Temat: Wiersze z podróży

wars poetica

w warsie pachnie kiełbasa
samotni pasażerowie
zajmują stoliki
byle dalej od siebie
plastykowymi tackami
wyznaczają tereny
chwilowej prywatności

pomiędzy nimi poeta
jak posłaniec bogów
na czworakach zbiera
rozsypane wiersze
wyszarpuje spod butów
kartki umazane musztardą
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wiersze z podróży

Łukasz B.:
wars poetica

w warsie pachnie kiełbasa
samotni pasażerowie
zajmują stoliki

/.../

Kiedyś Rudi Szubert przy akompaniamencie "Wałów Jagiellońskich" śpiewał: "Wars wita nas...", a ja w tym wakacyjno-podróżniczo-kulinarnym nastroju witam nowego Kolegę w naszej grupie. Twój wiersz, Łukaszu, rozjaśnił zachmurzone dzisiaj niebo nad moją głową. Podoba mi się ta wars poetica, zapachniało pięknie nie tylko kiełbasą
i musztardą, ale dobrą poezją, napisaną z jakże bliskim mi, subtelnym, nieco autoironicznym, poczuciem humoru. Pozdrawiam - Ryszard.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 14.11.09 o godzinie 14:15

Temat: Wiersze z podróży

Dziekuję za ciepłe przyjęcie :) Tym bardziej, że jestem tu nowy :)
Pozdrawiam również - Łukasz

Kiedyś Rudi Szubert przy akompaniamencie "Wałów Jagiellońskich" śpiewał: "Wars wita nas...", a ja w tym wakacyjno-podróżniczo-kulinarnym nastroju witam nowego Kolegę w naszej grupie. Twój wiersz, Łukaszu, rozjaśnił zachmurzone dzisiaj niebo nad moją głową. Podoba mi się ta wars poetica, zapachniało pięknie nie tylko kiełbasą
i musztardą, ale dobrą poezją, napisaną z jakże bliskim mi, subtelnym, nieco autoironicznym, poczuciem humoru. Pozdrawiam - Ryszard.Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 15.07.08 o godzinie 11:31

Temat: Wiersze z podróży

*** [pożegnania pocałunki]

pożegnania pocałunki…
pełen peron rozstań
to tylko próba przed podróżą
z której próżno czekać
kartki czy esemesa

przytulają się,
jak morfinę dozują żal
uśmiechem aktywują samotność
na tydzień... na dwa…
wsiadać! odjazd!

Temat: Wiersze z podróży

Bardzo mi miło, że się podobają. Wśród niewielu wierszy jakie w ogóle napisałem, mam sporo z podróży, bo w podróży jakoś mi się dłuży (i wymyśla lub pisze). A podrózuję co najmiej dwa razy w tygodniu (w całkiem prozaicznym celu: do pracy), więc ta proporcja podróżnych czy wręcz kolejowych wierszy (das Zuggedicht) ma zupełnie racjonalne wytłumaczenie.

oto kolejny w całkiem innym stylu:

to widzę
co tydzień
to tak to to tak
jesieni znak
zmierzchu znak
smak
i jakiś brak
i dal
żal
za
a może po
po kimś
po ciąg
zdarzeń ciąg
pamięć rąk
róży pąk
pociągŁukasz B. edytował(a) ten post dnia 17.07.08 o godzinie 08:35
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wiersze z podróży

Marek Grechuta

Wokół zaczarowany świat (Wenecja)


Od morza wieje siwy wiatr kołyszą się gondole
Stary srebrzystobrody świat rozstawił główne role
Piazzo San Marco Ratusz - arkady klawiatura
Tycjan El Greco gubi łzy - milczy architektura

Wenecja - mgła

Ulice wymyślono tak by zmieścił się przechodzień
We dwoje tylko - szerszy trakt to już płynąć po wodzie
Okno otwarte nie wie co warkotu nawałnica
Zamknięte tylko po to, bo na dwoje - ulica

Wenecja - mgła

Labirynt mgły labirynt słów i labirynt lazurów
Zmienił się w rzekę ulic rów - podwoił wzniosłość murów
Nie dość Wenecji było mgły wśród błękitów nad głową
Teraz odpływa tak jak sny przez żalu jedno słowo

Wenecja -

Wokół zaczarowany świat (Wenecja) -
- słowa, muzyka i wykonanie: Marek Grechuta
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 08.08.08 o godzinie 06:36
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Wiersze z podróży

Ryszard Mierzejewski:
Marek Grechuta

Wokół zaczarowany świat (Wenecja)

Ryszardzie, bezcenny Twój wkład w popularyzację poezji wyjątkowej, subtelnej i owianej mgłą Krakowa, dziękuję.
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Wiersze z podróży

Jarosław Iwaszkiewicz

* * *

Nie rzucam monet do fontanny Trevi
czy to skutkuje nikt na pewno nie wie

nie lubię tego Neptuna z pałacu
co się rozpycha na malutkim placu

a plac jak salon i dziw nawet bierze
że niedzielami stoją tu żołnierze

wszystko jest takie jak z gipsu i sztuczne
skały pod wodą jak zwierzęta juczne

przy samym brzegu pieni się tu piana
zaczerpnij dłonią - ma pewnie szampana
smak ta f o n t a n n a
Jolanta Chrostowska-Sufa

Jolanta Chrostowska-Sufa Redakcja, korekta,
adiustacja, kampanie
internetowe, zlec...

Temat: Wiersze z podróży

Charles Baudelaire

Podróż na Cyterę


Serce moje z radości jak ptak trzepotało,
Polatując swobodnie nad olinowania.
Jak anioł, kiedy słońcem pijany się słania,
Statek niósł się pod niebem, co lazurowiało.

Co to za wyspa smutna i czarna? - Cytera,
Brzmi odpowiedź, ubogi kraik pod Helladą,
Ale to rozsławione w pieśniach Eldorado,
Co starym kawalerom ramiona otwiera.

- Wyspo słodkich tajemnic i wielkich świąt serca!
Wśród fal twych się unosi jak wonna żywica
I umysły miłością, tęsknotą nasyca
Świetlany duch antycznej Wenus, dusz przezierca.

Czczony przez wszystkie ludy, w mirtach unurzany,
Kwiecący się ostrowie piękny, gdzie westchnienia
Serc rozpłomieniających się od uwielbienia
Wzlatują jak wonności nad ogród różany

Lub pełne wiecznych gruchań gołębie zapały!
- Cytera dziś to ziemi jałowej strzęp dziki,
Pustka skał rozdzierana przez zwierzęce krzyki.
Wypatrzyłem jednakże obiekt niebywały!

Nie myślę o świątyni za drzew kępą ciemną,
Gdzie szła młoda kapłanka, kwiaty kochająca,
A habit jej zwiewała bryza dmuchająca
Chłodząc ciało palone gorączką tajemną;

Lecz nieomal ścinając przybrzeżne ostrzyce
Spłoszyły właśnie ptactwo nasze białe żagle
I słup o trzech ramionach ujrzeliśmy nagle -
Jak cyprys na tle nieba czarną szubienicę.

Tu ciało na postronku od ptasich chmar puchło:
Drapieżniki z wściekłością rwały swój żer zgniły,
Dziobami plugawymi jak nożami biły
W to krwawiące ranami tysięcznymi truchło;

Z oczu zostały dziury, rozmiękł brzuch pękaty
I lały się po udach jelit sprute zwoje:
Stęchłymi frykasami sycąc dzioby swoje
Do cna wykastrowały trupa jego katy.

U stóp wznosiło pyski czworonogów stado
I łażąc w krąg, oprawcom zazdrościło szczerze;
Pośrodku poruszało się największe zwierzę
Niczym rozkazodawca wraz z przyboczną radą.

Synu tej wyspy, cicho znosiłeś zniewagi,
Zwrócony ku pięknemu rodzimemu niebu,
Dla twych win odmówiono ci nawet pogrzebu,
A niesławą okryty, zawisnąłeś nagi.

Śmieszny wisielcze, twoje rany i mnie pieką!
Na widok zwisłych kończyn, ich chybotliwości,
Poczułem, że podchodzą mi pod krtań, jak mdłości,
Nagle odwilgłe bóle wielką żółci rzeką;

Poczułem kły i dzioby zgrai nieprzebranej
Również na sobie, drogi biedaku z Cytery,
Bom ujrzał dni, gdy kruki i czarne pantery
Chciały przed laty zadać mi śmiertelne rany...

Choć morze błękitniało w jaśnieniu podniebnym,
Dla mnie się krwią i czernią zasnuła toń cała
W chwili, gdy mi Cytera serce pogrzebała
W tej strasznej alegorii jak w całunie zgrzebnym.

Cóż miałaś dla mnie, Wenus? - Na tle firmamentu
Mój zwisły w symbolicznej pętli obraz nagi...
O, dodawaj mi, Panie, siły i odwagi,
Bym patrzał na me serce i ciało bez wstrętu.

tłum. Józef Waczków
Małgorzata B.

Małgorzata B. Ale to już było.....

Temat: Wiersze z podróży

CZESŁAW MIŁOSZ

Pielgrzymując
Oby zapach tymianku i lawendy towarzyszył nam w drodze
Do tej prowincji, która nie wie jak jest szczęśliwa,
Bo została wybrana i nawiedzona,
Sama jedna pośród wielu zakątków ziemi.

Dążyliśmy do miejsca, ale nie wiodły tam znaki.
Aż wyjawiło siebie w pasterskiej dolinie,
Między górami jak sprzed początku pamięci,
Nad wąską rzeką szumiącą u groty.

Oby został z nami smak wina i mięsiwa,
Tak jak ucztowaliśmy na polanach,
Szukając, nie znajdując, zbierając wieści,
Jasnością dnia pocieszeni.

Łagodne góry i dzwonki stad
O wszystkim co utracone niech przypominają,
Bo już widzieliśmy i pokochaliśmy
Świat, który trwa jedno mgnienie.

1976
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wiersze z podróży

Iwan Bunin*

Wenecja


Osiem lat, odkąd w Wenecji nie byłem...
Za każdym razem, kiedy mijam dworzec
I staję na przystani, fascynuje
Cisza Wenecji, a zmysły odurza
Orzeźwiający morski wiew kanałów.
Te łódki, barki i ten oleisty
Blask wody, opromienionej światłami,
A nad nią wznoszą się niskie frontony,
Do brudnej kości słoniowej podobne;
Wieczór południa błękitnieje w górze,
Wilgotny, słotny, ale napełniony
Łagodnym, z lila odmianą, błękitem -
Przyjemnie było wszystko ujrzeć znowu.

Minęło osiem lat... Spałem w znajomym
Od dawna, niskim pokoju, pod białym
Sufitem, w barwne malowanym kwiaty:
Dzwon usłyszałem z rana - melodyjny
I dźwięczny, ale nie nas wzywający;
Ten czysto brzmiący głos osamotniony
Głosem przeszłego życia jest, po którym
Jedynie samo piękno pozostało!
A potem słońce różowe ukośnie
Zajrzało do wąziutkiego zaułka,
Odblaskiem odbijając się od domu,
Od przeciwległej ściany - a ja znowu
Radosną bliskość morza i wolności
Odczułem, kiedy ujrzałem nad dachem,
Nad kołyszącą się w wietrze bielizną
Strzępy obłoków biało-fioletowe
W turkusie nieba wilgotnym i płynnym.
Po chwili wbiegła na dach lekkim krokiem
I zdejmowała bieliznę śpiewając
Smukła dziewczyna z odsłoniętą głową"
Kształtna i zwinna... A ja przypomniałem
I Capri, i Gracjellę Lamartine'a...
Choć byłem wtedy o osiem lat młodszy,
Ale nie sercem, nie, wcale nie sercem!

W południe koło Marka, co się jakby
Patriarchą Syrii i Smyrny wydawał,
Słońce się w jasnej uśmiechając mgiełce
Już oślepiało macicą perłową.
Mury pałacu dożów przygrzewało
I plac i gruchające i kipiące
Szaroniebieskie gołębie, co ziarna
Dziobały w ciżbie hojnych cudzoziemców.
Wszystko lśni: buty, kapelusze, laski,
Oczy zmrużone, błyskające zęby;
Kobiety, wiosnę przypominające
Jasnymi sukienkami, otworzyły
Jedwabne parasolki, by jedwabiem
Twarz opromienić... Usiadłem w galerii,
O dziennik poprosiłem i o kawę,
I nad czymś zamyśliłem się... Kto młody,
Ten wie, co kocha. A my już nie wiemy -
Kochamy cały świat... A w dal bezmierną,
W dal - za kanały, za płasko leżące
I jaśniejące w mętnym blasku miasto,
Za Adriatyku zielone Laguny,
W błękitną przestrzeń - spoglądał z kolumny
Skrzydlaty Lew. Gdy niebo jest pogodne,
On widzi na południu Apeniny,
A na szarawej północy potrójne
Fale Alp, co błyskają nad błękitem
Platyną swoich lodowców garbatych.

Wieczorem - mlecznoszara mgły zasłona,
Nieprzenikniona jak dym. I puszyście
W niej zielenieją światełka, słupami
Smukłe latarnie odrzucają cienie.
I kanał Wielki czernieje żałobnie
W rozsypce świateł mgliście-purpurowych.
Marek jest ciężki i stary. W zaułkach
Błocko, brud. Ludzie chodzą samym środkiem -
W operze jakby. I upojnie pachną
Mocne cygara. I jakoś przytulnie
W jasnych podcieniach, gdzie szumią i błyszczą
Kawiarnie i wystawy. Tu Anglicy
Kupują żonom kunsztowne koronki
I książki o chropawych twardych kartkach
W oprawie ze złocistą ligaturą,
O grubych klamrach. Za mną niespodzianie
Dziewczyna się zatrzymała, trącając
Mnie dłonią w ramię - do mnie się nieśmiało
I smutnie uśmiechała: "Mi d'un soldo!" -
Szepnęła. Długo siedziałem w tawernie
I długo wspominałem jej gorące,
Piękne spojrzenie, promieniste rzęsy
I jej łachmany. To Arabka chyba?

O pierwszej w nocy wyszedłem. Wilgotnie,
Ale łagodnie, ciepło. Na piazetcie
Mokre kamienie. Tkliwie pachnie morzem,
Chłodno i mokro zawiewa od śliskich
Ciemnych zaułków, świeżością arbuza -
Z kanału. W jasnym niebie nad piazettą
Na wprost posągów papieskich, na froncie
Kościoła - blady przesuwa się księżyc:
To połyskuje, to za dymem taje,
Za mgłą jesienną, która wstaje z morza.
"Enrico, czyś nie zasnął?" - On bezdźwięcznie
Na światło wyprowadza księżycowe
Długi i czarny katafalk gondoli.
Ledwie nachyla postać - i wyrasta
Stojąc na rufie... Myśmy potem długo
Płynęli w wąskich korytarzach ulic,
Wzdłuż ciężkich murów, wzniesionych wysoko...

W tych korytarzach stoją barki z drzewem
I barki z solą - one tu nocują.
A pod murami - stopnie schodów, pale
W pleśni i śluzie. A nad wszystkim - niebo,
Niebieska wstęga w drobnych bladych gwiazdach.
Wenecja śpi o północy - być może
Tylko w spelunkach złodziei, pijaków
Za dworcem świecą szpary w okiennicach
I głuche słychać za nimi okrzyki,
I śmiech porywczy, kłótnie, uderzenia
Pięścią w stoliki i stoły, zalane
Marsałą i wermutem. Ile czaru
W tym późnym, w tym odurzającym życiu
Pijaków, prostytutek, marynarzy!
Ale "Amato, amo, Desdemona!" -
Mówi Enrico w pełnym pasji śpiewie
I może być, że ktoś tę pieśń usłyszy,
Ktoś kto tu mieszka w tym ciemnym domostwie -
Dusza, co kocha... I za ogrodzeniem
Widzę ogródek; na czystym tle niebios
Nagie i jakby przezroczyste drzewa,
Które szkłem błyszczą, i zapachniał ogród
Winem i miodem... Winny zapach liści
Delikatniejszy jest niż wiosny zapach.
Młodość brutalna, zazdrosna i chciwa,
Młodość nie dozna szczęścia w tym, że widzi
Srebrzyste łzy na rzęsach Desdemony,
Innego kochającej...

Oto jasne
Wyjście w niebiosa, w blask wody, księżyca!
Witajże niebo i księżycu jasny,
Gro barw lustrzanych wód i delikatna,
Błękitna mgło, gdzie bajką się wydają
Jakby dalekie domy i kościoły!
Witajcie również północne przestworza
Złotych i omdlewających wybrzeży,
Światła ekspresu ledwie widocznego,
Biegnące złotym rzędem po lagunach
Ku południowi!

30 sierpnia 1913

tłum. Leopold Lewin

*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki do polskich
przekładów w temacie Стихи – czyli w języku Puszkina
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 23.05.11 o godzinie 14:35
Zofia Szydzik

Zofia Szydzik wolna jak wiatr -
emerytura

Temat: Wiersze z podróży

Szymborska Wisława

Z nieodbytej wyprawy w Himalaje

Aha, więc to są Himalaje. Góry w biegu na Księżyc.
Chwila startu utrwalona na rozprutym nagle niebie.
Pustynia chmur przebita. Uderzenie w nic.
Echo - biała niemowa. Cisza.
Yeti, niżej jest środa, abecadło, chleb
i dwa a dwa to cztery, i topnieje śnieg.
Jast czerwone jabłuszko przekrojone na krzyż.
Yeti, nie tylko zbrodnie są u nas możliwe.
Yeti, nie wszystkie słowa skazują na śmierć.
Dziedziczymy nadzieję, dar zapominania.
Zobaczysz, jak rodzimy dzieci na ruinach.
Yeti, Szekspira mamy.
Yeti, na skrzypcach gramy.
Yeti o zmroku zapalamy światło.
Tu - ni księżyc, ni ziemia i łzy zamarzają.
O Yeti Półtwardowski, zastanów się, wróć!
Tak w czterech ścianach lawin wołam do Yeti,
przytupujac dla rozgrzewki na śniegu wiecznym.

Z tomiku - Wołanie do Yeti - 1957Zofia Szydzik edytował(a) ten post dnia 31.01.09 o godzinie 11:46
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wiersze z podróży

Robert Bly*

Jadąc przez Ohio

I.


Spaliśmy tej nocy w Delaware, Ohio:
Wspaniały, senny kraj.
Kraj dębów, owiec i łąk.
Spaliśmy w wielkim, białym domu turystycznym,
Gdzie leżały ma stole zeszyty „National Geographic”.

II.

Na północ od Columbus ogarnia mnie leniwa radość:
Powolna i mulista rzeka,
Białe stodoły pochylone ku ziemi,
Topole z pniami malowanymi na biało
I domy, na których szczycie wznoszą się obserwatoria
Jakby Ohio było wybrzeżem wdów
Patrzącym na niebezpieczny Atlantyk.

III.

Teraz jedziemy na północ, mijamy białe cmentarze
Tak malownicze w porannym powietrzu.
Przez cały ranek miałem poczucie śmierci;
Jestem pełen miłości i kocham ten senny kraj.
Któregoś dnia tu wrócę i znów zamieszkam
Na tej odrętwiałej ziemi, gdzie urodził się Harding.

z tomu "Silence in the Snowy Fields", 1962

tłum. Julia Hartwig

*notka o autorze, inne jego wiersze w wersji oryginalnej i linki
do polskich przekładów w temacie Poezja anglojęzyczna
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 13.01.12 o godzinie 11:19
Michał M.

Michał M. powoli zmierzam do
celu

Temat: Wiersze z podróży

Wisława Szymborska

W dyliżansie


Wyobraźnia kazała mi odbyć tę podróż.
Na dachu dyliżansu mokną pudła i paczki.
W środku ścisk, hałas, zaduch.
Jest gospodyni gruba i spocona,
myśliwy w dymach z fajki i z martwym zającem,
l'abbé chrapiący z gąsiorkiem wina w objęciach,
piastunka z niemowlęciem czerwonym od krzyku,
podpity kupiec z uporczywą czkawką,
dama zirytowana ze wszystkich tutaj powodów,
ponadto chłopiec z trąbką,
duży zapchlony pies
oraz papuga w klatce.

I jeszcze ktoś, dla kogo właśnie wsiadłam,
ledwie widoczny wśród cudzych tobołków,
ale jest - i nazywa się Juliusz Słowacki.

Nie wydaje się zbyt skory do rozmowy.
Czyta list, który wyjął z pomiętej koperty,
list pewnie wiele razy czytany,
bo kartki kruszą się trochę po brzegach.
Kiedy z kartek wypada zasuszony fiołek
ach! wzdychamy oboje i łapiemy go w locie.

To chyba dobry moment, żeby mu powiedzieć
to, co od dawna układałam w myślach.
Przepraszam Pana, ale to pilne i ważne.
Przybywam tu z Przyszłości i wiem, jak tam jest.
Dla wierszy Pańskich zawsze i czułość, i podziw,
a Panu - królom równy pobyt na Wawelu.

Niestety, wyobraźnia nie ma takiej mocy,
żeby mógł mnie usłyszeć czy bodaj zobaczyć.
Nie czuje nawet, że pociągam Go za rękaw.
Spokojnie wkłada fiołek między kartki,
a kartki do koperty, potem do kuferka,
patrzy przez chwilę przez załzawione okienko,
w końcu wstaje, zapina płaszcz, przemyka się do drzwi
i cóż - wysiada na najbliższej stacji.

Jeszcze przez parę minut nie tracę Go z oczu.
Idzie taki niewielki z tym swoim kuferkiem,
prosto przed siebie, z opuszczoną głową,
jak ktoś, kto wie,
że nikt go tu nie czeka.

Teraz w polu widzenia już tylko statyści.
Liczna familia pod parasolami,
kapral z gwizdkiem, a za nim zziajani rekruci,
furmanka pełna prosiąt
i dwa cugowe konie do wymiany.
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Wiersze z podróży

Julia Hartwig

W podróży


Ogromne niebo nad Nowym Jorkiem
Ale nikt nie patrzy na niebo
Zaśmieconą ulicą Brooklynu idzie ciężarna dziewczyna
i ciężarna kobieta
cała ulica ciężarnych kobiet i dziewcząt
Ulica Brooklynu pełną straganów
idzie swingujący Murzyn
za nim drugi swingujący Murzyn
cała ulica swingujących Murzynów
Na chodniku Brooklynu wyładowuje towar
wesoły hiszpański szofer
cała ulica wesołych hiszpańskich szoferów
Ulicą Brooklynu idzie z rozwianą brodą
w czarnym kapeluszu i białych skarpetkach
młody chasyd gwałtownie gestykulujący
cała ulica młodych chasydów nie widzących nikogo ani niczego
i starych chasydów gwałtownie gestykulujących
pod zbiornikiem na śmieci bezdomny przepasany sznurkiem
w wełnianej czapce na głowie zajada całkiem apetycznego sandwicza
obok drugi bezdomny patrzy na jego łakomym okiem
cała ulica bezdomnych z sandwiczem
cała ulica bezdomnych popatrujących na sandwicza łakomym okiem
ulicą Brooklynu idzie rozglądając sie dokoła
cudzoziemka przybyła z Polski w odwiedziny do córki
cała ulica cudzoziemek z Polski przybyłych w odwiedziny do córki
(americana 1998)

z tomiku "Nie ma odpowiedzi", Warszawa 2001r.
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Wiersze z podróży

Julia Hartwig

Przechadzka w towarzystwie obcych nazw


Najpierw trochę zachodu słońca na deptaku Coney Island
(Uff!Zdążyłyśmy!Inaczej cały spektakl na nic!)
Ocean jest i go nie ma.Jakby z trudem znosił
swoją obecność u przedmieść Nowego Jorku.
Potem standardowy diner blisko przystani
obsługiwany przez podstarzałe kelnerki
(nie spotkasz takich nigdzie indziej)
Smażone ostrygi nie są tu luksusowym daniem
i zupa z małży w niczym nie przypomina chowdera
(to nazwa tej zupy) z rybackiego zajazdu w wakacyjnym Cape Cod
Wracając już o zmroku przez Sheepsheadbay
mijamy dwu kuśtykających biedaków
rozmawiających po rosyjsku tak pieknie
jak to już dzisiaj się nie trafia
Stara emigracja - myślę - dawni inteligenci
odmienni od tych prosto trzymających się chudych arystokratów
spotykanych we francuskiej Mentonie
Hm - mówi moja córka - uważaj
Brighton Beach to znana siedziba rozyjskiej mafii
Marynarki które oddają do prania
pełne są brudnych pieniędzy
(americana 1998)

z tomiku "Nie ma odpowiedzi", Warszawa 2001r.

konto usunięte

Temat: Wiersze z podróży

Słówko o Wadowicach

Jest w świecie kraj,
w kraju miasteczko
w poszumie zbóż, nad rzeką
gdzie się najpiękniej zieleni maj
i ludzie przechodzą ulic krateczką.

Stąd szczyty gór
spowite mgłą,
w refleksach światła i cienia,
w słonecznej poświacie widoczne są
znaczone śladem boskiego promienia.

Na skraju Rynku
kościół przycupnął,
wiatr go leciutko owiewa,
mały skowronek ma minę smutną,
lecz mimo to wesoło śpiewa.

Tu zapach siana
dochodzi z oddali,
zapach wikliny i róży złocistej,
na targu kupisz sznurek korali
i ujrzysz krople rosy srebrzyste.

(twórczość własna- publikacja wiersza: Almanach Poetycki „Zimowa sanna” (wyd. O.W. „TAD AD”-Jastrzębie –Zdrój 2003r.-Gazeta lokalna „Echo Wadowic”- Wadowice 1995r.)
Zofia H.

Zofia H. Życie jest poezją,
poezja-życiem.

Temat: Wiersze z podróży

Robert Mielhorski

***


Nie byłem w Rawennie.
Znam tylko kilka fragmentów Piekła.
To inni podróżowali, za nas,
i zostawili nam swoje bedekery.
W grobowym hołdzie muzeów skrycie
dotykali obrazów Chardina.
Z lubośćią całowali się w cieniu
gotyckich katedr. Na naszych półkach
piętrzą się książki z ilustracjami,
a my spijamy to poczucie wyjątkowości
z tych suchych stronic, z głupim
zadowoleniem, bo ktoś inny ma przecież przyjemność.
Znam moje miejsce, ono także nie zna:
Wyblakły płomień liże gałązki sosen,
trzaski płyną z uchylonego okna,
jak nagłe p r z y p o m n i e n i e...

Z naszym udziałem, bez naszego udziału
- życie. Toczy sie bezszelestnie; w tle.
Jak przed panoramicznym malowidłem, teatralną atrapą,
przed którą wykonuje się konieczne i zbędne gesty.
Tych kilka ustępów piekła ( jak ślepiec
dotykając kartek i wypukłych liter)
odczytałem z uwagą. Rawenna, miejsce wyróżnione?
Nie byłem tam.
Nie byłem tam.

z tomiku "Wybór", Bydgoszcz 1997r.
Ryszard Mierzejewski

Ryszard Mierzejewski poeta, tłumacz,
krytyk literacki i
wydawca; wolny ptak

Temat: Wiersze z podróży

Roberto Juarroz*

* * *


Podróż obraca się czasem ku wnętrzu
a tam natrafia na wszystkie podróże
wyryte w przeszłości
także te do których nigdy nie doszło

A wtedy odkrywamy że jakaś inna podróż
dojrzewała w nas potajemnie
a teraz nas wciąga i zabiera
tam gdzie niby się nie wybieraliśmy

podróże spełnione i podróże niespełnione
są tylko pretekstem i matrycą
dla podróży co nie zna zmęczenia i chwili przybycia
i wymyśla wciąż dla siebie wędrowca
a także trasę i metę.

tłum. Krystyna Rodowska

*notka o autorze, inne jego wiersze w oryginale i linki do polskich
przekładów w temacie Poezja iberyjska i iberoamerykańska
Ryszard Mierzejewski edytował(a) ten post dnia 27.02.11 o godzinie 08:15

Temat: Wiersze z podróży

Łódź zbieracza puszek

w podróżnej torbie odkładają się pociągi
zdrętwiałe za zębami suwaków
popołudnia i lipy

przez dziurawe ucha bez śladu
przenikają bilety do kontroli
wiatr i stada drozdów

z powodu uciążliwego sąsiedztwa
walizek na kółkach traci się fason
aż rozprucie sięga dna

zmartwychwstaje się rano z wnętrzem
pełnym pożółkłych gazet i nieudanych wierszy
jako łódź

łódź zbieracza puszek

Następna dyskusja:

Nasze wiersze - do poczytan...




Wyślij zaproszenie do