Temat: Historia Rodezji
beata maria t.:
Grzegorz W.:
beata maria t.:
ze wszystkim tym może i bym się zgodziła,jednak nieustannie nasuwa się myśl,czy kolonizatorzy którzy tyle lat ciągnęli krociowe zyski,dopuścili do rządów i nauczyli[dotąd kraje które dawały sobie radę z brakiem tzw Cywilizacji,i jakoś żyły]jak żyć i rządzić, po takich zmianach, jakie wprowadzili w ich życie"biali ludzie"?dla mnie niestety nasuwa się jedna oczywista prawda,że odeszli zostawiając kompletny brak przygotowania,i ta pomoc to trochę śmieszne słowo,kiedy się tyle lat wykorzystywało....
Czarny Ląd dawał sobie radę z brakiem cywilizacji w ten sposób, że wojny plemienne i zarazy powodowały, iż całe krainy geograficzne co pewien czas wyludniały się niemal całkowicie. Obecnie następuje coraz szybszy powrót do tamtych rozwiązań.
OK rozumiem,tylko pytanie co tak naprawdę dla nich lepsze,czy to że kiedyś biały człowiek wplanował ich w swoją wizję Świata,czy też życie do jakiego byli przyzwyczajeni,niezależnie jakie by byłobeata maria t. edytował(a) ten post dnia 12.05.07 o godzinie 23:55
Wydaje mi się, że przykładanie dzisiejszych miar i standardów myślenia oraz moralności do czegoś, co miało miejsce setki lat temu, nie ma najmniejszego sensu, bo nie doprowadzi do żadnych konstruktywnych wniosków.
Setki lat temu, kiedy biali ludzie podbijali i kolonizowali Afrykę, mało się przejmowali tym, jak czarni ludzie dadzą się wplanować w ich wizję świata. Dla nich była to siła robocza, bogactwo do zdobycia, ewentualnie wrogowie, z którymi trzeba będzie walczyć (i zniszczyć, jeśli się nie dadzą stłamsić). Kolonie tworzono po to, żeby ciągnąć z nich zyski - materialne, wojskowe, terytorialne, prestiżowe etc., nikt nie myślał wówczas o robieniu tubylcom dobrze i zrównywaniu ich w prawach z białym człowiekiem. Stare prawo siły było wówczas czymś nadrzędnym - jeśli nie potrafisz utrzymać suwerenności, musisz podporządkować się silniejszemu albo zginąć. Oczywiście - oficjalnie niemal zawsze chodziło o to, żeby oświecać ciemne narody i nieść im światło mądrości, nowoczesności, prawdziwej religii etc., ale wierzyli w to tylko ci, którzy słuchali takich bajek w Europie, a sami nigdy w żadnej kolonii nie byli.
Można argumentować, że w XX wieku - wieku globalizacji - wzrósł poziom wrażliwości społecznej, zmieniło się myślenie, nastąpiło "zrównanie w prawach" w wielu kwestiach (równe prawa dla ludzi o różnych kolorach skóry, emancypacja kobiet itd.), ale należy równiez pamiętać, że to właśnie w XX wieku miały miejsce największe i najkrwawsze konflikty zbrojne, w tym wieku powstały systemy totalitarne. W tym wieku wiele kolonii "uzyskało wolność" (napisałem to w cudzysłowie, bo wolność państwa była jednym, a zależności polityczne i gospodarcze od byłych lub nowych suwerenów i opiekunów wiązały z nimi taki świeżo wyzwolony kraj często bardziej, niż wcześniejsza zależność kolonialna). I co? Większość z nich była nieprzygotowana do rządzenia się samymi sobą. Mieć pretensje do byłych kolonialistów o to, że nie przygotowali miejscowych do samodzielnego rządzenia własnym państwem? Bez sensu - nikt sam z własnej woli nie pozbywa się kury znoszącej złote jaja. Chyba w całej historii świata nie znajdzie się kraj, który swoją kolonię oddał bez walki, z własnej woli, tak po prostu, żeby zrobić dotychczasowym poddanym prezent (a jeszcze większy - wrogom, którzy tylko czekali, aby wejść i wypełnić powstałą próżnię). Zawsze był to efekt albo skutecznej walki miejscowych ludzi (politycznej, zbrojnej, obu na raz), albo potężnych nacisków na arenie międzynarodowej. Dlaczego kolonialni władcy mieliby szkolić miejscowych - i w ten sposób kręcić bat na własny grzbiet? Sentymenty i skrupuły można mieć w relacjach z sąsiadem czy kolegą, w polityce, zwłaszcza międzynarodowej, sentymentów nie ma.
Inna sprawa, że ci, którzy chcieli mieć własne państwo, nie za bardzo wiedzieli na co się porywają. Jeśli wiedzieli, mieli wizję - to zazwyczaj ich spadkobiercy mieli akurat co do tego państwa znacznie inne plany. Dlaczego Chińczycy szkolili partyzantów ZIPRA do walki z reżimem Iana Smitha? Zaszczepiali im socjalizm... bo ci ludzie mieli później wywalczyć władzę dla siebie i wejść w orbitę ich wpływów.
Przykład Zimbabwe jest odzwierciedleniem problemu, jaki ma cała Afryka. Kontynent niesamowicie zasobny w surowce (jedna wielka tarcza prekambryjska, co powoduje, że wielu bogactw mineralnych nie trzeba wykopywać spod kilometrowych warstw ziemi), ale równie bogaty w konflikty plemienne, rzezie i niemożliwość wyjścia ponad podziały. To jeden z problemów, który ma miejsce również we wspominanym kraju - tradycyjnie wrogie sobie plemiona Matabele (Nguni), dawni panowie oraz ich dawniejsi poddani Shona (którzy obecnie mają w kraju władzę polityczną, z tej nacji wywodzi się też prezydent Robert Mugabe). Drugi problem - brak umiejętności myślenia długofalowego, strategicznego. Ważne jest to, co jest dziś, a animozje stanowią tu często czynnik decydujący. No więc rząd Cmentarzyska Królów (Simba bwee) powyganiał niemal ludzi, którzy - choc pozbawieni władzy politycznej - stanowili żywicieli państwa i narodu. Cóż - byli to biali, co wielu Murzynów kłuło w oczy. Szczegół, że jedynie oni potrafili robic tak, żeby było dobrze... Wszystko zostało - na użytek opinii publicznej - ubrane w odpowiednie propagandowe szatki. A prawda jaka jest - widać...