Temat: PRAWO JAZDY kat A. - Warszawa
Łucja K.:
Nie każdy się nadaje do jazdy motocyklem. Są osoby, które
nie mają tego "czegoś" i wierz mi - czasem lepiej jest
uświadomić to kursantowi, skutecznie zniechęcić. Nawet jeśli takie postępowanie grozi utratą sympatii. Praca, zarabianie to
jedna strona pracy instruktora, a odpowiedzialnośc za człowieka - druga - równie ważna.
Może i tak - raz na ileś-tam-set trafi się osoba, która po prostu nie nadaje się do jazdy motocyklem / gotowania / śpiewu / negocjacji / tańca na lodzie / ...itd.
Manifestację odpowiedzialności, o której piszesz, wyobrażałbym sobie jednak w nieco inny sposób: "Panie Piotrze, jestem instruktorem od 15 lat, uczyłem kilka tysięcy ludzi i wiem, że jedni łapią to szybciej, inni wolniej, a niektórzy wcale. Jazda motocyklem to jest niebezpieczne zajęcie, a ja po 10 lekcjach widzę, że ma pan poważne trudności z opanowaniem rzeczy, które są niezbędne do przeżycia na motocyklu i uczciwość nakazuje mi zwrócić panu uwagę na ten fakt, a nawet zasugerować rezygnację z prawa jazdy kat. A".
Zamykanie się w kanciapie i rozwiązywanie krzyżówek lub oglądanie sprzętów kolegów w czasie, gdy kursant próbuje opanować ósemki na placu nazwałbym raczej brakiem odpowiedzialności i buractwem oraz jawnym brakiem szacunku i przyzwoitości (płacę za to, żeby mi poświęcano uwagę). Z profesjonalizmem ma to tyle wspólnego co rencista z rentierem.
Robiłem kurs w "Sarbo" i miałem na zmianę dwóch instruktorów. Jeden właśnie przeważnie siedział w kanciapie i wyraźnie się nudził, czasem jednak patrzył na mnie przez szybę. A ponieważ zwykle naraz na placu był tylko jeden uczeń, uznałem to za należyte poświęcenie mi uwagi, tym bardziej, że nie miałem jakichś specjalnych problemów z opanowaniem motocykla. Drugi instruktor był aktywniejszy - podchodził, tłumaczył, wprowadzał do ćwiczeń elementy utrudniające (ponad standard egzaminacyjny), żeby potem było łatwiej jeździć "normalnie".
Nie bardzo wiem dlaczego miałem 18 godzin na placu i tylko 2 na mieście, ale wystarczyło do zdania egzaminu za pierwszym razem (wcześniej nie jeździłem motocyklem, ale miałem sporo przejechane samochodem w różnych warunkach, więc byłem mocno otrzaskany z ruchem miejskim i jego niespodziankami).
Podsumowując - poleciłbym "Sarbo" na przygotowanie do zdania egzaminu, natomiast prawdziwej jazdy - jak już wcześniej pisali inni - należy się nauczyć osobno. Cały czas się uczę i zdecydowanie jestem bliżej początku niż końca nauki.
Aha, jeszcze jeden wielki plus "Sarbo" - jazdy placowe dostępne są cały rok, bo oprócz otwartego placu na Bemowie mają kryty plac na Woli (ja właśnie manewry ćwiczyłem zimą a egzamin zdałem na wiosnę).