaki ta marka sprzedaje, jakością jej produktów, tym jak sa odbierani użytkownicy tej marki, itd.

Badania neuromarketingowe mają ten feler, że w ogóle nie uwzględniają kontekstu brandu i zakupu. Ohme na konferencji opowiadał, że po jego interwencjach w reklamie Nivea badane kobiety mogły wziąć za darmo jeden balsam do ciała, no i większość wzięła Nivea, a nie Dove. Wg niego świadczy to o tym, że będą kupowały Niveę przez dłuższy czas. Według mnie, nic w ten sposób nie udowodnił: inna jest motywacja przy braniu za darmo, inna przy wydawaniu własnych pieniędzy; inaczej wybieramy mając do wyboru 2 marki (lub-jak w doświadczeniach Dolińskiego-żadnej),a inaczej będąc w sklepie, mając do wyboru 15 brandów, zróżnicowanych cenowo, wizualnie,zapachowo,dobranych pod różne grupy wiekowe, itd.

Ciekawa obserwacja ze świata perfum: w drogeriach Rossmann droższe perfumy stoją w gablotce i nie można ich powąchać. Mimo tego, kiedy tylko zapachy Bossa, Versace, Kenzo czy Bulgari są w przecenie ludzie biorą je w ciemno. Nie wykluczam, że niektórzy z nabywców znają te zapachy, przypuszczam jednak, że około połowy z nich tłumaczy to sobie w ten sposób, że skoro znana marka, to źle nie będzie, a jak jeszcze cena jest taka niska, to grzech nie wziąć. Psychologia mogłaby to tłumaczyć niedostepnościa i elitarnocią towaru za szybką, ale dla mnie to jest siła marki, tylko i wyłącznie.
Jakbym miał robić codzienne zakupy w oparciu o racjonalne kryteria to bym całe życie w markecie siedział.

Dlatego właśnie, w odróżnieniu od doświadczeń psychologicznych, istnieją marki. Marki z kolei są "jakieś" i na pewnym etapie myslisz nimi, dzieląc sobie cały towar pod kątem ważnych dla Ciebie kryteriów. Polecam Ci sprawdzić siebie lub kogoś znajomego pod kątem marek, jakie kupuje: w większości przypadków, które sprawdzałem, jakieś 90% z nich wyrasta z pewnego pnia wspólnych przeżyć i skojarzeń, te brakujące 10% wynika najprawdopodobniej z tego, że w niektórych segmentach rynku nie ma jeszcze marek, które by transponowały dany świat przeżyć.
Z tymi zakupami to nie byłbym do końca taki pewny, zbyt leniwi na to jesteśmy. Poza tym wystarczy zapytać kogoś ile kosztuje produkt który przed chwilą włożył do koszyka. Tyszka z Falkowskim pisali że w połowie lat 90 w USA była to mniej niż połowa.

To jest złożone zagadnienie. Ja w ogóle nie pamiętam cen, choć staram się kupować w oparciu o racjonalne pobudki. Jeśli coś jest w dobrej cenie, to nie widze powodu, żeby latami przechowywać informację, że było to 15.99, a nie 13.50. Druga sprawa to wspomniana wcześniej specyfika FMCG, ktorym zawsze neuromarketingowcy obudowują swoje przykłady. Ludziom nie chce się godzinami analizować, który papier toaletowy będzie fajniejszy i czy za tę różnicę warto dopłacić te kilka groszy. Ten wariant nie sprawdza się jednak przy ubraniach, butach, perfumach, płytach i wielu innych produktach, których specyfika powoduje, że musimy zbadać, czy nam one pasują, czy nie. Byłbym za tym, żeby przyjąć że badania preferencji zakupowych użytkowniczek rajstop uważać za reprezentatywne (jeśli w ogóle) dla segemntu rajstop. Inaczej dobrniemy do sytuacji, w której obserwacja ludzi kupujących cukier będzie miała uczyć nas, jak sprzedawać limuzyny.
Przypomniały mi się dwa zdarzenia.
1. Kiedyś ze znajomą byłem na zakupach, m.in. kupowała krem na noc.
Porównywała ze sobą 2 lub 3 produkty z kilkunastu. Zacząłem jej podsuwać kolejne zwracając uwagę na "racjonale" zalety w postaci "hydro molekuł" i innych mikro granulek. :) Strasznie dużo czasu nam zeszło, ale decyzji to nie ułatwiło.

Bo ten myk-cos w stylu sławnego systemu TAED, bakterii L.Casei Defensis, itd. był zabawny i byc może skuteczny, kiedy został wymyślony. Psychologia broni tych patentów, twierdząc, że pomagają W tej chwili setki marek chwalą się własnymi patentami, ktorych szary konsument nie jest w stanie sprawdzić, przecież ciężko oczekwiać, że producenci proszków będą podawać wzory chemiczne swoich produktów, a konsument będzie je analizował i brał do domu ten proszek, który ma fajniejsze wiązania peptydowe, czy jakieś tam :) Bardziej użyteczny byłby język korzyści ("do 67% gładsza cera"), tyle że to też jest nadużywane. Marka jest więc kluczem :)

Myślę, że emocje mają kluczowe znaczenie. Szczególnie gdy poszczególne produkty są siebie podobne. Oszczędza to naszą energię i czas.

Ale gdzie są te emocje utrwalone ? Bo moim zdaniem, jeśli są, to w markach. Nie ma ich często nawet na samych produktach. Polówka Lacoste nie dlatego jest luksusowa, że dużo kosztuje, albo że jest wyszywana złotą nicią w systemie ÓBGRRD, etc. Jest z nią za to związany pewien świat przeżyć, który wielu chciałoby manifestować, zaznaczając swoją przynależność albo aspirację do tego świata. Jednorazowe triki z niby-perswazyjnymi tekstami, z ustawianiem towaru po jakiejś tam stronie, z wykorzystaniem wizerunku kobiet, seksu, dzieci, etc. nic wg mnie nie gwarantuje. Głównie dlatego, że jest nadużywane i jesteśmy na to uodpornieni.
Wszystkie panie jako najlepsze wybierały, któreś z "pachnących" przy czym najwięcej wybierało te bodajże o zapachu jaśminu.
Potem proszone respondentki o podanie kryteriów swojego wyboru.
Wszystkie zwracały uwagę na kryteria racjonalne, że jakość oczek, rozciągliwość, wytrzymałość miękkość etc. Żadna, ale to żadna nie wspomniała nic o zapachu. Pic polegał na tym, że były to dokładnie takie same rajstopy. :)

Znam ten eksperyment w wersji bezzapachowej, gdzie niby wybierały rajstopy po prawej stronie. Wyjdę na zboczeńca marki, ale uważam że zapach jaśminu najprawdopodobniej wywołał skojarzenie z jakąś marką (perfum np.) i stąd ta preferencja. Jeśli nie, to dalej pozostajemy w sferze rażenia brandu-najbardziej podstawowym z celów marki, jest być "jakąś", odróżniać się od konkurencji. Panie wybrały więc różnicę na plus, wartość dodaną w postaci fajnego zapachu. Szkoda, że tych badań nie pociągnieto dalej-ciekawe, co by było, gdyby na tych niewyperfumowanych było logo Chanel albo Dior, a na tej wyperfumowanej reszcie Zakładów Odzieżowych "Odra" czy czegoś równie słabego.
(już nawet nie wspominam, że węchomózgowie to jeden z kluczowych obszarów mózgu związanych z powstawaniem emocji)

Z tymi wszystkimi odkryciami jest tak, że to fajnie wychodzi w badaniach. W praktyce-niekoniecznie. Nie trzeba być myślicielem, żeby domyślić się, że jak mam do wyboru dwa produkty "no name", ale jeden jest z jakiegoś powodu fajniejszy, bo ładnie pachnie, albo zauważę go szybciej, albo stoi przy nim ładniejsza hostessa,gra przy nim fajniejsza muzyczka,etc. to wezmę (na teście) to, co się wyróżnia in plus. W praktyce wg mnie to działa również, ale tylko w otoczeniu, gdzie nie ma pod tym względem konkurencji. Wystarczy, że konkurencyjna para rajstop też będzie perfumowana, albo też sobie postawią tam hostessę, czy perswazyjny, emocjonalny obrazek z seksem, dziećmi, etc. i mamy remis. Do tego ludzie zaczynają łapać o co chodzi i mówią wprost, że rozpylanie zapachu chlebka w markecie na nich nie działa, bo wiedzą, że to chlebek sprzed wojny punickiej,odswiezany i podgrzewany tysiac razy. Klasa szkoły językowej, pachnąca mandarynkami, też pewnie działa na ludzi fajniej od niepachnącej niczym lub chamskimi detergentami. Problem, kiedy wszystkie szkoły językowe zaczną czymś pachnieć, a za nimi szkoły jazdy, centra handlowe, itd. i od nadmiaru wrażeń będzie się nam chciało...wiesz co. :)
To faktycznie śliski temat, bo w warunkach naturalnych tego sie nie da badać. W laboratorium wykluczysz sobie inne zmienne i sprawdzisz różnice miedzy jedną wersją reklamy a inną. No i niestety musisz na tej podstawie prognozować wyniki, a zbadać możesz ile 2 grupy po 30 osób. Potem to już widać po samej sprzedaży.

Właśnie sęk w tym, że nie widać. Firma X konkuruje z Y. Y nagle odskoczył na 2 punkty procentowe w udziale w rynku. Jak to zrobił ? Jak ocenić, jaki wpływ na to miała reklama ? A jak dojśc do tego, co w reklamie pomogło ? Pory emisji, atrakcyjność nośników, osobliwy humor ? nawet jak zapytasz nabywców to-zgodnie z wykładnią neuromarketingu-i tak będą to urojone motywacje. Nie da się więc ani udowodnić, ani zaprzeczyć wpływowi reklamy na wysokość sprzedaży.

A co do badań: w takiej formule, w jakiej są prowadzone, zawsze okrajają sytuację zakupową z co najmniej kilku istotnych czynników, obecnych w realnym życiu. W związku z tym wg mnie nie badają one żadnych preferencji zakupowych. Najlepszym i jedynym wymiernym badaniem tego typu byłoby po prostu postawienie produktu na półce, nadanie mu ceny i obserwowanie przez dłuższy czas, czy konsumenci na niego patrzą, czy kupują, czy komentują, itd.
Co do skupiania się badań neuromarketingowców na FMCG, wydaje mi się, że są 2 powody.
1. Na Tych kategoriach jest łatwiej udowodnić swoje twierdzenia, łatwiej to badać i jest to łatwiejsze do łyknięcia przez wydających na to kasę.

To jest oczywiste. I jest w oczywisty sposób nadużyciem,bo jak wiadomo, jest mnóstwo kategorii produktowych, gdzie proces zakupu wygląda zupełnie inaczej, a mimo tego neuromarkitingowcy starają się te wyniki przeciągnąć na wszystkie zakupy w ogóle-lepiej to się później sprzedaje na kanwie romantycznej legendy o biednym konsumencie, co jest podświadomym zakładnikiem własnego mózgu i emocji. Żeby było zabawniej, Doliński wraz z np. Fleischerem głośno mówią, że spora część FMCG to towary ułomne w tym sensie, że reklamując jakąś konkretną markę tego typu, w istocie reklamujemy całą kategorię, a konsument i tak nie wierzy, że banan Chiquita jest lepszy-no bo niby w czym ? Innymi słowy, zarówno metody badań, jak i ich przedmiot (FMCG) są kompletnie nierelewantne do formułowanych teorii o preferencjach zakupowych ogólnie.

2. To są ludzie którzy myślą rozsądnie, gdyby zaczęli głosić wszem i wobec, że kupujemy w skutek nieświadomych emocji to zostali by zjedzeni żywcem, lub spaleni na stosie.

Niejaki Rafał Krzystof Ohme właśnie to mówił i mówi nadal, w przywołanym wcześniej "Briefie" był z lubością publikowany zresztą. I jest to w pewnym sensie zaprzeczenie tego, o czym piszesz-ludzie kochają szamanów, którzy im mówią, że mają klucz do umysłów, są w stanie sprawić że ludzie jak armia zombie pobiegną do sklepów i podwiadomie kupią daną kaszkę, dezodorant, czy coś innego. Z punktu widzenia dowolnego sale i brand managera byłoby fantastycznie, gdyby neuromarketing działał. Dlatego kiedy RKO na wykładzie pokazuje udział w rynku telefonii komórkowej sprzed ok. 10 lat (gdzie było tylko trzech graczy, a dziseijszy Orange był jeszcze Ideą), sugerując że supremacja Plus GSM była wynikiem jego z nimi współpracy (która miała miejsce maks 4 lata temu), to nikt nawet nie pyta, czemu tu ewidentnie coś nie gra i jakie ma on dowody na to, że to jego zasługa, a nie np. korzystnych promocji cenowych,czy najlepszej óqcześnie sieci dystrybucji/zasięgu, etc.

Amen. :)
Takie twierdzenia przy nawet kategorii FMCG budzą opory. A z czegoś trzeba żyć.Paweł T. edytował(a) ten post dnia 24.05.08 o godzinie 17:31
Andrzej Ludwik Alw Włoszczyński

Andrzej Ludwik Alw Włoszczyński projektant, eagler i
orloger

Temat: Neuromarketing - przełomowa teoria czy chwytliwa nazwa...

Adam Mikołajczyk:
"Reklamowcy" w większości przypadków o tym wiedzą ale to olewają bo po co psuć korzystny dla nich stan rzeczy i niepotebnie niepokoić klientów i mieszać im w głowie ?!
No to ja wrócę po Waszej dyskusji do stwierdzenia Adama. Jak bym na to nie spoglądał wychodzi mi jednak że rację ma Jan a reklamowcy nie stosują Adamie, bo to niestety zabawa w szamanizm. Trochę taka jak z corporate identity a la Fleischer. Wszystko to się teoretycznie sprawdza na ekstra dobranej grupie/przykładzie i w ekstra warunkach, w zyciu już gorzej. Przypominają mi obie te rzeczy dzisiejszy wyścig Grand Prix - teoretycznie Ferrari najmocniejsze, najlepsi kierowcy i bach jeden z wozów nie odpala. Kierowca słabbego teamu Indy Car nagle jest na wysokiej 5 pozycji, zaskoczenie i bach, przypadek ze stłuczką eliminuje go wogóle itd. itp. Bo teoria zeszła na ulicę/tor i doszły elementy kompletnie nie kalkulowane/zakladane.

Opisaliście przypadek testów z zapachem. A ciekawe byłoby gdzie znalazłyby się bezzapachowe gdyby dano także zapachy "nieprzyjemne" i właśnie, tak jak napisał Jan, dodano kilka marek. Jak wyglądają badania teoretyczne widać było, w mojej dzialce, po logo Polska zjechanym dość zdrowo przez potencjalnych odbiorców.



Wyślij zaproszenie do