Wypowiedzi
-
Koszmary w kratkę
sen mnie nie chciał z ramion
wypuścić
był tak nieprzytomny
dowlekał się rana
w zamkniętym pokoju
pozostawił wieczną żarówkę
bezeceństwa
wybitą z widoków
włączoną tamże na lat eony
koszmar w kratkę
podchodzi do gardła jak spadź chaosu
chodzi po mnie
jak po kruchym lodzie
na półoddechu
wołam albo udaję
że go nie widzę
jest cisza
wyzbyta i coraz węższa
cudze słowa przestały mi smakować
tak samo jak własne
spoglądam długo w ich otchłań
z każdym akordem
i każdym dysonansem
uczę się być
nie boję się świtów
ni promieni które wrzaskiem szyb
wybijały okna -
. . . . . . . . . . . *
. . . . . . . . . . *Ӝ*
. . . . . . . . . *Ӝ̵̨̄ƷƸӜ̵̨̄*
. . . . . . . . *Ӝ̵̨̄ƷƸ̵̡Ӝ̵̨̄ƷƸ̵̡Ӝ*
. . . . . . . . . .*Ӝ̵̨̄ƷƸ̵̡Ӝ*
. . . . . . . . *Ӝ̵̨̄ƷƸ̵̡Ӝ̵̨̄ƷƸ̵̡Ӝ*
. . . . . . .*Ӝ̵̨̄ƷƸ̵̡Ӝ̵̨̄ƷƸ̵̡Ӝ̵̨̄ƷƸ̵̡Ӝ*
. . . . . *Ӝ̵̨̄ƷƸ̵̡Ӝ̵̨̄ƷƸ̵̡Ӝ̵̨̄ƷƸ̵̡Ӝ̵̨̄ƷƸ̵̡Ӝ*
.......................█.
.•*”˜˜”*°•._˜”*°••°*”˜_.•*”˜˜”*°•.
******************************
WESOŁYCH ŚWIĄT i szczęśliwego Nowego Roku 2012!
Miniaturki poetyckie...
*
lodowate słońce
nagie sterczące gałęzie
iskrzą tysiącem lampek
*
mało widoczne
światło gwiazdy wszystkim
pokój obiecuje
*
gwiazd blask nad żłobkiem
spójrz na zegar - wahadło
wędruje w Nowy Rok
*
nadchodzi zimowa zawierucha
pod czarną chustą nocy
błysnęły białe jęzory
*
-
*
marzenia opowiadają
jak woda pod lodem
o głębokich tęsknotach
*
szare ściany mgły
połykają sylwetki
w końcu także mnie
*
ścieżki w śniegu
sopliste grzechotanie drzew
zimowa magia lasu
* -
mj
*
Najwyższy sprawdzian
nawet gdy ręki zabraknie na desce
stół jest przedmiotem tak humanistycznym
jak język polski kredę odkładam na chwilę
ktoś w miejscowości "Brak" ucząc w okno patrzył
o kochance i listach do przyjaciół myślał
ponad żmudzkimi głowami
potem niósł w świecie włosy do ramion jak fugę
drewnianą
aż mu ręce zdrewniały od ostatniej wojny
metal coraz częściej wchodzi w życie
ale sęki zostały te same
mówimy o ojczyźnie to szósty przypadek
jemu gdy dojrzeć pól nie mógł z daleka
wystarczył wołacz poza pięciolinią
znamy muzykę tak bardzo konkretną
gdy trzask karabinu odmieniamy człowiek
nie ma liczby mnogiej
słońce też było jedno gdy o świcie Mauricio
piachu smak poznawał w sobie jak el grito
la elipse de un grit va de monte a monte
ludzie z jaskiń wysuwają lampki
w piaskach trzeciorzędu odkryto ślady produkcji
barwnika
minerały mielono w kamiennych płytach
lub w łopatce żubra
czerwień z tlenków żelaza a z magnezu czerń
kobiety twarz zawracają w kierunku Pair-non-Pair
dziewczęta tapicerki o skórze barwionej
uczą się któraś oczy szeroko otworzy
na palcu kropla krwi derma incognita
szczególnie wieczorem
stróżki krwi pospiesznie wpadają do sera
wątłe linie zbiegają się w sęk
który jest słońcem w drewnianym krajobrazie
nawet gdy ręki zabraknie na desce
stół jest przedmiotem tak humanistycznym
jak język polski kredę odkładam na chwilę -
* * *
jesienne słońce
maluje drzewom ostatnią twarz
przed hibernacją
* * *
wiatr gwiżdże w parku
w gęstej mgle szept samotnego
pomnik poety
* * *
dzikie wino pełza
spada z rumieńcem w kosz
pierwsze przymrozki
* * * -
„Intymność”
nie ma czego wspominać
nie jestem już tą dziewczyną
która powściągliwie mierzy odległość
między sercem a rozumem
bez słowa wypisuję awizo miłości
ona odejmuje lat - dodaje nadziei
stąd wciąż wszędzie jest blisko
w kolejce do lata nie stygnie życie
to ona dodaje blasku oczom
a pogoń za świtem
ma konsystencję rozwodnionych akwareli
i tylko do ludzi cudownie daleko i dalej
intymność bez słowa
coś czego pragniemy coś czego się boimy
dobrze by było
móc przewidzieć te chwile
ale nie wiem jak je umieścić na mapie
rozdrapanych samotnością tęczówek
liczę palce jak złote monety i wiem że jesteś
szaleństwo ma prawie twoje oczy
prawie czuję jak znowu otwiera mi
drzwi do tańszych przejazdów
rozciętych nocy a okna jeszcze
kapią dobrze znaną sylwetką -
W sekwencjach
świat
jak srebrem obsypany
delikatnie karmi
rozszerzone źrenice ludzi
powietrzem -
wyblakłe pragnienia
nie mają skrzydeł
myśli
płyną ścieżką
rozpoczęte i porzucone -
pośród obrazów
uwięzionych
w przestrzeni chłodu
słowa
grzęzną w krtani
przeszyte niemocą -
następny poranek
zrywa ciało i uczucia
do kolejnego wstawania
mechanizm
życia zmusza do
otwarcia powiek
i więzi - po złym śnie
w sekwencjach
codziennych czynności -
nie ma już mego imienia...
* * *
zapisuję niepokój
tak bezsilny
jak współczująca obecność
i czarne scenariusze
spadające wraz ze łzami
na zimną poduszkę
szans rzuconych na wiatr
w rozsądnych dawkach
było wiele i chwil wyrwanych z dziś
wiem że można latać
w miejsce słów
pusty i bierny żal niemyślenia
nazwij to chwilami
słabości
w oceanie unicestwienia
nie ma powrotów
beztroskich
i nie ma już mego imienia
© KS/11-2011 -
M. J.
* * *
Przyleć, wróbelku, ze swym szarym głodem
To była rakarnia. To tutaj dziewczyny
chodziły z żołnierzami prawie co niedzielę.
Tutaj ty mnie zdradziłeś,
ja siebie zabiłem –
tylko ten wróbel jeszcze mnie pamięta.
Na horyzoncie koszary jak grzechotka.
Jestem tam jednym z ziarenek tłukących o ściany.
Przyleć, wróbelku, ze swym szarym głodem,
chwyć mnie w gardziel czerwoną jak śmiech,
nasyć się maną;
ja w twoim wnętrzu nasycę się lotem.Magdalena Kramer edytował(a) ten post dnia 03.12.11 o godzinie 14:44 -
Trzydzieści-kilka dni...
* * *
kwadrans przy herbacie i
jeszcze trzydzieści-kilka dni
wyraźnego obrazu przemijania
nasz ukryty w codzienności zew natury
gotowość do nieprzyjmowania zbędności
kto marzy w pełni skrośnych pasji
ma nie wiele czasu
kwadrans uporczywie trzymać się wspomnień
to niewiele na wielkie zmiany
bez refleksji bez kilku prób
w abstrakcji którą nazwano życiem
urodzonej ze słowami
wyznaczono mi wąski przedział
stąd – dotąd i odtąd – potąd
kwadrans wyrywa się spod palców
trudne wyselekcjonowanie jedynej myśli
w systemie ucieczek przed samą sobą
w cieniu tykającego zegara
jak w odruchu wrodzonym
gdzie nic w nas nie dzieli świadomości
tego kim jesteśmy
©ks/11-2011 -
Trzydzieści-kilka dni...
kwadrans przy herbacie i
jeszcze trzydzieści-kilka dni
wyraźnego obrazu przemijania
nasz ukryty w codzienności zew natury
gotowość do nieprzyjmowania zbędności
kto marzy w pełni skrośnych pasji
ma nie wiele czasu
kwadrans uporczywie trzymać się wspomnień
to niewiele na wielkie zmiany
bez refleksji bez kilku prób
w abstrakcji którą nazwano życiem
urodzonej ze słowami
wyznaczono mi wąski przedział
stąd – dotąd i odtąd – potąd
kwadrans wyrywa się spod palców
trudne wyselekcjonowanie jedynej myśli
w systemie ucieczek przed samą sobą
w cieniu tykającego zegara
jak w odruchu wrodzonym
gdzie nic w nas nie dzieli świadomości
tego kim jesteśmy
© ks/11-2011Magdalena Kramer edytował(a) ten post dnia 29.11.11 o godzinie 09:44 -
zapieczętowane światy...
są miejsca
do których wracać musimy -
zapieczętowane światy
w przeciwności w ich obszar
wprowadza się trauma
tylko one mają prawo
domagać się takich powrotów
w szczególności tego prawa
spostrzegamy dopiero
na drugi rzut oka
pozory kontrowersji
uderzające ze zjawisk
niedokończonych ocen
własnej przestrzeni
kolejny powrót
ranek był jasny
taki jakich tylko kilka
z dzieciństwa pamiętam
wzrokiem obejmuję
małe białe chmury
które jednomyślnie
zmusiły
błękitne niebo
do żywej gry
w drodze
do swego
chcę znaleźć siebie
muszę wracać
do tak wielu miejsc
i niespokojnie sprawdzać
(kiedy jedynym świadkiem księżyc)
czy życie dotyczy
przemijania
wyłącznie w pokrewieństwie
nie wybranych dróg -
Słusznie Ryszardzie!
Przepraszam i zaraz się "przeprowadzam" z moim wierszem w odpowiedni temat, zapewniając równocześnie: Postaram się omijać wszelkie multirecydywy poza tą jedną: czytanie wierszy - wbrew Twej presumpcji Ryszardzie, czytam tu bardzo dużo, bardzo chętnie i regularnie. -
zapieczętowane światy...
są miejsca
do których wracać musimy -
zapieczętowane światy
w przeciwności w ich obszar
wprowadza się trauma
tylko one mają prawo
domagać się takich powrotów
w szczególności tego prawa
spostrzegamy dopiero
na drugi rzut oka
pozory kontrowersji
uderzające ze zjawisk
niedokończonych ocen
własnej przestrzeni
kolejny powrót
ranek był jasny
taki jakich tylko kilka
z dzieciństwa pamiętam
wzrokiem obejmuję
małe białe chmury
które jednomyślnie
zmusiły
błękitne niebo
do żywej gry
w drodze
do swego
chcę znaleźć siebie
muszę wracać
do tak wielu miejsc
i niespokojnie sprawdzać
(kiedy jedynym świadkiem księżyc)
czy życie dotyczy
przemijania
wyłącznie w pokrewieństwie
nie wybranych dróg -
Medytacje sylab...
historie miłosne
to opowieść o życiu,
nie tylko o miłości
***
światła za oknami
ciemne rzędy domów
malują czarne cienie
***
półksiężyc wisi nisko,
dotyka wierzchołków drzew
natura jako przestrzeń sztuki
***
wiatr drzewom porwał sukienki
ale w plątaninie gołych gałęzi
błyszczy czerwień jagód -
zmarli spoczywają
żywych światełka świecą
zawsze wieczystości
***
gałęzie odzwierciedla podmuch
w zmarszczonym lustrze wody
wężowatym wiatrem
***
wspomnienie podąża
za więdnącymi astrami
znika w zimnie
***
między tujami
wiecznego światła
nie zapomniano
***
ostatnia ofiara mrozu
mgła jak kadzidło
rok stoi nad grobemMagdalena Kramer edytował(a) ten post dnia 01.11.11 o godzinie 15:29 -
cd. ...takie moje (niby? - z uwagi na metrum wersów 5-7-5) haiku
- - -
lekki wiatr wieje
dotyka mojej skóry
myślę o tobie
- - -
na rynku sztuki
portrecista rysuje
moją drugą twarz
- - -
znika ponownie
czyjaś rozjarzona twarz
w zachód słońca
- - -
bezwietrzność
kapie sterem
wieczornego nieba
- - - -
... takie moje (niby? - z uwagi na metrum wersów 5-7-5) haiku
- - -
jak kwiat czereśni
tak falujący
pod różem bluzeczki
- - -
wiośnie wyrwane chwasty
z korzeniami
delikatnie białymi
- - -
ciepłym jesiennym słońcem
ta zwinna pszczółka
czyści lekko swe skrzydła
- - -
niby bezwietrznie
w jesiennym sitowiu
czyha czarny kot -
Witaj Ryszardzie. Dziękuję bardzo za przychylny komentarz.
Naturalnie chętnie wstawię moje haiku pod wskazanym tematem. Pozdrawiam... -
... takie moje (niby? - z uwagi na metrum wersów 5-7-5) haiku
- - -
jak kwiat czereśni
tak falujący
pod różem bluzeczki
- - -
wiośnie wyrwane chwasty
z korzeniami
delikatnie białymi
- - -
ciepłym jesiennym słońcem
ta zwinna pszczółka
czyści lekko swe skrzydła
- - -
niby bezwietrznie
w jesiennym sitowiu
czyha czarny kotMagdalena Kramer edytował(a) ten post dnia 28.10.11 o godzinie 14:03
- 1
- 2