konto usunięte
Temat: Ja pier.... - największe hardcory szkoleniowe
Był już wątek o wpadkach to teraz czas na hardcory.No cóż, to miało być moje ostatnie szkolenie w tym roku. Spokojne, lajtowe i wg zasady: "pracuj grupą". Po godzinie zamieniło się w największy hardcore w ciągu 8 lat mojej pracy w tej branży.
Szkolenie w ośrodku nad Odrą. Po przerwie rozpoczynamy kolejny moduł szkolenia. Do sali wpada rozdygotana uczestniczka płacząc, że przed chwilą do rzeki, z wysokiego brzegu osunął się jakiś mężczyzna.
Wybiegam z hotelu. Faktycznie, w wodzie, twarzą do dołu leży facet. Obok grupka ludzi z drabiną, którzy stoją zamurowani i nie bardzo wiedzą, co robić. Kurwa, spuszczamy drabinę, mówię jednemu chłopakowi, żeby zszedł na dół. Reszcie, jak ubezpieczać. Potem jak sprawdzić facetowi funkcje życiowe etc. Facet okazuje się być martwy, cały siny, ze zniekształconym karkiem i potwornie rozpieprzoną o kamieniste cembrowanie brzegu głową.
Uczestnicy szkolenia zaczynają płakać i histeryzować. Dziewczyny krzyczeć. Chłopak, który przed chwilą dotykał trupa stoi i się trzęsie. Kilka razy trzeba mu powtarzać, że ma mokre buty, więc ma natychmiast wracać do hotelu. W końcu zbieram jakoś ekpę i wracamy.
Tu właściwie opis kryzysu powinien się skończyć. Jednak największa masakra zaczyna się teraz - zbierz do kupy dwudziestoosobową grupę, siebie, własne myśli i temat i prowadzać szkolenie dalej. W zamkniętej sali i przy zamkniętych oknach. Zamkniętych, bo gdy do nich podchodziłeś - na pierwszy plan rzucał się czarny plastikowy worek, w którym denat leżał przez jeszcze jakieś 4 godziny.
Chyba sobie odpocznę od tej roboty... Miło się sprawdzić w zarządzaniu kryzysowym, ale jeszcze lepiej móc po nim odpocząć. Powrót do sali i praca na pełnym gazie tuż po takiej akcji to mordęga. Ech....Maciek Sobczyk edytował(a) ten post dnia 27.11.11 o godzinie 20:23