konto usunięte

Temat: Świat rzeźby w poezji

Maria Aniśkowicz

Po wystawie Szapocznikow


kobiety mają
usta
piersi
uda
i jeszcze brzuch
do rodzenia dzieci
ale zaczyna się
od ust
potem
gdy cała jestem pełna ciebie
próbujemy zapewniać się
nigdy na zawsze

Z tomiku „Doczekałam się swojego lata...”, 1981


Obrazek
Alina Szapocznikow „Pierwsza miłość”, 1954Marta K. edytował(a) ten post dnia 25.02.12 o godzinie 06:32
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Świat rzeźby w poezji

Monika Taubitz*

„Jeńcy” Michała Anioła


Nie wyzwoliliście nas!
Mijając nas
nie daliście nawet okruchu
waszej wolności,
na którą ledwie zważacie.

Nasz mistrz
nie powrócił,
lecz nikt nie zapomni.
W każdej chwili
gotowiśmy
na wezwanie.

Spętani! Ślepi!
Nie cierpicie nas?
Pierwej myśl wasza skamienieje
i serce wasze,
niźli oswoimy się
z naszym kamiennym domem.

Z tomu „Vor unsichtbaren Ufern. Ausgewählte Gedichte/
U niewidzialnych brzegów. Wiersze wybrane”, 2009

tłum. Jan Pacholski



Obrazek
Michał Anioł „Jeńcy”, ok. 1513

*notka o autorce, inne jej wiersze w oryginale i linki do polskich
przekładów w temacie A może w języku Goethego?
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 11.08.11 o godzinie 19:19
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Świat rzeźby w poezji

Jacek Kaczmarski

Stary Michał Anioł i Pieta Rondanini


Nie dźwigniesz Matko swego Syna
Ja nie oddzielę Go od skały
Już nie mam zresztą dłut
Proch się o Niego upomina
A tak jest ciężkie Jego ciało
Jak ciężki bywa trup

Nie, nie uniosę Go pod stropy
Kaplic skąd w gniewie sprawiedliwym
Rozsądza marszczy brew
Niech moim uchem stukot łopat
Usłyszy, póki jestem żywy
I niech powstrzyma gniew

Przed Twoim żalem mą odrazą
Do życia, które chorą nocą
W bólu opuszcza mnie
Niech powie tylko: "Po co? Po co?
Po co lepiłem lalki skoro
W ziemię zamieniam się?"

Stary Michał Anioł i Pieta Rondanini
- muzyka, słowa, śpiew: Jacek Kaczmarski



Obrazek
Michał Anioł, Pietà Rondanini, 1564 r.Michał M. edytował(a) ten post dnia 05.08.11 o godzinie 21:24

konto usunięte

Temat: Świat rzeźby w poezji

Leopold Staff

Jeńcy Michała Anioła


Grota w Giardino Boboli we Florencji

Kamienie cierpią... W obcej ich tragicznej doli,
W niegodnej, by cierpienia cud mieścić wyniosły,
W stalaktytowej grocie ogrodu Boboli:

Cztery widma kamienne w cztery kąty wrosły,
Jak oskarżenia słane w cztery świata strony,
Jakiejś okropnej tajni i zagadki posły.

Ciosane z gruba w głazie, jak sen niedośniony,
Poniechane snadź w chwili gniewu czy zawodu
Przez mistrza, co z nich nie zdjął ostatniej obsłony,

Skazawszy je na niebyt na progu porodu -
Patrzą jak w grób wkopane żywcem potępieńce,
Jakby dyszące jeszcze topielce spod lodu.

Ciała napięte w strasznej wysilenia męce,
W rozpacznym buncie dzikiej, ciemięskiej bezsiły,
Kipią wezbraniem mięśni w nadludzkiej udręce.

Ścięgna, które się w grudy twardych guzów zbiły,
Daremnie usiłują przerżnąć się przez szyby
Nieprzenikliwe głazu, co im wrasta w żyły.

Kształt bioder, łon i piersi, potężny jak gdyby
Ciało zwycięstwa, w podłej niewoli się wije
Nóg, rąk i głowy, które głaz ściska jak dyby.

Jeńcy-ż to? Czyje moce narzuciły, czyje,
Białemu marmurowi rzemiosło czerwone
Kata, które czyniły Laokona żmije?

Jeńcy-ż to? Jakie bogi dzikie i szalone
Kazały pięknu nędzą być, sile rozpaczą,
Że marmury się zdają jak sól od łez słone?

Kto uczynił, że głazy cierpią, a nie płaczą
Szmerną, źródlaną ulgą skamieniałej Nioby,
Której sny w zapomnieniu żadne nie majaczą?

Lub są-ż to zmarłych bogów olimpijskich groby,
Zwłoki niebian spowite w śmierci prześcieradła,
Którym Mojra odmawia cyprysów żałoby?

O, żadna jeszcze męka nigdy nie pobladła
Tak bolejącą bielą, jak te ciała z głazu,
Na które niezbłagana, tajna klątwa padła.

Straszny bój musiał toczyć się tutaj z nakazu
Dzikich sił, straszna klęska i pogrom w niemocy!
Nawet słońce nie wgląda tu blaskiem topazu...

Nigdy białość nie kryła w sobie tyle mocy!
Nigdy marmur tak nie był stalą i kajdanem,
Kamień tak bardzo sercem i taki sierocy!

O, duszo moja, uniż się kornym kolanem...
Kamienie mówią męki bolesnym wyrzutem
Do tego, co obecny tutaj, jest ich panem

I co serce swe krwawił i zabił swym dłutem.

Kamienie mówią:
Jakaż zemsta okrutna, za co pełna żółci
Zielonej złość nas męczy w gniewu wściekłym szale!
O, ramię me potężne, kto przeguby skuł ci?

Oczy, kto rzucił na was ślepoty blachmale,
Wszczepiwszy wam wpierw złote przeczucie światłości,
Tchnąwszy w was wiedzę, że są lazury i dale?

Biada nam, biada! Kształt jest początkiem wolności!
Przeklęty, który białe zapłodniwszy łono
Zabił je, ostawiwszy w mogile wnętrzności

Żyjący płód! Przeklędy, kto ręką szaloną
Napisał słowo: Wolność! na więziennym murze,
Każąc nam być źrenicą i własną zasłoną!

Przeklęty, który przypiął skrzydła jak dwie burze
Do jarzma okutego otroka i czoło
Cierniom wieńca mu kazał zdobić w krwawe róże!

Nie było nas i dla nas nie było nic wkoło.
Był sen bez snu i martwy niebyt, co jest niczem.
Nie śniły o nas Parki nad życia kądziołą.

Tyś stawił bolesną nicość przed obliczem
Żywota i tęsknoty w okrucieństw rozpuście.
Tyś wcielił nas zaklęciem woli tajemniczem.

Wulkanie, coś wyrzucił nas, bryły! Oszuście,
Coś nam dał przeczuć piękna kształt nieskazitelny,
By nas w niedoskonałe pogrążyć czeluście!

Kto nie jest, jest jak szczęśnik w żywot nieśmiertelny
Wierzący, co nie będzie oszukany złudą,
Mrąc nierozczarowany, choć jest pył popielny.

Lecz tyś nas wywiódł z śmierci w wolne życia cudo,
A spętałeś nas wiecznym wolności zakazem
I dałeś pierś, by bardziej cierpieć, wielkoludą.

Czemuś nas wyśnił w głębiach snu, co gadał głazem
I krzyczał ku bezdeni nieb młota językiem,
W rytm serca twego w marmur bijąc ciosu razem?

Kto-ć kazał nas z kamienia dobyć niewolnikiem,
A nie cielesną pieśnią w boskiej Niki szacie,
Która w przelocie sandał opina rzemykiem?

Czmuś nie efebiczną hermą, srogi kacie,
Wywołał nas z martwoty, choć dziewiczy kamień
Ukrywa w sobie wszystkie kształty i postacie?

Raczej nas młotem swoim na biały proch zamień,
Jak śmierć ciało na popiół rozkłada na nowo!
Wyrwij nas z niedościgu żądz i snów omamień!

Milczysz, szatański Boże, marmurów Jehowo,
Piorunów śpiących w młocie straszny Adonaju,
Krzywdzicielu szyderczy z źrenicą surową!

Na martwoty i życia każesz nam rozstaju
Stać wiecznie w ruchu, co się z kamienia wydziera,
By nigdy się nie wydrzeć do światłości raju!

Przeklęty bądź, że gwiazda piękna złotoszczera
$wieciła ci, lecz myśl twa, co zgodę zakłóca,
Uczyniła cię chmurą, co światło odbiera

Od słońca, a na ziemię ponury cień rzuca!

Głos ducha:
Tytanicznie cierpiący, żyję w was, jak wprzódy
Żyłem w swym własnym ciele o, moje kamienie,
Ja, twórca wasz, com stworzył z głazu całe ludy.

I dwa nieba stworzyłem, co w swoje sklepienie
Zbierają modlitewnych próśb kościelne śpiewy,
I własne niebo twórcze stworzyłem: cierpienie.

O, niebo me piekielne! Snów najbielsze mewy,
Wzbiwszy się pod zuchwałe twoich sklepień łuki,
Rzucają czarne plamy, jak rozpaczy siewy.

Białych gołębic cienie są czarne jak kruki,
Cóż dopiero me myśli, jak orły-krwiożerce
Wpite dziobem w me serce, jak w kark wilczej suki.

Cierpię w was! W każdym głazie cierpi moje serce.
Tyle serc miałem, ile jest głazów na świecie,
A każde świat mieściło w swej krwawej rozterce.

Najkrwawszy ból, w objawień natchniony podniecie,
Nierozdzielnym się mego życia stał udziałem,
Który na skroń wybrańców wieniec z cierni plecie.

Najwyższą doskonałość w zachwycie widziałem!
Dany mi był sen Boga, a siły człowieka...
Nikt tak nie kochał ciała i nie gardził ciałem!

Mówcie wy, których skarga na mój gniew narzeka,
Kto mnie wyśnił i wydał z łona tajemnicy,
Z nicości, co mnie kryła jak oko powieka?

Mówcie kto zdjął przepaskę z mej ślepej źrenicy
By na chwilę ukazać jej przeboskie piękno
I kazać śnić je potem ślepotą w piwnicy?

Gdzie kat? Dzikie ramiona me się nie ulękną
Wznieść młota, godząc w jego piersi jak w kowadło,
Aż mi wykutym słowem zaklęcia odjękną!

Młot mój był wiecznym buntem, który w nieodgadłą
Bramę zagadki bije, lecz dzikimi ciosy
- Widziałem - żem tłukł jeno złud ziemskich zwierciadło.

Brat cyklopów, wyzwałem niewzruszone losy,
Piętrząc stropy obłoczne na zuchwałym tumie,
Zaludniając nowymi bogami niebiosy.

Jakże gardziłem ziemią, zdany górnej dumie,
Palowi, ach! na który człowiek sam się wbija
Wnętrznościami, by konać wysoko, nie w tłumie!

Całe życie konałem tak i nie przemija
Konanie me: w was będę konać wiekuiście
Na swych snu gruzach, w których mąk lęgnie się żmija.

Na gruzach snów i dzieła, które los jak liście
Rozmiótł, na gruzach duszy... Kto zmiażdżył mnie w duszy?
Kto podeptał ją? Czyje gniewy i zawiście?!

Jam jeńcem w was. Przez odruzg, co się z głazu kruszy,
Przedzierając się młotem do piękności Boga,
Dobywałem człowieczą niemoc z głazu głuszy.

Rzuciłem was w kamiennych okowach u proga
Kształtu! Bom chciał w was spętać swoje sny bezsenne,
By w więzach legła z wami ma tęsknica sroga!

Serca i snu nie mogłem wcielić w nieodmienne
Kształty wydarte bieli czystego kamienia:
Bo niezgłębione serce me jest i bezdenne.

A obłok nigdy swego nie dogoni cienia.Elwira Styczyńska edytował(a) ten post dnia 06.08.11 o godzinie 08:40
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Świat rzeźby w poezji

Monika Taubitz*

Piękna Madonna


Spoglądam
przez dziurkę od klucza,
szukając twoich ołtarzy.
Mój obraz-zagadkę
składam
z resztek
uśmiechu.
Musiała o
puścić miasto,
tak jak i ja.
Pół wieku
wzbraniano jej tego,
co chciałaby wieścić.

Z tomu „Ein Land gab mir sein Wort. Gedichte über Schleisien/
Ten kraj dał mi słowo swoje. Wiersze o Śląsku”, 2007

tłum. Justyna Kubocz



Obrazek
Piękna Madonna – rzeźba z wapienia autorstwa
nieznanego artysty z Wrocławia lub Pragi, ok. 1390-1400,
obecnie w Muzeum Narodowym w Warszawie

*notka o autorce, inne jej wiersze w oryginale i linki do polskich
przekładów w temacie A może w języku Goethego?
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 23.08.11 o godzinie 12:51
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Świat rzeźby w poezji

István Kovács*

TRYPTYK RZEŹBIARSKI TIBORA SZERVÁTIUSZA

I. Rząd bożków życia


Początek jest olśnieniem, olśnienie grzechem pierworodnym...
Kłoda morwi rzeźbiona światłem – w ciepłych dłoniach
życia. Madonna w chuście na głowie pośród pogańskich
posążków z Wysp Wielkanocnych... Kłoda morwy
rzeźbiona światłem: małżonka faraona w piramidę
na wieczność zaklęta, w kostkach ciemności szlifowanych
piaskiem... Kłoda morwy światłem rzeźbiona światłem -
figurki strzegące stepowych kurhanów do wieczoru-
-progu nocy przytwierdzają księżyc... Twarze.
Wciąż jedna i ta sama twarz człowieka – rysy
twarzy rozmnożone w lustrze przysłoniętych oczu.
Twarz miłości: przeczucie i wieczność. Twarz
matki błogosławiącej swój płód: drzewo życia.
Twarz matki boga odprowadzającego syna do krzyża
naszej ery. Średniowiecznego świętego twarz
w obręczy blasku, mrugająca płomiennymi rzęsami.
Geniusza rewolucji twarz w masce snu. Twarz wdowy
po mężczyźnie zaginionym w wojnie, przekopująca
groby – krecia i przebóstwiona. Twarz dwudziestowiecznej
piety – przepalona, o wybitych zębach, w wieńcu
z włosów czesanych kolczastym drutem... Oniemiałego
czasu twarz-muzyka. Oczyma zaświatów o kształcie
pszenicznych ziaren patrzy na nas życie. Oczyma
życia o kształcie pszenicznych ziaren zaglądamy
w zaświaty. Nasza twarz – krąg słoneczny wyrzeźbiony
ostrzem początków. Wstajemy za granicą oczu i
za granicą oczu zachodzimy... Wystygnięcie:
żywiący życie prąd – patrząc stamtąd. Przeniknięcie
ciepłem: sztywność żywiąca śmierć – patrząc spoza.
Żyj życiem życia.

II. Chrystus Kolożwarski

Wzruszenie – jego grudki mogą wypełnić serce
człowieka, wzruszenie swoją ciszą może przebić
błony bębenkowe, gryzącym kwasem uślepić macające
w ciemności opuszki palców. Jego chwile – minuty,
godziny, dni i lata mogą zalać rodzinne miasto:
domy, szkoły, wieże kościoła, trójkąty wzgórz,
osadę zbiegłą na szczyt Araratu. Wzruszenie własne
i wspólne z przeszłości i przyszłości, z czasu i
bezczasowości – teraz i w naszej obecności.
W jakimś domu wielokrotnie na nowo budowanym.
W pracowni kościelnego wnętrza. Chrystus Kolożwarski
przed białą wapienną ścianą. Przed rozłożonymi kartami
czasu i przestrzeni, przed nieodgadnionym rysunkiem
krat – wiecznością. W każdej rzuconej kostce, na
każdej karcie z ich rosnącego stosu objawiają się
coraz to inne znaki. Ile z nich możemy rozpoznać?
Ile czeka na odczytanie? Jak gdyby od niezliczonych
odcisków palców powietrze, w którym stoi Chrystus,
stało się chropowate. I czekający zmartwychwstania
całun. Nasza ściana płaczu. Setki, setki tysięcy
palców wskazujących i palców serdecznych w wapiennych
kostkach śmierci. Setki, setki tysięcy zastygłych
białek oczu w białych kaflach obozu śmierci.
Powiedzmy w Treblince. (Wybór jest nieograniczony!)
Tam gdzie stłoczyli niezliczone dusze, w hali
śmierci udającej łaźnię. I żeby wykorzystać każdą
szczelinę, w tłum wykładany ludzkimi głowami
wcisnęli jeszcze dzieci. Niemowlęta z Biblii. Potem
włączyli motory. Zabijali przestarzałą metodą -
gazem spalinowym. Od tego czasu woda jest skażona
i pragnienie nieugaszone. Od tego czasu miłość
bliźniego nakazuje brać pod uwagę, mieć na uwadze
naszych morderców. Improwizatorów, których nagli czas.
Którzy z braku czasu nie są w stanie wytworzyć
sytuacji na tyle sielankowej, by „elementy nie-
pożądane – ludzie, rodziny, środowiska – skończyły
ze sobą własnymi rękami. By siebie tak czy inaczej
unicestwiły, po prostu – by się unicestwiły. Do tego
- podstawowy warunek – trzeba zabić nawet najmniejszą
nadzieję, świecącą jak robaczek świętojański,
należy rozbić rytm pór roku, słońce wypchnąć za
kraty. Do tego – podstawowy warunek – potrzebny
jest czas, czas rozległy jak Amazonka... potrzebne
też jej namulisko – cierpliwość. Nieśpiesznie
umierający
, ich u innych nie spotykana szatańska
wiara w siebie, ich dokładny, na osiągnięciach
morderców, co zabijają natychmiast oparty chytry
rachunek i oczywiście żołądek: wyhodowanie skłonności
do swoistego trawienia. To też wymaga stałej
gotowości, nawet jeżeli przez lata i dziesięciolecia
trzeba czekać. Zawsze w pogotowiu, aktywne
wyczekiwanie. Potrzebna jest możliwość. Przestrzeń.
Arena kraju, kontynentu, części świata. Z tłumem
widzów ślepo bezczynnych i zaślepionych w czynie.
Odwieczny sprzymierzeniec i obłudny kibic
zabijających natychmiast i uśmiercających nieśpiesznie
- obojętność. Ci, którzy zabijali w Treblince,
mieli wszystko, nie mieli tylko czasu. Mordowali
w obłędzie bez chwili spoczynku. Z własnej woli,
z rozkoszą. Ale tę rozkosz jedynie niespiesznie
uśmiercający potrafią naprawdę odczuwać. Mają
na to czas, przecież nieludzko długa jest gra
wstępna, wiodąca do poświęcenia wypatrzonych
ofiar, do ich ofiarowania się. Zabijających natychmiast
naglił czas – coraz częściej podjeżdżający i
coraz dłuższy rząd wagonów. Zabijający natychmiast
morderca wiedział, że zabija. Uśmiercający nie-
śpiesznie udaje, że nie ma nic wspólnego ze swymi
ofiarami: zmiażdżonymi na torach kolejowych,
leżącymi pod wysokimi domami, przekręcającymi
kurki od gazu, zaciskającymi sobie pętlę na szyi.
Niespiesznie uśmiercający wtedy tylko odkrywa,
kiedy rezygnuje – przeważnie – ze swego zdalnie
sterowanego rytuału, kiedy traci cierpliwość,
kiedy z jakiejś przyczyny czas nagli także i
jego. Ofiara nie chce być ofiarą, nawet złożoną
Bogu. Nawet w największej beznadziei ma
czelność mieć nadzieję. Może dlatego, że
odważa się odkryć pod solenną maską mordercy
uśmiercającego nieśpiesznie wyszczerzoną gębę
mordercy, który zabija natychmiast, może dlatego
staje z nim twarzą w twarz. (Jak ów więzień
z Treblinki, który w przedśmiertnej minucie
nóż utopił w swoim mordercy). Nieśpiesznie
uśmiercający tylko jedno może wówczas zrobić:
zamknąć do więzienia, jest mimo wszystko życiem,
stanem łaski, odroczeniem śmierci. Dlatego tylko
pod naciskiem sytuacji bez wyjścia wolno rzucać
się do wyjścia. Bo to niezmiernie niebezpieczne.
Albowiem ten co niespiesznie wysyła ludzi na
śmierć, utraciwszy cierpliwość i poczucie czasu
łatwo przekształca się w mordercę, który zabija
natychmiast, a potem już nietrudno się przekonać,
że jest nim w rzeczy samej. Bo niespiesznie
uśmiercający kiwa głową, przewraca oczami,
okazuje współczuje, umywa ręce. Tylko w głębi
serca raduje się, administruje. On wie: cierpliwość
matka śmierci. Zabijający natychmiast morderca
zamknął drzwi wahadłowe wbudowane w ścianę łaźni,
tak jak na początku zamknął drzwi od wagonów.
Chętnie by obserwował śmierć zadławionych dymem.
Znudził go już widok ofiar walących się po
strzałach karabinowych, zatłuczonych na śmierć
bykowcem, o zmiażdżonych łopatą głowach, o
rozdeptanych obcasami gardłach. Chciałby ujrzeć
to jak zabija, w jaki sposób dym wypełnia przes-
trzeń życia, dym który z taką radością wciągał
w nozdrza w dzieciństwie, biegnąc za automobilem.
Ale przez szybkę judasza nie widział nic.
Wszystko pokryła ciemność, lecz nie była to
ciemność dymu kłębiącego się ponad śmiercią,
była to ciemność ciała. Z metalowych płyt i taśm,
i z metalowych łez stopionego ciała Chrystusa.
Kiedy otwarto drzwi wielkości ściany, aby do rowów
wykopanych przez buldożery wrzucić umarłych
i zlać ich wapnem lub spalić, w hali błyskającej
oczami kafli widać było tylko Chrystusa. I jakby
w każdej jego cząstce była ludzka zwęglona
dusza, tłum dusz zwęglonych: dla siebie wzajem
i w sobie trwały spalając się, zniekształcając,
sztywniejąc i marniejąc, spłaszczając się, skrę-
cając i kostniejąc, garbiąc się i roztapiając,
klejąc się, wyciskając, wijąc się i tężejąc -
istotniejąc. Jak w zbiorowej mogile człowiek,
jak w przetrawionych bibliotekach, w galeriach,
archiwach, szkołach, kościołach duch przemie-
niony w popiół. Chrystus Kolożwarski powstał
z wszystkich żyjących i zamordowanych ofiar
historii. Z każdego znękanego wczoraj-dziś-
-jutro życia i niesprawiedliwej śmierci.
A więc nie wyobrażajcie sobie za nim krzyża.
On nie może zmartwychwstać. Na pół umarły.
Spójrzcie na jego twarz. Wpatrujcie się w nią
zamkniętymi oczyma. Dopóki pod tą koroną,
z głębin zbiorowych mogił nie wybuchnie żar
waszych oczu.


Obrazek
Tibor Szervátiusz „Chrystus Kolożwarski”, 1964

III. Rzeźbiony w kamieniu
(Bartók)

Skrzypiący walec wpija ci się w serce meta-
lowymi zębami. Przebił je kolec katarynkowej
śmierci. Tak, seryjnie wyprodukowany gwóźdź
przebił otwierającą się pięść Chrystusa, jak
atomowy zgiełk przebiła ułomną pamięć o naszym
stworzeniu – ciszę. Stoimy na ziemi niczyjej
upokarzającego kraju, ojczyzny stworzonej na
nowo przez twoją tęsknotę. Przez ciebie wzboga-
ceni, i z twą „pełną walizką” - ograbieni. Na
wapiennym ściernisku bezbronności chwiejna Ω:
oddala się wystygły wzrok Proroka... prochem jesteś
otoczony, wirującym śnieżnym pyłem. Unosi kogoś.
Jako ostatnie słowo. Jak nieuchwytne echo.
Nigdzie pnia drzewa, nigdzie źdźbła trawy.
Kikuty krzyży rozpięte w pejzażu zakreślonym
liniami wysokiego napięcia, na karcie pokrytej
nutami bezradności. I czego ma się trzymać
człowiek, jeśli jego nadwęglona pięść może być tylko
nutą samobójczą i tak załamuje się na tle nieba,
że nie wiadomo, czy do raju zmierza, czy do
piekła. Jakiż zwapniony głos w swawolnie
gnijącym oddechu ludzkości. Wyjęta z niego
twoja czaszka. Twoją wierną twarz w rysach i w
duchu – nie z powodu czegoś, lecz dla kogoś -
zaklęła drżąca ręka w skałę wapienną. Twoje
obrończe gesty pochłonął zaświat z głębi two-
ich oczu: podwójny krater, przebijający nawet
przestrzeń kosmiczną. Stoimy na ziemi niczyjej
upokarzającego świata światów w twoich snach
stworzonego. Z opuszczonymi głowami...


Obrazek
Tibor Szervátiusz „Bartók”, 2001

tłum. z węgierskiego Jerzy Snopek

*notka o autorze i linki do innych jego wierszy w temacie
Być poetą...
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 20.08.11 o godzinie 03:35

konto usunięte

Temat: Świat rzeźby w poezji

Igor Sikirycki*

Dawid


Nagi jak marmur
kształtny
owoc wyobraźni
podany wybrednym turystom
na jego widok dzieci klaszczą w ręce
łagodny
jak wielkanocny baranek
daje się przymierzać do łożnic
procę na lewym barku
trzyma tak niewinnie
jak puste gniazdko
z którego uleciał kamienny ptak
prosto w skroń
Goliata

Florencja, 21 VI 1966

z tomu „Trzy struny”, 1980


Obrazek
„Dawid” Michała Anioła, 1501-1504

*notka o autorze i linki do innych jego wierszy
w temacie Gwiazdy, planety, kosmos w poezji...
Marta K. edytował(a) ten post dnia 30.09.12 o godzinie 06:48

konto usunięte

Temat: Świat rzeźby w poezji

Zdzisław Jerzy Bolek*

W pracowni rzeźbiarskiej


od bryły
brudnego kamienia
odpryski

błyskawicami

kładły się
białe rysy

z kamiennej ciemności
wynurzała się
głowa

niewyraźna

ale już
podobna do

szukanej

i pękła
spadła w ciszy

---------------------------

rosnąc hukiem brył

dokoła mnie
stała się
ciemność

wezmę znów kamień

z tomiku „Poza granicę snu”, 1975

*notka o autorze i linki do innych
jego wierszy w temacie Motyw twarzy
Marek F. edytował(a) ten post dnia 28.08.11 o godzinie 17:42

konto usunięte

Temat: Świat rzeźby w poezji

Leopold Staff

Rzeźbiarz


Mistrz uczuł w swojej piersi dech nieskończoności
Potężny jak ocean, gdy się pianą zwełni.
Chciał wyrzucić z swej głębi moc życiowej pełni,
Której orkan wezbranej potęgi zazdrości.

I w głazie dłonie jego młodzieńca wykuły,
Który łudzi miał uczyć zwycięstw, dumy, chwały!
Posągu człon drgał każdy siłą napęczniały,
Szałem nadmiaru grały w nim wszystkie muskuły.

A ten, co pierwszy ujrzał boskość w mistrza tworze,
Padł na twarz, zatrwożony, szepcąc ciche modły:
"W proch przed tobą mocarze niech padną najpierwsi!"

Mistrz zmarszczył brwi, odtrącił zgiętego w pokorze
I widząc, jak moc rzuca siew słabości podłej,
Młotem strzaskał posągu granitowe piersi!...

z tomu „Sny o potędze”, 1901
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Świat rzeźby w poezji

Leconte de Lisle

Wenus z Milo


W siłę, w geniusz obleczon najświętszy marmurze,
O bogini zwycięska, urodą wspaniała,
Błyskawicy, Harmonii dorównasz naturze;
O Wenus, piękna, mleczna – tyś Bogów wydała.

Nie jesteś Afrodytą pośród sennej fali,
Co stopy śnieżne wsparła o muszli lazury,
Gdy dokoła poświata złocista się pali,
Krąg Igraszek wiruje, Śmiechów dźwięczą chóry.

Ty, jako Kytherea, nie gniesz swego ciała,
By z Adonisem wonne pocałunki dzielić
Pod strudzoną gałęzią, na którą zleciała
Moc grzywaczy zalotnych, gołąbeczek w bieli.

Tyś niepodobna Muzie o ustach wymownych,
Nie jesteś Wenus płochą czy miękką Astarą
O skroni zdobnej w róże, w akantach czarownych,
Konającą z miłości, o lotosy wspartą.

Nie! Śmiechy czy Igraszki, krąg splecionych Gracji
Spłonionych od miłości – ni e twoją ozdoba.
Orszak twój – to kadencja gwiezdnych konstelacji,
Planet sznur jednogłośnie płynący za tobą.

O uroczy symbolu nieznanej radości,
Spokojny niby gładkie oceanu wody –
Nigdy szloch w twojej piersi kamiennej nie gościł
Ni płacz ludzki nie przyćmił blasku twej urody.

Witaj! Niech na twój widok raduje się dusza.
Fala marmuru, zda się, biel twych stóp pochłonie;
Naga i dumna kroczysz – świat cały poruszasz,
Świat jest twój, o Bogini o rozległym łonie.

Chociaż moja kołyska na Tetydzie leży
I nie była pieszczona przez spokojne fale,
Chociem u wrót Attyki nie mówił pacierzy
Na twym ołtarzu, piękna, gdzieś powstała w chwale –

Wykrzesz z mej piersi iskrę wzniosłego łuczywa,
Nie pogrążaj mej sławy w grobie pełnym troski;
Spraw, niechaj złotym rytmem myśl moja wypływa,
Jako do kształtnej formy kruszec wyciekł boski.

1846

tłum. Krystyna Knothe

w wersji oryginalnej pt. „Vénus de Milo”
w temacie W języku Baudelaire’a


Obrazek
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 29.08.11 o godzinie 18:23

konto usunięte

Temat: Świat rzeźby w poezji

Adam Ważyk

Rzeźba prekolumbijska


W Muzeum Człowieka
jest twarz okrutnego boga
ukryta za twarzą zdarta z ofiary,
twarz niewidzialna,
którą można poznać
po podwójnych ustach.
Tu powinienem był zrozumieć wszystko --
rytuał maskarady
i smutek przechodnia,
smutek przechodnia odartego z twarzy.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Świat rzeźby w poezji

Gienrich Sapgir

Ikar


Wyrzeźbił rzeźbiarz
Rzeźbę „Ikar”
Model niezadowolony:
Co za okaz chałtury!
Miast muskulatury -
Części do silnika!
Odszedł wściekły.
Przybieżeli przyjaciele,
Stwierdzili że to banalne.
Tylko kobiety orzekły:
„Genialne!”
Co za potęga!
Artysta sięga
Do tradycji
Antycznej Grecji.
Erotyczne emocje!
Mogłabym mieć dzieci
Ze skrzynią biegów.
No i zaszła. A potem
Na szybkich obrotach
Dość gładko
Została matką
Helikoptera,
Który
Do niej się wydziera
Z góry.
Uleciał ponad chmury...
Wokół słychać pochwalne chóry:
OTO SZTUKI SPOŁECZNE ZADANIA!
A pan artysta się kłania.

Ustawiono popiersie w miejscu publicznym -
Autoportret,
Autofurgon,
Telefoniczny
Automat.

tłum. Jerzy Czech

wersja oryginalna pt. "Икар" w temacie
Стихи – czyli w języku Puszkina

konto usunięte

Temat: Świat rzeźby w poezji

Dannie Abse*

W Tate Gallery


Gdyby zmarli mieli uszy, co nie obracają się w proch,
może już zawsze słyszeliby jeden i ten sam odgłos dochodzący
z wczoraj albo z jeszcze cierpliwszej przeszłości:
ciężki oddech krematoryjnych miechów
albo grzmot ziemi spadającej na trumnę.
„La vie, cette merveille” - wołał Rodin, ale zmarli
oskarżają Akt Stworzenia, przypominają kamień.
Najpierw ta smętna myśl, potem rzeźba,
wcielenie jakiejś iluzji.
Skrzypienie butów, jesienne słońce, parkiet,
a kochankowie Rodina wytrwale całują się
i nie całują. Te posągi wsłuchują się
nie w bicie własnych serc, w erotyczne westchnienia,
nie w przesadne, przymilne obietnice
czy w przemądrzałe głosy: „Jak On wielbił Zycie!”.
Już raczej słyszą, jeśli w ogóle słyszą,
w antraktach milczenia, co nie jest milczeniem,
pogłos człowieczej gorzkiej skargi,
co nigdy nie daje im spokoju,
pomruk rzeźbiarza: „Toujours travailler”
i, raz za razem, stukot młotka uderzającego
w dłuto i przewlekły krzyk powierzchni.
Większość posągów jest smutna i pogrążona w sobie,
każdy cios poprzedza wstrzymaniem oddechu i opłakuje
każdy kęs zżeranego, niegdyś drżącego kamienia.

przełożył Andrzej Szuba


Obrazek
Auguste Rodin „Pocałunek”, 1890

Wiersz jest też w temacie Muzea i galerie

*notka o autorze i linki do innych jego wierszy
w temacie Żydzi, judaizm i kultura żydowska w poezji
Krzysztof Adamczyk edytował(a) ten post dnia 16.09.11 o godzinie 07:51
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Świat rzeźby w poezji

José Emilio Pacheco*

Głowa olmecka


Bryła lub góra
Sama twarz
Planeta
upadła
z głębi niezbadanej historii

Gąszcz w pełni bezruchu
Skamieniały ojciec

Ślad jakiegoś bóstwa
Ściętego

z tomu „Desde entonces”, 1980

tłum. Krystyna Rodowska



Obrazek


*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki do polskich
przekładów w temacie Poezja iberyjska i iberoamerykańska
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 22.03.12 o godzinie 17:02

konto usunięte

Temat: Świat rzeźby w poezji

Janusz St. Pasierb*

Rodin


dlaczego miłość
nie tyle ucieka co prześlizguje się mimo
mimo nas obok naszych zrozpaczonych dłoni
dlaczego daremna jest tkliwość
skąd nieprzyczepność naszych ciał
ani ich z wodą związać ni z powietrzem
jedynie ziemia czeka wciąż cierpliwa
aż się w nas ogień dopali ze szczętem

7. 9. 78


Obrazek
August Rodin „Kochankowie”, 1911

Spotkanie

na fontannie Marii Medycejskiej
w Ogrodzie Luksemburskim
i na rzymskim obrazie Lanfranca
mityczna postać
przypatruje się dwojgu zaskoczonym ludziom
olbrzym Orkos
spogląda na parę kochanków
ogromna śmierć
patrzy na dwoje śmiertelnych
przez chwilę
śmierć
zaskoczona
przygląda się
miłości

wiersz jest też w temacie Fontanna -
– co poetów i kochanków skłania do zadumy...



Obrazek
Orkos i para kochanków – rzeźba na fontannie
Marii Medycejskiej w Ogrodzie Luksemburkim w Paryżu

z tomu „Zdejmowanie pieczęci”, 1982

*notka o autorze w temacie Być poetą...
Marta K. edytował(a) ten post dnia 12.02.12 o godzinie 08:55

konto usunięte

Temat: Świat rzeźby w poezji

Rubén Aguilera

Zwycięstwo


(Anthaxia Candens)

Nike, kamienna Nike z Samotraki,
z reminiscencji rozbicia statku,
o świcie zmartwychwstajemy
palą się chrząszcze.

Bogini bez głowy, w centrum chaosu,
każdy z nas daruje ci jedną twarz,
daj nam twoje kamienne skrzydła
abyśmy mogli wyemigrować do Alfa Centauri.

Tam znajduje się złociste słońce dla nostalgików
a dla tęskniących purpurowe słońce.
W każdej latarni morskiej przyjaciel, kochanka,
w morzu wiersz, w wietrze pocałunek,
Nike, kamienna Nike z Samotraki .

Tłumaczenie: Barbara Kobos Kaminska


Obrazek

Nike z SamotrakiKrystyna Bielarczyk edytował(a) ten post dnia 29.03.12 o godzinie 21:08

konto usunięte

Temat: Świat rzeźby w poezji

Norman McCaig

Popiersie jak żywe


Nic na siłę, pomyślał
i wmiesił glinę w poprzedni
bezkształtny kształt.

Potem ją poklepał, rozciągnął,
wygładził nierówności.
Jego oczy kursowały jak piłeczka
pingpongowa między nią a modelem,

Fatalnie... Fatalnie... To nie on.

Kilkoma ciosami pięści
przywrócił jej pierwotną nieforemność,
a potem pomyślał;
Tak lepiej, większe podobieństwo.

I zaczął ją psuć od nowa.
        
        
przełożył z angielskiego Andrzej Szuba

wersja oryginalna pt. „Portrait Bust”
w temacie Poezja anglojęzyczna
Krzysztof Adamczyk edytował(a) ten post dnia 18.12.12 o godzinie 17:27

Następna dyskusja:

Mój świat




Wyślij zaproszenie do