Temat: Prośba o ocenę logo
Może małe odświeżenie tego ciekawego tematu :)
Raphaël P.
problem wielu nieudanych projektów polega na tym, że marketing
zamiast mówić konkretnie co jest złe w danym projekcie grafika
(aby on je poprawił i dążył do chcianego przekazu/wizji),
przetwarza się w wielkiego znawce zagadnień graficznych i
estetyki, i podaje swoje zmiany (a tu proszę mi powiększyć logo,
tu zmienić kolor...).
Wszyscy wiemy jak to potem wychodzi...
No cóż, a co w sytuacji, gdy badania eye-trackingowe wykażą, że należy logo powiększyć, bo jest nieczytelne, lub należy zmienić jego lokalizację w layoucie? Także takie uwagi wcale nie muszą być nic nie warte, problem polega na tym, że często niektórym ludziom z działu marketingu tylko się tak wydaje - czyt. nie było żadnych badań eye-trackingowych, a pani Jadzia z działu ma słabe okulary. Z drugiej strony bywa i tak, że projektant dopieścił swoje dzieło i teraz nie chce rezygnować ze swojego dziecka, no bo to jest w obecnej formie spójne (o ile rzeczywiście jest) i jak powiększy to logo, albo zmieni lokalizację, to siądzie cały layout i trzeba będzie nowego grida robić i jeszcze raz przemyśleć typografię. I tu jest pies pogrzebany, bo samo powiększenie logo zniszczy projekt, a praktycznie nowego nie koniecznie chce się robić.
Łukasz W.
zakładam, że grafik to artysta z zapleczem rzemieślniczym a nie
rzemieślnik z żyłką do sztuki
w przypadku projektów np. (re-)brandingowych, graficznych różnej
maści, czasem trudno wylistować zamkniętą listę szczegółowych
wymagań i trzeba posiłkować się pożądanym wrażeniem, klimatem,
czy innym specific flavour; trudno, bo jakby nie patrzeć ocieramy
się o sztukę
zadaniem klienta jest przekazać taki zakres informacji, który
wywoła u grafika wyobrażenie docelowego efektu - musi on wejść na
odpowiednią częstotliwość
To ja bym po pierwsze nie mylił artysty z projektantem (czy też grafikiem - nie lubię tego określenie, bo w dzisiejszych czasach grafik to każdy gość, który w weekend nauczył się Photoshopa). Także raczej bym obstawiał dobrze wyszkolonego rzemieślnika z żyłką do sztuki, bo projektowanie nie polega na zachwycaniu świata swoją wizją artystyczną i pięknem wewnętrznego świata artysty, tylko na bardzo dogłębnym zrozumieniu biznesowych celów zleceniodawcy, niuansów percepcji ostatecznego odbiorcy (ze wszystkim co się z tym wiąże) i umiejętności przetłumaczenia tego na język komunikacji wizualnej, żyłka do sztuki to natomiast to, że oprócz tego wszystkiego projekt się jeszcze wyróżnia w branży projektowej i np. zasługuje na nagrodę w konkursie.
Każda marka jest tworzona aby osiągnąć pewne cele strategiczne, po to się ją jakoś pozycjonuje - ma pewne cechy i atrybuty, obiecuje konkretne korzyści, niesie ze sobą określone wartości, pewną kulturę, przekaz na poziomie emocjonalnym, jest pewien profil jej odbiorcy i ma pewne miejsce (w przypadku re-brandingu miejsce docelowe) na mapie percepcji grupy docelowej (no chyba, że tego wszystkiego nie ma, to ja bym miał wątpliwości czy to można nazywać marką). Więc jeżeli jest to dobrze zrobione, to nie widzę problemu w wylistowaniu zamkniętej listy szczegółowych wymagań - a i to pożądane wrażenie, klimat, czy inny specific flavor jak najbardziej się w tym mieszczą. A jak obie strony zrobią dobrze swoją robotę, to i nie ma większego problemu z wejściem na odpowiednią częstotliwość.
P.S. Projekt graficzny (czy też różnej maści ;) jest wierzchołkiem góry lodowej w projektach brandingowych czy re-brandingowych, dlatego też nie spłycajmy tematu do specyficznego klimatu i ładnego znaczka.
Piotr Ż.
He he, o ile grupą docelową były gospodynie domowe oraz tejże
grupie rzeczone logo nie pasuje to i owszem.. do kosza :)
To logo nie jest po to, żeby gospodyni domowej się podobało z punktu widzenia estetyki. Co ona Ci niby powie? - "a jakieś takie dziwne" albo "no ładne to logo" lub "ja tam wolę niebieski kolor", kompletnie bezwartościowe dane. Natomiast jeżeli się zrobi kilka badań jak to jest odbierane podświadomie, to ma to duży sens - jest szereg badań sensorycznych albo różne techniki projekcyjne. Takie badania mogą wykazać czy to działa czy też nie, wskazać co poprawić. Marginalna jest tu opinia gospodyni czy jej się to podoba, choć oczywiście gdyby jej się dodatkowo podobało to jest jakiś plus.
Leszek Dariusz S.
Twierdzenie, że jakoś tam trzeba zaprojektować by potem dopiero
zweryfikować badaniami jak dla mnie nie do przyjęcia. Poza tym
badanie to poważna sprawa - jeśli przeprowadzone zgodnie z
regułami i całym oprzyrządowaniem to tak, ale wtedy głopotą
byłoby zadawanie pytania "czy podoba się pani" bo to tak jakby
użyć koparki do wsadzenia jednego krzewu. Generalnie w ogóle nie
opłaca się do tego używać koparki skoro można rzecz załatwić
wiedzą i doświadczeniem projektanta. Od tego w końcu jest
Ja myślę, że zanim się zabierze za projektowanie, to trzeba dokładnie wiedzieć co i jak, a w trakcie trzeba weryfikować pewne założenia, dlatego trzeba robić i badania zanim się rozpocznie i jak już robota będzie gotowa (już pisałem wyżej o tym). Natomiast ap ropo używania koparki, to zależy to od stawki o jaką gra się toczy, bo jasne, że robiąc logo dla spożywczaka "U Pani Zosii", nikt nie będzie robił super badań. Jednak robiąc projekt re-brandingowy dla międzynarodowej korporacji o zdywersyfikowanym portfelu działalności albo projekt brandingowy pod launch nowego masowego produktu na rynku FMCG wiedza i doświadczenie to dużo za mało, twierdzenie, że ma się wiedzę i doświadczenie, aby zrobić to na 100% ociera się o ignorancję.
Leszek Dariusz S.
Nie można "zbadać" ludzi by znaleźć w nich drzemiące symbole :)
Potrzeba wpierw wrażliwości artysty by je wykreować...
Jasne, że można - symbol powstaje w warstwie kultury, to nie projektant go tworzy, projektant tworzy fizyczną reprezentację czegoś co ma szansę w zetknięciu z kulturą stać się symbolem. Np. weźmy logo Shell lub Nike, stworzono brand z pewną fizyczną reprezentacją w postaci muszelki lub tego ptaszka, status symboli zyskały dopiero w zetknięciu z warstwą kultury i po dekadach usilnej pracy nad nimi.
Ten post został edytowany przez Autora dnia 18.01.14 o godzinie 22:06