Temat: wybory do Europarlamentu
Właściwie to ja bardzo bym chciała nie brać udziału w wyborach. Po co tracić czas na łażenie po komisjach wyborczych skoro można iść do kina, upić się, wyjechać na weekend bez zaświadczenia o prawie do głosowania. Zresztą czas to mały pikuś. Gorzej, że trzeba podjąć decyzję. Powiedzmy to sobie szczerze: żadna partia w Polsce nie ma zbyt wielu popierających. Głosujemy przecież przeciwko Platformie, przeciwko PiS, przeciwko komuchom itd. Zagłosuje, wybiorę i znów będę kręcić głową na to kogo wybrałam. Bardzo bym chciała przestać wybierać. Tylko w takim razie po ch... był KOR, sierpień, całe lata 80-te, 4 czerwca 1989 r.? Po raz pierwszy głosowałam w 1980 r. W ogóle nie zastanawiałam się nad tym, co robię. Dostałam dowód osobisty - przyspieszyli mi jego wydanie przez wybory. Chciałam użyć tego dowodu i poczuć się dorosła. Użyłam, na swoje usprawiedliwienie dodam, że skreśliłam dwie z pięciu osób (tylko o tych dwóch coś słyszałam). Potem głosowałam dopiero w czerwcu 1989 r. Przez te 10 lat nie choć straszono, że nie dostanie się paszportu, ze mogą być inne konsekwencje. Miałam to akurat w nosie i nie byłam nadmiernie odważna, ale komunistyczne wybory miałam w dupie.
Od 1989 r. głosuję zawsze - wyjątkiem było referendum unijne (dlaczego nie głosowałam opiszę w osobny wątku). Pierwsze wolne czy półwolne wybory były proste. A potem już zawsze było pod górkę. Bardzo chciałabym wreszcie nie głosować. Bo po co skoro nie mam partii, z którą bym się identyfikowała? Głosuję dlatego, że od 1989 r. mogę to robić z poczuciem, że naprawdę głosuję. Bo to mój kraj, mój rząd, moi przedstawiciele do europarlamentu. Wstydzę sie, że głosowałam w 1980 r. i nie chcę wstydzić się więcej. Teraz wstyd by mi było, że nie głosuję. Jeżeli ktoś uważa, że rządzą politykierzy, darmozjady, sprzedawczyki, to nie powód, żeby nie głosować. Niech zamiast narzekać ruszy dupę i odda nieważny głos. Tak trudno?