Temat: Predyspozycje, talenty i inne monety ;)
Radosław G.:
W zwiazku z powyzszym prosze o wyrozumalosc, nie ejstem specjalista, ale ow temat bardzo mnei zafrapowal i dlatego postanowilem podlaczyc sie pod dyskusje z mojej perspektywy.
Luz, fajnie że piszesz. Czasami właśnie taka wiedza "z zewnątrz pola" pozwala na dostrzeżenie rzeczy, których "bywalcy" nie dostrzegają. Z nawyku, prze wstępne założenia, itp.
Perzejzalem an szybko poruszane tu tematy (pobieznie), i dostrzeglem w czasie dyskusji pewien zamiennik slowny. Piszesz ze nie istnieje cos takiego jak talent. Jednakze przywolujesz (jade z pamieci sorrrryyy, nie jest wystarczajaco cierply by teraz szukac cytatu.) jakies inne pojecie ktore moim zdaniem jest po prostu zamiana nomeklatury. Piszesz iz osoby uchodzace za utalentowane to po rpostu takie ktore nieswiadomie - choelra nie dma rady bezs cytatu... chodzi o to z\e dostzregaja pewne powiazania, pewne rzeczy ktore wydaja im sie oczywiste - zas inni musza wyksztalcic to praca. CHcialem z tego wyprowadzic twierdzenie ze to wlasnie jest ow talent - owe nieuswiadomione procesy myslowe ktore sprawiaja ze jednym jest mniej niz innym "pod gorke".
Rozumiem o co Ci chodzi, mam jednocześnie wrażenie, że to ja nie wyjaśniłem tej kwestii dokładnie.
Jeśli chodzi o dostrzeganie tych powiązań - to to również jest, moim zdaniem, wykształcone pracą/przez doświadczenie. Tzn. nie jest to wrodzone, a wyuczone w toku życia. Po prostu jako dziecko ktoś mógł bardziej (przez czysty przypadek - kolega zaciągnął je do piaskownicy, a nie na drabinki) bawić się w taki a nie inny sposób i wykształcić podstawy określonych umiejętności.
Oczywiście, oznacza to, że gdyby dwie osoby startowały z absolutnie identycznej pozycji i rywalizowały ze sobą, każda ćwicząc celowo (deliberate practice - ten styl ćwiczenia, o którym pisałem) identycznie długo, przy czym pierwsza miała za sobą to doświadczenie, to druga nigdy nie zdołałaby jej pobić.
Zgoda. Jednocześnie, po pierwsze - takie identyczne ćwiczenie w praktyce nie istnieje w naszym codziennym życiu, a po drugie - nawet gdyby druga osoba nie pobiła pierwszej (bo miałaby o te x godzin mniej treningu) to wciąż zostałaby mistrzem światowej klasy, o czubek włosa jedynie gorszym od pierwszej.
Kwestia druga - z ktroa pojdzie mi latwiej. Perzyklady. Siatkarze... nikt o wzroscie 165 nie bedzie srodkowym bloku.
Zgoda, są pewne graniczne ograniczenia fizyczne - choć jak pokazała historia, są one dużo mniejsze niż można by oczekiwać.
Dla mnie w sporcie (i nie tylko, zresztą) bardzo dużo mówi jeden, często pomijany fakt: wyniki sportowe, które sto lat temu były rekordowe, dzisiaj realizują średnio zdolni licealiści. Utwory muzyczne, które sto lat temu mistrzowie uznawali za niemożliwe do zagrania (za trudne technicznie) dziś gra każdy uczeń o przeciętnych kompetencjach. To, co 800 lat temu uznawano za zakres matematyki, który trzeba studiować przez 40 lat, dziś ma w małym palcu trójkowy maturzysta.
Bardzo często nasze ograniczenia siedzą w naszej głowie, nie w realnych, fizycznych ograniczeniach. Znajomy trener proponował nawet ciekawy eksperyment - wybrać jakiś rekord sportowy, puścić w sieć fałszywe doniesienia o tym, że został on przełamany - i sprawdzić, czy aby w kolejnym roku nie zostanie on faktycznie złamany i to wielokrotnie, bo ludzie uznają, że się da.
Daltonista nie zrobi kariey jako fowistau. Ktos gluchy nie napisze muzyki. (przyznam szczerze - to nie zart - moj znajomy pisal muzyke do bajek dla dzieci nieslyszacych (sic!) - byc moze chodzilo o jakies tony atakujace sluch kostny czy cos innego - (mam sklonnosci do popadania w dygresje)).
Szczerze, dowiedziałbym się chętnie o tym więcej, bo jestem bardzo ciekawy. Jakbyś kiedyś podpytał, wyślij proszę mi info na priva, chętnie poczytam o co chodziło.
Osoba uposledzona psychicznie nie zostanie fizykiem jadrowym bo pewnych rzeczy nie ejst w stanie pojac. (nie mam na mysli kompensacji pewnych ceh innymi - tego ze dzieci autystyczne - jak mi wiadomo ze zrodel rtrzecich - wykazuja pewne niezwykle zdolnosci w niektorych dziedzinach.
Zgoda, są pewne ograniczenia - tylko ponownie, są one dużo mniejsze i rzadsze, niż zwykle zakładamy. Jaki jest procent głuchych w populacji? Upośledzonych? Itp.
ZMierzam do tego, iz sa pewne naturalne zdo9lnosci uniemozliwiajace nam rozwoj w pewnych dziedzinach.
Zgoda - tylko znów, dotyczą one bardzo niewielkiej części populacji, a nie statystycznego Kowalskiego.
oczy. A teraz - kwestia konstrukcji psychicznej budowy mozgu, cech wrodzonych (dziedziczenia gemetycznego pewnych cech chyba nie odrzucamy???)
Pewnych - nie. Pytanie o których mówimy? Bo jeśli chodzi o psychikę, to pozostaje wątpliwym czy są jakieś faktyczne cechy psychiczne, które można dziedziczyć (generalnie są to konstrukty teoretyczne, model z jednej strony bardzo intratny finansowo - testy osobowości dla korporacji za słoną kasę - ale z drugiej, coraz częściej podważane).
Do tego dochodzi jeszcze kwestia epigenetyki - czyli tego, jak tryb życia i wydarzenia życiowe wpływają na ekspresję genów (nie wszystkie geny, które ktoś ma w DNA, są u niego aktywne, z tego co pamiętam, to nawet aktywnych jest ta mniejsza część).
dziedzinie. Prosty przyklad. Grupa rpownolatkow z jednej kalsy zaczyna trening siatkarski. Cwicza tyle samo. PO jakims czasie jedni sa lepsi (szybciej osiagja pewne rezultaty) inni odstaja... Czy to nie ejst kwestia wrodz\onych poredyspozycji?
To byłaby kwestia predyspozycji - tylko w rzeczywistości tak się nie dzieje. Jest w tej chwili już masa badań nad mistrzostwem - zaczęło się od muzyków, ale w tym momencie badania dotyczą już sportowców, szachistów, naukowców, artystów i biznesmenów i wyniki są bardzo spójne.
A wyniki te mówią tyle - czynnikiem decydującym jest czas celowej praktyki. Nic innego się nie liczy. Biorąc na przykład muzyków (skrzypków) - czas ćwiczeń grupowych, grania dla przyjemności, itp. nie miał znaczenia. Kompetencje muzyków (uczniowie Berlińskiej Akademii Muzycznej) zależały wyłącznie od tego, ile ćwiczyli - najlepsi mieli ok. 10.000 godzin, średni 7.000, przeciętni 4.000. Nie było wyjątków - nie było kogoś, kto miał 10.000 godzin, a grał kiepsko, ani kogoś kto miał 7.000 godzin, a grał super.
W podanym przez Ciebie przypadku siatkarzy, realną różnicą będzie styl ćwiczeń. Niektórzy będą trenowali na odwal, a inni ćwiczyli celowo. I oni będą szli do przodu.
osiaga jakies sukcesy... dlaczego? Czy nie ejst tak dlatego ze po prostu ma talent ktory pozwala mu skompensowac nawet kalectwo???
Czy talent nie jest wyjaśnieniem po fakcie? Skoro wygrywa mimo tego, to znaczy że ma talent. A może po prostu ćwiczy więcej niż inni i stawia sobie wyzwania? Talentu nie da się sprawdzić, styl ćwiczenia - a i owszem. I w wywiadach z nim widać, że to właśnie uparta praktyka daje mu takie efekty.
MOzart - czy nie jest tez tak ze Mozart odziedziczyl po ojcu talent muzyczny?
Nie wykryto dotąd genu talentu muzycznego (z ewolucyjnego punktu widzenia, byłby on zresztą wątpliwy - muzykalność nie przyczynia się do przetrwania). Ponadto, ojciec Mozarta bynajmniej nie był wybitnym muzykiem - był dobrym nauczycielem, ale takim sobie muzykiem. A i jego siostra nie okazała się być wybitna.
Natomiast fakt intensywnego treningu od małego jest u Mozarta dobrze potwierdzony.
Czy w tym wypadku doszukiwanie się talentu nie jest szukaniem trochę "na siłę"?
Moj ojciec byl aktorem, nigdy ze mna nie pracowal - nie znalem go. Jestem postrzegany jako osoba o ponadprzecietnych uzdolnieniach aktorskich. Nigdy tej cechy nie rozijalem - po prostu tak mam...
Chetnie poslucham kontrargumentow. ;-)
Ok, teraz kilka kwestii:
1) Ponadprzeciętne - ok. A jak daleko Ci do mistrzostwa?
2) Czy jako dziecko i dorastając oglądałeś ojca ćwiczącego? Oglądałeś go na scenie lub w TV? Czy jako małe dziecko - jak większość chłopców - zdarzało Ci się czasem naśladować go, albo wyobrażać sobie, że nim jesteś?
To wszystko sytuacje, w jakich mógł zajść naturalnie pewien trening. Nie wielki, zdecydowanie niewystarczający do uczynienia z Ciebie mistrza (oczywiście jeśli się mylę i masz poziom mistrzowski -byłby to dobry przykład przeciwko tezie 10.000 godzin) - ale wystarczający do osiągnięcia poziomu ponadprzeciętnego.
Czy rozumiesz, o co mi tu chodzi?