Agnieszka S.

Agnieszka S. W pracy inspektor, z
zamiłowania
fotografik

Temat: No i dałam się wyrolować - data wejścia umowy w życie -...

Podpisałam z Lux Med Umowę na świadczenie usług dla mojego taty. Skoro i tak zdecydowałam się wykupić abonament, chciałam poczekać z pierwszą wizytą, aż abonament będzie aktywny - żeby już za wizytę nie płacić.
Powiedziano mi ile dni od daty podpisania umowy będzie to możliwe - czas potrzebny na wpisanie danych do systemu - i zgodnie z tą informacją tata został zapisany do specjalisty.
Czytam umowy, więc i tę przeczytałam. Data podpisania umowy na pierwszej stronie - 19/11/2008. Podpisywałam 21/11/2008, ale tyle czasu zajęło firmie przekazanie umowy do placówki, do której mogłam się zgłosić. Zamierzałam zapłacić za abonament od ręki, bo wizyta miała się odbyć 6 dni później. Zastanowił mnie tylko przedostatni paragraf, który mówił o dacie wejścia w życie umowy z dniem 1/12/2008.
Wiem, co znaczy data wejścia w życie - zaczynamy współpracować od tego dnia na ustalonych w umowie zasadach. Ale w czasie naszych rozmów nie było mowy o dniu 1 grudnia - tata był umówiony na wizytę 26/11/2008, czyli wtedy, gdy dane według zapewnień pracownika miały być już w systemie i mógł z abonamentu skorzystać. Zaniepokoiła mnie ta data, ale obsługujący mnie inny pracownik poinformował, że to data wymagalności płatności - do tego dnia muszę wpłacić pieniądze za pierwsze półrocze, więc z wizytą nie będzie problemu.
I tu był mój błąd. Bo wszystko, co mi powiedziano, było "na gębę" a to co zostało napisane, to ta właśnie data - dla mnie z kosmosu - bo wcześniej ta data w ogóle nie padła - 1/12/2008. Korciło mnie przez chwilę, żeby dopisać datę przy podpisie - kiedy faktycznie podpisuję umowę (21/11/2008) i nie wiem, choćby przekreślić te datę wejścia w życie i napisać datę, kiedy to zapłaciłam za abonament (21/11/2008). Ale pracownik recepcji nie miał żadnych wątpliwości, co do moich wątpliwości - czy będę musiała zapłacić za wizytę przed 1/12/2008 czy nie? Zrozumiałam, że nie.
Jaki człowiek jest naiwny. Oczywiście, kiedy 26/11/2008 - kilka dni przed datą wejścia w życie umowy i tyle samo dni od zapłacenia abonamentu mój tata udał się na umówioną wizytę, pani w recepcji wystawiła rachunek jak dla klienta bez abonamentu.. Nie mógł się ze mną skontaktować, więc cóż miał robić. Zapłacił. Nie czuł się najlepiej, a w takiej sytuacji człowiek nie jest skory do dochodzenia swego.
Data wejścia w życie zapisana na papierze okazała swoją siłę. Nic nie pomogły moje interwencje i prośby o wyjaśnienie i żądania zwrotu zapłaconej przez tatę kwoty. Co prawda pracownik, który wprowadził mnie w błąd - wierzę że nie specjalnie - chciał naprawić swój błąd poprzez parafowanie odpowiedniego zapisu na obu kopiach umowy - niestety przełożona zaprotestowała. Osobiście zadzwoniła do mnie, żeby poinformować, że po pierwsze, to na pewno nie powiedziano mi tego, co powiedziano. Po drugie, to wszyscy pracownicy zawsze informują, że są trzy daty wejścia umowy w życie w miesiącu 1., 10. i 20.dzień miesiąca (pierwszy raz o tym słyszałam). Po trzecie wszystko, co może zrobić to przeprosić i życzyć dalszej owocnej współpracy.
Pomimo to napisałam reklamację, na którą odpowiedziała pani Kierownik Działu Badania Satysfakcji - Departament Obsługi Klienta. Treść pisma jak powyżej plus wyrazy ubolewania z powodu nieporozumienia i kolejne słowo przepraszam - "jeżeli informacje przekazane przez naszych pracowników były nieprecyzyjne". Ale zwrotu gotówki nie będzie, bo usługa została wykonana przed wejściem umowy w życie.
Te "nieprecyzyjne" informacje to dla nas dodatkowe koszty - Lux Med zarobił na nas o 14% więcej niż miał. Ale nie to najbardziej mnie wkurza, a sposób rozwiązania konfliktu - brak jakiejkolwiek umiejętności negocjacji ze strony firmy - lekceważące podejście do klienta - gdyby chodziło tylko o mnie, wypowiedziałabym te umowę natychmiast - przecież nie weszła jeszcze w życie... A na pewno nie spieszy mi się już by pozostałym trzem seniorom naszej rodziny wykupić abonament w tej firmie.
Do pani z działu Badania Satysfakcji Klienta jakoś nie dotarło, że na prawdę nie jestem usatysfakcjonowana i mam do tego prawo - wypieranie się winy oraz stosowanie zasady: "klient naiwny, to niech płaci" nie nastraja optymistycznie. Ewidentnie wykorzystano literę prawa - no bo co ona nam może zrobić, jak my tu mamy wszystko na piśmie - to dlaczego nie zapisać tych dodatkowych paru złotych w dochody firmy. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy nie jest to sposób na uzyskiwanie dodatkowych dochodów przez tę firmę.

Powiedzcie mi, czy ta sprawa jest kolejną z tych przegranych? Czy ja i mi podobni muszą pogodzić się z faktem zrobienia na szaro?

Czy to tylko kolejna nauczka, by nie wierzyć na słowo żadnemu "dobrze poinformowanemu" pracownikowi i wszystko potwierdzać na piśmie? Mogłam przecież poprosić o podpisanie się pracownika pod oświadczeniem, że poinformował mnie, że tego i tego dnia płatność za wizytę nie będzie wymagana - o to przecież w kółko się pytałam - może by się pięć razy zastanowił i jednak skontaktował ze swoimi przełożonymi, którzy jak się okazało mieli na ten temat inne zdanie. Co tu dużo mówić, pracownicy po prostu nie znają procedur. Tą jedną zapewne po mojej reklamacji dobrze poznają.