Zofia B.

Zofia B. strategia i
marketing, marketing
i strategia

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Zakładam nowy wątek dla zachowania przejrzystości w związku z dyskusją, która wywiązuje się w wątku o karze śmierci.

Cytaty dotyczące tematu z wątku o karze śmierci:

> Mikołaj Gołembiowski:
>
> > Zofia B.:
> > Jestem pacyfistką (ale to już wykracza poza ten temat).
> To bardzo zgubna ideologia, a ludzie ją wyznający byli
> współodpowiedzialni za katastrofalny przebieg II wojny
> światowej. To tak dla przypomnienia.

> Zofia B.:
>
>
> Tak samo jak zgubnym dla jednostki jest nie kraść w otoczeniu
> złodziei. Lepiej jednak dla wszystkich, jeśli nikt nie kradnie
> niż gdy kradną wszyscy. Na tym właśnie powinien polegać
> rozwój społeczeństwa, by z pewnych zgubnych dla ogółu praktyk
> rezygnować. Krok po kroku, ale jednak.
>
> A mówiąc o II wojnie warto wyjść od przyczyn, a nie reakcji.

> Mikołaj Gołembiowski:
>
> Pacyfizm nie jest ideologią regulującą stosunki w ramach
> społeczeństwa, lecz między społeczeństwem a jego wrogami.
> Reguluje je w taki sposób, że jak wróg przyjdzie, to pacyfistę
> zabije albo zniewoli.
>
> Jedną z przyczyn II wojny światowej był brak reakcji aliantów
> na naruszenie przez Niemcy Traktatu Wersalskiego. Paradoksalnie
> nie tylko umożliwiło to Niemcom dokonywanie ich zbrodni, ale
> spowodowało również i to, że sami alianci więcej wymordowali
> Niemców (vide: naloty dywanowe na niemieckie miasta), niż
> zabiliby w momencie interwencji zbrojnej we właściwym momencie.

> Małgorzata G.:
>
>
> Czyli alianci byli pacyfistami?
>
> "To bardzo zgubna ideologia, a ludzie ją wyznający byli
> współodpowiedzialni za katastrofalny przebieg II wojny
> światowej. To tak dla przypomnienia."
>
> To stwierdzenie powiązane było nieco wyżej z pacyfizmem jako
> zgubną ideologią.
Zofia B.

Zofia B. strategia i
marketing, marketing
i strategia

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Mikołaj Gołembiowski:

Pacyfizm nie jest ideologią regulującą stosunki w ramach
społeczeństwa, lecz między społeczeństwem a jego wrogami.
Reguluje je w taki sposób, że jak wróg przyjdzie, to pacyfistę
zabije albo zniewoli.

Zależy jaki twór uznamy za społeczeństwo. Społeczeństwem może być jedna wioska, region, kraj albo cały glob. Czym się różni wojna między indywidualnymi jednostkami (wzajemne okradanie i oszukiwanie się) od wojny między narodami? To są analogiczne sytuacje. Jeżeli za dobro wspólne uznamy dobro wszystkich w skali globalnej, to jasnym jest że wojny nam się nie opłacają. Żadnej ze stron konfliktu. Zresztą praktyka tego niejednokrotnie dowiodła.
Mikołaj Gołembiowski

Mikołaj Gołembiowski Doktor nauk
humanistycznych,
poszukuje zajęcia

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Zofia B.:
Mikołaj Gołembiowski:

Pacyfizm nie jest ideologią regulującą stosunki w ramach
społeczeństwa, lecz między społeczeństwem a jego wrogami.
Reguluje je w taki sposób, że jak wróg przyjdzie, to pacyfistę
zabije albo zniewoli.

Zależy jaki twór uznamy za społeczeństwo. Społeczeństwem może być jedna wioska, region, kraj albo cały glob. Czym się różni wojna między indywidualnymi jednostkami (wzajemne okradanie i oszukiwanie się) od wojny między narodami? To są analogiczne sytuacje. Jeżeli za dobro wspólne uznamy dobro wszystkich w skali globalnej, to jasnym jest że wojny nam się nie opłacają. Żadnej ze stron konfliktu. Zresztą praktyka tego niejednokrotnie dowiodła.

Z całym szacunkiem, ale to nie jest kwestia uznania. Społeczeństwa coś łączy. Parę dni temu byłem w urzędzie i nawiązałem rozmowę z obcymi sobie dotąd ludźmi czekającymi w kolejce do załatwienia podobnej sprawy. Wymieniliśmy się uwagami i radami. To jest właśnie społeczeństwo - pewna wspólnota problemów i interesów. Gdy Arab wysadza autobus pełen Żydów, Tutsi strzela do Hutu, Serb do Albańczyka, to oni nie stanowią społeczeństwa, bo nie ma tej więzi.Konflikt zbrojny zakłada brak wspólnoty interesów, lub jej zerwanie, jeżeli takowa była.

Poza tym intelektualiści powinni zdawać sobie sprawę, że nie wszyscy są intelektualistami myślącymi w kategoriach ogółu dobra na świecie, tylko prawie każdy realizuje własny interes i trzeba zapewnić stosunkom społecznym i międzynarodowym stabilność. Dlatego mamy policję uzbrojoną w pałki i wojsko uzbrojone w karabiny i bomby. Nie czynimy tego po to, by korzystać z tego na potęgę, ale po to by było i odstraszało ewentualnych intruzów.

Co do praktyki - najlepszym przykładem klęski pacyfistycznego nastawienia była misja "niosących pokój" wojsk ONZ w Jugosławii, gdzie w Srebrenicy bohaterska armia holenderska oddała ludność, którą miała się opiekować Serbom na rzeź. I takich efektów spodziewam się po propagowaniu ideologii pokoju za wszelką cenę.
Michał K.

Michał K. Specjalista Oracle
PL/SQL.

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Zofia B.:
Mikołaj Gołembiowski:

Pacyfizm nie jest ideologią regulującą stosunki w ramach
społeczeństwa, lecz między społeczeństwem a jego wrogami.
Reguluje je w taki sposób, że jak wróg przyjdzie, to pacyfistę
zabije albo zniewoli.

Zależy jaki twór uznamy za społeczeństwo. Społeczeństwem może być jedna wioska, region, kraj albo cały glob. Czym się różni wojna między indywidualnymi jednostkami (wzajemne okradanie i oszukiwanie się) od wojny między narodami? To są analogiczne sytuacje. Jeżeli za dobro wspólne uznamy dobro wszystkich w skali globalnej, to jasnym jest że wojny nam się nie opłacają. Żadnej ze stron konfliktu. Zresztą praktyka tego niejednokrotnie dowiodła.

Ludzie raczej myślą kategoriami egoistycznymi, wiec rachunek zysków i strat, moje jest praktycznie zawsze na 1wszym miejscu, moja miska, moja rodzina, moja kariera, moje miasto , moje panstwo - czy łupy/zyski jakie zdobędą przeważają ryzyko przegranej? I dlatego nie mozemy sobie pozwolić na pacyfizm bo ktos kto zobaczy latwy zysk nas podbije.

konto usunięte

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

znowu mamy dyskutować o kimś, lub o jakimś aspekcie w odniesieniu do kogoś:-)

może wartałoby powstrzymac ten glutowski ekshibizjonizm poglądowy;-)
Zofia B.

Zofia B. strategia i
marketing, marketing
i strategia

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Mikołaj Gołembiowski:

Z całym szacunkiem, ale to nie jest kwestia uznania. Społeczeństwa coś łączy. Parę dni temu byłem w urzędzie i nawiązałem rozmowę z obcymi sobie dotąd ludźmi czekającymi w kolejce do załatwienia podobnej sprawy. Wymieniliśmy się uwagami i radami. To jest właśnie społeczeństwo - pewna wspólnota problemów i interesów. Gdy Arab wysadza autobus pełen Żydów, Tutsi strzela do Hutu, Serb do Albańczyka, to oni nie stanowią społeczeństwa, bo nie ma tej więzi.Konflikt zbrojny zakłada brak wspólnoty interesów, lub jej zerwanie, jeżeli takowa była.

Ależ społeczeństwo w skali globalnej jak najbardziej coś łączy. Dziś, w erze globalizacji, jest to widoczne bardziej niż kiedykolwiek wcześniej w naszej historii. Weźmy taki kryzys finansowy chociażby. Nie jesteśmy mu w stanie zaradzić sami, jako jeden kraj, a nawet jako Unia Europejska. Do tego trzeba współpracy globalnej. Bez tego możemy obudzić się za lat kilka z ręką w nocniku.
Podobnie sprawa ma się z dbałością o środowisko naturalne czy z zapobieganiem katastrofom naturalnym. Jedziemy na jednym wózku. Zdecydowanie więcej nas łączy niż dzieli. Wojna - jeśli spojrzymy na długofalowe skutki - nie jest w niczyim interesie.

Wojna nie świadczy o braku wspólnoty interesów, a o przedłożeniu krótkofalowego interesu pewnej grupy (a czasem wręcz jednostek podjudzających grupę) nad interesy długofalowe. A takie sytuacje da się przewidzieć. Sądzę, że lepiej zastanawiać się jak przeciwdziałać wybuchom wojen i narastaniem napięć zamiast ograniczać się do reakcji militarnych na zaistniałe już sytuacje. Zdobywanie przez Hitlera akceptacji Niemców na kolejną wojnę to był proces długofalowy, gdzie ogromną rolę odegrała sytuacja ekonomiczna. Podobnie nie z dnia na dzień doszło do ludobójstwa Tutsich w Rwandzie (zresztą tam też znaczną rolę odegrały czynniki ekonomiczne).
Michał Kobos:
>
>Ludzie raczej myślą kategoriami egoistycznymi, wiec rachunek zysków i strat, >moje jest praktycznie zawsze na 1wszym miejscu, moja miska, moja rodzina, >moja kariera, moje miasto , moje panstwo - czy łupy/zyski jakie zdobędą >przeważają ryzyko przegranej? I dlatego nie mozemy sobie pozwolić na pacyfizm >bo ktos kto zobaczy latwy zysk nas podbije.
>

To akurat nie jest prawda. Część osób faktycznie tak działa, ale nie wszyscy. Co więcej, zwykle przedkładanie interesów jednostki nad interesy grupy kończy się kiepsko dla wszystkich, zaś przełamanie takiego błędnego koła wychodzi z korzyścią dla grupy. Polecam zgłębić temat problemu akcji kolektywnych czy hasło kapitału społecznego.
Mikołaj Gołembiowski

Mikołaj Gołembiowski Doktor nauk
humanistycznych,
poszukuje zajęcia

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Zofia B.:
Mikołaj Gołembiowski:

Z całym szacunkiem, ale to nie jest kwestia uznania. Społeczeństwa coś łączy. Parę dni temu byłem w urzędzie i nawiązałem rozmowę z obcymi sobie dotąd ludźmi czekającymi w kolejce do załatwienia podobnej sprawy. Wymieniliśmy się uwagami i radami. To jest właśnie społeczeństwo - pewna wspólnota problemów i interesów. Gdy Arab wysadza autobus pełen Żydów, Tutsi strzela do Hutu, Serb do Albańczyka, to oni nie stanowią społeczeństwa, bo nie ma tej więzi.Konflikt zbrojny zakłada brak wspólnoty interesów, lub jej zerwanie, jeżeli takowa była.

Ależ społeczeństwo w skali globalnej jak najbardziej coś łączy. Dziś, w erze globalizacji, jest to widoczne bardziej niż kiedykolwiek wcześniej w naszej historii.
Tak. Pije zapewne kawę, na którą pracuje iluś robotników na plantacji w pocie czoła w biednych krajach za byle jaką pensję. Tak łączy "ludzi" globalizacja - powoduje jeszcze większe konflikty interesów niż kiedyś.
Podobnie sprawa ma się z dbałością o środowisko naturalne czy z zapobieganiem katastrofom naturalnym.
Przyznam się, że wyrosłem już z wiary w globalne ocieplenie, z którym mamy rzekomo kolektywnie, jako cały świat walczyć i uznaję, że jest to zwyczajne kłamstwo, na którym różni ludzie próbują się dorobić. Innych globalnych walk z katastrofami naturalnymi sobie nie przypominam.
Wojna - jeśli spojrzymy na długofalowe skutki - nie jest w niczyim interesie.
Tylko dlatego, że druga strona jest skora się odwinąć z nawiązką. Gdyby przybyło pacyfistów - wojny zaczęłyby się opłacać tym społeczeństwom, gdzie pacyfistów by nie było.
Wojna nie świadczy o braku wspólnoty interesów, a o przedłożeniu krótkofalowego interesu pewnej grupy (a czasem wręcz jednostek podjudzających grupę) nad interesy długofalowe. A takie sytuacje da się przewidzieć.
Oczywiście że się da. Tu działa pewien paradoks zwany "dylematem więźnia". Wszyscy tracą, gdy wybiorą optymalną strategię dla każdego z osobna. Niestety muszę Panią zmartwić - rozwiązanie dylematu zakłada rewanż. A to już jest nie po pacyfistycznemu.
Sądzę, że lepiej zastanawiać się jak przeciwdziałać wybuchom wojen i narastaniem napięć
To się nazywa pięknoduchostwo. Gdy grozi konflikt wojenny nie ma czasu się zastanawiać tylko trzeba działać. Póki co egzamin najlepiej zdaje odstraszanie i dążenie do równowagi sił. Czyli metody zasadniczo niezgodne z pacyfistycznymi postulatami.
zamiast ograniczać się do reakcji militarnych na zaistniałe już sytuacje.
Problem w tym, że pacyfiści nie proponują nic pozytywnego, poza wyrzeczeniem się przemocy, co jest równoznaczne z postawieniem się w roli słabszego. Stare porzekadło mówi: "Pragniesz pokoju, gotuj się na wojnę".
Co więcej, zwykle przedkładanie interesów jednostki nad interesy grupy kończy się kiepsko dla wszystkich, zaś przełamanie takiego błędnego koła wychodzi z korzyścią dla grupy. Polecam zgłębić temat problemu akcji kolektywnych czy hasło kapitału społecznego.
Ja poleciłbym za to hasło - "iterowany dylemat więźnia". Poczytać sobie o tych eksperymentach i symulacjach. Jest sporo ciekawych badań na temat uprzejmości, rewanżu, wspaniałomyślności, resentymentu itd. Wyniki niestety nie nastrajają pacyfistycznie - pokazują, że pragnienie rewanżu i tzw. "gotowość karania" to najważniejsze czynniki zapewniające stabilność międzyludzkiej współpracy.Mikołaj Gołembiowski edytował(a) ten post dnia 30.11.11 o godzinie 23:36

konto usunięte

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Mikołaj Gołembiowski:
Przyznam się, że wyrosłem już z wiary w globalne ocieplenie, z którym mamy rzekomo kolektywnie, jako cały świat walczyć i uznaję, że jest to zwyczajne kłamstwo, na którym różni ludzie próbują się dorobić. Innych globalnych walk z katastrofami naturalnymi sobie nie przypominam.
Ależ globalne ocieplenie jest niepodważalnym faktem! Spór jest tylko o to, czy my się do tego przyczyniamy. I jeśli tak, to w jakim stopniu. Ale nawet zakładając, że nasza działalność ma zerowy wpływ na ilość gazów cieplarnianych, to i tak ograniczanie emisji CO2 jest słuszne. Wraz z CO2 do atmosfery przedostaje się masa trujących i toksycznych związków. Im mniej tego cholerstwa, tym lepiej dla nas.

Ocieplanie klimatu to jest właśnie przykład globalnego problemu, który zmusza do współpracy ponad granicami.
Mikołaj Gołembiowski

Mikołaj Gołembiowski Doktor nauk
humanistycznych,
poszukuje zajęcia

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Tomasz K.:
Mikołaj Gołembiowski:
Przyznam się, że wyrosłem już z wiary w globalne ocieplenie, z którym mamy rzekomo kolektywnie, jako cały świat walczyć i uznaję, że jest to zwyczajne kłamstwo, na którym różni ludzie próbują się dorobić. Innych globalnych walk z katastrofami naturalnymi sobie nie przypominam.
Ależ globalne ocieplenie jest niepodważalnym faktem!
Biorąc pod uwagę, że Climatgate dotyczyła fałszowania wyników pomiarów, nie koniecznie. Bezspornie obserwowano globalny wzrost temperatur, natomiast jest spór o to, czy on wciąż jeszcze trwa.

Spór jest
tylko o to, czy my się do tego przyczyniamy. I jeśli tak, to w jakim stopniu. Ale nawet zakładając, że nasza działalność ma zerowy wpływ na ilość gazów cieplarnianych, to i tak ograniczanie emisji CO2 jest słuszne.
Co nie zmienia faktu, że naukowcy fałszujący badania i tak powinni trafić za kraty. Choćby za wyłudzanie dotacji.
Wraz z CO2 do atmosfery przedostaje się masa trujących i toksycznych związków. Im mniej tego cholerstwa, tym lepiej dla nas.
Problem w tym, że w ramach ograniczenia CO2 zafundowano nam świetlówki zawierające rtęć. Emisja nieszkodliwego CO2 nie jest więc wcale silnie skorelowana z zatruwaniem środowiska.

Ocieplanie klimatu to jest właśnie przykład globalnego problemu, który zmusza do współpracy ponad granicami.
Który właśnie pokazuje, jak ta współpraca wygląda - hamowanie rozwoju przemysłu w krajach III świata, handelek emisjami itp. Czyli nie ma żadnej współpracy, tylko walka na kły i pazury o pieniądze.
Zofia B.

Zofia B. strategia i
marketing, marketing
i strategia

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Mikołaj Gołembiowski:

Tak. Pije zapewne kawę, na którą pracuje iluś robotników na plantacji w pocie czoła w biednych krajach za byle jaką pensję. Tak łączy "ludzi" globalizacja - powoduje jeszcze większe konflikty interesów niż kiedyś.

Kiedyś kwitło niewolnictwo i handel ludźmi. Mimo wszystko ruszyliśmy się w dobrym kierunku, chociaż wciąż odbijają się echem dawne błędy.
Przyznam się, że wyrosłem już z wiary w globalne ocieplenie, z którym mamy rzekomo kolektywnie, jako cały świat walczyć i uznaję, że jest to zwyczajne kłamstwo, na którym różni ludzie próbują się dorobić. Innych globalnych walk z katastrofami naturalnymi sobie nie przypominam.

Nie jestem specjalistką od zmian klimatu, ale nie tylko to miałam na myśli. Przeludnienie. Malejąca ilość dostępnej wody pitnej. Kurczące się zasoby. Potencjalnie grożące katastrofy naturalne w skali globalnej, takie jak np. zabłąkana asteroida czy erupcja Yellowstone...
Tylko dlatego, że druga strona jest skora się odwinąć z nawiązką. Gdyby przybyło pacyfistów - wojny zaczęłyby się opłacać tym społeczeństwom, gdzie pacyfistów by nie było.

Chyba, że pacyfiści znaleźliby się po dwóch stronach.

Oczywiście że się da. Tu działa pewien paradoks zwany "dylematem więźnia". Wszyscy tracą, gdy wybiorą optymalną strategię dla każdego z osobna. Niestety muszę Panią zmartwić - rozwiązanie dylematu zakłada rewanż. A to już jest nie po pacyfistycznemu.

Akurat w dylematach społecznych, grach niekooperacyjnych i eksperymentach się na nich opierających siedzę teraz po uszy. Przewidywania klasycznej teorii gier nie zawsze sprawdzają się w badaniach eksperymentalnych. Zwykle nawet w grach jednoetapowych, prowadzonych w podwójnie ślepych warunkach, otrzymuje się wyniki odbiegające od równowagi Nasha. Z kolei przyjęcie nieskończonej ilości powtórzeń i strategii tit-for-tat nie jest jedynym istniejącym sposobem, który skłania ludzi do kooperacji, jakby to wynikało z klasycznej teorii gier.

To się nazywa pięknoduchostwo. Gdy grozi konflikt wojenny nie ma czasu się zastanawiać tylko trzeba działać. Póki co egzamin najlepiej zdaje odstraszanie i dążenie do równowagi sił. Czyli metody zasadniczo niezgodne z pacyfistycznymi postulatami.

Teraz nam taki konflikt na skalę globalną zaczyna grozić. W moim odczuciu zbrojenie się i dążenie do równowagi sił nas w tej chwili przed tym nie uchroni. Natomiast rozwiązanie problemów gospodarczych mogłoby.
Problem w tym, że pacyfiści nie proponują nic pozytywnego, poza wyrzeczeniem się przemocy, co jest równoznaczne z postawieniem się w roli słabszego. Stare porzekadło mówi: "Pragniesz pokoju, gotuj się na wojnę".

Wbrew pozorom pacyfiści dużo już zdziałali. Inaczej postrzegano i prowadzono wojny jeszcze sto lat temu, inaczej wygląda to teraz. Mimo wszystko świadomość się zmienia. A to o to tak naprawdę chodzi.
Ja poleciłbym za to hasło - "iterowany dylemat więźnia". Poczytać sobie o tych eksperymentach i symulacjach. Jest sporo ciekawych badań na temat uprzejmości, rewanżu, wspaniałomyślności, resentymentu itd. Wyniki niestety nie nastrajają pacyfistycznie - pokazują, że pragnienie rewanżu i tzw. "gotowość karania" to najważniejsze czynniki zapewniające stabilność międzyludzkiej współpracy.

Nie najważniejsze, a jedne z... Do tego kary i rewanże mogą być różne (zresztą mamy przykłady w praktyce - czym innym jak nie tym są sankcje gospodarcze względem wybranych krajów?). Niektóre badania wskazują, że równie skuteczne jak kary za nieprzestrzeganie współpracy są nagrody za kooperację. Wszystko to są stosunkowo drogie metody podtrzymania kooperacji. Jednak w dalszej kolejności dochodzi coś takiego jak sankcje wewnętrzne i związana z nimi internalizacja norm społecznych (Znów - na naszym przykładzie. Kiedyś nacieralibyśmy na partnerów z Europy, a teraz widzimy że współpraca z nimi jest w naszym wspólnym interesie i w większości jesteśmy za integracją. Jakoś nikt nikogo nie najeżdża, ani prewencyjnych rakiet w nikogo wymierzać nie musi / może tu wręcz doszło do zmiany warunków z niekooperacyjnych na kooperacyjne). Wtedy robi się taniej. Osiąganie współpracy to długi proces, ale chyba wszyscy zgodzimy się, że jest to proces pożądany.Zofia B. edytował(a) ten post dnia 01.12.11 o godzinie 00:48
Mikołaj Gołembiowski

Mikołaj Gołembiowski Doktor nauk
humanistycznych,
poszukuje zajęcia

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Zofia B.:

Nie jestem specjalistką od zmian klimatu, ale nie tylko to miałam na myśli. Przeludnienie. Malejąca ilość dostępnej wody pitnej. Kurczące się zasoby.
Proszę mi podać jakiekolwiek skutecznej przykłady współpracy tej materii. Nie idealistyczne mrzonki, tylko konkrety - co udało się wspólnymi siłami zrobić.
Potencjalnie grożące katastrofy naturalne w skali globalnej, takie jak np. zabłąkana asteroida czy erupcja Yellowstone...
Science fiction. I kolejne niebezpieczeństwo wykorzystania naiwności rządów/społeczeństw w stylu Climategate.
Tylko dlatego, że druga strona jest skora się odwinąć z nawiązką. Gdyby przybyło pacyfistów - wojny zaczęłyby się opłacać tym społeczeństwom, gdzie pacyfistów by nie było.
Chyba, że pacyfiści znaleźliby się po dwóch stronach.
Tego się nie da zapewnić.
Akurat w dylematach społecznych, grach niekooperacyjnych i eksperymentach się na nich opierających siedzę teraz po uszy. Przewidywania klasycznej teorii gier nie zawsze sprawdzają się w badaniach eksperymentalnych. Zwykle nawet w grach jednoetapowych, prowadzonych w podwójnie ślepych warunkach, otrzymuje się wyniki odbiegające od równowagi Nasha.
Z kolei przyjęcie nieskończonej ilości powtórzeń i strategii tit-for-tat nie jest jedynym istniejącym sposobem, który skłania ludzi do kooperacji, jakby to wynikało z klasycznej teorii gier.
No ale czy to dziwne? Teorie gier to teorie racjonalnego wyboru, a nie teorie wyjaśniające rzeczywiste działanie ludzi. Do wyjaśnienia zachowań potrzebna jest interpretacja ewolucjonistyczna, a nie racjonalistyczna. Głosi ona, że dylemat więźnia ma przełożenie nie na każdorazowe planowanie działań, tylko na emocjonalne dyspozycje działania, czyli cechy charakteru takie jak uprzejmość, wdzięczność, resentyment, wspaniałomyślność etc. Ludzie postępują w pojedynczych dylematach więźnia tak, jakby to były dylematy powtórzone z prostego powodu - bo do tego skłaniają ich emocjonalne dyspozycje, ukształtowane w warunkach powtarzanego kontaktu. Są obszerne wywody poświęcone walorom emocjonalnego zakorzenienia postaw wobec innych ludzi i korzyściom, jakie czerpiemy z tego, że to uczucia decydują zamiast bezdusznej kalkulacji.
Teraz nam taki konflikt na skalę globalną zaczyna grozić. W moim odczuciu zbrojenie się i dążenie do równowagi sił nas w tej chwili przed tym nie uchroni. Natomiast rozwiązanie problemów gospodarczych mogłoby.
Dobrze załóżmy, np. że Chiny zdecydują się zażądać od USA spłatę papierów dłużnych. Pytanie za 100 punktów: Co może powstrzymać Chińczyków przed agresją na swojego dłużnika? Wizja świetlanej kooperacji z bankrutem, czy głowice nuklearne? Do przemyślenia.
Wbrew pozorom pacyfiści dużo już zdziałali. Inaczej postrzegano i prowadzono wojny jeszcze sto lat temu, inaczej wygląda to teraz. Mimo wszystko świadomość się zmienia. A to o to tak naprawdę chodzi.
A mnie się wydaje, że więcej w tym zasługi Oppenheimera niż pacyfistów. Paradoksalnie...
Nie najważniejsze, a jedne z... Do tego kary i rewanże mogą być różne (zresztą mamy przykłady w praktyce - czym innym jak nie tym są sankcje gospodarcze względem wybranych krajów?).
Wiadomo, że lepiej jest skazać ludziom danego kraju na zdychanie z głodu niż zrobić mały najazd i obalić tyrana. Przynajmniej rączki mamy czyste.
Niektóre badania wskazują, że równie skuteczne jak kary za nieprzestrzeganie współpracy są nagrody za kooperację.
Przede wszystkim nagrody pełnią inną funkcję niż kary. Nagrody dotyczą zwiększenia efektywności współpracy, natomiast kary - zwalczaniu tzw. "gapowiczów", czyli tych, co wybierają opcję "zdrady" w dylemacie. Nie można więc zastąpić kar nagrodami, bo to inne mechanizmy.
Jednak w dalszej kolejności dochodzi coś takiego jak sankcje wewnętrzne i związana z nimi internalizacja norm społecznych (Znów - na naszym przykładzie. Kiedyś nacieralibyśmy na partnerów z Europy,
Przypominam, że skoro o historii mowa, w wyniku Rzeczpospolita została "rozebrana przez sąsiadów" bez większego oporu ze strony mieszkańców. Ucząc się z historii nie powinniśmy pomijać takich momentów.
a teraz widzimy że współpraca z nimi jest w naszym wspólnym interesie i w większości jesteśmy za integracją. Jakoś nikt nikogo nie najeżdża, ani prewencyjnych rakiet w nikogo wymierzać nie musi / może tu wręcz doszło do zmiany warunków z niekooperacyjnych na kooperacyjne). Wtedy robi się taniej. Osiąganie współpracy to długi proces, ale chyba wszyscy zgodzimy się, że jest to proces pożądany.
Dobrze. Ale to niewiele ma wspólnego z pacyfizmem, który dotyczy wyboru metod a nie celów. I za wybór metod jest przeze mnie krytykowany.Mikołaj Gołembiowski edytował(a) ten post dnia 01.12.11 o godzinie 02:43
Zofia B.

Zofia B. strategia i
marketing, marketing
i strategia

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Mikołaj Gołembiowski:

Proszę mi podać jakiekolwiek skutecznej przykłady współpracy tej materii. Nie idealistyczne mrzonki, tylko konkrety - co udało się wspólnymi siłami zrobić.

To nie jest kwestia tego co się udało, a tego czego nie da się zrobić, jeśli nie osiągnie się współpracy. Bez współpracy prawdopodobnie za lat kilkaset no może kilka tysięcy albo nas tu już nie będzie, albo cofniemy się do epoki kamienia łupanego.
Science fiction. I kolejne niebezpieczeństwo wykorzystania naiwności rządów/społeczeństw w stylu Climategate.

Żadne science fiction. Takie historie zdarzały się już w historii naszej planety i będą się zdarzać. Chyba między innymi po to się rozwijamy jako cywilizacja, by móc nas przed powtórkami uchronić. Czytałam, że w 202x roku do Ziemi zbliży się jakaś planetoida. Nie powinna nam zagrozić, ale już co najmniej trzy państwa zadeklarowały uruchomienie niezależnych programów, które mają ją od nas odepchnąć. Jak dla mnie to żałosne. Trzy, niezależne, nieskoordynowane programy. Potencjalnie więcej szkody niż pożytku.
Chyba, że pacyfiści znaleźliby się po dwóch stronach.
Tego się nie da zapewnić.

Warto próbować. Uważam, że błędnym założeniem jest że my jesteśmy ci dobrzy, a wokół nas są ci źli, którzy tylko czyhają by wypowiedzieć nam wojnę. Obecnie każdy agresor (albo przynajmniej taka jest opinia narodowa) atakuje w imię obrony (pomijając płatne bojówki w krajach afrykańskich). Wystarczy poczytać sobie opinie szarych obywateli nt. konfliktu Izraela ze światem Islamu po dwóch stronach barykady. Niezależnie kto pierwszy by zaatakował, zaatakował by w przekonaniu, że jest to atak wyprzedzający i robi to w imię obrony życia swoich obywateli. Czasem to co nam się wydaje obroną może być atakiem. Poczytaj sobie też fora kiboli na temat wydarzeń z 11 listopada. To przerażające, ale oni naprawdę zyskali poczucie misji i tego, że demolują w imię obrony dobra narodowego.
No ale czy to dziwne? Teorie gier to teorie racjonalnego wyboru, a nie teorie wyjaśniające rzeczywiste działanie ludzi. Do wyjaśnienia zachowań potrzebna jest interpretacja ewolucjonistyczna, a nie racjonalistyczna. Głosi ona, że dylemat więźnia ma przełożenie nie na każdorazowe planowanie działań, tylko na emocjonalne dyspozycje działania, czyli cechy charakteru takie jak uprzejmość, wdzięczność, resentyment, wspaniałomyślność etc. Ludzie postępują w pojedynczych dylematach więźnia tak, jakby to były dylematy powtórzone z prostego powodu - bo do tego skłaniają ich emocjonalne dyspozycje, ukształtowane w warunkach powtarzanego kontaktu. Są obszerne wywody poświęcone walorom emocjonalnego zakorzenienia postaw wobec innych ludzi i korzyściom, jakie czerpiemy z tego, że to uczucia decydują zamiast bezdusznej kalkulacji.

Nie, to absolutnie nie jest dziwne. Skoro jednak odwołałeś się do wyników dylematu więźnia przewidywanych przez klasyczną teorię gier, nadmieniłam że nie jest to zgodne z rzeczywistością.
Teorii wyjaśniających zachowania ludzkie w tym kontekście jest sporo, nie tylko ewolucjonizm i behawioralizm, do których się odwołujesz. W kontekście gier niekooperacyjnych dodałabym jeszcze jeden kluczowy mechanizm - zaufanie i skłonność do jego odwzajemniania.

Dobrze załóżmy, np. że Chiny zdecydują się zażądać od USA spłatę papierów dłużnych. Pytanie za 100 punktów: Co może powstrzymać Chińczyków przed agresją na swojego dłużnika? Wizja świetlanej kooperacji z bankrutem, czy głowice nuklearne? Do przemyślenia.

Chińczykom agresja na swojego dłużnika nie opłacałaby się w żaden sposób. Atakować swój największy rynek zbytu? Po kiego? Chiny akurat są na najlepszej drodze do wykańczania wszystkich gospodarczo, co też jest nieciekawą opcją, ale to inna bajka. Jeśli komuś by się ewentualnie mógł opłacać atak, to właśnie temu co bankrutuje. Wojna bywa dobrą siłą napędową gospodarki.
Obecnie ja się najbardziej boję rewolucji i wojen domowych wewnątrz krajów rozwiniętych i wojen pomiędzy krajami rozwijającymi się i rozwiniętymi. Tak w perspektywie dajmy na to 20 lat.
A mnie się wydaje, że więcej w tym zasługi Oppenheimera niż pacyfistów. Paradoksalnie...
>

Trochę się tu niestety muszę zgodzić. Groźba użycia broni jądrowej i zniesienia naszej cywilizacji z powierzchni globu była ważną przesłanką, która uchroniła nas przed konfliktem globalnym w szczególności w okresie zimnej wojny (chociaż byliśmy od tego parę razy o włos). Co nie znaczy, że realne użycie tej groźby przyniosłoby jakikolwiek pozytywny skutek. Wręcz przeciwnie.
Na podobnej zasadzie można zauważyć zasługi Hitlera dla względnego pokoju w XX w. Tyle tylko, że te zasługi opierają się na wzroście świadomości możliwych skutków wojen, wzroście ich przeciwników i przeciwników wykorzystania broni masowego rażenia.

Jednak czy naprawdę musiało dojść do użycia broni jądrowej i zagazowania 6 milionów ludzi i czy potrzebna jest nam powtórka z rozrywki?

Wiadomo, że lepiej jest skazać ludziom danego kraju na zdychanie z głodu niż zrobić mały najazd i obalić tyrana. Przynajmniej rączki mamy czyste.

Problem dyktatury jest dużo szerszy i poważniejszy niż rozważania najechać czy nie. Jakbyś teraz najechał np. na taki Iran, gdzie opozycja od lat bezskutecznie walczy z bardzo opresyjnym reżimem (który swoją drogą powstał po obaleniu poprzedniej dyktatury), to byś tam dyktaturę tylko umocnił. Jak obalono Saddama, to co mamy w Iraku każdy widzi. W Tunezji już islamiści rączki zacierają. Demokratyzacja to jest bardzo trudny problem. Przyznam szczerze, że nie znam na to zagadnienie dobrej odpowiedzi. Chyba nikt nie zna.
Natomiast zauważam, że ta skłonność do pomocy w obalaniu reżimów raczej nie wynika z troski o dobro uciśnionych społeczeństw, a raczej z dbałości o interesy własne. Taki Robert Mugabe w Zimbabwe od lat uskutecznia swoje rządy, za których kraj mu umiera z głodu i pies z kulawą nogą go nie ruszy. A naprawdę nie wymagałoby to szczególnych działań wojennych. No, ale Zimbabwe nie ma żadnych bogactw naturalnych, co nie?
Przede wszystkim nagrody pełnią inną funkcję niż kary. Nagrody dotyczą zwiększenia efektywności współpracy, natomiast kary - zwalczaniu tzw. "gapowiczów", czyli tych, co wybierają opcję "zdrady" w dylemacie. Nie można więc zastąpić kar nagrodami, bo to inne mechanizmy.

Eliminacja gapowiczów prowadzi do zwiększenia efektywności - czy to zrobisz za pomocą kar czy nagród. Badania do których się odwołuję wykazały, że skutki karania i nagradzania (właśnie w grze w dobra publiczne) są identyczne. Swoją drogą akurat w grze w dobra publiczne, czyli w wieloosobowym dylemacie więźnia, stosowanie strategii tit-for-tat, prowadzi nie do wzrostu współpracy, ale do stopniowego jej zaniku aż do sytuacji, w której wszyscy stają się gapowiczami. Skuteczną karą dla gapowicza w takiej sytuacji nie może być to, że wszyscy inni postąpią jak on, ale że inni nałożą na niego jakąś inną sankcję (które to sankcje swoją drogą wymagają zachowań nieegoistycznych).

Przypominam, że skoro o historii mowa, w wyniku Rzeczpospolita została "rozebrana przez sąsiadów" bez większego oporu ze strony mieszkańców. Ucząc się z historii nie powinniśmy pomijać takich momentów.

Bo mieszkańcy byli zajęci pasieniem własnych brzuchów i walkami między sobą zamiast dbałością o dobro kraju. To nie był pacyfizm. To był egoizm przeniesiony na niższy, szlachecki poziom. Natomiast państwa neutralne raczej na swojej neutralności dobrze wychodziły.
Michał K.

Michał K. Specjalista Oracle
PL/SQL.

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Zofia B.:
Żadne science fiction. Takie historie zdarzały się już w historii naszej planety i będą się zdarzać. Chyba między innymi po to się rozwijamy jako cywilizacja, by móc nas przed powtórkami uchronić. Czytałam, że w 202x roku do Ziemi zbliży się jakaś planetoida. Nie powinna nam zagrozić, ale już co najmniej trzy państwa zadeklarowały uruchomienie niezależnych programów, które mają ją od nas odepchnąć. Jak dla mnie to żałosne. Trzy, niezależne, nieskoordynowane programy. Potencjalnie więcej szkody niż pożytku.

Powiedzmy sobie szczerze na obecnym stanie techniki kosmicznej szanse na aktywne zapobierzenie kolizji asteroidy z ziemią sa zerowe, dosłownie, nie ma żadnej technologii przy obecnym stanie technice która mogła by nas ochronic, wszelkie programy sa czysto akademickie. Jeszcze przez wieleset lat nie bedzie odpowiedniej techniki do tego zwłaszcza że program kosmiczny od wyscigu ksiezycowego sie cofa w rozwoju.
Na szczęscie prawdobodobieństwo takiej kolizji jest niesłychanie małe, predzej sąsiad pacyfista nas zastrzeli.
To taki mały OT.
Michał K.

Michał K. Specjalista Oracle
PL/SQL.

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Zofia B.:
Bo mieszkańcy byli zajęci pasieniem własnych brzuchów i walkami między sobą zamiast dbałością o dobro kraju. To nie był pacyfizm. To był egoizm przeniesiony na niższy, szlachecki poziom. Natomiast państwa neutralne raczej na swojej neutralności dobrze wychodziły.
Tylko dlatego że dysponują siła militarną która odstrasza potencjalnego agresora, - rachunek zyskow i strat, gdyby to byli pacyfisci juz by nie mieli państwa.
Mikołaj Gołembiowski

Mikołaj Gołembiowski Doktor nauk
humanistycznych,
poszukuje zajęcia

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Zofia B.:

Żadne science fiction. Takie historie zdarzały się już w historii naszej planety i będą się zdarzać. Chyba między innymi po to się rozwijamy jako cywilizacja, by móc nas przed powtórkami uchronić. Czytałam, że w 202x roku do Ziemi zbliży się jakaś planetoida. Nie powinna nam zagrozić, ale już co najmniej trzy państwa zadeklarowały uruchomienie niezależnych programów, które mają ją od nas odepchnąć. Jak dla mnie to żałosne. Trzy, niezależne, nieskoordynowane programy.
Nie ma technologii, która pozwoliłaby oddalić zagrożenie. Po prostu ktoś chce mieć własną Cometgate. Czyli uszczknąć trochę z budżetu w imię poważnego programu badawczego.
Warto próbować. Uważam, że błędnym założeniem jest że my jesteśmy ci dobrzy, a wokół nas są ci źli, którzy tylko czyhają by wypowiedzieć nam wojnę.

To jest błędne założenie, oczywiście. Założenie prawidłowe głosi, że my jesteśmy tak samo źli jak oni i też stać nas na niejedno draństwo.
Nie, to absolutnie nie jest dziwne. Skoro jednak odwołałeś się do wyników dylematu więźnia przewidywanych przez klasyczną teorię gier, nadmieniłam że nie jest to zgodne z rzeczywistością.

Nie wyników, tylko teoretycznych rozwiązań. Rozwiązania te są podstawą badań empirycznych, które wyjaśniają rzeczywiste zachowania ludzi. Natomiast same teorie gier nie wyjaśniają niczego - są pewnym aparatem matematycznym ułatwiającym formułowanie hipotez. Hipotez, które są bardziej skomplikowane, niż proste powiedzenie: w sytuacjach opisywanych przez dylemat więźnia zawsze wybieramy wariant optymalny (zdrada w pojedynczym i współpraca w powtarzanym).
Przede wszystkim nagrody pełnią inną funkcję niż kary. Nagrody dotyczą zwiększenia efektywności współpracy, natomiast kary - zwalczaniu tzw. "gapowiczów", czyli tych, co wybierają opcję "zdrady" w dylemacie. Nie można więc zastąpić kar nagrodami, bo to inne mechanizmy.

Eliminacja gapowiczów prowadzi do zwiększenia efektywności - czy to zrobisz za pomocą kar czy nagród.
Zgodnie z teorią, z którą miałem okazję się zapoznać, absolutnie nie. Funkcją podstawową eliminacji gapowiczów jest zwiększenie STABILNOŚCI a nie EFEKTYWNOŚCI. Pisali o tym m.in.:
Price, M. E., Cosmides, L. & Tooby, J. (2002). "Punitive sentiment as an anti-free rider psychological device". 'Evolution and Human Behavior', 23, ss.203-231.
Badania do których się odwołuję wykazały, że skutki karania i nagradzania (właśnie w grze w dobra publiczne) są identyczne.
Skutki dla efektywności? W artykule podanym wyżej przedstawione zostały ważne argumenty, że gotowość karania nie ma nic wspólnego z efektywnością (jej zwiększenie lub nie nie wpływa na to, czy odczuwamy tę emocję), lecz chodzi po prostu o stabilność, która jest warunkiem koniecznym współpracy, a nie czynnikiem zwiększającym korzyści z niej płynące. Dlatego też silnie odczuwamy "gotowość karania", podczas gdy "gotowości nagradzania" nie odczuwamy w ogóle, albo w niewielkim stopniu. Właśnie dlatego, że nagradzanie jest związane z czymś dużo mniej ważnym - zwiększeniem efektywności, natomiast karanie - z czymś absolutnie fundamentalnym, niezbędnym dla trwałości kooperacji.

Swoją drogą
akurat w grze w dobra publiczne, czyli w wieloosobowym dylemacie więźnia, stosowanie strategii tit-for-tat, prowadzi nie do wzrostu współpracy, ale do stopniowego jej zaniku aż do sytuacji, w której wszyscy stają się gapowiczami. Skuteczną karą dla gapowicza w takiej sytuacji nie może być to, że wszyscy inni postąpią jak on, ale że inni nałożą na niego jakąś inną sankcję (które to sankcje swoją drogą wymagają zachowań nieegoistycznych).
Oczywiście. Wyjaśnia się to w ten sposób, że kara jest dobrem publicznym wymagającym współpracy, a nieuczestniczenie w karaniu to "gapowiczostwo II rzędu".
Bo mieszkańcy byli zajęci pasieniem własnych brzuchów i walkami między sobą zamiast dbałością o dobro kraju. To nie był pacyfizm. To był egoizm przeniesiony na niższy, szlachecki poziom. Natomiast państwa neutralne raczej na swojej neutralności dobrze wychodziły.
Na przykład Szwecja na tym, że mogła handlować bronią, a Szwajcaria - przechowywać depozyty z krajów wojujących. ;)
Zofia B.

Zofia B. strategia i
marketing, marketing
i strategia

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Mikołaj Gołembiowski:

Nie ma technologii, która pozwoliłaby oddalić zagrożenie. Po prostu ktoś chce mieć własną Cometgate. Czyli uszczknąć trochę z budżetu w imię poważnego programu badawczego.

Nie ma, ale kto wie, może gdyby zamiast wydawać pieniądze na zbrojenia czy zupełnie bezsensowne wysyłanie człowieka na Księżyc, a skupić wysiłki na tej sprawie, to by ta technologia była.

To jest błędne założenie, oczywiście. Założenie prawidłowe głosi, że my jesteśmy tak samo źli jak oni i też stać nas na niejedno draństwo.

No i to właśnie nie jest w porządku. Wiem, jestem idealistką i się tego nie wstydzę, ale uważam, że jeśli widzimy że jesteśmy jako ludzie nie w porządku, to powinniśmy starać się to zmieniać, zamiast uzasadniać własne draństwo tym, że inni są draniami. Takie myślenie to droga do samozagłady. Są zagrożenia, na które nie mamy wpływu - takie jak wspomniana asteroida. To jacy jesteśmy, to czy będziemy potrafili współpracować i tworzyć społeczeństwo zależy od nas. Jasne, że nie mamy wpływu na zachowania wszystkich ludzi, ale na siebie owszem. Z faktu, że inni bywają draniami, nie wynika że my też musimy.

Nie wyników, tylko teoretycznych rozwiązań. Rozwiązania te są podstawą badań empirycznych, które wyjaśniają rzeczywiste zachowania ludzi. Natomiast same teorie gier nie wyjaśniają niczego - są pewnym aparatem matematycznym ułatwiającym formułowanie hipotez. Hipotez, które są bardziej skomplikowane, niż proste powiedzenie: w sytuacjach opisywanych przez dylemat więźnia zawsze wybieramy wariant optymalny (zdrada w pojedynczym i współpraca w powtarzanym).

"Przewidywanych wyników" - to to samo co teoretycznych rozwiązań. Tu się w pełni zgadzamy. Aczkolwiek pierwsze wyniki niektórych prowadzonych eksperymentów wywoływały zdziwienie ich autorów.

Zgodnie z teorią, z którą miałem okazję się zapoznać, absolutnie nie. Funkcją podstawową eliminacji gapowiczów jest zwiększenie STABILNOŚCI a nie EFEKTYWNOŚCI. Pisali o tym m.in.:
Price, M. E., Cosmides, L. & Tooby, J. (2002). "Punitive sentiment as an anti-free rider psychological device". 'Evolution and Human Behavior', 23, ss.203-231.
Skutki dla efektywności? W artykule podanym wyżej przedstawione zostały ważne argumenty, że gotowość karania nie ma nic wspólnego z efektywnością (jej zwiększenie lub nie nie wpływa na to, czy odczuwamy tę emocję), lecz chodzi po prostu o stabilność, która jest warunkiem koniecznym współpracy, a nie czynnikiem zwiększającym korzyści z niej płynące.Dlatego też silnie odczuwamy "gotowość karania", podczas gdy "gotowości nagradzania" nie odczuwamy w ogóle, albo w niewielkim stopniu. Właśnie dlatego, że nagradzanie jest związane z czymś dużo mniej ważnym - zwiększeniem efektywności, natomiast karanie - z czymś absolutnie fundamentalnym, niezbędnym dla trwałości kooperacji.

Mówimy tu o dwóch różnych sprawach. Ja mam na myśli wzrost efektywności w rozumieniu Pareto (czyli poprawa sytuacji jednej lub więcej osób bez pogorszenia sytuacji kogokolwiek innego), a Ty piszesz o efektywności współpracy.
To właśnie Pareto-efektywność jest najważniejszą kwestią leżącą u podstaw problemu działań kolektywnych. Na tym to polega, że kierowanie się interesem własnym prowadzi do rozwiązania nieefektywnego, na którym wszyscy tracą. Tym samym zerwanie współpracy (utrata trwałości czy destabilizacja równowagi, jak wolisz) prowadzi właśnie do wyników niekooperacyjnych, nieefektywnych społecznie, ale też niekorzystnych dla poszczególnych osób wchodzących w skład grupy.
Utrzymanie współpracy czy to przez wykorzystanie kar czy nagród, pozwala tę efektywność utrzymać. Zarówno kary jak i nagrody łączą się z koniecznością poniesienia kosztu po stronie karzącego/ nagradzającego i tym samym ich stosowanie nie może być Pareto-efektywne. Natomiast to które rozwiązanie (kary czy nagrody) jest bardziej kosztowne to już inna historia. Społecznie bardziej kosztowne są oczywiście kary. Natomiast koszt stosowania kar przez karzącego jest niższy niż koszt stosowania nagród. Łączy się to m.in. z faktem, że generalnie nagroda by wywołać skutek powinna być większa niż kara (ludzie bardziej emocjonalnie podchodzą do straty niż do zysku). Ponieważ karząc ludzie są w stanie mniejszym dla siebie kosztem utrzymać współpracę, chętniej karzą.
W każdym razie zarówno kary, jak i nagrody, pozwalają utrzymać współpracę.

Oczywiście. Wyjaśnia się to w ten sposób, że kara jest dobrem publicznym wymagającym współpracy, a nieuczestniczenie w karaniu to "gapowiczostwo II rzędu".

Nie tylko to decyduje. Oczywiście ludzie wykazują skłonność do karania niekarzących i zostało to potwierdzone eksperymentalnie. Natomiast nie jest to jedyny element. Ważne są też preferencje indywidualne odnośnie karania. Badania neurologiczne pokazywały, że ludzie karząc (ale i nagradzając) odczuwają przyjemność.

Wchodzimy tu już jednak w dyskusję akademicką i streszczanie dorobku naukowego, a odchodzimy od meritum. Tak naprawdę to czy będziemy karać czy nagradzać ma z punktu widzenia celu jakim jest zapewnienie kooperacji mniejsze znaczenie niż to czy jak będziemy to robić.
Karanie poprzez odwet, oko za oko (ha! koło się zatacza i dałoby się to znów odnieść do kary śmierci) nie prowadzi do zapewnienia współpracy. Działa tak długo, jak długo pozostaje jedynie groźbą i tak długo jak wszyscy dysponują jednakową siłą. Stąd możesz mówić o równowadze sił między mocarstwami atomowymi. W sytuacji jednak, gdy ktokolwiek złamie współpracę dochodzi do błyskawicznego odwetu (musi do niego dojść, bo inaczej jego wcześniejsza groźba byłaby niewiarygodna i nie mogłaby być podstawą równowagi) i powrotu do równowagi Nasha. Na naszym przykładzie - autodestrukcji.

No i w końcu, karanie czy nagradzanie prowadzić powinno do internalizacji i utrwalenia współpracy, czyli sytuacji w której istnienie groźby sankcji nie będzie konieczne dla jej utrzymania. Dzięki takim procesom w gospodarce możliwe są np. procesy deregulacji. Sądzę, że jest to realne także w relacjach między państwami, a objawem takiej internalizacji jest rosnąca liczba osób o poglądach pacyfistycznych. Gdyby w społeczeństwie niemieckim w latach '30 dominowali pacyfiści, Hitler w ogóle nie miałby szans dojść do władzy.
Mikołaj Gołembiowski

Mikołaj Gołembiowski Doktor nauk
humanistycznych,
poszukuje zajęcia

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Zofia B.:
To jest błędne założenie, oczywiście. Założenie prawidłowe głosi, że my jesteśmy tak samo źli jak oni i też stać nas na niejedno draństwo.

No i to właśnie nie jest w porządku. Wiem, jestem idealistką i się tego nie wstydzę, ale uważam, że jeśli widzimy że jesteśmy jako ludzie nie w porządku, to powinniśmy starać się to zmieniać, zamiast uzasadniać własne draństwo tym, że inni są draniami.
W moim przekonaniu plastyczność człowieka jest ograniczona. Warto stwarzać ludziom warunki, aby różne ohydne instynkty nie dochodziły do głosu, natomiast mam wrażenie, że nigdy ich nie wyeliminujemy.
"Przewidywanych wyników" - to to samo co teoretycznych rozwiązań. Tu się w pełni zgadzamy. Aczkolwiek pierwsze wyniki niektórych prowadzonych eksperymentów wywoływały zdziwienie ich autorów.
Tyle, że oni zajmowali się teoriami gier, a nie psychologią społeczną. To było takie zdziwienie matematyka, że biologia wygląda inaczej, niż się on by spodziewał. Ja wolę inne podejście - sprawdzać na ile matematyczne modele mają zastosowanie w naukach przyrodniczych.
Mówimy tu o dwóch różnych sprawach. Ja mam na myśli wzrost efektywności w rozumieniu Pareto (czyli poprawa sytuacji jednej lub więcej osób bez pogorszenia sytuacji kogokolwiek innego), a Ty piszesz o efektywności współpracy.
To są rzeczywiście dwie różne sprawy. Ja się interesowałem problemem, czy mechanizmy zastraszania i karania można wyeliminować z życia społecznego. Czy warto eliminować elementy rewanżu czy też najbliższą wielu ludziom retrybucyjną teorię kary? Czy wszelkie przejawy agresji można, i czy warto je eliminować. I uważam, że to są pytania kluczowe w kwestii pacyfizmu, kary śmierci itd. Ja odpowiadam, że niestety nie. Że pewne strategie odstraszania, karania trzeba podtrzymywać i to w sposób liczący się z ludzkimi emocjami.

Pareto-efektywność dotyczy innej sytuacji, kwestii podziału zysku i tzw. sprawiedliwości dystrybucyjnej. Nie widzę za bardzo przełożenia tych rozważań na kwestie dotyczące pacyfizmu czy abolicjonizmu. Ja tu nie widzę problemu. Bo nawet, gdyby kary były bardziej efektywne, to i tak nagrody są lepsze z moralnego punktu widzenia. Kary, odstraszanie, walka itp. są ważne tam, gdzie nie da się ich wyeliminować. Jak mamy partnerów handlowych lepiej się wzajemnie nagradzać (przy zachowanej efektywności). Jeżeli mamy natomiast konflikt zbrojny, to w tym momencie zatykanie luf żołnierzy kwiatami nie jest dobrym pomysłem. Nie mówiąc o pewnej niebezpiecznej zasadzie, że promujemy w ten sposób wroga bezwzględnego (wobec którego strategia się nie przyniesie oczekiwanego skutku), kosztem wroga mającego skrupuły moralne.
Sądzę, że jest to realne także w relacjach między państwami, a objawem takiej internalizacji jest rosnąca liczba osób o poglądach pacyfistycznych.
A mnie się wydaje, że jest to kwestia angażowania się w konflikty idiotyczne, typu Wietnam, Afganistan, Irak. Problem w tym, że dawno żadne państwo zachodnie nie toczyło wojny, którą dałoby się sensownie uzasadnić jego obywatelom. (Może I wojna w Zatoce miała jeszcze jakiś tam sens obrony interesów własnych i sojusznika, ale pozostałe nie mają żadnego.)

A druga sprawa, to jest efekt "Czasu apokalipsy". Tzn. jesteśmy (ludzie z kręgu kultury śródziemnomorskiej) zbyt wyrafinowani intelektualnie i uczuciowo, aby prowadzić wojnę na zasadach dyktowanych przez naszych często prymitywniejszych przeciwników. Dlatego wojna dla nas to nieprzerwana szamotanina między skutecznością naszych działań, a dylematami etycznymi. Przeciwnicy takich dylematów często nie mają i dlatego konflikty mają aż tak upokarzający dla nas przebieg.
Maciej Filipiak

Maciej Filipiak właściciel, VizMedia

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Jestem zdeklarowanym pacyfistą, ten fakt odnotowany i uznany jest w WKU.

Pacyfizm nie jest żadną ideologią ani doktryną. To system wartości i zespół działań potępiających wojnę jako sposób rozwiązywania konfliktów.

I na tym koniec - proszę z tego nie robić żadnych ideologii.

Tym bardziej "zgubnych" - to już totalny absurd.

Najbardziej głupi pogląd jaki słyszałem o pacyfistach to taki, że deklarując pokój działają na rzecz napastnika.
Ziemkiewicz w swoich wypocinach posunął się do stwierdzenia, że hipisi w USA byli wykreowani przez KGB - ale Ziemkiewicz jeszcze nic mądrego nie napisał.

Ten pogląd może miał by sens, ale tylko w przypadku gdy potępił bym działania wojenne tylko jednej ze stron. Naszej ? musiał bym jeszcze uznać segregację ludzi na NAS i ICH.
Czym się ci ludzie różnią od nas i innych ? Tak samo zakładają rodziny, mają dzieci, chcą robić kariery zawodowe i cieszyć się życiem jak my.

To nie ludzie są wrogami w wojnie tylko rządy, które manipulują umysłami.

Nie wiem dlaczego pacyfiści są szkalowani przez różne środowiska - próbuje się przypsiać pacyfce znaczenie satanistyczne, odwróconego złamanego krzyża - albo nawiązanie do satanistycznych legend - tylko po co ?

Odmawiając odebrania "biletu" z WKU nie zrobiłem tego dlatego, że deklaruję bierną postawę w przypadku napaści na Polskę.
Przeciwnie - zgadzając się na uczestnictwo w systemie obronnym zgodził bym się na agresję Polski na inne kraje.

Nie długo trzeba było czekać na uczestnictwo polskiej armii w działaniach wojennych na wzgórzach Golan, potem w Iraku i Iranie.

Przed kim się bronimy ?
Jak zagrażają nam Irakijczycy ???

Honor
Patriotyzm
Racja Stanu
Duma

To są słowa nie posiadające racjonalnych definicji, bez żadnego sensu i znaczenia.
Jedynym przeznaczeniem tych pojęć jest manipulowanie tłumem, mięsem armatnim, żeby im się łatwiej umierało.

Łatwiej umiera się "za ojczyznę" niż "za ropę"Maciej Filipiak edytował(a) ten post dnia 01.12.11 o godzinie 16:58
Mikołaj Gołembiowski

Mikołaj Gołembiowski Doktor nauk
humanistycznych,
poszukuje zajęcia

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Maciej Filipiak:
Najbardziej głupi pogląd jaki słyszałem o pacyfistach to taki, że deklarując pokój działają na rzecz napastnika.
Dlaczego głupi? Pozbawia się pan możliwości obrony na własne życzenie.
Ziemkiewicz w swoich wypocinach posunął się do stwierdzenia, że hipisi w USA byli wykreowani przez KGB - ale Ziemkiewicz jeszcze nic mądrego nie napisał.
Nie wiem, co Ziemkiewicz napisał, ale istnienie wywiadów to fakt. Tu nie chodzi o to, aby kreować pewien ruch, ale aby go w różny sposób lub inwigilować. Oczywiście ruch hippisowski nie był jednolity. Natomiast jestem przekonany, że ruchy zorganizowane na rzecz rzekomej "ochrony przyrody" były jak najbardziej mocno inwigilowane, o czym świadczy ich dzisiejsza działalność w interesie Gazpromu. (Stosunek do energii nuklearnej, gazu łupkowego etc.)

Mała dygresja: uwielbiam słuchać muzyki granej przez paru członków Partii Komunistycznej Wielkiej Brytanii. Uważam ich za wybitnych artystów, (na pewno najwybitniejszych jeśli chodzi o muzykę rockową) choć zdaję sobie sprawę, że działali na rzecz ZSRR i nie wykluczam, że pieniądze od służb tego kraju też różnymi kanałami otrzymywali. Nie świadczy to o ich nieszczerości, ani o sprzedajności - po prostu wywiady same sobie wybierają kogo wspierać - np. radykalnie lewicową młodzież na czołowych brytyjskich uniwersytetach, a sposoby wspierania nie muszą być jawne dla tych, których się wspiera.
Ten pogląd może miał by sens, ale tylko w przypadku gdy potępił bym działania wojenne tylko jednej ze stron. Naszej ? musiał bym jeszcze uznać segregację ludzi na NAS i ICH.
Poglądy to nie wszystko. Dużo ważniejsza jest postawa, jak Pan postąpi gdy ktoś do Pana będzie strzelał jako do swojego wroga. Potępi Pan? Napisze traktat etyczny? Gratuluję w takim razie realizmu.
Bo wyjścia są dwa - albo się Pan podda woli przeciwnika, albo sam Pan chwyci za karabin.

Można potępiać ideologie nacjonalistyczne, szowinistyczne, czy też inne ideologie szkodzące pokojowi. Nie zmienia to faktu, że jeżeli, ktoś nas zaatakuje z pobudek nacjonalistycznych, szowinistycznych czy jakichkolwiek innych, trzeba się bronić - i do tego służy armia.Mikołaj Gołembiowski edytował(a) ten post dnia 01.12.11 o godzinie 17:32

konto usunięte

Temat: Pacyfizm - droga rozwoju czy zgubna ideologia?

Maciej Filipiak:
Jestem zdeklarowanym pacyfistą, ten fakt odnotowany i uznany jest w WKU.
Pacyfizm nie jest żadną ideologią ani doktryną. To system wartości i zespół działań potępiających wojnę jako sposób rozwiązywania konfliktów.

Rzymianie mówili Si vis pacem para bellum.
Myślę, że to jest właściwe podejście.

Chcesz pokoju, bądź tak silny, by atak na ciebie był zbyt ryzykowny.
Gdy biją Twojego sąsiada, czy nie wyjdziesz stanąć w jego obronie?

I na tym koniec - proszę z tego nie robić żadnych ideologii.

Tym bardziej "zgubnych" - to już totalny absurd.

Pacyfizm był wspierany przez KGB dużymi pieniędzmi, w ramach rozmiękczania 'great adversary' jakim dla ZSRR był zawsze Zachód. Z tej perspektywy, był paradoksalnie ruchem szkodliwym dla pokoju. Gdyby takowe rozmiękczenie osiągnęłoby wystarczające rozmiary, ZSRR napadłoby na Zachód. To była doktryna sowiecka. Tak była ustalona i zapisana w stenogramach narad sowieckich siewców wojny. Pacyfiści byli ich narzędziem. Vide: chociażby Akta Mitrochina.

Najbardziej głupi pogląd jaki słyszałem o pacyfistach to taki, że deklarując pokój działają na rzecz napastnika.
Ziemkiewicz w swoich wypocinach posunął się do stwierdzenia, że hipisi w USA byli wykreowani przez KGB - ale Ziemkiewicz jeszcze nic mądrego nie napisał.

To może jest przesada, byli jedynie wykorzystani przez KGB/GRU to byłaby właściwa miara. Zapraszam do Akt Mitrochina i również do materiałów potwierdzających te działania, odkrytych całych siatek dziupli służących dywersji. Działacze i animatorzy takich grup to często zwyczajni agenci mający pacyfizm na ustach a w razie W, konkretne zadania dywersyjne. To są fakty, o tym piszą historycy, nazwijmy ich mainstreamowi na Zachodzie, są na to dowody, o tym nie musi pisać Ziemkiewicz.

To nie ludzie są wrogami w wojnie tylko rządy, które manipulują umysłami.

Rządy są projekcją ludzi, ludzie są projekcją rządów, nazwijmy wojnę zbiorową dysfunkcją całych grup społecznych...

Odmawiając odebrania "biletu" z WKU nie zrobiłem tego dlatego, że deklaruję bierną postawę w przypadku napaści na Polskę.
Przeciwnie - zgadzając się na uczestnictwo w systemie obronnym zgodził bym się na agresję Polski na inne kraje.

Nie jest to prawdą. Np. na misje jadą ochotnicy i zawodowcy. Nie słyszałem o nikim z poborowych, kto by jechał na misję.

Nie długo trzeba było czekać na uczestnictwo polskiej armii w działaniach wojennych na wzgórzach Golan, potem w Iraku i Iranie.

Obecność Polaków na wzgórzach Golan była mile widziana przez obie strony konfliktu. To były wojska rozjemcze, saperzy rozminowujący niewypały i pola minowe.
Przed kim się bronimy ?
Jak zagrażają nam Irakijczycy ???

Honor
Patriotyzm
Racja Stanu
Duma
To są słowa nie posiadające racjonalnych definicji, bez żadnego sensu i znaczenia.
Jedynym przeznaczeniem tych pojęć jest manipulowanie tłumem, mięsem armatnim, żeby im się łatwiej umierało.

Myślę, że taka postawa pozwoliła Hitlerowi na swobodne zajęcie Polski sukces na Zachodzie, we Francji, a Stalinowi na zajęcie połowy Europy, na niespotykany w historii mord. Winna była postawa "nie będziemy umierać za Gdańsk". Charakterystyczne jest podejście systemów totalitarnych do kwestii posiadania broni przez społeczeństwo. Np. bitni Khmerowie najpierw zostali wezwani do złożenia jej "po co wam ona, przecież jest rząd, który zapewni bezpieczeństwo" a następnie doszło do niespotykanej w historii rzezi całych grup społecznych przez rząd Czerwonych Khmerów.

Łatwiej umiera się "za ojczyznę" niż "za ropę"

Łatwo posługuje się populistycznymi hasłami.Jacek K. edytował(a) ten post dnia 01.12.11 o godzinie 18:02

Następna dyskusja:

Gunther von Hagens: sztuka ...




Wyślij zaproszenie do