konto usunięte

Temat: SPOŁECZEŃSTWA EUROPY WOBEC WYBUCHU PIERWSZEJ WOJNY...

ŚWIĘTO WOJNY. SPOŁECZEŃSTWA EUROPY WOBEC WYBUCHU PIERWSZEJ WOJNY ŚWIATOWEJ.
Piotr Szlanta (Mowia Wieki 8/2009)

Po ogłoszeniu ultimatum wobec Serbii 23 lipca 1914 roku w Austro-Węgrzech wybuchła istna erupcja radości. Po Wiedniu do wczesnych godzin porannych następnego dnia spacerowały tłumy, wyśpiewując patriotyczne pieśni. Na ulicach przystrojonych we flagi państwowe, przed kioskami i słupami ogłoszeniowymi zbierali się ludzie żywo dyskutujący o bieżących wypadkach. Grały orkiestry wojskowe, biły dzwony w kościołach, w górę leciały modne wówczas słomkowe kapelusze – panamy, a obcy ludzie rzucali się sobie w objęcia.

Po ogłoszeniu mobilizacji uśmiechniętych żołnierzy odjeżdżających na front w świątecznie ustrojonych pociągach żegnały radosne tłumy, a młode kobiety rozdawały im napoje, papierosy, a czasem oddawały dużo, dużo więcej... Bo czy można było odmówić czegokolwiek młodym bohaterom ruszającym walczyć w obronie ojczyzny? Podobne obrazki powtarzały się w innych miastach europejskich w następnych tygodniach. Dlaczego?

Badając przyczyny wojennego entuzjazmu, należy zwrócić uwagę na kilka czynników.Taka postawa wynikała po części z przekonania, że rozpoczynający się konflikt ma charakter obronny. Nawet w Niemczech, które przecież formalnie wypowiedziały wojnę Rosji i Francji oraz najechały na Belgię, uważano, że broń została im wepchnięta do rąk przez ententę, od lat uprawiającą politykę okrążania Rzeszy. Politycy sprawnie manipulowali społeczeństwami, ujawniając odpowiednio spreparowane fragmenty korespondencji dyplomatycznej.

NARESZCIE WOJNA!

Do poważnych napięć w stosunkach międzynarodowych dochodziło w Europie już od wielu lat. Podczas kryzysu wokół aneksji Bośni i Hercegowiny w 1908 roku, marokańskiego w 1911 roku czy po wybuchu wojny bałkańskiej w 1912 roku nad Starym Kontynentem zawisła groźba otwartej konfrontacji militarnej. Istniejący ład okazał się kruchy i chwiejny. Wybuchały tzw. wojny prasowe między gazetami z różnych państw, które oskarżały stronę przeciwną o złe intencje i działania na szkodę interesów drugiej. To wszystko oswajało społeczeństwa z widmem wojny i przekonywało o jej nieuchronności. Po latach niepewności, wahania się między lękiem przed wojną a nadzieją na pokój, jej wybuch niektórzy zapewne przyjęli z ulgą. Lepsza była otwarta wojna rozstrzygająca istniejące spory niż stan ciągłego napięcia.

Kryzys lipcowy, który doprowadził do wojny, rozegrał się w ciągu niespełna dwóch tygodni. Od przekazania Serbii austro-węgierskiego ultimatum do wybuchu zbrojnego konfliktu rosyjsko-niemieckiego upłynęło zaledwie dziewięć dni. W miastach był to okres urlopów, na wsi intensywnych prac polowych, co nie sprzyjało pogłębionej refleksji nad skutkami nadchodzącej zawieruchy.

Uwagę opinii publicznej przykuwały zresztą zgoła inne rzeczy. We Francji z uwagą śledzono proces żony lidera Partii Radykalnej, ministra finansów Josepha Caillaux, która w marcu 1914 roku z pobudek osobistych zamordowała redaktora naczelnego „Le Figaro”. Wielka Brytania z powodu sprzeciwu protestantów z Irlandii wobec przyznania tej wyspie autonomii (Home Rule), a co za tym idzie decydującego głosu katolikom, stała na krawędzi wojny domowej. Rosyjskie elity obawiały się otwartego wybuchu niezadowolenia społecznego, co zapowiadała narastająca fala strajków.

ZA WSZELKĄ CENĘ DO PRZODU

Nie należy także zapominać o ogromnym wpływie, jaki na ówczesne społeczeństwa i politykę wywierały kręgi wojskowe. Konserwatywnym elitom Rzeszy, Rosji czy Austro-Węgier zwycięska wojna zapewniłaby legitymację do sprawowania dalszych rządów, zahamowania procesu demokratyzacji i ugruntowania istniejącego układu. Nie bacząc na doświadczenia wojny secesyjnej, burskiej czy japońsko-rosyjskiej, w Europie powszechnie hołdowano wyidealizowanej i fałszywej wizji krótkiej, kilkutygodniowej kampanii, której wynik zależał od sprawności mobilizacji i transportu kolejowego, gotowości do szybkiego podjęcia działań ofensywnych i zaakceptowania wysokich strat własnych.

Nowoczesne środki pola walki, jak karabiny maszynowe i działa szybkostrzelne, miały wzmocnić siłę ofensywną. Na przedwojennych manewrach kładziono nacisk na taktykę uderzenia i kształtowanie ducha zaczepnego – po krótkim przygotowaniu ogniowym żołnierze parli do przodu w gęstych tyralierach. Sztabowcy armii brytyjskiej przewidywali, że na froncie zachodnim wojna zakończy się po siedmiu większych bitwach, a w armii carskiej mówiono o przewadze bagnetu nad pociskiem, co symbolizowało powiedzenie ukute jeszcze przez Suworowa: „Kula głupiec, bagnet zuch”. Jak pisał niemiecki historyk Christian von Krockow: „Toteż nie było planów obliczonych na długie zmagania; sądzono, że niebawem – gdy opadną jesienne liście, a najpóźniej około Bożego Narodzenia – wrócą do domu strojni w świeży laur, godni sławy przodków bohaterów. A poległych będzie akurat tylu, by stowarzyszenie kombatantów mogło corocznie urządzać uroczyste obchody”.

Nikt się nie spodziewał, że śmierć będzie zbierała krwawe żniwo idące w miliony ludzi, żołnierze latami gnić będą w okopach, ginąc z rąk niewidocznego wroga, działającego często za pośrednictwem śmiercionośnych maszyn czy gazu. Na zjawisku wojny nie ciążyło jeszcze – jak dzisiaj – odium dwóch wojen światowych i groźba hekatomby jądrowej. Poza tym traktowano ją jako przedłużenie polityki i normalną metodę rozwiązywania sporów międzynarodowych. Pierwszy raz państwa wyrzekły się wojny jako metody rozwiązywania konfliktów dopiero w pakcie Brianda-Kelloga w 1928 roku.

TO IDZIE MŁODOŚĆ, MŁODOŚĆ, MŁODOŚĆ…

Wszędzie główną siłą fali hurrapatriotyzmu i gorączki wojennej była młodzież, zwłaszcza z ośrodków akademickich. Dla niej wojna stanowiła oderwanie od codzienności, kontroli rodziców, dawała okazję przeżycia przygody, zdobycia sławy, poznania dalekich krajów. Wielu szło na front wiedzionych chęcią wzięcia udziału w czymś wzniosłym i patetycznym. Nauczyciele szkół średnich i wyższych wywierali presję na uczniów i studentów, aby ci wstępowali ochotniczo w szeregi armii. Zwłaszcza w Niemczech kształcono ich w kulcie munduru.

I rzeczywiście do punktów werbunkowych na ochotnika zgłaszały się całe klasy. Mobilizacja dla wielu była osobistym świętem, wyrwaniem się z anonimowości. Jak pisał świadek tych dni w Belgii i Austro-Węgrzech Stefan Zweig: „Młodzi rekruci maszerowali w triumfie, ich twarze jaśniały, ponieważ ich fetowano, ich, zwykłych szarych ludzi, na których dotąd nikt nie zwracał uwagi i których nikt nie szanował”.

Za wojną opowiedziała się także znaczna część intelektualistów. Tomasz Mann pisał: „Wojna! Czuliśmy oczyszczenie, uwolnienie i ogromną radość”, a po latach wspominał, że republika w Niemczech narodziła się nie w 1918 roku, ale w 1914, „w chwili erupcji mas gotowych na śmierć, republika powstawała w sercach młodzieży!” Wtórował mu Max Weber: „Niezależnie od wyniku ta wojna jest wielka i wspaniała”. Z kolei angielski filozof i matematyk Bertrand Russell zanotował: „Spędziłem wieczór (4 sierpnia), spacerując po ulicach, zwłaszcza w pobliżu Trafalgar Square, obserwując wiwatujące tłumy i ulegając emocjom przechodniów. W ciągu tego i kolejnych dni ku mojemu zaskoczeniu odkryłem, że przeciętny mężczyzna i kobieta są zachwyceni perspektywą wojny”. W Wielkiej Brytanii jako jedynym mocarstwie europejskim w 1914 roku nie obowiązywała jeszcze powszechna służba wojskowa, a armia składała się z ochotników. I tych w pierwszych dniach wojny nie brakowało. Do punktów rekrutacyjnych zgłaszali się zarówno przedstawiciele warstw wyższych, jak i zwykli górnicy czy robotnicy fabryczni. Podobną atmosferę odnotował rosyjski oficer gen. Łukomski: „Deklaracja wojny z Niemcami została przez wszystkie kręgi rosyjskiego społeczeństwa odebrana z entuzjazmem. Mówię z „Niemcami”, ponieważ o Austro-Węgrzech niemal wcale nie wspominano; nie było urazu wobec nich i wszyscy uważali, że za wszystko należy winić Niemcy [...] i pod pałacem zostały zorganizowane manifestacje oddające nastrój całego narodu rosyjskiego. Nikt nie może twierdzić, że ludzi pod Pałac Zimowy spędzono siłą albo że manifestacje zorganizowała policja”.

KRWAWA KUŹNIA NARODU

Z wojną roztaczającą niemal mistyczny blask przynajmniej część opinii publicznej wiązała olbrzymie oczekiwania. Miała ona gruntownie przeobrazić dotychczas zatomizowane społeczeństwa, przełamując podziały na klasy, religie, grupy społeczne czy partie polityczne i scalając je w harmonijne wspólnoty narodowe. W mowie balkonowej z 4 sierpnia 1914 roku, wygłoszonej do tłumów zebranych przed zamkiem berlińskim, cesarz Wilhelm II zadeklarował: „Od dzisiaj nie znam partii, tylko Niemców”. Odnosiło się do wszystkich grup traktowanych dotychczas z mniejszą lub większą podejrzliwością, m.in. Żydów, socjaldemokratów czy katolików. Oferta wydawała się atrakcyjna – wielu poddanych cesarskich wyznania mojżeszowego zgłaszało się do wojska na ochotnika, chcąc udowodnić swój patriotyzm.

Co więcej, zwolennikom popularnego wówczas społecznego darwinizmu wojna jawiła się jako zjawisko wręcz pożądane. Perspektywę wiecznego pokoju uważali za nierealną i szkodliwą. Długotrwałe okresy pokoju przynosić miały bowiem społeczeństwom skostnienie, triumf materializmu i stopniową degrengoladę moralną. Wojnę postrzegali jako katharsis, które z jednej strony oczyszcza stosunki między państwami, z drugiej zaś sprzyja krzewieniu wartości, takich jak samopoświęcenie, ofiarność, karność, odwaga, braterstwo czy wierność, wyrywając ludzi z okowów egoizmu i konsumpcjonizmu. Traktowano ją także jako narzędzie niezbędnej w ramach gatunku Homo sapiens naturalnej selekcji. Przetrwać ją miały jednostki, narody i państwa najlepiej przystosowane, a więc najwartościowsze. Według takich teorii wojna uszlachetniała zatem rasę ludzką – bez niej nastąpiłby regres całej ludzkości, gdyż mniej wartościowe i podupadłe rasy zdominowałyby te zdrowe, zdolne do rozwoju. Bez wojen świat zszedłby do poziomu małp – argumentowali radykałowie, na potwierdzenie swej tezy przywołując wyrwane z kontekstu słowa Chrystusa: „Nie mniemajcie, że przyszedłem zsyłać pokój na ziemię; nie przyniosłem pokoju, ale miecz” (Ewangelia św. Mateusza 10, 34).

Taki stosunek do wojny potęgowała popularność – w zwulgaryzowanej wersji – filozofii Friedricha Nietzschego. W wielu plecakach poległych żołnierzy różnych państw znajdowano popularne wydania jego sztandarowego dzieła „Tako rzecze Zaratustra”.

ZDROWY ROZSĄDEK LUDU PRACUJĄCEGO I NIEMOC SOCJALISTÓW

Chyba najwięcej zdrowego rozsądku na przełomie lipca i sierpnia 1914 roku zachowali robotnicy i chłopi. Pastor z dzielnicy robotniczej Berlina Moabit pisał: „Wydaje się tu brakować właściwego entuzjazmu, chcę powiedzieć, akademickiego entuzjazmu, któremu mogą się oddawać wykształceni, niemartwiący się o wyżywienie. Lud myśli całkiem realnie i bieda ciąży ludziom”. Nawet w centrum stolicy Rzeszy na ulicy widziano zapłakane kobiety. Grupą najbardziej niechętną wojnie zdawali się socjaliści, od dziesięcioleci deklarujący internacjonalizm i antymilitaryzm. Jeszcze 28 lipca SPD wezwała do demonstracji przeciw „awanturze wojennej” i pomimo ulewnego deszczu wyprowadziła na ulice tysiące swych zwolenników w wielu niemieckich miastach. Wśród zgromadzonych dominował fatalizm i troska o to, kto zapewni byt ich rodzinom, gdy ruszą na front. Zdesperowani pytali: Co nas obchodzi, że zamordowano austriackiego następcę tronu? Czy z tego powodu mamy poświęcać nasze życie?

Sytuacja zmieniła się po ogłoszeniu mobilizacji. Nawet socjaldemokraci ulegli iluzji, że wojna została narzucona Rzeszy przez znienawidzony reakcyjny carat. Jeden z liderów SPD Otto Brau pytał retorycznie: „Czy mamy pozwolić, aby półazjatyckie, spite wódką hordy rosyjskich kozaków tratowały niemieckie niwy, męczyły niemieckie kobiety i dzieci, niszczyły niemiecką kulturę? Na takie pytanie należy teraz odpowiedzieć!”

Co więcej, lojalny i ofiarny udział w wojnie przedstawicieli wszystkich warstw społecznych miał przyspieszyć proces demokratyzacji ustroju Rzeszy i przyczynić się do stworzenia nowego, sprawiedliwszego społeczeństwa. Bo skoro wszyscy walczą w obronie ojczyzny, to podczas pokoju powinni się cieszyć równymi prawami i współdecydować o polityce państwa. Dlatego frakcja parlamentarna SPD poparła pożyczki wojenne, co wywołało aplauz posłów innych partii i gości na galerii. Wydawało się, że w końcu z socjaldemokratów zostało zdjęte przypisywane im od czasów Bismarcka odium „nicponi bez ojczyzny” (Vaterlandslose Geselen).

Po doniesieniach o pierwszych zwycięstwach na froncie policjanci ze zdziwieniem odnotowali, że w dzielnicach robotniczych wywieszano flagi państwowe, a z tamtejszych knajp dochodziły pieśni patriotyczne – zjawisko dotychczas niespotykane. Na wsi zdecydowanie dominowało poczucie niepokoju, przygnębienia i powagi. W wypełnionych po brzegi kościołach nierzadko płakali zarówno mężczyźni, jak i kobiety, a w momencie pożegnania na dworcach rodziny i żołnierze z trudem ukrywali łzy. Ton w tych dniach nadawały jednak miejskie elity.

Socjaliści w innych państwach także nie byli w stanie przeciwdziałać hurrapatriotycznym nastrojom. Austriacka socjaldemokracja nawet nie odważyła się na otwarte przeciwstawienie się gorączce wojennej. Jej lider Victor Adler argumentował: „Partia jest bezsilna […] Na ulicach dochodzi do demonstracji poparcia na rzecz wojny […] Cała nasza organizacja i prasa są zagrożone. Ryzykujemy zniszczenie trzydziestoletniego wysiłku bez osiągnięcia jakiegokolwiek celu politycznego”.

Potwierdzała to chociażby śmierć lidera francuskich socjalistów Jeana Jaurèsa, zastrzelonego 31 lipca 1914 roku na paryskiej ulicy przez nacjonalistę w zemście za publiczne powątpiewanie w sens zbliżającej się zawieruchy, co uznano za zdradę narodową. Ale nawet na skrajnej lewicy znaleźli się zwolennicy wojny. Przebywający na emigracji w Londynie rosyjski anarchista książę Piotr Kropotkin wzywał swych rodaków, by bronili się jak bestie przeciw diabelskiej niemieckiej agresji, łamiącej wszelkie reguły humanitaryzmu. W jego mniemaniu sojusz Rosji z państwami liberalnymi: Wielką Brytanią i Francją, miał doprowadzić do jej demokratyzacji. Pacyfizm i solidarność ponad podziałami narodowymi okazały się tyleż deklaratywne, co powierzchowne, a robotnicy ulegli oficjalnej propagandzie sączonej im w szkołach i podczas służby wojskowej.

PRZYPADEK POLSKI

Na ziemiach polskich odnotowywano podobne reakcje jak w stolicach państw zaborczych. Wszak wybuchła wojna powszechna za wolność ludów, o którą przed 80 laty modlił się Adam Mickiewicz. Mobilizacja szła sprawniej, niż oczekiwano, do armii zaborczych zgłaszali się ochotnicy, a politycy różnych opcji wzywali do lojalnej współpracy z organami państwowymi. Księżna Zdzisława Maria Lubomirska, przebywająca w pierwszych dniach sierpnia 1914 roku w Warszawie, zanotowała w dzienniku: „Naprzeciwko pałacu Krasińskiego tłumy ludzi. Odbywa się pobór – ochotnicy idą raźnie, jeno zawodzą żony, a Żydówki wydają biblijne jęki. Wielka tu panuje lojalność, bo na Niemca nienawiść okrutna […] Wieczorem szły pod naszymi oknami liczne oddziały wojska długim korowodem. Towarzyszył im tłum entuzjastyczny, krzyczący hurra!!! Niech żyje armia! Cała ulica drżała zapałem. Wstrząsający był to widok w tę gwiaździstą noc. Gdzież mary przeszłości? Czy Kościuszkę dreszcz w grobie nie przeszywa?”

Arcybiskup Aleksander Krakowski narzekał z kolei na nadmierne bratanie się Polaków z Rosjanami. Po wybuchu wojny bojkotowanych do tej pory towarzysko carskich oficerów bez żenady przyjmowano w polskich salonach, a młode Polki brały śluby w cerkwiach ze spieszącymi na front rosyjskimi oficerami. Według galicyjskiego polityka, działacza Naczelnego Komitetu Narodowego Władysława Leopolda Jaworskiego: „W Królestwie, pod wpływem od lat szerzonej nienawiści do Niemiec i zaślepiającej wiary w potęgę Rosji, stanęła większość społeczeństwa na gruncie odezwy wielkiego księcia. Stanowiska antyrosyjskie skryły się pod ziemię. […]. O Poznańskim powiem krótko: synowie tej ziemi biją się bohaterstwo w armii niemieckiej, politycy wyrzekli się dobrowolnie wielkiej roli, którą w tej wojnie mogli odegrać”. Wspominający początek wojny Wincenty Witos zapisał po latach, że „ludzie szli na nią z ochotą i modlono się w kościołach o zwycięstwo Austrii”. Wtórował mu c.k. rotmistrz ułanów Wojciech Kossak, którego wybuch wojny zastał w Zakopanem: „Rezerwiści górale, ten wyborowy materiał żołnierski, szli na stację kolei z fantazją kawaleryjską. My, oficerowie rezerwy, zanadto zajęci wyekwipowaniem polowym i służbą, do której natychmiast trzeba było stanąć w Krakowie, nie mieliśmy nawet czasu zastanowić się głębiej”. Ślady entuzjazmu wojennego w Galicji możemy odnaleźć również w wersji literackiej na kartach Austerii Juliana Stryjkowskiego.

SZYBKI KRES FESTIWALU

Oczywiście prezentowany obraz z konieczności jest wyrywkowy. Całościowego chyba jednak nigdy nie poznamy. Nie przeprowadzano wówczas badań opinii publicznej i zdani jesteśmy na dzienniki, pamiętniki, raporty policyjne czy zdjęcia. Oddają one chyba dość dobrze tę niezwykłą atmosferę lata roku 1914. Według amerykańskiego historyka mentalności Jeffreya Verheya pierwszy miesiąc wojny przypominał niekończące się obchody patriotyczne. Szybko ulega to jednak zmianie – wraz z przybyciem pierwszych pociągów z rannymi i informacjami o poległych entuzjazm stygnie, a zamiast niego pojawia się rozczarowanie, niezadowolenie i apatia. Otrzeźwienie z iluzji przyszło za późno, a cena za błędne kalkulacje okazała się koszmarna

konto usunięte

Temat: SPOŁECZEŃSTWA EUROPY WOBEC WYBUCHU PIERWSZEJ WOJNY...

Nikt się nie spodziewał że wojna będzie taka długa, karabiny maszynowe które zmieniły oblicze pola bitwy, i przyczyniły się do stabilizacji frontu, były wcześniej stosowane zasadniczo jednostronnie-jak choćby pod Omdurmanem.Amerykańska wojna secesyjna gdzie podobna sytuacja miałe miejsce nie była przez europejskie sztaby traktowana poważnie. Politycy i społeczeństwa również oczekiwały jak w przypadku Francji odzyskania Alzacji, i Lotaryngii, z mycia hańby porażki. Niemcy z kolei liczyli na kolejne wobec tejże zdobycze.

konto usunięte

Temat: SPOŁECZEŃSTWA EUROPY WOBEC WYBUCHU PIERWSZEJ WOJNY...

Powiem Wam szczerze, że ja też wcale, a wcale, nie spodziewałem się, że wybuchnie I Wojna Światowa...



Wyślij zaproszenie do