konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

07.05.2009 11:39/New York Times, John Noble Wilford

Na tropach hobbita

Pojawił się w niespodziewanym miejscu i czasie; nie wiadomo też, od kogo się wywodził

Mimo że od jego odkrycia upłynęło już sześć lat, wymarły gatunek niewielkich ludzi nazwanych hobbitami, który niegdyś zamieszkiwał indonezyjską wyspę Flores, wciąż pozostaje jedną z niewyjaśnionych anomalii w ewolucji człowieka.

Najnowsze badania nad hobbitami w jeszcze większym stopniu podważają utarte poglądy dotyczące pochodzenia, ewolucji i migracji wczesnych przedstawicieli rodzaju ludzkiego.

Im dłużej naukowcy badają ich szczątki i zastanawiają się nad możliwymi wyjaśnieniami, tym więcej pojawia się osobliwych spekulacji.

Czy ci prymitywni ludzie są dowodem na wcześniejsze migracje hominidów z Afryki, zanim 1,8 miliona lat temu nad światem zapanował Homo erectus? Czyżby jedni z pierwszych tworzących narzędzia człowiekowatych przybyli do Azji już 2,5 miliona lat temu? Czy część z nich wyewoluowała w Azji w nowy gatunek, który potem powrócił do Afryki? Dwustronne migracje są zjawiskiem występującym u innych ssaków. A może hobbity są przykładem ewolucji wstecznej? To wydawałoby się jeszcze dziwniejsze – u naczelnych nie znamy przypadków masowego regresu gatunku do wcześniejszej formy ewolucyjnej.

Czaszka hobbita (po lewej), fot. AFP

– Słyszymy coraz ciekawsze wytłumaczenia – mówi William L. Jungers ze Stony Brook University – które każą nam uznać hobbity za paleontologiczny ewenement – zjawisko całkowicie niespodziewane i niewytłumaczalne.

Wszystko, co się z nimi wiąże, wydaje się niesamowite. Były bardzo małe, niewiele wyższe niż 90 centymetrów, ale wcale nie przypominały dzisiejszych Pigmejów. Poruszały się wyprostowane na krótkich nogach, ale mogły mieć specyficzny chód, który uniemożliwiał im długodystansowe biegi. Jedyna znaleziona czaszka jest nie większa od grejpfruta, co sugeruje, że ich mózg był ponad trzy razy mniejszy od naszego; z drugiej strony, hobbity tworzyły kamienne narzędzia podobne do produkowanych przez inne hominidy z większymi mózgami. Możliwe, że żyły na wyspie w izolacji jeszcze 17 tysięcy lat temu, długo po tym, jak Homo sapiens dostał się do Australii.

Choć bezpośredni przodek współczesnych ludzi, Homo erectus (pitekantrop), zamieszkiwał Azję i pobliskie wyspy przez setki tysięcy lat, hobbity nie były karłowatą odmianą tego gatunku. Naukowcy ustalili bowiem, że pitekantrop i Homo sapiens są bliżej spokrewnione ze sobą, niż każdy z nich z hobbitem.

Nie dziwi więc, że doniesienie o odkryciu czaszki i kilku szkieletów należących do wcześniej nieznanego gatunku człowiekowatych Homo floresiensis, wywołało gorącą debatę. Sceptycy stwierdzili, że są to kości współczesnych ludzi, którzy byli karłami albo cierpieli na inne genetyczne lub nabyte schorzenia.

Według naukowców, którzy prezentowali badania nad hobbitami na niedawnym sympozjum w USA, obecnie wśród ekspertów panuje zgoda co do pierwotnej interpretacji, że Homo floresiensis jest odrębnym gatunkiem człowiekowatych, dużo bardziej prymitywnym od Homo sapiens. Podczas tej konferencji po raz pierwszy pokazano odlew czaszki i kości Homo floresiensis, prawdopodobnie dorosłej kobiety.

Niektórzy badacze wyświetlili wizualizacje mózgu hobbitów, porównując je ze zdeformowanymi mózgami ludzkimi. Ich zdaniem, analiza ta pozwala odrzucić tak zwaną "hipotezę chorego hobbita". Zwrócili też uwagę na wyraźne różnice w budowie nadgarstków i ramion między dzisiejszymi ludźmi a mieszkańcami wyspy.

Mimo to sceptycy nie skapitulowali. Wskazują oni, że większość uczestników sympozjum blisko współpracowała z australijskimi i indonezyjskimi naukowcami, którzy dokonali odkrycia w 2003 roku; skarżą się też, że ich obiekcje zostały w dużej mierze zignorowane przez media i organizacje finansujące badania nad hobbitami.

Niektórzy prominentni antropologowie wstrzymują się od sądu. Jednym z nich jest Richard Leakey, znany łowca skamielin hominidów, prezes Turkana Basin Institute na Stony Brook University. Podobnie jak inni sceptyczni badacze, wskazuje on na konieczność znalezienia większej liczby szkieletów w innych miejscach, zwłaszcza kilku dodatkowych czaszek.

Leakey przyznaje jednak, że ostatnie badania "bardzo uwiarygodniły tezę", że ludzie z Flores są przedstawicielami nowego gatunku.

Michael J. Morwood, archeolog z University of Wollongong w Australii i jeden z odkrywców szczątków hobbita, powiedział podczas sympozjum, że dokładniejsze badania kamiennych narzędzi pozwoliły ustalić, iż hominidy przybyły na Flores już 880 tysięcy lat temu i "można przypuszczać, że byli to przodkowie hobbitów". Nie odkryto jednak ich kości, więc pozostają oni niezidentyfikowani, a ponadto na wyspie nie znaleziono też szczątków współczesnego człowieka starszych niż sprzed 11 tysięcy lat.

Wykopaliska trwają nadal w Liang Bua, dużej jaskini na wzgórzu, gdzie w głębokich warstwach osadu znaleziono kości hobbitów, jednak jak na razie nie natrafiono na żadne nowe kości ani czaszki. Morwood powiedział, że poszukiwania będą kontynuowane także w innych miejscach na Flores i okolicznych wyspach.

Peter Brown, paleontolog z University of New England w Australii, powiedział, że po zbadaniu przez niego przedtrzonowych zębów i dolnych szczęk hobbita błyskawicznie stało się "jasne, że hominidy te znalazły się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie". Zwłaszcza pierwsze przedtrzonowe zęby, jak stwierdził, były większe niż u ludzi i miały koronę oraz korzeń niepodobne do spotykanych u Homo erectus czy sapiens. Brown, współautor pierwszego raportu o znalezionych szkieletach, dodał, że żadna znana choroba czy deformacja u ludzi "nie mogłaby spowodować takich zmian".

Brown i jego koledzy postawili z początku hipotezę, że hobbity były potomkami pitekantropów, które zamieszkiwały ten region, a niski wzrost wziął się z tego, że żyły na wyspie w izolacji. Karłowacenie wyspowe to znane zjawisko, polegające na tym, że na skutek ograniczonych zasobów naturalnych gatunki z czasem zmniejszają swoją wielkość.
Badacze szybko wycofali się z tej hipotezy. Po pierwsze, karłowacenie zmniejsza rozmiary ciała, ale nie mózgu. Ponadto, jak zauważyli naukowcy, hobbity nie przypominają za bardzo Homo erectus.

Matthew W. Tocheri ze Smithsonian Institution, który poddał analizie kości nadgarstka hobbita, odkrył, że mają one kształt klina, podobnie jak u małp, a nie kwadratowy, typowy dla ludzi i neandertalczyków. To oznaczałoby, że linie ewolucji tego gatunku i człowieka rozeszły się przynajmniej milion do dwóch milionów lat temu.

Jeżeli zatem szereg dowodów skłania do przyjęcia, że Homo floresiensis był odrębnym, prymitywnym hominidem, zagadkę hobbita można sprowadzić do jednego, ale niezwykle ważnego pytania: skąd wzięli się ci mali ludzie?

– Jeżeli uznamy ich za osobny gatunek – mówi Frederick E. Grine, paleoantropolog ze Stony Brook – to ich specyficzne cechy okazują się nagle kluczowe dla zrozumienia procesów ewolucyjnych. Naukowcy przyznają w raportach i wywiadach, że dopiero niedawno zaczęli się zastanawiać nad rodowodem hobbitów.

Badacze z góry wykluczają karłowacenie wyspowe jako wytłumaczenie tego fenomenu. Karły i Pigmeje są po prostu ludźmi niskiego wzrostu; nie mają małpich cech, jak do pewnego stopnia hobbity. Ponadto, przyjęcie hipotezy o karłowaceniu oznaczałoby, że hobbity najpewniej wyewoluowały z pitekantropów, jedynych wcześniejszych hominidów, których szczątki znaleziono w tej części Azji i w ogóle poza Afryką; pierwszego odkryto na Jawie pod koniec XIX wieku. Badania nie wykazały jednak wielu podobieństw między szkieletem hobbita oraz azjatyckiego Homo erectus.

Jeżeli hobbit był potomkiem dużo wcześniejszych hominidów, to najbardziej naciąganym według naukowców wyjaśnieniem mogłaby być ewolucja wsteczna. Jungers, paleoantropolog, który zorganizował sympozjum, podkreślił, że nie ma znanych gatunków ssaków, które znacząco zdegradowały się pod względem anatomicznym, i w rezultacie wróciły do poprzednich form ewolucyjnych. "Czy to możliwe? – pytał retorycznie. – Jeżeli tak, to byłoby to odkrycie bezprecedensowe i przełomowe".

Niektórzy badacze sądzą, że rodowodu hobbitów należy szukać głębiej w przeszłości człowiekowatych. Jeżeli gatunek ten nie przypomina Homo erectus, to prawdopodobnie wywodzi się z jeszcze wcześniejszych, niższych wzrostem hominidów, migrujących z Afryki przed pitekantropem. Taka teoria przeczyłaby jednak powszechnie przyjętym w tej dziedzinie nauki poglądom.

Do potencjalnych kandydatów należy Homo habilis, pierwszy i najsłabiej poznany gatunek z rodzaju Homo. Habilis, który był niski i miał niewielki mózg, mógł się pojawić już 2,3 miliona lat temu i koegzystować przez jakiś czas z Homo erectus, gatunkiem o dłuższych kończynach i większym mózgu. Skamieliny pitekantropów, znalezione w Gruzji i datowane na 1,8 do 1,7 miliona lat, są najstarszym potwierdzonym dowodem obecności hominidów poza Afryką.

Zdaniem naukowców, jeżeli hobbity okazałyby się pod pewnymi względami podobne do Homo habilis, oznaczałoby to, że habilis albo podobny do niego gatunek, wcześniej opuścił Afrykę i był bezpośrednim przodkiem hobbitów.

Innym potencjalnym antenatem mógłby być nawet gatunek wcześniejszy niż Homo, czyli australopitek. Uważa się, że odkryte w Afryce najwcześniejsze ślady używania kamiennych narzędzi przed co najmniej 2,5 miliona laty były dziełem australopiteków. Kilku badaczy zwróciło uwagę na podobieństwa w budowie szkieletu między hobbitami a gatunkiem Australopithecus afarensis, do którego zaklasyfikowano odkryty w Etiopii słynny szkielet "Lucy" sprzed 3,2 miliona lat.

Sugestia, że przodek Homo floresiensis mógł dotrzeć do Azji na milion lat przed opuszczeniem Afryki przez Homo erectus, padła również na ostatniej konferencji Amerykańskiego Stowarzyszenia Antropologii Fizycznej.

Jest wreszcie teoria, po raz kolejny przypomniana na sympozjum, o migracji hominidów z Afryki i ich powrocie na Czarny Ląd. Jungers powiedział, że czas najwyższy zerwać z wizerunkiem długonogiego Homo erectus jako pierwszego hominida, który ruszył z Afryki na podbój świata. "Przecież nasi przodkowie, i to wcześniejsi niż pitekantropy, mogli to zrobić już wiele razy – stwierdził. – Inne ssaki także migrowały z Afryki i wracały do niej".

Ta koncepcja zrodziła spekulacje, że sam erectus mógł wyewoluować w Azji ze starszych przybyszów z Afryki, a potem powrócił na ziemie swych przodków. Tak samo inne hominidy przybywające do odległych rejonów Azji mogły dać początek nowym gatunkom, wśród nich hobbitom.

Robert B. Eckhardt z Penn State University, zaciekły przeciwnik hobbitów, nie daje się przekonać, że czaszka z Flores należy do nieznanego wcześniej gatunku. Obstaje przy tym, że tak naprawdę jest to czaszka współczesnego człowieka cierpiącego na mikrocefalię lub podobne zaburzenie rozwojowe, którego objawami są zmniejszona głowa i mózg. "Dużo trudniej przekonać do tego ludzi, niż z początku sądziłem – przyznał Eckhardt w e-mailu. – Ale coraz bardziej oczywiste staje się, że gra toczy się nie tylko o fragment jakiegoś szkieletu, ale o centralny paradygmat całej poddziedziny nauki".

Susan G. Larson, anatom ze Stony Brook School of Medicine, która analizowała zwierzęce cechy ramion hobbitów, powiedziała w wywiadzie, że badania "weszły w fazę »poczekamy – zobaczymy«’". "Kiedyś – dodała Larson – być może będziemy się śmiać z naszych dzisiejszych dywagacji, bo będzie dla nas oczywiste, skąd wzięli się niewielcy ludzie z Flores".

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Robert Suski:
To widac (po tym co pan napisal) ze jest pan lajkonikiem

Nie ukrywam, ze sie nie znam.

Wiec moze ktos mi pomoze, kiedy powstal kreacjonizm? Tzn. wymyslili go fundamentalisci religijni wbrew nauce.

Pozdrawiam.

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Stanowisko Rady Naukowej Konferencji Episkopatu Polski
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=1654

mam nadzieje, ze to zakonczy religijny offtop.

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Gazeta Wyborcza:
Odkryto szczątki nieznanego przodka człowieka sprzed 12 mln lat
jz, PAP
2009-06-03, ostatnia aktualizacja 2009-06-03 12:25
W Hiszpanii odkryto fragment czaszki sprzed 12 mln lat. Należała ona do osobnika nieznanego wcześniej gatunku, bliskiego przodkom człowieka i małp. Co ciekawe, kilka cech anatomicznych jego głowy przypominało ludzką twarz - informują naukowcy w tygodniku "Proceedings of the National Academy of Sciences".
Znalezisko - fragment żuchwy i czaszki - zostało odkryte już w 2004 r., ale dużo czasu zajęło naukowcom wypreparowanie go z materiału skalnego. Okazało się, że kości reprezentują nowy, nieznany wcześniej gatunek, któremu nadano nazwę Anoiapithecus brevinostris.

Pierwsza część nazwy pochodzi od miejsca, w którym znaleziono okaz - l'Anoia w Katalonii. Druga część oznacza osobnika o płaskiej twarzy. Płaska część twarzowa czaszki Lluca, bo tak nieformalnie ochrzczono okaz, zaskoczyła naukowców, przypomina bowiem ludzkie cechy anatomiczne, późniejsze o miliony lat.

Zdaniem naukowców, odkrycie to może wyjaśnić wiele aspektów ewolucji hominidów - orangutanów, szympansów, bonobo, goryli i ludzi.

Jak wyjaśnia kierujący badaniami, Salvador Moya-Sola z Institut Catala de Paleontologia w Hiszpanii, kombinacja cech anatomicznych Lluca jest czymś wyjątkowym w znanym nauce zapisie kopalnym.

Płaska twarz i cofnięta żuchwa to w obrębie rodziny hominidów cecha charakterystyczna dla rodzaju Homo. Z kolei u małp człekokształtnych żuchwa jest wysunięta do przodu.

Jak podkreślają naukowcy, te anatomiczne podobieństwa nie oznaczają jednak, że Anoiapithecus ma jakieś związki z rodzajem Homo. Podobieństwo może być wynikiem niezależnej ewolucji.

Odkrycie Lluca może rzucić nowe światło na geograficzne początki rodziny hominidów. Ma on bowiem pewne cechy rodziny kenyapiteków, która - jak się uważa - dała początek rodzinie hominidów (do której należą też ludzie). Zdaniem niektórych naukowców kenyapiteki 15 mln lat temu wyruszyły z Afryki i skolonizowały obszar śródziemnomorski.

Okazuje się jednak, że Lluc nosi również cechy anatomiczne afropiteków, prymitywnych hominoidów żyjących w epoce środkowego miocenu w Afryce. Być może oznacza to, że przodkowie ludzi i małp mogli, po wyemigrowaniu, wrócić do Afryki. Jest to jednak teoria, która na razie nie ma potwierdzenia - podkreślają badacze.
Monika S.

Monika S. ciągle szukam wyzwań

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Zagadka neandertalczyka
Anna Piotrowska
2009-07-17, ostatnia aktualizacja 2009-07-16 18:07

Jesteśmy coraz bliżej wyjaśnienia tajemnicy zagłady naszych kuzynów - neandertalczyków. Zaskakujące wyniki badań ich DNA publikuje najnowsze "Science"

Badania przeprowadził międzynarodowy zespół pod kierunkiem prof. Svante Pääbo z lipskiego Instytutu Antropologii Ewolucyjnej Maksa Plancka. Uczeni zastosowali nową metodę sekwencjonowania DNA zwaną primer-extension capture, która zamiast analizy całego materiału genetycznego pobranego z kości zawierającej też DNA licznych mikroorganizmów obejmuje jedynie wybrane jego fragmenty. - Nowa metoda pozwala na wyłowienie, jeszcze przed sekwencjonowaniem, wyłącznie neandertalskiego DNA. To dramatycznie redukuje koszty całej procedury i pozwala sekwencjonować ten sam gen jednocześnie u wielu osobników - wyjaśnia "Gazecie" Adrian Briggs, młody naukowiec, który pod kierunkiem prof. Pääbo wykonał większość prac sekwencyjnych.

Po kości do kłębka

Dzięki temu naukowcy mogli odczytać cegiełka po cegiełce całe mitochondrialne DNA aż pięciu neandertalczyków i kawałek mitochondrialnego DNA szóstego. To ogromny postęp, bo do tej pory udało się zsekwencjonować taki materiał genetyczny u zaledwie jednego osobnika. Co ważne, analizowane przez zespół Briggsa próbki pochodziły od istot żyjących w różnym czasie oraz miejscach - obejmujących swym zasięgiem praktycznie cały obszar występowania gatunku w Europie.

Północ kontynentu reprezentowały dwa osobniki żyjące ok. 40 tys. lat temu w Niemczech - ich szczątki znaleziono w jaskini Kleine Feldhofer w północnych Niemczech. Południe - neandertalczyk sprzed 38 tys. lat, którego kości odkopano na terenie Chorwacji w jaskini Vindija. Zachód - bywalec hiszpańskiej groty El Sidrón zamieszkujący tereny Półwyspu Iberyjskiego ok. 39 tys. lat temu. Oprócz tego naukowcy przebadali całkowicie mitochondrialne DNA pobrane z kości neandertalczyka żyjącego 60-70 tys. lat temu, a znalezionego na terenie rosyjskiej jaskini Mezmaiskaja na Kaukazie oraz częściowo przeanalizowali materiał genetyczny pobrany od innego osobnika żyjącego w tym samym miejscu 41 tys. lat temu.

W sumie wraz z zsekwencjonowanym wcześniej mitochondrialnym DNA jeszcze jednego neandertalczyka z chorwackiej Vindii dysponowali sześcioma różnymi profilami genetycznymi naszych kuzynów. Warto podkreślić, że dane te nie obejmowały całego neandertalskiego DNA, a jedynie mitochondrialne, czyli to, które każdy z nich (i każdy z nas) dostał od swojej matki. Znajduje się ono w mitochondriach - komórkowych fabrykach energii. Jest go znacznie mniej niż DNA jądrowego (to jego niewątpliwy atut), a ponadto dzięki swojej stosunkowo dużej zmienności stanowi dobry materiał badawczy.

Pozornie sześć próbek to tyle co nic, a jednak analiza i porównanie mitochondrialnego neandertalskiego DNA z 53 próbkami pochodzącymi od współczesnych ludzi przyniosło zdumiewające wyniki.

Okazało się, że pod względem genetycznym neandertalczycy (przynajmniej w linii matczynej) byli bardzo słabo zróżnicowani. Ekipa Pääbo ustaliła, że przez cały okres istnienia gatunku Homo neanderthalensis różnorodność ta wynosiła zaledwie jedną trzecią tego, co reprezentuje obecnie żyjący Homo sapiens. Co ciekawe, nawet w porównaniu z dzisiejszymi mieszkańcami samej Europy pradawni mieszkańcy tego kontynentu wypadali blado - ich zróżnicowanie genetyczne było o 37 proc. mniejsze od naszego.

Co jednak wynika z tych wszystkich wyliczeń?

Mało odporni kuzyni

Po pierwsze, łączna liczba żyjących w tym samym czasie neandertalczyków była niewielka, prawdopodobnie nie sięgała nawet 3,5 tys. zdolnych do rozmnażania kobiet. - Tak nam wychodzi ze statystyki. Oczywiście wszystkich neandertalczyków było znacznie więcej, ale nie wszystkim udawało się spłodzić zdolne do przeżycia potomstwo - twierdzi Briggs. - Trudno jednak oszacować całkowitą wielkość populacji, w sumie mogło ich być kilkadziesiąt tysięcy, może trochę ponad to.

Badania ujawniły też, że większość neandertalczyków była ze sobą blisko spokrewniona. Identyczną sekwencję mitochondrialnego DNA wykryto u osobników żyjących w Niemczech i Chorwacji. Miejsca te dzieli aż 850 km (gdyby dzisiaj jakiś europejski genetyk chciał znaleźć swojego krewnego w równie dalekiej krainie, musiałby zbadać DNA aż 30 osób, a nie sześciu, jak w przypadku neandertalczyków). Oczywiście nie znaczy to, że badani osobnicy z północy i południa Europy byli braćmi czy siostrami, zwłaszcza iż analizowane próbki dzieli ogromna przestrzeń także w czasie.

Niewykluczone, że kiedyś, na początku istnienia gatunku różnorodność genetyczna Homo neanderthalensis była większa, ale potem się zmniejszyła. - Możliwe, że niektóre małe grupy neandertalczyków zyskały przewagę nad innymi - twierdzi Briggs. Być może była ona związana z wyższością technologiczną lub kulturową. Sprawiła, że doszło do wymarcia słabszej części populacji. To mogło zredukować różnorodność genetyczną wśród neandertalczyków.

Taki ewolucyjny sukces niewielkiej grupy mógł mieć dramatyczne konsekwencje dla całego gatunku. Mniejsza różnorodność genetyczna oznacza bowiem m.in. gorszą odporność na choroby lub niezdolność do adaptacji w obliczu zmieniających się warunków życia, na przykład ocieplenia lub ochłodzenia klimatu.

Czy mniejsza niż w przypadku Homo sapiens różnorodność genetyczna rzeczywiście przyczyniła się do zagłady neandertalczyków 28-24 tys. lat temu?

Punkt krytyczny

Hipoteza ta wydaje się dość logiczna, zwłaszcza w kontekście ostatnich odkryć. Wynika z nich, że pod względem technologicznym i intelektualnym nasi kuzyni w niczym nam nie ustępowali, co jeszcze nie tak dawno sugerowali niektórzy uczeni. Neandertalskie narzędzia - odłupki - nie były wcale gorsze od wiórów preferowanych przez pradawnych Homo sapiens, zaś znalezione we francuskim Pech de l'Azé setki kredek zawierających tlenki manganu sugerują, iż malowanie ciała stanowiło u neandertalczyków (oprócz mowy) dodatkową formę komunikacji.

Jednak według Briggsa czynnikiem, który zadecydował o zagładzie neandertalczyków, była ich niewielka liczba. - Nasze badania sugerują, że na ogromnym obszarze Europy żyło ich w sumie niewielu. Na dodatek byli podzieleni na małe grupki - mówi Briggs.

Mogli więc nie wytrzymać konkurencji ze strony Homo sapiens w wyścigu o dostęp do pożywienia albo wręcz ucierpieć na skutek zbrojnego konfliktu z naszymi przodkami. Niewykluczone też, że zachodzące kilkadziesiąt tysięcy lat temu zmiany europejskiego klimatu nadwątliły zdrowie neandertalczyków.

- Możliwe też, że oba te czynniki wystąpiły równocześnie, co zredukowało liczebność neandertalczyków poniżej punktu krytycznego pozwalającego na odrodzenie się całego gatunku - dodaje Briggs.

Źródło: Gazeta Wyborcza

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Nieustraszeni odkrywcy kości
Aleksandra Stanisławska 24-07-2009, ostatnia aktualizacja 24-07-2009 02:31

Gdyby nie trzy pokolenia niezłomnie kopiących w ziemi członków rodziny Leakeyów, nie mielibyśmy dowodów na to, że to Afryka przed milionami lat stała się kolebką ludzkości. To oni zmienili wiedzę o ewolucji człowieka

Przebojowy, robiący wokół siebie wiele hałasu Angliko-Kenijczyk bardziej wyglądał na pierwowzór Indiany Jonesa niż na nobliwego naukowca. Dzięki wizjonerstwu, ogromnemu szczęściu i uporowi Louis Leakey, kobieciarz i niespokojny duch, przysłużył się antropologii bardziej niż jakikolwiek inny człowiek nauki.

Największą jego zasługą na tym polu okazała się... jego rodzina. Żona, syn i synowa dokonali najbardziej znaczących odkryć w historii antropologii. Wszystkie one potwierdziły przyświecającą głowie rodu tezę: że kolebką ludzkości jest Afryka, a nie Azja, jak niektórzy wówczas sądzili.

Leakeyowie odkryli, że obok siebie żyły różne gatunki istot praludzkich i że ich najdawniejsze dzieje sięgają kilku milionów lat wstecz. Teraz to podstawa naszej wiedzy o ewolucji człowieka. W połowie XX wieku większości antropologów wydawało się to nie do pomyślenia.

– Prace Leakeyów w Tanzanii zmieniły sposób postrzegania ewolucji i historii rodzaju ludzkiego – powiedział dr Norbert Andrew Kayombo, dyrektor generalny muzeów narodowych Tanzanii. – Jesteśmy dumni, że to nasz kraj był miejscem tych wielkich odkryć.

Dziś Tanzania czci Leakeyów jak bohaterów narodowych, organizując wielki kongres z okazji 50. rocznicy ich największego odkrycia w tym kraju – odkopania szczątków osobnika z nieznanego wówczas gatunku: Zinjanthropus boisei (nazwany dziś Australopithecus boisei).

Skandalista Louis

Już w wieku 13 lat urodzony w Kenii Louis Leakey, syn misjonarzy nawracających plemię Kikuju, wiedział, że będzie archeologiem. Znalazł kilka narzędzi kamiennych należących niewątpliwie do bardzo dawnych przodków człowieka. Jak dawnych? Aby się tego dowiedzieć, Louis pojechał do Anglii studiować paleontologię na Uniwersytecie w Cambridge.

Po studiach miał wszelkie zadatki na antropologiczną gwiazdę: obronił doktorat, kierował kilkoma wyprawami archeologicznymi we wschodniej Afryce, a w 1932 roku odkopał w Kenii skamieniałe szczątki, które ogłosił najstarszymi pozostałościami praludzkimi. W tym momencie szczęście się od niego odwróciło: komisja naukowa zakwestionowała jego odkrycie, a sam Leakey wywołał skandal obyczajowy, który zszargał jego dobre imię w oczach wyczulonych na punkcie moralności brytyjskich badaczy.

Kiedy jego ciężarna żona Frida z powodu złego samopoczucia nie była w stanie ilustrować książki antropologicznej Louisa, ten zatrudnił na jej miejsce inną ilustratorkę, 20-letnią Mary Nicol. Znajomość szybko przerodziła się w romans. Kiedy Frida urodziła Louisowi dziecko (drugie w tym małżeństwie), ten natychmiast wystąpił o rozwód. Mentorzy i koledzy po fachu przez wiele lat nie mogli mu tego wybaczyć.

Źródła finansowania wykopalisk w Afryce nagle wyschły. Louis i Mary znaleźli się w dramatycznym położeniu: w mieszkaniu bez prądu i kanalizacji, z rzadkimi publikacjami naukowymi jako źródłem dochodów. Kiedy Frida w końcu zdecydowała się dać mu rozwód, Louis prędko poślubił młodszą o dziesięć lat nową partnerkę. Okazało się, że – z punktu widzenia dobra nauki – nie mógł lepiej postąpić. U jego boku z archeologa amatora Mary przeistoczyła się w rasowego naukowca. I stopniowo przejęła od niego kierownictwo afrykańskich wykopalisk. To, co znalazła, miało na zawsze zmienić oblicze antropologii.

Wytrwała Mary

Podczas gdy Louis odgrywał rolę szpiega w służbie Jej Królewskiej Mości i był mediatorem między zbuntowanym plemieniem Kikuju a kenijskim rządem, Mary nieprzerwanie kopała. Również wtedy, gdy jej mąż uganiał się za spódniczkami, co w latach 50. i 60. stało się częścią ich małżeńskiej codzienności.

Od początku lat 50. przez następne ćwierć wieku cierpliwie i systematycznie przeczesywała znajdujący się w Tanzanii wąwóz Olduvai, cmentarzysko prehistorycznych kości i narzędzi. Louis bywał tam coraz rzadszym gościem, jednak kiedy w 1959 roku jego żona znalazła szczątki liczącego sobie 1,75 mln lat australopiteka (początkowo nazwała go Zinjanthropus boisei), znów obwieścił światu, że to najstarszy przodek człowieka. I tym razem się mylił, choć nie do końca. Rzeczywiście, znalezisko miało niesłychaną wartość: były to najstarsze znane wówczas szczątki przedstawiciela rodziny człowiekowatych. Nowego gatunku nie można było jednak nazwać przodkiem człowieka.

To kryterium znacznie lepiej spełniał odkryty kilka lat później przez Mary i Louisa osobnik z gatunku Homo habilis (człowiek zręczny), najstarszy przedstawiciel rzędu naczelnych, u którego wreszcie udało się zidentyfikować ludzkie cechy, w tym dwunożność. To był kolejny wielki sukces i krok milowy w antropologii. Dumni z odkrycia „brakującego ogniwa” Leakeyowie utrzymywali, że pod względem rozwoju gatunek ten znajdował się wpół drogi między Homo sapiens a australopitekami. Jego szczątki, oszacowane na taki sam wiek jak poprzednie znalezisko, odkopano również w wąwozie Olduvai. „Do tego czasu pomysł, że dwa hominidy mogą zajmować te same tereny w tym samym czasie, wydawał się nie do pomyślenia dla większości naukowców” – napisała później Mary Leakey w autobiografii.

Popularna wówczas teoria dotycząca płynnego zastępowania jednych, prymitywniejszych gatunków hominidów przez inne, bardziej zaawansowane, zaczęła się chwiać. – Bezpieczne linearne drzewo genealogiczne nagle stało się znacznie mniej uporządkowanym krzakiem z wieloma odgałęzieniami – podsumował wiele lat później Richard Leakey, syn Louisa i Mary.

Wśród gęstwiny różnych gatunków dzisiejsi antropolodzy naszą linię rodową wywiedli od Lucy, osobniczki z gatunku Australopithecus afarensis. „Pramatka Ewa” żyła w Afryce przed 3,2 mln lat i poruszała się na dwóch nogach. Kryteria postawy wyprostowanej i dużej objętości mózgu wskazały kolejnych prawdopodobnych przodków człowieka: Homo habilisa (2,5 – 1 mln lat temu), Homo erectusa (1,8 mln – 360 tys. lat temu) i Homo heidelbergensisa (600 – 250 tys. lat temu). Naukowcy wciąż się spierają, czyje geny dziś w sobie nosimy.

Niepokorny Richard

Dla Louisa wykopaliska w Tanzanii były już tylko działalnością poboczną, bo pochłonęła go walka o ochronę afrykańskich małp człekokształtnych. Podszedł do tego zagadnienia we właściwym sobie stylu: wybrał trzy młode badaczki, których karierami umiejętnie pokierował. Nazwane później „aniołkami Leakeya” okazały się cenną inwestycją: Jane Goodall zasłynęła przełomowymi badaniami nad szympansami, Dian Fossey zaangażowała się w ochronę goryli, a Birute Galdikas skupiła się na orangutanach. Stały się niekwestionowanymi autorytetami w swoich dziedzinach.

Louis jeździł po świecie, dawał wykłady i cieszył się zasłużoną sławą, kiedy dopadły go kłopoty zdrowotne. Zmarł na atak serca w 1972 roku w wieku 69 lat.

Nieco wcześniej odwiedził go syn Richard, również antropolog, który pokazał ojcu wykopaną przez siebie czaszkę Homo habilisa. To znalezisko zdawało się potwierdzać teorię forsowaną przez seniora rodu, że człowiek współczesny nie wywodzi się od australopiteków, ale od istot bardziej przypominających dzisiejszych ludzi. Kolejnym potwierdzeniem tej teorii miało być odnalezienie przez Richarda szczątków jeszcze bardziej „ludzkiego” gatunku – Homo erectus (człowiek wyprostowany). Prawdziwą sławę antropologowi przyniosło odkopanie szczątków tzw. chłopca znad jeziora Turkana: niemal pełnego szkieletu 9 – 12-letniego Homo erectusa, który zmarł 1,6 mln lat temu.

Richardowi udało się jeszcze odkryć nowy gatunek australopiteka, kiedy to zaangażował się w ryzykowną batalię przeciwko kłusownictwu w Kenii, a zwłaszcza przeciw nielegalnemu handlowi kością słoniową. Stał się orędownikiem kontrowersyjnego przepisu umożliwiającego strzelanie do kłusowników bez ostrzeżenia. Kiedy więc w 1993 roku samolot z 49-letnim Leakeyem na pokładzie spadł na ziemię, nikt nie miał wątpliwości, że stał za tym sabotaż. Richardowi cudem udało się przeżyć, ale amputowano mu obie nogi tuż pod kolanami. Po wypadku nie przerwał walki na rzecz ochrony przyrody. Zaangażował się też w działalność opozycyjną wobec kenijskiego rządu.

Nierozłączne Meave i Louise

Richard pod wieloma względami powtórzył życiowy scenariusz stworzony przez ojca. Pierwszą żonę Margaret opuścił zaraz po tym, gdy urodziła dziecko. Nie zwlekając, związał się z Meave Epps, zoologiem specjalizującym się w badaniu małp naczelnych. To ona przejęła po mężu pałeczkę w dziedzinie prac terenowych, wciągając do tego ich starszą córkę Louise. Miała ona zaledwie sześć tygodni, kiedy wraz z rodzicami po raz pierwszy znalazła się na terenie wykopalisk nad jeziorem Turkana. Do dziś pracuje nad jego brzegami, wraz z matką kierując ekspedycjami poszukującymi kolejnych praludzkich skamieniałości.

W 1999 roku ich zespół dołożył nowy element do układanki tworzonej od 50 lat przez ród Leakeyów. Niedaleko miejsca, w którym Richard wydobył szczątki słynnego „chłopca znad jeziora Turkana”, Meave i Louise odkopały liczące 3,5 mln lat kości nieznanego dotąd gatunku hominida. Nazwały go Kenyanthropus platyops, co oznacza „człowiek kenijski o płaskiej twarzy”. Genealogiczny gąszcz jeszcze bardziej się zagmatwał, bo w nowo odkrytym osobniku niektórzy badacze chcą widzieć jeszcze jednego przedstawiciela gatunku Homo.

Według Meave tajemnica pochodzenia człowieka wciąż czeka na rozwiązanie. – Mieliśmy najpierw jednego kandydata do miana naszego przodka, teraz jest ich dwóch czy trzech – mówiła badaczka w jednym z wywiadów. – Trudno powiedzieć, który z nich jest lepszy. Głęboko wierzę w to, że znajdziemy ich jeszcze więcej.
Rzeczpospolita

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Jaskiniowcy spod Łowicza
Krzysztof Kowalski 21-07-2009, ostatnia aktualizacja 21-07-2009 04:55

Najdalej na północ wysunięte obozowisko neandertalczyków odkryli polscy badacze. Praludzie polowali koło Łowicza
źródło: Rzeczpospolita

Odkrycia dokonał zespół prof. Lucyny Domańskiej z Uniwersytetu Łódzkiego podczas wykopalisk poprzedzających budowę autostrady A2. W miejscowości Polesie, wśród zabytków z początków epoki brązu, archeolodzy zidentyfikowali narzędzia krzemienne z epoki lodowcowej, pozostawione przez neandertalczyków.

Jest to zaskakujące, ponieważ dotychczas stanowiska neandertalskie, znane z Polski, odkrywano w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej i na Śląsku.

Hipoteza i dowód

– Właściwie tego odkrycia można się było spodziewać. Już w latach 60. w miejscowości Skaratki, też koło Łowicza, odkryto pozostałości mamuta, które wyglądały tak, jakby zwierzę zostało poćwiartowane. Nie znaleziono przy nim narzędzi. Ale prof. Waldemar Chmielewski, znawca paleolitu, już wtedy był przekonany, że łowcy albo zapędzili mamuta na mokradła i tam go zabili i poćwiartowali, albo skorzystali z okazji, że znalazł się on w tym miejscu – powiedziała „Rz” prof. Lucyna Domańska. – Tymi łowcami mogli być tylko neandertalczycy, ponieważ tylko oni zamieszkiwali Europę. Homo sapiens jeszcze na ten kontynent nie dotarł. Jednak hipoteza ta wydawała się mało prawdopodobna, ponieważ ślady po neandertalczykach znajdowano wcześniej tylko na południu kraju, a nie na Niżu Europejskim.

Minęły cztery dekady i oto w okolicy Łowicza archeolodzy znaleźli narzędzia krzemienne, które nie budzą najmniejszych wątpliwości: są neandertalskie. Używano ich około 70 tys. lat temu.

Neandertalczycy zapuszczali się na północ, tam gdzie mogli spotkać wielkie stada mamutów, koni i bizonów

Od dziesięcioleci neandertalczycy, wygasły gatunek ludzki, budzą szczególne zainteresowanie. Wiadomo o nich już dużo, między innymi to, że zamieszkiwali okolice sprzyjające osadnictwu w warunkach epoki lodowcowej, obfitujące w jaskinie, schroniska skalne, małe dolinki. Takimi terenami w Polsce charakteryzuje się Jura Krakowsko-Cząstochowska, Dolny i Górny Śląsk. Jednak z najnowszych badań archeologicznych wyłania się nieco inny obraz. Okazuje się, że z tych matecznikowych terytoriów neandertalczycy zapuszczali się na północ, tam gdzie mogli spotkać wielkie, stadne zwierzęta: mamuty, konie, bizony.

W Zwoleniu koło Radomia, na północ od tradycyjnych neandertalskich terenów, 70 tys. lat temu ci ludzie polowali na konie, zapędzali je do małej dolinki, zabijali i ćwiartowali.

W Lehringen w Niemczech archeolodzy odkopali w torfowisku pozostałości mamuta z tkwiącą w ciele drewnianą dzidą (prawdopodobnie zatrutą). Znalezisko pochodzi sprzed 70 tys. lat, czyli też jest neandertalskie.

Niezwykły rok 70 000

Wszystko to razem skłania badaczy do wniosku, że neandertalczycy właśnie wtedy rozszerzyli swoje tereny łowieckie, rozpoczęli polowania na duże stadne zwierzęta. Wyprawiali się po nie ze swoich jaskiń na tereny nizinne.

– Nie ma w tym niczego dziwnego. Indianie też mieszkali w zacisznych dolinkach, nad rzeczkami, a wyruszali na polowania na prerie. Poza tym o ich ruchliwości i znajomości świata świadczy to, że z Polski południowej docierali na Słowację i Węgry. Znajdowane są tam neandertalskie narzędzia z krzemienia występującego wyłącznie nad Wisłą, w Świeciechowie – wyjaśnia prof. Domańska.

Przełom

70 tys. lat temu w świecie neandertalskim miały miejsce jeszcze inne duże przemiany. W znacznym stopniu udoskonalona została technika wytwarzania krzemiennych narzędzi. Archeolodzy wyróżnili nawet dwie odrębne tradycje, tzw. mustierską i mikocką, od nazw stanowisk archeologicznych we Francji. W Polsce zdecydowanie przeważała tradycja mikocka.

Ten okres charakteryzuje się dużym postępem grup neandertalskich we współdziałaniu. Na przykład w jaskini Koziarnia (Jura) archeolodzy odkryli szereg palenisk rozmieszczonych tak, aby wypłoszyć niedźwiedzie jaskiniowe.

Przed jaskinią Raj koło Kielc neandertalczycy wznieśli barierę z 300 poroży renifera, zapewne pokrytą skórami, która zabezpieczała wejście przed zwierzętami.

Neandertalczycy pojawili się w Polsce około 200 tys. lat temu, ale ślady ich bytowania z tego okresu są sporadyczne. Apogeum ich rozwoju przypadło na okres od 110 do 70 tys. lat temu. W tym czasie nastąpiło ocieplenie w ramach epoki lodowcowej, potem klimat znowu mocno się oziębił. Na Niżu Europejskim, między innymi na terenach Polski, rozciągała się wtedy tundra. – Ale miała ona nieco inny charakter i większy potencjał niż na Syberii czy w Skandynawii, promienie słoneczne padały tu pod innym kątem, roślinność była bujniejsza, występowało więcej gatunków roślin, żerowały duże stada – wyjaśnia prof. Domańska. – Dlatego Niż Europejski nie był tak bezludny, jak dawniej przypuszczano, przyciągał neandertalskich łowców. Ich populacja w ogóle nie była duża. Dlatego stanowisk z tego okresu w ogóle jest mało. Poza tym lodowiec, który przeorał europejską nizinę, zniszczył wątłe ślady ludzkiej obecności, jakie się na niej znajdowały. – Dlatego tak bardzo cenne są ostatnie odkrycia. Wreszcie dochodzą nowe dane. Dotychczas wciąż obracaliśmy tymi samymi neandertalskimi stanowiskami – dodaje prof. Domańska.

Badacze z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Łódzkiego jeszcze nie poinformowali środowiska naukowego o swoim odkryciu. Dopiero przygotowują publikację, która ukaże się w prestiżowym prehistorycznym czasopiśmie „Antiquity”. Dlatego artykuł w „Rz” będzie dla wielu archeologów pierwszym sygnałem o odkryciu.

Być może rzuci ono również nowe światło na zagadkę wygaśnięcia gatunku. Według szacunków, nigdy nie był on liczny, poszczególne grupy, hordy (w obrębie tych społeczności rodzina jeszcze nie była znana) liczyły do

30 osobników. Cała populacja neandertalska w tym samym czasie w Europie nie przekraczała około 10 tys. osób. Ponieważ byli oni rozproszeni, jak się okazuje bardziej niż przypuszczano, także na terenach nizinnej Europy, charakteryzowały ich zbyt bliskie związki krwi – niekorzystne dla zachowania gatunku.
Rzeczpospolita

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Kamienie władców ognia

Margit Kossobudzka
2009-08-14, ostatnia aktualizacja 2009-08-13 19:46

Nasi przodkowie posługiwali się ogniem do obróbki kamiennych narzędzi już 70 tys. lat temu, a więc dużo wcześniej niż dotąd sądzono. Być może ta umiejętność umożliwiła Homo sapiens podbój Ziemi.
Ta bryła silkretu została wyjęta z żaru, jej żółte części są wciąż surowe, ale te ciemniejsze - już zeszklone ogniem
Ta bryła silkretu została wyjęta z żaru, jej żółte części są wciąż surowe...
Silkret przed obróbką cieplną (żółty) oraz po niej (czerwony)
Silkret przed obróbką cieplną (żółty) oraz po niej (czerwony)
Narzędzia wykonane przez archeologów metodą sprzed 70 tys. lat
Narzędzia wykonane przez archeologów metodą sprzed 70 tys. lat
Kyle Brown był rozczarowany. Ukochana archeologia płatała mu figle. Od tygodni próbował znaleźć potrzebne mu do badań kawałki skał w okolicach Pinnacle Point na południowym wybrzeżu Republiki Południowej Afryki. Ale trafiały się mu tylko małe i pokruszone. Na dokładkę, jeśli już coś znalazł i wziął się do mozolnej obróbki, to nie mógł odtworzyć takich skalnych narzędzi, jakie dziesiątki tysięcy lat temu robili w tych okolicach ludzie pierwotni. Materiał po prostu się do tego nie nadawał.

Dlaczego oni mogli, a ja nie? Gdzie popełniam błąd? - zastanawiał się Brown. Wrócił na miejsce wykopalisk i po raz kolejny spojrzał na kamienne narzędzia, które niedawno tu odkrył wraz ze swoim zespołem. Prace wciąż trwały. Nagle dostrzegł duży kawałek silkretu - krzemionkowego materiału, którego było pełno w okolicy. Miał prawie 10 cm średnicy, leżał w prehistorycznym popiele. Ale był inny niż surowe kamienie, bo miał szklistą powierzchnię i czerwone smugi.

- Zaraz, zaraz, gdzie to już widziałam? - zastanawiał się archeolog i nagle wszystko stało się dla niego jasne. Podobny czerwonawy odcień miały narzędzia wykonane z kamieni celowo poddanych działaniu ognia. Brown spotkał się z nimi na wyprawie archeologicznej w Europie, ale tamte narzędzia były dużo młodsze. Stworzono je ledwie kilkanaście tysięcy lat temu. Jego znaleziska zaś miały co najmniej 70 tys. lat - w tym okresie, o ile mu było wiadomo, ludzie jeszcze nie potrafili tak panować nad ogniem. A może jednak?

Kyle Brown pracował razem z Davidem Robertsem, specjalistą od silkretu. Ich prace polegały na odtwarzaniu narzędzi, jakimi posługiwali się ludzie w południowo-wschodniej Afryce dziesiątki tysięcy lat temu. Pinnacle Point na południu RPA to miejsce dobrze znane archeologom. W 2007 r. odkryli, że 164 tys. lat temu żyła tam w nadmorskich jaskiniach grupa wczesnych Homo sapiens, którzy wytwarzali kamienne ostrza mające centymetr szerokości, a także używali barwnika - czerwonej ochry. Teraz dzięki odkryciu Browna do tych umiejętności można dodać jeszcze jedną - pirotechnikę, czyli wykorzystywanie ognia do obróbki i tworzenia narzędzi.

To najwcześniejsze ślady takiej działalności naszych przodków. Szczegóły odkrycia archeologów z uniwersytetu w Cape Town (RPA) opisuje dzisiejsze "Science".

W piaskowym piecu

Dzięki kamiennym narzędziom (otoczakom, pięściakom czy rozłupcom) nasi przodkowie łatwiej mogli zdobyć pożywienie, a potem je oprawić czy przerobić. Narzędzia doskonalono - stawały się coraz ostrzejsze, lżejsze, bardziej wyspecjalizowane. Przykładowo ostrza do polowania na zwierzęta miały ostrzejszy czubek, a ich krawędzie były ścięte i przypominały nóż.

Stworzenie takich narzędzi nie tylko wymagało specjalnych umiejętności, ale także dobrego materiału do obróbki. Nie zawsze był taki pod ręką. I trzeba było się zadowolić gorszą skałą - bardziej łamliwą albo trudno łupliwą.

Jednak nasi przodkowie potrafili już nieźle kombinować. Niekiedy w miejscach, gdzie przeszły pożary, albo we własnych ogniskach znajdowali kamienie nieco lepsze do obróbki i ładniejsze. Z czasem powiązali oba zjawiska. Sami spróbowali "zabawy" z ogniem. Sądząc po odkryciu w Pinnacle Point, udało im się to już 72 tys. lat temu, a niewykluczone, że nawet 160 tys. lat temu (jedno z datowań narzędzi wskazuje na taki właśnie okres).

Obróbka kamieni za pomocą ognia była jeszcze niedawno praktykowana przez Aborygenów w Kimberleys w północno-wschodniej Australii. Wykopywali oni spore jamy w piasku na głębokość blisko pół metra. Następnie wkładali do nich drewno i rozpalali ogień w piaskowym piecu. Kiedy się wypalił, czyścili jamę z niedopalonych resztek i wysypywali jej dno piaskiem, na którym układali kamienie do dalszej obróbki, np. biały chalcedon. Całość przykrywali szczelnie kolejną warstwą piasku. W ten sposób chalcedon nie był bezpośrednio narażony na żar, który mógłby popsuć efekt.

Jamy grzały się przez trzy-cztery dni, aż piasek całkowicie wystygł. Potem Aborygeni wyjmowali kamienie bardzo odmienne wyglądem od tych, które zakopali.

Co zmieniał ogień?

W dużym skrócie, zmieniał sposób krystalizacji kamienia - wnikał w jego strukturę i na nowo ją układał. Porządkował i ujednolicał kryształki, z których składa się np. chalcedon. Były one bardziej regularnie rozmieszczone i miały podobną wielkość w kamieniu. A to znacząco wpływało na jego "twardość" czy "elastyczność". Poprawiało też jego estetykę. Ogień upodabniał mniej atrakcyjny materiał do najbardziej pożądanego w tamtych czasach obsydianu (tzw. naturalnego szkła złożonego niemal wyłącznie ze szkliwa wulkanicznego). Ostrza z Kimberleys były pięknymi przedmiotami. Dawano je jako prezenty, były drogocennym towarem wymiennym.

Większość narzędzi łupanych była tworzona z kamieni typu kwarc, krzemień, chalcedon, jaspis. Obróbka takich materiałów jest bardzo trudna - dopiero po wygrzaniu się w gorącu poddają się rękom rzemieślników-artystów. Odłupywane fragmenty są wtedy dłuższe (zamiast 1-2 cm mierzą do 5 cm) oraz cieńsze, a co za tym idzie, krawędzie narzędzia stają się ostrzejsze. Odłupują się też przewidywalnie, co powoduje, że pracujący nad narzędziem ma nad nim większą kontrolę, może być bardziej precyzyjny. Dzięki obróbce ogniem z jednego kawałka kamienia można było wytworzyć więcej narzędzi, co było istotne np. w tundrze, gdzie gruba pokrywa śnieżna i zamarznięta ziemia utrudniały wydobywanie skał spod ziemi.

Narzędzia wypalane w ogniu można poznać po charakterystycznej szklistej, błyszczącej powierzchni. Mogą przybierać różną barwę, ale w większości mają czerwonawe odcienie.

Te cechę do dziś wykorzystują hinduscy wytwórcy korali z karnelianu w Cambay. Od co najmniej 4,5 tys. lat używają oni ognia, żeby zmienić kolor agatów z szarego na kremowy z wyraźnymi czerwonymi lub pomarańczowymi smugami.

Pirotechnologia była regularnie wykorzystywana przez ludzi pierwotnych. Najwięcej narzędzi wykonanych przy użyciu tej metody w Europie pochodzi sprzed 14-10 tys. lat. Znaleziska z nieco wcześniejszych okresów są bardzo rzadkie, a sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat - do tej pory niespotykane.

Pożegnanie z Afryką

Nasi przodkowie kontrolowali środowisko lepiej, niż sądziliśmy, co mogło pomóc im podjąć decyzję o opuszczeniu ciepłej Afryki i wędrówce w bardziej chłodne rejony Europy i Azji, skąd z czasem wyparli neandertalczyków - uważają autorzy pracy w "Science".

Wyjście z Afryki nastąpiło najprawdopodobniej 50-60 tys. lat temu. A już 35 tys. lat temu z neandertalczyków pozostały tylko niedobitki. Człowiek współczesny opanował świat - od terenów obecnej Hiszpanii po Chiny i Australię. Wielu naukowców szuka kluczowych technologicznych przełomów, które doprowadziły do naszej ewolucyjnej przewagi. Pirotechnologia niewątpliwie jest jednym z nich. Neandertalczycy nie mieli takich umiejętności obchodzenia się z ogniem.

Pinnacle Point to niezwykłe miejsce. Żyjący tam 160-70 tys. lat temu ludzie mieli już swoje rytuały, posługiwali się symboliką, nie tylko wypalali narzędzia, ale też używali pierwszych barwników. Umieli więc docenić piękno. Może to właśnie oni pierwsi postanowili opuścić rdzenny kontynent? Świadomi swoich umiejętności, przekonani, że dadzą sobie radę?

Ale wróćmy do Kyle Browna. Żeby potwierdzić swoją hipotezę, włożył do wykopanego dołka kilka kawałków zwykłego silkretu, zasypał go piaskiem i rozpalił na powierzchni duży ogień. Następnego dnia odkopał kamienie. To było to. W jego ręku niegdyś żółto-szary silkret mienił się teraz na czerwono. Jego powierzchnia pobłyskiwała.

Wyglądał tak samo jak kawałek, który znalazł wcześniej w popiele. Z tego materiału wreszcie udało się archeologom stworzyć współczesne kopie narzędzi, które zostawili po sobie nasi przodkowie.

Źródło: Gazeta Wyborcza

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Wszyscy ludzie żyjący dziś na Ziemi są potomkami jednego mężczyzny - "Adama", który 60-90 tys. lat temu przemierzał sawannę wschodniej Afryki. To jego linia okazała się najsilniejsza




NATIONAL GEOGRAPHIC MAPS
Ślady ludzkich migracji
"Narysowanie mapy podróży, jaką odbył Homo sapiens po wyjściu z Afryki - to cel, jaki postawiła sobie ekipa naukowców prowadzona przez dr. Spencera Wellsa, wspierana przez amerykańskie National Geographic Society, IBM i Fundację Rodziny Waitt. Rozpoczęty w 2005 r. pięcioletni Projekt „Genographic" zmierza już prawie do końca. Genetycy, próbując odpowiedzieć na jedno z fundamentalnych pytań ludzkości - "skąd" - przebadali już kilkaset tysięcy próbek ludzkiego DNA. W badaniu wziął także udział dziennikarz „Gazety Wyborczej".

Tomasz Ulanowski: Sądziłem, że moi przodkowie przybyli do dzisiejszej Polski ze stepów Azji razem z tatarskimi czambułami. A tu okazuje się, że w ogóle tam nie dotarli...

Dr Spencer Wells: Uściślijmy - przodkowie po mieczu. W pańskiej próbce DNA badaliśmy bowiem chromosom Y, który przekazywany jest wyłącznie z ojca na syna. Gdybyśmy zbadali pańskie mitochondrialne DNA (mtDNA), które i chłopcy, i dziewczynki dziedziczą tylko po mamie, mielibyśmy trasę, jaką z Afryki do Europy pokonały pańskie pra-...-prababki.

W ramach pięcioletniego Projektu Genographic dostaliśmy do tej pory ok. 310 tys. próbek DNA z całego świata. 50 tys. pobraliśmy od ludzi, których rodziny od tysiącleci zamieszkują na danym terenie - np. Indian czy Aborygenów. Dzięki temu udało nam się wyrysować całkiem szczegółową mapę ludzkich wędrówek po wyjściu Homo sapiens z Afryki.

Z tej mapy wynika, że jestem starym Europejczykiem. Moi przodkowie przybyli na kontynent wcześniej niż np. przodkowie dzisiejszych Francuzów czy Hiszpanów.

- Marker M170, który znaleźliśmy w pańskim chromosomie Y, jest typowy dla ludów słowiańskich zamieszkujących Europę Wschodnią, a także Bałkany. Pańscy pradziadowie przybyli na te tereny już ok. 20 tys. lat temu. Nie „marnowali" czasu na podróż w głąb Azji. Z Afryki skierowali się na Bliski Wschód, a stamtąd przez Anatolię prosto do Europy. Inaczej niż np. przodkowie mężczyzn noszących dziś marker M343, którzy przed przybyciem do Europy zabawili za Uralem. Tak czy inaczej z nimi też jest pan spokrewniony.

Z naszych badań wynika, że wszyscy ludzie żyjący dziś na Ziemi są potomkami jednego mężczyzny - nazwijmy go Adamem - który ok. 60-90 tys. lat temu przemierzał sawannę wschodniej Afryki - ziemie należące dziś do Etiopii, Kenii lub Tanzanii.

Oczywiście nie oznacza to, że Adam był wtedy jedynym mężczyzną. Szacujemy, że w Afryce żyło wtedy ok. 10 tys. Homo sapiens - nomadów podzielonych na różne plemiona i utrzymujących się z polowań i zbieractwa. Linia Adama okazała się jednak najsilniejsza i najlepiej przystosowana do zmieniających się warunków. Dlatego tylko jego potomkowie, najwięksi szczęściarze na Ziemi, przetrwali do dnia dzisiejszego.

Według innych badań Ewa, pramatka wszystkich dzisiejszych ludzi, żyła ok. 200 tys. lat temu. Skąd ta rozbieżność w czasie pomiędzy nią a Adamem?

- Rzeczywiście Ewa, jedyna kobieta, której mtDNA przetrwało do dziś, żyła dawniej niż Adam. Wynika to ze specyficznej "nierówności" pomiędzy mężczyznami a kobietami. W większości ludzkich społeczności, także dziś, niewielu mężczyzn (ci z jakichś względów najsilniejsi - fizycznie, ekonomicznie, intelektualnie) zapładnia wiele kobiet. Inaczej mówiąc, tylko niektórzy mężczyźni i prawie wszystkie kobiety mają szansę się rozmnożyć. Cofając się więc po żeńskiej drabinie czasu, napotkamy więcej szczebelków, niż podążając śladem naszych ojców.

W badaniach mtDNA widać też, że kobiety były kiedyś bardziej mobilne niż mężczyźni. Ale to zrozumiałe, bo w patriarchalnych społecznościach to kobieta przeprowadzała się do domu i do plemienia mężczyzny.

Ok. 50 tys. lat temu nasi przodkowie wyruszyli na podbój świata (linia oznaczona jako M168). Co ich skłoniło do tej niebezpiecznej podróży?

- Prawdopodobnie zmieniające się warunki klimatyczne. Sądzimy, że w wyniku zmian orbity Ziemi cofnęły się lodowce pokrywające znaczną część półkuli północnej. Klimat stał się bardziej wilgotny, a w północnej Afryce pustynia zmieniła się częściowo w tętniącą życiem sawannę. Ówcześni ludzie, łowcy, podążyli po prostu za stadami zwierząt.

Kiedy lodowce znowu zaatakowały, pustynia ponownie podzieliła Afrykę. Część Homo sapiens zawróciła i została na „starym kontynencie", a inni ruszyli na północ lub wschód. Np. przodkowie mężczyzn noszących dziś markery M130 i M174 pomaszerowali ostro na wschód. Szybko dotarli do Azji Południowo-Wschodniej, a stamtąd - dzięki kolejnemu zlodowaceniu, które obniżyło poziom morza - m.in. do Australii i zachodnich terenów Ameryki Północnej. Kiedy lody znowu się cofnęły, a poziom morza się podniósł, ci ludzie stracili drogę powrotu.

W przypadku Ameryki doszła potem fala kolejnej, dużo potężniejszej migracji z Azji, której potomkowie są dziś nosicielami markera M3.

Przodkowie większości dzisiejszych Indian amerykańskich, a także ludów azjatyckich i europejskich oznaczeni markerem M89 stanowili drugą falę emigracji z Afryki. Zamiast na wschód poszli na północ i ok. 45 tys. lat temu, kiedy na Ziemi żyły już dziesiątki tysięcy ludzi, zajęli Bliski Wschód. Stamtąd rozprzestrzenili się na resztę świata. Marker M89 znajdujemy dziś u 90-95 proc. nieafrykańskich mężczyzn.

Zaczynam się gubić w tych markerach.

- Wyjaśnijmy więc od początku. Kiedy plemnik zapładnia komórkę jajową, materiał genetyczny rodziców miesza się, co pomaga w zapewnieniu zróżnicowania genetycznego populacji (te różnice są jednak niewielkie - 99,9 proc. DNA każdego z nas jest takie samo). Na szczęście w rekombinacji DNA nie biorą udziału chromosom Y i mitochondrialne DNA, o których mówiliśmy na początku. Dzięki nim jak po nitce do kłębka jesteśmy w stanie dotrzeć do naszych pramatek i praojców.

Ale żeby to zrobić, potrzebujemy jeszcze owych markerów. To niewielkie mutacje pojawiające się stopniowo w chromosomie Y albo w mtDNA i przekazywane z pokolenia na pokolenie. Każda z mutacji lokowana jest przez nas w innym czasie i przestrzeni.

Dlatego markery są jak ślady stóp na piasku. Cofając się po nich, jesteśmy w stanie dotrzeć do naszych przodków. Tak właśnie narysowaliśmy mapę migracji Homo sapiens, którą teraz oglądamy.
To niesamowite, że podróż po świecie odcisnęła tak wyraźne piętno na ludzkich genach.

- Nasze badania pokazują to bardzo wyraźnie. Ok. 150 tys. lat temu ludzie zamieszkujący Afrykę byli podzieleni na dwie zbiorowości, południową i północną. Kilkadziesiąt tysięcy lat temu zmiana warunków klimatycznych zachęciła północnych Afrykanów do podróży, a potem kolejna podzieliła ich na tych, którzy zostali w Afryce i wymieszali się z populacją południową, i na tych, którzy ruszyli w świat. Kto wie, może gdyby klimat się nie zmienił, północni i południowi Afrykanie wyewoluowaliby w dwa podgatunki Homo sapiens?

Dzięki naszym badaniom zobaczyliśmy, jak ok. 40 tys. lat temu różnicowała się społeczność zamieszkująca południowe Indie. Dostrzegliśmy genetyczne ślady zostawiane w różnych częściach świata przez migracje, wojny: ślady Fenicjan w basenie Morza Śródziemnego, wojsk Aleksandra Wielkiego w Azji Środkowej, Inków w Ameryce Południowej, krzyżowców na Bliskim Wschodzie. Odkryliśmy, że 10 proc. ludzi zamieszkujących Azję Środkową i Wschodnią pochodzi bezpośrednio od... Czyngisa-chana.

A ilu potomków Czyngis zostawił w Europie?

- Prawie żadnych. Drobne ślady po nim odkryliśmy w Europie Wschodniej.

A z mniej odległych czasów - nasze badania pokazują, że czarni Amerykanie, potomkowie niegdysiejszych niewolników z Afryki, mają dużą domieszkę "krwi europejskiej". To zresztą wiadomo już z wcześniejszych badań - im dalej na północ USA, tym Afroamerykanie stają się bardziej biali.

Czy znaleźliście jakiś ślad Indian w DNA białych mieszkańców USA?

- Sporadycznie. Zdarzały się osoby, które sądziły, że są stuprocentowo białe, a okazywało się, że miały indiańską praprababkę.

Inaczej wygląda to w Ameryce Południowej. Np. przeciętny Brazylijczyk jest w jednej trzeciej Europejczykiem, w jednej trzeciej Indianinem i w jednej trzeciej Afrykaninem. Ale już w Peru czy Boliwii mieszkają prawie wyłącznie Indianie.

Jak pana zdaniem mapa ludzkich migracji będzie wyglądała za... powiedzmy, 10 tys. lat?

- Genetycy w przyszłości nie będą jej w stanie w ogóle narysować. To naprawdę ostatni moment, by przeprowadzić te wszystkie badania. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat ludzie zaczęli migrować na taką skalę, że już niedługo szukanie naszych korzeni będzie przypominało szukanie igły w stogu siana. Markery genetyczne będą co prawda dalej istnieć, ale zniknie jakikolwiek ich geograficzny kontekst. Przewiduje się zresztą, że znikną też różnice rasowe. Ludzie się tak wymieszają, że w końcu wszyscy będziemy tacy sami.

*dr Spencer Wells jest genetykiem i antropologiem, pracuje w National Geographic Society, w którym od 2005 r. odpowiada za projekt "Genographic". Więcej: https://genographic.nationalgeographic.com/genographic/...

Źródło: Gazeta Wyborcza
Grzegorz Cynk

Grzegorz Cynk tłumacz przysięgły
j. niemieckiego i
angielskiego

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

"Świat Nauki" 09/2009
Kate Wong
Paleolityczny kryminał

Choć o neandertalczykach wiemy więcej niż o jakichkolwiek innych wymarłych hominidach, przyczyny ich zagłady pozostają zagadką, w dodatku coraz bardziej zawikłaną.

Przed około 28 tys. lat, na skalistym wybrzeżu dzisiejszego Gibraltaru, dożywała swoich dni grupa neandertalczyków. Byli to prawdopodobnie ostatni przedstawiciele swej rasy. Gdzie indziej w Europie
i w zachodniej Azji neandertalczycy odeszli tysiące lat wcześniej, po z górą 200 tys. lat nieprzerwanego panowania. Półwysep Iberyjski z jego względnie łagodnym klimatem oraz obfitością zwierząt i roślin, był ich ostatnim refugium. Wkrótce jednak również gibraltarska populacja zniknęła, pozostawiając po sobie porozrzucane kamienne narzędzia i nadpalone resztki obozowisk.

Odkąd w 1856 roku odnaleziono pierwsze szczątki neandertalczyków, naukowcy nie przestają debatować nad miejscem tej grupy na drzewie rodowym człowieka i tajemnicami jej losów. Przez dziesięciolecia dominowały dwie konkurujące ze sobą hipotezy na ten temat. Według jednej neandertalczycy byli archaiczną odmianą naszego własnego gatunku (Homo sapiens), która pod względem anatomicznym dała początek współczesnym Europejczykom (lub została przez nich wchłonięta). Zgodnie z drugą wersją tworzyli oni odrębny gatunek - Homo neanderthalensis - którego zagładę przypieczętowało przybycie na zajmowane przez niego terytorium ludzi współczesnych, czyli kromaniończyków.

W ciągu ostatniej dekady dwa doniosłe odkrycia położyły jednak kres tej dyskusji. Pierwsze z nich dotyczy analizy neandertalskiego DNA, które - wbrew oczekiwaniom wielu badaczy - nie przechowało śladów krzyżowania się z ludźmi współczesnymi. Drugie wiąże się z postępem dokonanym w technikach datowania - dowodzą one, że neandertalczycy wcale nie wymarli przed ponad 40 tys. lat, od razu po przybyciu do Europy ludzi współczesnych, ale dzielili z nimi kontynent jeszcze przez prawie 15 tysiącleci. Trudno więc uwierzyć w ów blitzkrieg, o którym mówili zwolennicy teorii nagłego zastąpienia jednego gatunku przez drugi.

Odkrycia te skłoniły wielu badaczy do baczniejszego przyjrzenia się innym czynnikom, które mogłyby doprowadzić do zagłady neandertalczyków. Wydaje się bowiem, że przyczyną tego zjawiska był splot skomplikowanych współzależności.

Fakty i poszlaki
Najistotniejszych informacji na temat zmierzchu najbliższych nam hominidów dostarczyły dane paleoklimatyczne. Naukowcy od dawna zdawali sobie sprawę z tego, że podczas swojego długiego bytowania neandertalczycy doświadczyli zarówno mroźnych warunków ery lodowej, jak i znacznie łagodniejszego klimatu panującego w okresach interglacjalnych. Jednak ostatnie analizy izotopów uwięzionych w lodach, osadach oceanicznych i pyłkach pochodzących z materiału pobranego na Grenlandii, w Wenezueli, we Włoszech i w wielu innych miejscach na całym świecie, pozwoliły badaczom na znacznie dokładniejszą rekonstrukcję zmian klimatu w okresie zwanym tlenowym piętrem izotopowym 3 (OIS-3). Obejmuje on mniej więcej przedział od 65 do 25 tys. lat temu i w początkowej fazie charakteryzował się umiarkowanymi warunkami klimatycznymi, a zakończył erą lodową i lądolodami pokrywającymi całą północną Europę.

Zważywszy na fakt, że neandertalczycy byli jedynymi hominidami w Europie na początku OIS-3, a ludzie współcześni jedynymi, którzy żyli tu, gdy się kończył, badacze zaczęli się zastanawiać, czy przyczyną tej wymiany nie były właśnie coraz niższe temperatury, na skutek czego trudniej było zdobyć pożywienie i ogrzać się. Argumenty popierające ten pogląd nie były jednak oczywiste, gdyż neandertalczycy już wcześniej doświadczali warunków lodowcowych i jakoś udało im się je przeżyć.

Wiele szczegółów neandertalskiej anatomii i zachowań wskazuje zresztą na dobre przystosowanie do zimnego klimatu. Krępe ciała i krótkie kończyny ułatwiały zatrzymywanie ciepła, choć oczywiście przed atakami mrozu chroniły też ubrania ze skór i futer zwierzęcych. Muskularna budowa była zapewne efektem przystosowania do łowów z zasadzki na potężne i raczej samotnie żyjące zwierzęta, takie jak nosorożce włochate, przemierzające stepy północnej i środkowej Europy podczas zimnej pory. Inne z charakterystycznych cech neandertalskich - wydatne wały nadoczodołowe i wielkie, wystające nosy - mogły nie mieć wartości adaptacyjnych i były raczej rezultatem dryfu genetycznego niż selekcji.

Dane izotopowe ujawniają, że klimat tamtych czasów nie zmierzał konsekwentnie od ciepłego do mroźnego, lecz przed ostatnią epoką lodową stawał się coraz bardziej nieprzewidywalny. Wahania te spowodowały duże zmiany ekologiczne: lasy ustąpiły miejsca terenom trawiastym, a zamiast nosorożców pojawiły się stada reniferów. Oscylacje klimatyczne bywały tak gwałtowne, że za życia jednego pokolenia mogły gruntownie zmienić świat roślinny i zwierzęcy, do którego ludzie byli przyzwyczajeni od pokoleń. A potem - równie gwałtownie - dokonywała się następna zmiana.

To pewnie właśnie ta huśtawka klimatyczna o wiele silniej niż mróz stopniowo osłabiła zdolność neandertalczyków do radzenia sobie w istniejących warunkach - tak przynajmniej zakładają scenariusze przedstawiane przez grupę ekologów ewolucyjnych, do których należy Clive Finlayson z Gibraltar Museum, prowadzący wykopaliska w miejscowych jaskiniach. Wahania te wymagały bowiem od neandertalczyków wprowadzenia radykalnych zmian do ustalonego trybu życia. Na przykład wyparcie lasów przez otwarte przestrzenie w zasadzie uniemożliwiało polowanie z zasadzki - mówi Finlayson. Aby przeżyć, musieliby całkowicie zmienić sposób polowania.

Niektórym ta sztuka się udawała, o czym świadczy używanie odmiennych narzędzi i wybieranie jako celu innych gatunków zwierząt. Ale wielu neandertalczyków nie dawało sobie rady, co prowadziło do przerzedzania się ich populacji. W normalnych okolicznościach ci archaiczni ludzie mieliby szansę na pokonanie problemów, jak to już się nieraz zdarzało. Ale tym razem fluktuacje klimatyczne były wręcz mordercze - środowisko zmieniało się tak szybko, że zabrakło czasu na przystosowanie. W końcu, jak twierdzi Finlayson, powtarzające się kaprysy aury tak bardzo przetrzebiły neandertalskie populacje, że ich odnowienie nie było już możliwe.

Zdaniem ekologa, rezultaty badań genetycznych opublikowane w kwietniu na łamach PLoS One przez Virginie Fabre z Université de Méditerranée w Marsylii i jej współpracowników wspierają tezę o silnym rozczłonkowaniu populacji neandertalskich. Analiza ich DNA mitochondrialnego pokazuje, że mogły być one rozbite na trzy podgrupy: w zachodniej Europie, na południu kontynentu i w zachodniej Azji - a także, że ich liczebność podlegała znacznym wahaniom.

Dokończenie we wrześniowym numerze "Świata Nauki"

żródło: http://www.swiatnauki.pl/swiat_nauki.php?id=8Grzegorz Cynk edytował(a) ten post dnia 22.09.09 o godzinie 18:52

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Ardi - nasza prababka
Marcin Ryszkiewicz
2009-10-02, ostatnia aktualizacja 2009-10-02 09:28

Dziś "Science" ujawnia długo oczekiwane wyniki badań ardipideka. To najstarszy przodek człowieka, którego udało się niemal w całości odtworzyć ze znalezionych kości. Żył ponad 4,4 mln lat temu, niedługo po tym, jak nasza linia rodowa rozeszła się z szympansią.
Kiedy przed dokładnie 150 laty ukazała się najsłynniejsza książka naukowa świata - "O powstawaniu gatunków" Karola Darwina - wszyscy zobaczyli w niej potwierdzenie najgorszych przypuszczeń, że człowiek pochodzi od małpy. "Módlmy się, żeby to nie była prawda - powiedziała wówczas pamiętnymi słowy pewna zacna wiktoriańska dama - a jeśli to prawda, módlmy się, żeby się to nie rozniosło". Te obawy były uzasadnione - już pierwszy goryl, pokazywany kilka lat wcześniej w londyńskim zoo, przekonał Europejczyków, że żyją gdzieś zwierzęta, których podobieństwo do człowieka jest zdumiewające. Ale, rzecz ciekawa, Darwin o pochodzeniu człowieka napisał w swej książce tylko jedno zdanie: "Przyszłe badania rzucą światło na problem człowieka i jego pochodzenie". To wszystko.

Dopiero 15 lat później wrócił do tematu w książce "O pochodzeniu człowieka i doborze płciowym". Z braku dowodów kopalnych naszej ewolucji (znane już były wprawdzie kości neandertalczyka, ale ich status był zupełnie niejasny) i nie wiedząc nic o genach i genetyce (a właśnie kości i geny są najważniejszymi świadectwami naszych dziejów), oparł się w swych rozważaniach na porównaniu z małpami i zachowaniami innych zwierząt. Jak na tak skąpe przesłanki, wyprowadził kilka zadziwiająco trafnych przepowiedni. Po pierwsze, że człowiek narodził się w Afryce (większość optowała wtedy za Azją). Po drugie, że szympans jest naszym najbliższym krewnym (inni wywodzili człowieka od azjatyckich orangutanów lub gibonów). Wreszcie, że znaczna część naszych cech i zachowań powstała na drodze doboru płciowego i jest przystosowaniem do zalotów godowych, a nie odpowiedzią na wyzwania środowiska. Wszystko to okazało się słuszne.
Dziś genealogia człowieka jest jedną z najlepiej poznanych w całym ożywionym świecie, a liczba znalezionych "brakujących ogniw" - które krytycy wciąż wyciągali, by pokazać, że darwinizm to spekulacja - imponująca. Paradoksalnie to raczej rodowód "małpy" (szympansa i goryla) wciąż zawieszony jest w próżni i to "małpa" mogłaby mówić o brakujących ogniwach, które przeczą jej pochodzeniu od... małpy.

Ponad milion lat przed Lucy

Praca, która ukazuje się w dzisiejszym "Science" (a raczej ogromny blok 11 prac), stanowić może pomnikowy dowód przenikliwości ojca ewolucji. W etiopskim stanowisku Aramis, w środkowym biegu rzeki Auasz w Afarze, odkopano szczątki pięknie zachowanego i bardzo starego przodka człowieka w linii prostej - ardipiteka.

Ten pustynny, wyżynny teren Etiopii od lat już zaskakuje liczbą i wagą odkryć naszych przodków. To stąd, z nieodległego Hadaru, pochodzi najsłynniejszy okaz naszych dziejów - Lucy, z gatunku Australopithecus afarensis, która w momencie odkrycia - w końcu lat 70. - była najstarszym i najlepiej zachowanym ogniwem naszej ewolucji. Z racji wieku, urody i płci nazwano ją pramatką całej ludzkości. To stąd też pochodzą kolejne ogniwa, starsze i młodsze, ewolucji człowiekowatych, aż po odkrytego ostatnio, najstarszego przedstawiciela gatunku Homo sapiens - sprzed ok. 170 tys. lat.

Lucy żyła przed 3,2 mln lat, a jej gatunek narodził się ok. 4 mln lat temu i trwał przez milion lat. To któryś z jej współplemieńców, australopiteków, pozostawił po sobie słynne ślady stóp w Laetoli w Tanzanii - świadectwo tego, że już ponad 3 mln lat temu chodziliśmy na dwóch nogach. Te odciski są niemal identyczne z naszymi, choć mniejsze.

Z badań genetycznych wiemy, że wspólny przodek człowieka i szympansa żył ok. 6-7 mln lat temu, więc wtedy nasza linia rodowa oddzieliła się od szympansiej, a australopiteki pojawiły się ponad dwa miliony lat później. Co działo się pomiędzy? Ten krytyczny okres był do niedawna paleontologicznie niemy. Nie wiedzieliśmy, jak te pierwsze kroki (dosłownie i w przenośni) naszych dziejów mogły wyglądać. Kiedy zeszliśmy z drzew, kiedy stanęliśmy na dwóch nogach, kiedy zyskaliśmy duży mózg, kiedy zaczęliśmy wytwarzać narzędzia, kiedy zrodziła się nasza (względna) monogamia i tak dalej. Na te wszystkie problemy, jak mówił Darwin, rzucić światło mogły tylko przyszłe odkrycia. A tych długo brakowało.

Dlatego antropolodzy tak bardzo czekali na wnioski z odkrycia w Aramis. Tim White, główny koordynator prac zespołu amerykańsko-etiopskiego (obok niego w zespole są takie antropologiczne sławy jak C. Owen Lovejoy i Johannes Haile-Selassie), dokonał go bowiem dawno - już w roku 1994 obwieścił, że Lucy ma swą starszą konkurentkę. Niedługo potem też opisano kilka bardzo małych fragmentów zębów i kości tego nowego gatunku nazwanego Ardipithecus ramidus. I było jasne, że to tylko forpoczta sensacyjnego odkrycia, o którym White wspominał. Ale mało kto przypuszczał, że aż 15 lat zajmie opracowywanie całego materiału.

Trzeba powiedzieć, że ten blok materiałów, które "Science" dziś publikuje, rekompensuje to długie oczekiwanie. Jest to bowiem materiał imponujący.

Czego się więc dowiadujemy o najstarszym przodku?

Po pierwsze, i może najważniejsze, potwierdza się przypuszczenie, że ardipitek - i pewnie wszystkie wczesne hominidy - żył w środowisku typowo leśnym, nie sawannowym, jak długo przypuszczano. Wskazuje na to skład fauny, jaka towarzyszyła jego szczątkom (ogólnie liczba odkopanych kości zwierzęcych - samych małych ssaków jest ponad 10 tys. - wielokrotnie przewyższa liczbę kości hominidów, których jest 110), badanie kopalnych liści, skrzemieniałych drzew, litologia skał, w których je znaleziono, kształt i ślady ścierania zębów samego ardipiteka, a także skład izotopowy jego kości i zębów.

Ardipitek jadł wyłącznie płody lasu, żył pośród leśnych zwierząt i tam też najwyraźniej stanął na dwóch nogach. Ale jak?

To drugi ważny wniosek z tego odkrycia. Budowa stopy ardipiteka - a stóp akurat w szkielecie Lucy brakowało - przedstawia ciekawą mieszankę cech: wielki palec (paluch) jest odstający i chwytny, jak u szympansa, ale pozostałe palce są bliższe ludzkich. Inne cechy szkieletu (w tym budowa miednicy, w części dolnej bliższa małpiej, w górnej - ludzkiej) sugerują, że ardipitek poruszał się po drzewach, ale na swój własny, nie szympansi sposób. Chodził po gałęziach na czterech kończynach, opierając na nich płasko swe stopy i dłonie. Schodził też często na ziemię i wtedy poruszał się na dwóch nogach (znów: po swojemu, nie na modłę ludzką). A to oznacza - i to już trzeci wniosek - że nie był stworzeniem pośrednim między szympansem a człowiekiem, ale oba gatunki odbiegły w toku swej ewolucji od jego wyjątkowego wzorca w dwóch odmiennych kierunkach.

Nie jest więc tak, jak długo sądzono, że szympans niejako zatrzymał się w rozwoju i może stanowić dobry wzorzec naszego wspólnego przodka. Szympansia i człowiecza linie rozwijały się niezależnie, gromadząc w toku długiej ewolucji wciąż nowe i coraz bardziej odbiegające od pierwowzoru cechy.

Być może nawet ów wspólny przodek sprzed 6 mln lat, jak ardipitek, potrafił już chodzić na dwóch nogach i jednocześnie wspinać się na drzewa, i dopiero w linii ludzkiej owa rzadka wśród zwierząt dwunożność została utrwalona, aż w końcu wyparła nadrzewność do reszty. Natomiast w linii szympansa to nadrzewność się utrwaliła, redukując, a z czasem wypierając umiejętność dwunożnego chodu. Małpy mogły utracić swą pierwotną dwunożność i poniekąd można by więc dowodzić (z pewną dozą przesady), że to małpa pochodzi od człowieka (hominida), a nie odwrotnie.

Mozaikowość budowy ardipiteka z pewnością oznaczała możliwość pójścia obiema drogami.

Jeszcze starsi od ardipiteka

Z ważnych cech budowy ardipiteka pozostają jeszcze zęby i czaszka - obie odtworzone z wielką precyzją. Zęby miały małe kły, co jest cechą ludzką, oraz podobne do szympansich trzonowce. I tu znowu mozaikowość cech wskazuje na potencjalne możliwości ewolucyjne i na niezależną, długą ewolucję, którą mają za sobą zarówno ludzie, jak i wielkie współczesne małpy.
ałe kły oraz niewielkie różnice między budową samców i samic mówią też o luźnej strukturze rodzinnej, jak u szympansów, i braku agresji między samcami (gdy różnice między płciami - tj. dymorfizm - są duże, jak u goryli, domyślamy się poligamii i struktury haremowej).

Ardipitek miał bardzo mały mózg - o objętości szacowanej na 300 do 350 cm sześc. To tyle, co u dzisiejszych dużych małp, mniej niż u australopiteków. Ale dziś, po odkryciu przedziwnego hobbita (Homo floresiensis ) z dalekiej Indonezji, który jeszcze 12 tys. lat temu wyrabiał narzędzia, polował na (karłowate) słonie i rozpalał ogniska, a miał mózg nieco tylko większy niż u ardipiteka, to nie budzi już zdumienia. Warto pamiętać, że długo uważano, że to właśnie mózgiem - tym najbardziej ludzkim elementem anatomii - od początku różniliśmy się od małpich przodków.

Ardipitek to nasz najstarszy tak dobrze zachowany, a teraz i tak porządnie opisany przodek. Od jego odkrycia minęło jednak 15 lat i to, co wówczas było absolutną sensacją, dziś przyćmione zostało przez późniejsze znaleziska.

Z jednej strony poznaliśmy formy jeszcze starsze - sahelantropa z Czadu i orrorina z Kenii, których wiek mieści się w granicach od 6 do 7 mln lat, a więc pochodzą z czasów, gdy rozchodziła się linia ludzka i szympansia. Któryś z nich może być przodkiem ardipiteka, a tym samym najstarszym już w ogóle przedstawicielem człekokształtnych, inny może być przodkiem szympansa. Albo oba mogą być założycielami bocznych linii, które wymarły bezpotomnie.

Z drugiej strony mamy małego hobbita, który postawił na głowie wiele z dotychczasowych hipotez na temat ewolucji człowieka. Odkrycie ardipiteka nie wprowadza takiego zamieszania, podbudowuje za to nasz rodowód o bardzo solidny fundament, do którego odtąd trzeba będzie się odnosić, jak kiedyś do Lucy.

* Specjalna strona poświęcona Ardipitekowi przez kanał Discovery (tam m.in. krótkie filmy z wykopalisk i rozmowy z odkrywcami):

http://dsc.discovery.com/tv/ardipithecus/ardipithecus....

* Informacja prasowa Uniwersytetu Berkeley:

http://www.berkeley.edu/news/media/releases/2009/10/01...

Źródło: Gazeta Wyborcza

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Nieodporni, podzieleni, zjedzeni
Krzysztof Kowalski 08-09-2009, ostatnia aktualizacja 08-09-2009 00:53

Neandertalczycy, którzy zamieszkiwali od Atlantyku po Syberię, nie stanowili jednorodnej populacji, lecz dzielili się na grupy

Do takiego wniosku doszły badaczki z marsylskiego Laboratorium Antropologii Biokulturowej CNRS (Centre National de la Recherche Scientifique) Silvana Condemi, Anna Degioanni i Virginie Fabre.

Posłużyły się specjalnym programem komputerowym umożliwiającym modelowanie ewolucji demograficznej i genetycznej populacji neandertalskiej. Program został ułożony na podstawie 15 fragmentów DNA pochodzących od 12 osobników rozszyfrowanych przez różne laboratoria od 1997 roku.

Różnice między grupami były niewielkie. Powstawały dzięki mikroewolucji wywoływanej przez odmienne środowisko, w jakim żyła każda z neandertalskich gromad na tak ogromnej przestrzeni. Na przykład grupa zachodnioeuropejska wyróżniała się największymi zębami.

Istnienie takich genetycznych różnic, przy mało intensywnej migracji i wymianie między grupami, spowodowało, że ludzie ci stawali się coraz mniej odporni.

W zetknięciu z chorobami towarzyszącymi nowemu gatunkowi Homo sapiens, jaki pojawił się na Bliskim Wschodzie, potem w strefie śródziemnomorskiej i w Europie około 35 tys. lat temu, obniżona odporność neandertalczyków w decydującym stopniu przyczyniła się do wygaśnięcia ich gatunku. Zwłaszcza że konkurencja Homo neanderthalensis z nowym gatunkiem Homo sapiens prawdopodobnie przebiegała bardzo gwałtownie – uważają badaczki z Marsylii.

Przypuszczenie to znajduje potwierdzenie w wynikach badań innego francuskiego zespołu CNRS, z paryskiego laboratorium Dynamiki Ewolucji Człowieka, którym kieruje prof. Fernando Ramirez Rozzi. – Ludzie z gatunku Homo sapiens przynosili zwłoki neandertalskie do swoich schronień i tam je spożywali – twierdzi prof. Rozzi.

Więcej wiadomości: univmed.fr/communication
Rzeczpospolita

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Historia picia mleka
Krzysztof Kowalski , afp 16-09-2009, ostatnia aktualizacja 16-09-2009 00:42

Większa część dorosłych ludzi na świecie nie trawi mleka. Jedynie Europejczycy i ludzie o europejskich korzeniach zazwyczaj odznaczają się taką zdolnością.

Cecha ta pojawiła się późno, około 7 tys. lat temu, pod koniec epoki kamienia, wśród społeczeństw, które zaczęły się parać pasterstwem. Cecha ta występuje u osób wytwarzających enzym umożliwiający trawienie laktozy (galaktozydaza). Naukowcy sądzili dotychczas, że cecha ta najpierw pojawiła się w Europie Północnej, najprawdopodobniej w Skandynawii, ponieważ występuje u 85 proc. dorosłej populacji w tym regionie. Jednak najnowsze badania zespołu prof. Marka Thomasa z Uniwersytetu Londyńskiego wykazały, że najwcześniej zdolność dorosłych do trawienia laktozy wystąpiła w Europie Środkowej, na obszarze od Bałkanów po Niemcy i Polskę. Symulacje komputerowe wykazały, że na tym obszarze zaszły mutacje odpowiedzialne za tę zdolność.
Rzeczpospolita

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Pierwsi Europejczycy
Krzysztof Kowalski 22-12-2009, ostatnia aktualizacja 22-12-2009 00:30
Najstarsze w Europie ślady pozostawione przez praludzi, sprzed blisko 1,6 mln lat, odkryli francuscy badacze.

źródło: Rzeczpospolita

1,6 mln lat temu panował tam klimat ciepły i wilgotny, płynęły liczne rzeczki i strumienie. Później także warunki sprzyjały osadnictwu. W promieniu 100 km znajdują się stanowiska z różnych epok, także nad samym morzem. Najstarsze liczą co najmniej 600 tys. lat.

Niezwykłego odkrycia dokonano przypadkowo, w kamieniołomie, gdzie wydobywa się bazalt, w miejscowości Lezignan-la-Cebe w departamencie Herault (Langwedocja, region Rousillon).
Mieszkaniec wioski przeszukiwał wyeksploatowaną już część kamieniołomu w poszukiwaniu odcisków roślin w bazaltowych ułamkach. W jednej z „dziur” (jak sam to określił) natrafił na wiele skamieniałych kości. Pokazał je archeologom, którzy od razu docenili wagę przypadkowego odkrycia.
Tort z wisienką
Były to kości gadów oraz wielu gatunków ssaków, między innymi koni, żubrów, jeleni, mamutów, nosorożców. Ci przedstawiciele fauny żyli bardzo dawno, niemal 1,6 mln lat temu. Określenie wieku tych skamieniałości jest bardzo precyzyjne, ponieważ szczęśliwym zbiegiem okoliczności to stanowisko zostało przykryte lawą bazaltową, która wylała się z czynnego tam wówczas wulkanu. Geolodzy ustalili, że wybuch nastąpił 1,57 mln lat temu. Oznacza to, że wszystko, co znajduje się pod tą bazaltową warstwą, jest starsze.
Archeologom brakuje jeszcze znalezienia na tym stanowisku, oprócz kamiennych narzędzi, skamieniałych kości praludzi
Na miejsce przybyła ekipa specjalistów z Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu, kieruje nią dr Jean-Yves Crochet. Okazało się, że stanowisko jest jeszcze bardziej obiecujące, niż początkowo sądzono. Kościom zwierząt towarzyszyły bowiem narzędzia zrobione przez praludzi. Jest to bardzo rzadki przypadek dla tak dawnego okresu, aby kości zwierząt znajdowały się w jednej warstwie z wytworami ludzkimi, a raczej praludzkimi.
Narzędzia znajdujące się w warstwie datowanej na 1,6 mln lat mają taką właśnie metrykę. „A skoro tak, jest to prawdziwy prehistoryczny tort z wisienką, są to najstarsze ślady ludzkiej aktywności w Europie” – napisał w sprawozdaniach Francuskiej Akademii Nauk światowej sławy archeolog Yves Coppens.
Dotychczas archeolodzy wydobyli w Lezignan-la-Cebe około 500 przedmiotów. To bardzo dużo, zważywszy że obszar wykopalisk zajmuje jedynie 10 metrów kwadratowych. Na tym niewielkim obszarze archeolodzy zdjęli jak dotąd warstwę grubości zaledwie 30 cm a to oznacza, że znajduje się tam jeszcze wiele narzędzi i – być może nastąpią sensacyjne odkrycia, potencjał stanowiska jest ogromny – uważa prof. Coppens.
Wśród znalezisk znajduje się 20 kamieni wielkości pięści obrobionych praludzką ręką. Obrobione („łupane”) są w ten sposób, że powstaje krawędź tnąca wielorakiego zastosowania, między innymi służąca do rozcinania ciał zwierząt, zdzierania kory z drzew, oskrobywania skór itp. Najstarsze tego typu, najprostsze narzędzia pochodzą z Afryki sprzed co najmniej 2,5 mln lat (ale badacze nie są co do tego zgodni, narzędzia takie mogą być jeszcze starsze).
Wytwarzano je z bazaltu, krzemienia, kwarcu. Zawsze szukano kamieni dających po rozłupaniu ostre, trwałe krawędzie.
Poprawiona metryka
Do pełni szczęścia brakuje archeologom znalezienia na tym stanowisku skamieniałych kości praludzi, którzy zrobili te narzędzia i posługiwali się nimi. Ale przecież to dopiero początek wykopalisk. Na gruzińskim stanowisku Dmanissi wykopaliska trwały dziesięć lat, nim odkopano tam praludzkie szczątki. Naukowcy zaliczają gruzińskiego praczłowieka do gatunku Homo erectus (człowiek wyprostowany). Pojawił się on w regionie Kaukazu 1,8 mln lat temu. Ludzie z tego gatunku dotarli do wschodniego skrawka Europy z Afryki.
Jeśli w Lezignan-la-Cebe także znajdą się skamieniałe kości, prawdopodobnie także będą należały do Homo erectus. Jeżeli badacze wydobędą je spod bazaltowej warstwy, będą liczyły tyle lat, ile liczą narzędzia tam znalezione, czyli 1,6 mln lat. A są to najstarsze narzędzia znane dotychczas w zachodniej, w ogóle w całej Europie (nie licząc Dmanissi).
Dotychczas za najstarsze ślady obecności człowieka w Europie uważano kamienne narzędzia odkryte w ubiegłym roku (przez archeologów francuskich i bułgarskich) w jaskini Kozarnika w północno-zachodniej Bułgarii, koło miasta Widin nad Dunajem. Ich wiek określono na 1,4 mln lat. Oznacza to, że narzędzia z Lezignan-la-Cebe są starsze o mniej więcej 200 tys. lat i o tyle trzeba cofnąć metrykę najstarszych mieszkańców naszego kontynentu.
Rekord
Jeszcze wcześniej, przed odkryciem w Bułgarii, europejski „rekord starości” należał do słynnego hiszpańskiego stanowiska Atapuerca – 1,3 mln lat, a przed nim do Pirro we Włoszech – 1,2 mln, i Vallonet we Francji – 1 mln lat. Ale wszystko to są odkrycia z ostatnich lat. Wcześniej wśród archeologów i antropologów panował pogląd, że Europa została zasiedlona późno, około pół miliona lat temu, a pierwszymi jej mieszkańcami byli hominidzi, którzy w specyficznych, europejskich warunkach w drodze ewolucji wytworzyli gatunek Homo neanderthalensis.
Tegoroczne wykopaliska w Lezignan-la-Cebe miały ratowniczy charakter. W przyszłym sezonie pojawią się tam palinolodzy (badają pyłki roślin), archeozoolodzy, geolodzy. Analizie poddane zostaną próbki minerałów pobrane spod bazaltowej warstwy. A przede wszystkim badanie mikroskopowe pozwoli ustalić, do czego służyły znalezione narzędzia. Jeśli rozłupywano nimi kości, ostrzono drewniane oszczepy, oskrobywano skóry – ślady tych czynności, bardzo różniące się od siebie, będą świetnie widoczne pod mikroskopem.
Masz pytanie, wyślij e-mail do autora k.kowalski@rp.pl
Rzeczpospolita

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Wąskie gardła ewolucji
Krzysztof Kowalski 19-10-2009, ostatnia aktualizacja 20-10-2009 12:12
W porównaniu z innymi naczelnymi ludzkość jest mało zróżnicowana genetycznie. Naukowcy już wiedzą dlaczego

Współczesne populacje afrykańskie mają pulę genetyczną dużo bogatszą niż populacje na innych kontynentach.
Fakt ten zwrócił uwagę badaczy, ponieważ genetyczne bogactwo jest atutem, gdy w grę wchodzi przystosowywanie się do zmian klimatu i towarzyszących im zmian środowiska naturalnego, a tym samym sposobu odżywiania się. W tym kontekście bogactwo genetyczne jest korzystne z punktu widzenia zdrowia. Toteż, mając na uwadze odporność na choroby, naukowcy starali się dociec, co spowodowało redukcję genetycznej różnorodności. Na razie najbardziej zadowoleni z tych dociekań są archeolodzy.
Ciężka droga
Dzięki postępowi w określaniu wieku zabytków i badań genetycznych w ostatniej dekadzie ustalono, że około 60 – 50 tys. lat temu ludzie z gatunku Homo sapiens pierwszy raz opuścili kontynent afrykański (gatunek ten powstał w Afryce około 200 – 150 tys. lat temu). W Europie i w Azji rozwijały się inne populacje ludzkie z gatunku Homo neanderthalis. Ci wędrowcy, którzy opuścili macierzystą Afrykę, po drodze utracili pierwotne, wyniesione z macierzystego kontynentu zróżnicowanie genetyczne.
Ustalenie tego faktu nie wywołało zdumienia badaczy. Uznali oni, że w zasadzie nie mogło być inaczej. Przecież dotarcie z Afryki do Europy i do Azji zajmowało tysiące lat. Nawet jeśli wyruszyły setki tysięcy osób – a na pewno nie była to jedna fala, lecz wiele odrębnych mniejszych grup – na początku drogi każda grupa co najmniej w ciągu jednego pokolenia bardzo malała.
Dziesiątkowały ją choroby, głód, nieuchronne walki, wypadki podczas polowań. Członkowie takiej grupy umierali szybciej niż w jej obrębie rodzili się nowi. Początkowo liczba osób zdolnych do posiadania potomstwa w grupie malała. Dlatego tylko część z puli genetycznej wyniesionej z Afryki była przekazywana potomstwu, jakie rodziło się po drodze. Rezultat jest taki, jaki ustalili współcześni naukowcy: wyjściowe zróżnicowanie genetyczne malało.
Dwie przeszkody
Cztery lata temu genetyk Francois Balloux wraz z kolegami z brytyjskiego Uniwersytetu Cambridge wykazał, że geograficzny dystans z Etiopii (stamtąd pochodzą najstarsze szczątki współczesnego człowieka) jest skorelowany z genetyczną różnorodnością obecnych populacji na świecie. Dlatego populacje oddalone od Etiopii charakteryzują się niższą zmiennością genetyczną. Naukowcy zaobserwowali również, że genetyczna różnorodność maleje płynnie wzdłuż starożytnych dróg kolonizacyjnych wraz ze zwiększającym się dystansem do wschodniej Afryki.
Gwałtowna zmiana
Ale najnowsze badania wykazały (program Human Genome Diversity), że są wyjątki. William Amos i Joe Hoffman z Uniwersytetu Cambridge wzięli pod uwagę 763 markery (krótkie fragmenty DNA) wśród 53 populacji na świecie. W ich analizie pomógł program komputerowy „Bottleneck” („Wąskie gardło”).
Okazało się, że istniały dwa wąskie gardła na drodze z Afryki w świat. W dwóch punktach globu zróżnicowanie genetyczne między sąsiednimi populacjami zmienia się nie płynnie, lecz skokowo: 60 – 50 tys. lat temu w rejonie Bliskiego Wschodu i 13 tys. lat temu w regionie Cieśniny Beringa.
Wędrówka redukowała populację i pulę genetyczną
Populacje na południe od Bliskiego Wschodu, czyli w Afryce – tam, skąd ludzie nadeszli – są bardziej zróżnicowane genetycznie niż populacje na północ od Bliskiego Wschodu, w Europie i Azji. Podobnie między Azją i Ameryką, populacje azjatyckie w Jakucji (tam, skąd ludzie przyszli) są bardziej zróżnicowane niż w Ameryce.
Badacze wyjaśniają fenomen wąskich gardeł następująco: wąskie gardła prowadziły do zupełnie innego, nieznanego świata. Z pierwszym wąskim gardłem, bliskowschodnim, 60 – 50 tys. lat temu, wiązał się inny klimat, inna fauna i flora, inne pory roku, a nawet ludzie innego gatunku – neandertalczycy żyjący w Europie i Azji. W przypadku Cieśniny Beringa, którą ludzie przekroczyli około 13 tys. lat temu (był to wtedy przesmyk lądowy), szok był porównywalny, na nowym kontynencie żyły nieznane zwierzęta, choćby takie jak mastodonty, leniwce, gigantyczne niedźwiedzie krótkopyskie. W obu przypadkach wędrowcy stykali się z innymi roślinami. Nie mieli za sobą tradycji, do której mogliby się odwoływać w razie nieznanych sytuacji. Wszystkiego musieli się uczyć na własnej skórze, często ze skutkiem śmiertelnym
Monika S.

Monika S. ciągle szukam wyzwań

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Tak wyglądała nasz przodek:


Obrazek


Podoba się Wam?

http://supermozg.gazeta.pl/supermozg/1,97454,7404265,A...Monika S. edytował(a) ten post dnia 09.01.10 o godzinie 13:35

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Swoją drogą od odkrycia do publikacji minęło 15 lat. Ale opłacało się. Opłacało się:) Dobrze zachowane szkielety hominidów to rzecz bardzo rzadka. Lucy słynny szkielet A. Afarensis zachowany jest w 40%. Brak jest ważnych kości - stóp, które pozwoliły powiedzieć jak oni się poruszali. Pełniejszym szkieletem były mała stopa A. Africanus. Są zachowane skamieniałości starsze niż Ardi, ale zachowane dużo gorzej. Co ciekawe Ardi jest budową odległa od szympansów. Do niedawna wydawało się, ze o ile nasza linia stale podlegała zmianom to szympansy nie zmieniały się. Okazało się, że Ardi jest bardziej ludzka niż szympansy. A to oznacza że one takze ewoluowały, tyle, że w inną stronę niż my
Monika S.

Monika S. ciągle szukam wyzwań

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Ciekawe, że jak w przypadku Lucy tu również zachował się szkielet żeński, a nie męski.

konto usunięte

Temat: Nasi przodkowie - antropogeneza

Przypadek. Tym bardziej ze posiadamy także jeszcze jeden szkielet Turkana Boy" H. Ergaster/Erectus. Parytet jeszcze nie jest zachowany. ale może dalsze odkrycia:)

Następna dyskusja:

Nasi niemyci przodkowie




Wyślij zaproszenie do