Temat: Wyjazd matki z dzieckiem, dziwna relacja, nie wiem co...

Dzień dobry.
Czy ktoś z was miał podobną sytuację, co zrobił, jak postępować, coś doradzić, podzielić się swoim doświadczeniem itp?

Opis sprawy:

Mam prawie sześcioletniego syna (w styczniu kończy 6 lat) z byłą partnerką ze związku nieformalnego.
W 2019 rozstałem się z partnerką - syn został zabrany przez nią, przez blisko rok nie miałem kontaktu z synem.
Partnerka po rozstaniu sama zaproponowała warunki spotkań, alimenty itp, na co ja przystałem, żeby obyło się bez wojen itp.
Alimenty płaciłem bez żadnych wyroków, dzwoniłem do dziecka, jednak przez rok 2020 widziałem dziecko tylko kilka razy.
Przez dotychczasowe życie syna ja utrzymywałem dom i jego oraz partnerkę - bylem jedyną osoba pracującą.
Powodem rozstania były kłótnie o pieniądze - ginęły z domu znaczne kwoty, partnerka miała długi, nie wiem za co, potem okazało się też, że jest karana za kradzieże, o czym nie miałem pojęcia.
Złozyłem sprawy do sądów o zabezpieczenie kontaktów, sąd zabezpieczył, jednak dalej nie widywałem dziecka.
Partnerka po prostu ignorowała postanowienia sądów. Finalnie pod koniec 2020 zacząłem widywać ponownie synka, odbudowywać z nim kontakt(nieco ponad 3 latka wtedy). Doszło do tego, ze mogłem odbierać dziecko z przedszkola raz w tygodniu oraz zabierać go na cały dzień do siebie co dwa tygodnie. (Mieszkalismy w jednym mieście).

Moje kontakty z synkiem były dziwne. Z jednej strony sama partnerka przyznała na sprawie sądowej, że dziecko bawi sie ze mna dobrze co mam w protokołach ze sprawy. Ja też sie starałem - kupowałem zabawki, przyniosłem do domu klocków, zainstalowałem gry na komputer, próbowałem uczyc małego literek i liczenia, zabierałem go do sal zabaw, muzeów, do lasu na spacery, na wspólne zajęcia wspinaczkowe itp.
Jednak dziecko miało dziwne okresy - mówiło mi, że nie chce mnie widzieć, że nie chce ze mną rozmawiać, mimo, że np na naszym ostatnim spotkaniu bawilismy się wręcz świetnie. Jeden raz gdy coś takiego się dzialo przyjechalem do syna i zacząlem go pytać czemu nie chce mnie widzieć? Przecież dobrze sie bawiliśmy, robilismy to co on chce, sam chciał więcej tamtego dnia.
Raz przyznał mi się, że babcia (matka byłej) cos mu nagadała, ze nie spotka się ze mna póki nie dam pieniedzy na urządzenie jego pokoju (nie było to ustalone sądowo, alimenty placiłem dodatkowo kupowalem sam ubrania leki itp).
Innym razem, był chory - starałem sie do niego dzwonić codziennie - pytałem jak się czuje, co robi itp, mówiłem mu co ja robię - zwykla konwersacja z 5 latkiem. Potem nagle dziecko zaczeło mowić, że nie chce ze mna rozmawiać. Pytałem dlaczego? Raz powiedział że "mama mu nie pozwala" - w tle słyszałem głos byłej taki niby milutki "no co ty opowiadasz".
Podobnych sytuacji z "niechęcią do kontaktu" dziecka było sporo.
Cała ta walka i takie sytuacje bardzo mnie umęczyły jednak trzymałem sie tego, że dziecko podrośnie pogadamy, bedzie łatwiej. Byłem, dzwoniłem, jeździłem, kupowałem prezenty itp.
Widziałem syna kilka dni teu, bawil się ze mną świetnie, chcial iśc do mnie do domu. Mówił, że mnie kocha itp.
Nigdy na dziecko nie krzyknąłem, nie uderzylem, nie groziłem, nie mówilem o jakichś karach itp. Nie piję, nie palę, nie zażywam żadnych używek.
CZY KTOŚ MIAŁ PODOBNIE? O CO CHODZIŁO? JAK SOBIE RADZIĆ? SKĄD TAKIE DWUMYŚLENIE U DZIECKA?

Teraz dowiedziałem się, że dziecko zostalo zabrane z miasta zamieszkania, wypisane z przedszkola i mieszka ponad 100 km dalej. Bez żadnego ustalenia ze mną, bez poinformowania mnie. Jedyne co mam od matki to podważanie mojego autorytetu rodzicielskiego, że jestem slabym ojcem, że dziecko nie chce się ze mną bawić bo się skupiam na sobie (w rozmowie telefonicznej np powiedziałem dziecku, że też jestem chory jak mi opowiadał co u niego gdy był chory i to np było podstawą do podważania tego jak rozmawiam z synem).
Mimo wyroku sądowego większość kontaktów nie jest realizowana.
W moim odczuciu dziecko jest też zaniedbane.
Uczciwie mówie, że sam kilkukrotnie nie byłem na spotkaniu, jednak wcześniej dzwoniłem do synka i mówilem mu czemu - np dyżur w pracy czy szkolenie (zmieniłem pracę od czasu sprawy sądowej, zmieniły się warunki).
CZY TERAZ ZAWSZE BĘDĘ MUSIAŁ JEŹDZIĆ DO DZIECKA NA CO NIE ZAWSZE MNIE STAĆ/MAM CZAS?
cZY MOGĘ JAKOŚ SPOWODOWAĆ BY DZIECKO BYŁO TAKŻE PRZYWOŻONE DO MNIE NA SPOTKANIA?
W MOIM MIEŚCIE MA TEŻ RODZINĘ Z MOJEJ STRONY, ZABAWKI, MIEJSCA KTÓRE LUBIŁ JAK MUZEA CZY PLACE ZABAW?

Jak doprowadzić do tego żebym mógł zabierać dziecko chociaż na jeden weekend do siebie (on na razie boi się takich rzeczy - 3 różne domy w niecałe dwa lata, widać, że to wplyneło negatywnie na niego)? Jak rozmawiać z dzieckiem by z czasem chciał ze mna bliżeszgo kontaktu i przyszedł nocować? W tej kwestii boję się, że on jest jakoś manipulowany/straszony przez matkę.