Temat: Trudny związek

Mam 32 lata, jestem po rozwodzie i mam córkę. Postaram się sprawnie opisać sytuację w której jestem. Od 5 lat jestem w nowym związku. Mój partner też jest po rozwodzie. Na początku związku układało nam się idealnie, wychodziliśmy do kina, dostawałam kwiaty itp. Po około 2 latach zauważyłam że inaczej się dogadujemy. Myślałam że to normalne, bo faza zauroczenia minęła. Odkryłam że mój partner jest zalogowany na kilku portalach randkowych i utrzymuje stały kontakt mailowy z kilkoma paniami. Rozmowy były bardzo intymne. Nie wiem czy się z nimi spotykał, za rękę nie złapałam. Wracał o czasie-po pracy. Jednak ja pracuje od rana + dziecko prowadzę do szkoły/na zajęcia. On pracuje od 13, więc poranki miał wolne. Zrobiłam za tą sytuację dużą awanturę. Obiecał że usunie wszystkie konta i zaprzestanie mailować. Uwierzylam. W pewien sposób nawet zaczął się starać ale niesmak tej sytuacji we mnie pozostał. Taka sytuacja zdążyła się 3 razy. Mamy wspólny komputer, a w zasadzie mieliśmy. Teraz to jest jego komputer na hasło, już nie mam dostępu. Po 3 latach naszego związku zaszłam w ciążę. Ucieszyłam się, chciałam tego dziecka. Czasami nawet planowaliśmy potomstwo :) Jednak tym razem usłyszałam że to zły czas, że dziecko to koszt, że nas nie stać. Trzeba usunąć- te słowa mnie dobiły. Trudno opisać co wtedy poczułam, przecież to mówił mężczyzna z którym planowaliśmy dziecko!! A że był lekarzem wypisał receptę na tabletki wywołujące poronienie. Miałam sobie wykupić specyfik… Nie umiałam. Obiecywał że jeśli to zrobię to będzie jak na początku związku, że robi to z miłości.
Pewnego dnia wracając z dzieckiem do domu poczułam duży ból, momentalnie zaczęłam krwawić jakbym się zsikala. To było okropne, tyle krwi, skrzepów na raz nie widziałam. Nie wzięłam tabletek, nie wywołałam poronienia więc dlaczego?!! Ginekolog powiedzial: może stresu miała Pani za dużo?
Mój partner się ucieszył, nawet mnie pochwalił za dobrą decyzję. On myślał że farmakologicznie wywołałam poronienie jednak tego nie zrobiłam, to wbrew temu co czuje. Nie powiedziałam mu, bałam się że mnie zostawi. Pierwsze zdjęcie usg i nie wykupiona recepta została na pamiątkę.
Pozbierałam się fizycznie do kupy, psychicznie nie każdy zrozumie ten ból. Nadal wierzyłam że jestem jedyną kobieta, że jestem kochana.
Teraz prawie dwa lata nie współżyjemy, podobno z mojej winy, nie całujemy się namiętnie-tylko cmok w policzek, usta. Śpimy pod oddzielna kołdrą. Wiem że partner co jakiś czas flirtuje z kimś na portalu, codziennie odwiedza strony porno. Oczywiście często się klocimy, o wszystko. Zatracilam swoją kobiecosc, nie czuję się atrakcyjna, wystarczająco kobieca dla mężczyzn. We wszystkich ubraniach widzę się negatywnie.
Byłam u psycholog, myślałam że coś ze mną nie tak. Może depresja? Jednak jestem zdrowa, z czego się cieszę. Nie mam zaburzeń. Mogę jedynie zacząć terapię indywidualna żeby przejrzeć na oczy, ale też nie ma konieczności. Nie umiem jednak zacząć żyć na nowo, bez niego.
Proszę nie potępiajcie mnie. Wiem że komukolwiek doradziłabym wyprowadzić się jak najszybciej. Nie wiem dlaczego ja nie umiem, czego się boję. Szukam rozwiązania a jednocześnie stoję w miejscu.
Obecnie nie wiem jak mam zacząć żyć na nowo, mimo że jestem młodą osobą.