konto usunięte

Temat: Co dalej? Jak sobie poradzić?

Mój problem dotyczy związku. Był to dość burzliwy związek, przepełniony sprzeczkami mniejszymi i większymi.
Dość szybko ze sobą zamieszkaliśmy, gdyż troszkę sytuacja nas do tego sprowokowała i wiem że to był nasz spory błąd. Byłam wcześniej w poważnych związkach ale dopiero On był pierwszym mężczyzną który ze mną zamieszkał. Wprowadził się do mnie, do mojego mieszkania, co niestety niejednokrotnie zdarzyło mi się mu wytknąć w trakcie jakiś sprzeczek. Myślę że jak na taką długość związku (niecały rok) zbyt często padały z naszych ust słowa o wyprowadzce, zarówno z mojej jak i z Jego strony.
Parę razy zabierał swoje rzeczy. Raz całkowicie, ze dwa-trzy razy tylko takie najpotrzebniejsze, po reszte miał wracać w weekend i się zwykle godziliśmy.
To tytułem wprowadzenia a teraz do sedna. Problem tkwi w alkoholu. Mój partner lubi się napić piwka po pracy - jedno czy dwa w domu, ok to jeszcze nic strasznego. Natomiast lubi także umówić się z kolegą - na piwo jak to określa, natomiast zawsze wtedy wraca nawalony. Zachowuje się wtedy różnie jak to po alkoholu, czasem coś odwala, czasem mówi mi przykre słowa, czasem prowokuje kłótnie. Na drugi dzień nie pamięta wszystkiego, czasem niewiele pamięta, jak mu mówie jak się zachowywał czy co robił to uważa że to nic takiego. Sprawia mi przykrość i nie zamierza nawet za to przepraszać, bo jego zdaniem nic się nie stało. Upija się tak nawet w tygodniu, gdzie oboje musimy rano wstać do pracy, w nocy mnie budzi, ja wstaje zmęczona, niewyspana i zła, on na kacu, ale dla niego to nie problem. Zaczyna się to dziać coraz częściej - co 2 tyg, co tydzień. Niedawno rozmawialiśmy na ten temat i ustalaliśmy że ma nie pić tyle w tygodniu. Niestety nic to nie dało - ok było do pierwszej okazji. On każde moje pretensje po takiej sytuacji odbiera tak że ja mu bronię iść z kolegą na piwo. Uważam że on ma problem i nie chce go zauważyć. Teraz po kolejnym piwku kiedy wrócił narąbany, mimo iż uprzedzałam że jak się nawali to z nami koniec, bo nie widzę sensu w takim związku, na drugi dzień uważał że nic się nie stalo i jak mi się nie podoba to mogę spakować jego rzeczy. Udało mi się uspokoić sytuację, porozmawiać na spokojnie i zapytać czy naprawdę tego chce. Przeprosił, powiedział że nie. Więc ja mu swoje wykłady że miał nie pić w tyg itp a on mi oznajmia że znów idzie na piwko. Więc nie wytrzymałam i powiedziałam żeby spał u mamy, albo gdziekolwiek indziej. W sobotę zabrał resztę swoich rzeczy, bez słowa.
Problem polega na tym że nie potrafimy się dogadać. Ogólnie nie potrafimy rozmawiać, jak jest problem, padają ostre słowa, później się godzimy i rozmawiamy i mówimy sobie że zamiast się kłócić powinniśmy więcej rozmawiać a nie dusić coś w sobie. Ja próbowałam się zmienić a z jego strony schemat kłótni zawsze ten sam.

Nie wiem co robić. Zależy mi na nim, pokładałam duże nadzieje w tym związku, mieliśmy dużo planów na przyszłość itp. Nie chce być z nim jeśli będzie pił. Na początku taki nie był. Nie jest alkoholikiem, bo kiedy nie chce, lub kiedy sytuacja wymaga to potrafi nie pić.
Nie rozmawiamy od prawie tygodnia, ja się rozsypuję, tęsknie, brakuje mi go, mam ochote do niego się odezwać. Znajomi, z którymi rozmawiałam o tym każą mi czekać, aż to on się odezwie, aż coś zrozumie. A ja sama nie wiem. Tracę siły, wiem że powinnam przeczekać, ale jest mi tak strasznie źle bez niego. Pustka mnie męczy aż za bardzo.
Chciałabym mu pomóc, ale może on wcale tego nie chce. On uważa że nikt mu nie będzie niczego zakazywał, dopóki nie będę z nim w ciąży to on nie ma takich zobowiązań by nie pójść sobie na piwo. Tłumaczyłam że nie zdecyduję się na dziecko dopóki nie poczuję się pewnie.
Teraz się to rozpadło. Nie wiem czy on będzie chciał rozmawiać, wracać czy dla niego to już też za wiele. Ostatnio kłóciliśmy się co tydzień czy dwa...
Zmieniłam się bardzo przez to wszystko... Stałam się nerwowa, podczas kłótni dość często tracę panowanie nad sobą, mówię i robię rzeczy których później mocno żałuję.
Naprawdę nie wiem co robić.

Temat: Co dalej? Jak sobie poradzić?

Wierzysz w to, że jak zaczniecie ze sobą więcej rozmawiać, na spokojnie, bez kłótni, to on będzie rzadziej chodził na piwo i upijał się?
Nie napiszę, że Twój partner jest alkoholikiem, bo tego nie wiem, ale Twoja pewność, że NIE JEST nim, może okazać się złudna. Alkoholicy też potrafią powstrzymać się na czas jakiś od picia, w imię jakiejś tam sprawy.
Na Twoim miejscu bałabym się, że decydując się na bycie z kimś takim jak Twój partner biorę sobie na barki poważny, ciągnący się latami problem.
No i niestety nasuwa mi się pytanie: jesteś DDA?

konto usunięte

Temat: Co dalej? Jak sobie poradzić?

Dziękuję za odpowiedź.
Może jestem zbyt zaślepiona miłością by dostrzec cały obraz problemu.
Czy jestem DDA? Nie. W mojej rodzinie nigdy nie było problemów z alkoholem. Jednak miałam 17 lat kiedy zmarł mój tata, co w jakimś stopniu na pewno rzutuje na mój charakter. Dodam jeszcze że przeszłam w swoim życiu walkę z depresją i wciąż obawiam się nawrotów.
Czy wierzę że coś się zmieni jak będziemy więcej rozmawiać? Sama już nie wiem w co wierzę. Czuję się totalnie zagubiona. Kocham Go bardzo, strasznie tęsknię i nie dopuszczam do siebie myśli że to rozstanie to już tak na zawsze. Chce żeby wrócił, ale nie taki...
Czy nie jest alkoholikiem.. poddałaś wątpliwości moją pewność. Czy jestem jakoś w stanie sama to stwierdzić?
Dodam jeszcze że byłam kiedyś w związku z alkoholikiem, o czym mój partner wiedział, zresztą znał go dość dobrze. Sam się nieraz porównywał do niego, kiedy zarzucałam mu że za dużo pije. Uważał że skoro chodzi do pracy regularnie i nie oszukuje innych że pije to nie ma problemu. A tamten związek skrzywił moje patrzenie na świat i alkohol. Nie mówię sama czasem lubię się napić. Tylko jeśli chodzi o kogoś to nie wiem kiedy jest ta granica że jest już za dużo i robi się problem.
Jeśli chodzi o mojego partnera, boję się że mu za mało na mnie zależy. Kiedy ma ochote iść na piwo, to nic nie jest w stanie stanąć mu na przeszkodzie. Jest w stanie nawet zrezygnować ze związku, co dla mnie jest przerażające, a co tak naprawdę doprowadziło do naszego rozstania.
Początkowo miałam siłę i lepiej to znosiłam... Z każdym dniem milczenia zamiast lepiej jest gorzej. Boję się że się poddam, wezmę urlop, schowam pod kołdrą i będę ryczeć i czekać na zmiany, albo odezwę się do niego, co z góry założyłam że jest bez sensu.

Temat: Co dalej? Jak sobie poradzić?

Może i masz nieobiektywny osąd swojej sytuacji, bo zniekształcony przez uczucie, ale i tak, uważam, że trzymasz się dość mocno realiów:-) To plus.
Co do depresji: nawrót może ją wywołać zarówno tkwienie w dotychczasowej relacji i narastające niezadowolenie z tego, jak ona wygląda, jak i zerwanie. Może byłoby możliwe, gdybyś w głowie zaczęła, teraz jeszcze na spokojnie przerabiać oba scenariusze? Wiem z doświadczenia, że niedopuszczanie do siebie myśli o rozstaniu, bardzo osłabia w momencie, gdy ono faktycznie się dzieje. A jeśli będziecie razem, to chyba i tak będziesz musiała zaproponować zmiany w układzie i może na początek być bardziej konsekwentna? Na razie wiecie oboje, że możecie rzucać sobie słowa na wiatr i rozstawać się regularnie - nie ma żadnego przymusu zmian. Po co Twój partner ma się zmieniać, skoro i tak go zawsze wpuścisz z powrotem do domu?
Sama nie stwierdzisz czy jest alkoholikiem, możesz tylko PODEJRZEWAĆ. Jeśli zaczęlibyście, za obopólną zgoda, przebudowywać Waszą relację, to może partner, chcąc pokazać, że zależy mu na Tobie przeszedłby się do poradni uzależnień. W dobrej po jednej rozmowie wiedzą, co z człowiekiem dalej robić.
Znam to porównywanie się do innych pijących. Ci, co to robią ZAWSZE wybierają sobie do porównań jednostkę radzącą sobie z alkoholem ewidentnie źle:-) Tak więc Ty też nie porównuj swoich partnerów, bo to droga donikąd - schematów picia jest sporo. Za to dobrym wyznacznikiem tego, że coś może być niehalo jest Twoje poczucie dyskomfortu i niepewności w relacji.

"Kiedy ma ochote iść na piwo, to nic nie jest w
stanie stanąć mu na przeszkodzie. Jest w stanie nawet zrezygnować ze związku"

Powiem Ci, że te Twoje słowa wywołały we mnie najsilniejszą reakcję, największe zaniepokojenie.
I dobrze, że Cię to przeraża, dobrze, że to widzisz. Jeśliby Wasz związek toczyłby się tym torem, to dziś na drugim planie, za piwem, jesteś Ty, a za kilka lat możesz być to nadal Ty i Wasze dzieci.
Nie wiem, co dalej zrobisz - zadzwonisz do partnera czy nie, ale konkretnej rady nie da się przekazać. Mogę tylko prosić Cie, byś dla własnego dobra nie zarzucała codziennej aktywności - czyli chodź jednak do pracy. Trochę boję się, jako drugi człowiek ze skłonnościami do depresji, że zamknięta w czterech ścianach, łatwiej utoniesz. Codzienność zmusza nas też do "nieodklejania" się od rzeczywistości, a to jest Ci potrzebne, gdy wcześniej czy później nadejdzie chwila Waszego kontaktu.

konto usunięte

Temat: Co dalej? Jak sobie poradzić?

Probowalam wczesniej przemyslec jak byloby lepiej, dalej byc raem czy sie rozstac, bo przeciez sprzeczki zdarzaja sie juz od jakieos czasu. Wiem, ze on tez mial wartpliwosci.
To ze powinnam byc konsekwentna wiem, ale chyba nie potrafie...
Co do wizyty w poradni, nie ma takiej mozliwosci, wiem ze nie pojdzie.
Wczoraj sie przelamalam i odezwalam... najpierw rozmowa na gg, pozniej spotkanie, pozniej znow gg. Wnioski? Nadal do konca nie wiem na czym stoje. On duza wina obarcza mnie, ze bylam zbyt zaborcza i ze kazalam mu sie wyprowadzac. Nie wiem tez czego chce dalej. Z kazda chwila widze coraz wiecej jego staran (tych ktorych nie dostrzegalam wczesniej), widze tez ile rzeczy brakowalo mi w nim czy ogolnie, na ile ustepstw szlam ale tez ilebledow ja popelnialam...
Co do wczorajszej rozmowy, zaproponowalam pojscie do poradni dla par, powiedzial ze nie ma opcji, ze to jet dla malzenstw z 10-15 letnim stazem, a nie dla nas. A ja chce tylko ratowac to co wazne, mysle ze on sie boi ze okaze sie ze sprzeczki sa przez jegom picie... poza tym jego zdaniem taka wizyta to wstyd.
Momentami mysle ze mu nie zalezy juz, a zaraz pozniej, robi czy pisze cos czym to pokazuje. Tak wygladala cala wczorajsza rozmowa, niby juz ustalilismy ze to definigtywny kniec a za chwile ciagnie dalej rozmowe i daje nadzieje.. chcialabym wiedziec juz czy tak czy siak. Rozmowa stanela na tym ze on ma tez metlik w glowie i nie wie co dalej, zepoktrzebuje czasu by przemyslec i uspokoic sie i mnie przyda sie to samo. A ja czuje ze warto walczyc.. tylko czy tak naprawde jest? Czy to lek przed samotnoscia przeze mnie przemawia?
On zlalazl teaz mieszkanie, w weekend sie przeprowadza. Moze to tez dla nzas rozwiazanie by zaczac od nowa?
Jeden wielki metlik w glowie.... :(

konto usunięte

Temat: Co dalej? Jak sobie poradzić?

Zaczęło się układać i znowu jest źle...
Nie wiem co jest ze mną nie tak... Zaczynam mieć jakieś wybuchy zlości, agresji, rzucam wtedy wszystkim i mam ochotę zrobić sobie krzywdę. Chorowalam kiedyś na depresje, czy to wraca?
Z partnerem postanowiliśmy sprobować jeszcze raz... było dobrze a za chwile znowu coś... kłótnie powtazaja się średnio co 2 tygodnie... pozniej jest znow dobrze, staramy się oboje, obiecujemy pracować nad soba i znow porażka...
ostatnio przestaje sobie z tym radzic... wybuchy zdarzaja się coraz częściej i nie wiem czy to depresja czy jakaś nerwica... cała się wtedy trzese, nie potrafie uspokoic mimo wszelkich prob. czy ktoś jest w stanie doradzic mi co to moze byc, skad się bierze i jak z tym radzić?



Wyślij zaproszenie do