konto usunięte

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Ostatnia "polska" koronacja

24 maja 1829 roku – dzień unieśmiertelniony przez Słowackiego w Kordianie – współcześni uznawali za ze wszech miar szczególny

Odbyła się wtedy koronacja Mikołaja I Romanowa, ostatniego konstytucyjnego króla polskiego uznawanego za takiego w świecie.

Mimo że kwestia tytułu królewskiego dla przedstawiciela zaborczej dynastii zwłaszcza od powstania listopadowego, była sprawą sporną i wzbudzającą emocje, koronacja przypominająca o istnieniu Królestwa Polskiego miała swój symboliczny wymiar.

Córka sławnego twórcy Legionów i napoleońskiego generała Jana Henryka Dąbrowskiego Bogusława z Dąbrowskich Mańkowska wspominała po latach, że u "tych, co to widzieli, została bez wątpienia zaszczepiona w sercu duma narodowa, która brzmieć będzie przez całe życie jak to powtarzające echo, przypominające się pamięci, że dumny, potężny car, pan pół Europy, poddał głowę dumnych Romanowów, aby na niej w Warszawie położono koronę królów polskich".

Aktu koronacji wymagała od króla konstytucja Królestwa Polskiego z 27 listopada 1815 roku. Jednakże sam jej twórca, cesarz Rosji i król Polski Aleksander I, mimo początkowych planów, do śmierci się na nią nie zdecydował, co ułatwiał mu fakt, że konstytucji nigdy nie zaprzysiągł. Polscy poddani nie upierali się przy tym zapisie (ani przy wymogu przysięgi), pozostając wdzięczni za wskrzeszenie królestwa i przywrócenie imienia Polski na mapie Europy. Tymczasem Mikołaj złożył przysięgę na konstytucję, choć nic nie zapowiadało, że po kilku latach od swojego wstąpienia na tron w końcu dokona oddzielnej polskiej koronacji.

Ta nieoczekiwana decyzja wywoływała zdziwienie, ale i wielkie zainteresowanie. Tym bardziej że jej powody były niejasne. Po czterech latach panowania w Królestwie Polskim cesarz miał już za sobą śledztwo w sprawie Towarzystwa Patriotycznego i niepomyślny dla siebie wyrok sądu sejmowego. Atmosferę zagęszczała dodatkowo niepopularność królewskich urzędników posądzanych o poddawanie się petersburskiemu dyktatowi oraz wiele innych przesłanek świadczących o coraz większej iluzoryczności niezależnego bytu nadwiślańskiego państewka. Młody cesarz chciał zapewne pokazać Europie, że postępuje zgodnie z postanowieniami kongresu wiedeńskiego i nadanej przez ojca konstytucji. Jednocześnie mogło mu zależeć na pozyskaniu polskich elit, szczególnie arystokracji, które z powodu ostatnich wydarzeń chłodno odnosiły się do petersburskiego majestatu. Niektórzy Polacy (już po wojnie 1831 roku) uważali, że car chciał pod płaszczykiem niekosztujących go nic pustych gestów kontynuować politykę ograniczania niezależności Królestwa i łamania zaprzysiężonych przez siebie przepisów.

Tak czy owak, jedno było oczywiste: Mikołaj I chciał dać wszystkim do zrozumienia, że byt niezależnego Królestwa Polskiego jest zabezpieczony, czego rękojmią miała być koronacja w Warszawie. Już w 1828 roku władca dawał dowody przychylnego nastawienia do Polaków, m.in. poprzez odnowienie kaplicy serca króla Jana III Sobieskiego u kapucynów w Warszawie oraz darowanie stołecznej katedrze chorągwi Mahometa, trofeum ze zwycięsko zakończonej wojny z Turcją. Te gesty świadczyły, że z Petersburga zaczęły wiać przychylniejsze wiatry.

WARSZAWA WITA PARĘ KRÓLEWSKĄ

Uroczystość koronacyjną ogłoszono w dekrecie z 5/17 kwietnia 1829 roku, wyznaczając ją na 24 maja. Wieść rozniosła się po Królestwie lotem błyskawicy, zwłaszcza po najlepszych domach. Zanim jeszcze ukazały się oficjalne obwieszczenia, minister sekretarz stanu gen. Stefan Grabowski mówił do Józefy z Szydłowskich Kickiej: "Niech pani wojewodzina każe czym prędzej sprawić panienkom płaszcze [tzn. suknie] dworskie. Cesarz będzie stanowczo się koronował w Warszawie. Będą bale, liczne przyjęcia u dworu".

Atmosfera w stolicy wyraźnie zelżała. "Ogłoszenie koronacji zdjęło z Warszawy postać ponurą, jaką od sądu sejmowego zachowała. Każdy się cieszył nadzieją odetchnienia wolniejszym powietrzem, wszyscy witaliśmy jutrzenkę lepszej doli" – wspominała generałowa Natalia z Bispingów Kicka.

Para królewska przyjechała do stolicy 17 maja. Specjalnie dla niej wybudowano tymczasowy most na Wiśle, aby triumfalny pochód mógł ruszyć od ulicy Zakroczymskiej (w okolicy dzisiejszej Cytadeli), "dla przeprowadzenia monarchów przez większą część miasta i szersze ulice". Przy odgłosie dzwonów i huku dział Mikołaj razem z synem Aleksandrem (późniejszym Aleksandrem II) i młodszym bratem Michałem wjechali do miasta na koniach ubrani w polskie mundury generalskie – jedynie starszy brat cesarza i króla wielki książę Konstanty, który dołączył do nich na Pradze, nosił jak zwykle mundur rosyjski. Cesarzowa podążała natomiast w przeszklonej karecie ciągniętej przez osiem paradnych koni. W orszaku znaleźli się m.in. książę pruski Wilhelm, brat cesarzowej (późniejszy król Prus i cesarz Niemiec), oraz znakomity poeta, ojciec rosyjskiego romantyzmu Wasyl Żukowski, który jako radca stanu należał do dworzan cesarskich. Lud warszawski tłumnie oblegał trasę przejazdu – ulice Długą, Miodową, Senatorską i Krakowskie Przedmieście aż do Zamku Królewskiego, obstawione z obu stron wojskiem w galowych mundurach. Po drodze w przedsionku kościoła Franciszkanów przy ul. Zakroczymskiej na dostojnych gości czekał z wyższym duchowieństwem prymas Jan Paweł Woronicz, który podał monarsze krzyż do ucałowania. Kiedy orszak dotarł na zamek, przed wejściem czekała już cesarska bratowa księżna łowicka Joanna w towarzystwie księżnej Aleksandry Zajączkowej, wdowy po byłym namiestniku Królestwa, i ordynatowej Zofii Zamoyskiej, małżonki prezesa Senatu (i siostry księcia Adama Jerzego Czartoryskiego). Po powitaniu na schodach cesarz wraz z rodziną spotkał się z senatorami i ministrami. Ostatnią oficjalną ceremonią tego dnia była modlitwa pary królewskiej w zamkowej kaplicy Greckiej, dawnym miejscu skupienia królów Rzeczypospolitej, przekształconym w prawosławną cerkiew.

Mimo usilnych starań przejętych swoją funkcją mistrzów ceremonii nie wszystko poszło tak, jak zaplanowano: "wielki mistrz obrzędów [Adam Broniec, ojczym księżnej łowickiej] i szambelani [...] czekali konno na przybycie monarchy i mieli go poprzedzać w uroczystym pochodzie, ale na nieszczęście dla nich dano w pobliskości ognia z dział, skutkiem czego nieostrzelone konie postrachały się i dwóch szambelanów legło na ziemi, nie mogąc się utrzymać na siodłach przy konieczności piastowania długich lasek mistrzów obrzędów" – wspominał naoczny świadek hrabia Skarbek.
LEKCJE DWORSKIEJ ETYKIETY

W następnych dniach para królewska brała udział w rozlicznych dworskich balach, przyjęciach i oficjalnych prezentacjach, tak charakterystycznych dla arystokratycznego życia nad Newą, ale jakże rzadkich nad Wisłą, gdzie dwór właściwie nie funkcjonował. Polski beau monde, generalnie dość prowincjonalny, nie był przyzwyczajony do monarszego oblicza i otaczającej go aury, dlatego wielu gości potrzebowało przyspieszonego kursu dworskiej etykiety. Wojewodzianka Bogusława Dąbrowska relacjonowała: "Pamiętam częste przybywania na narady tak księżnej Lubeckiej, jako pani Potockiej, Łubieńskiej i wielu innych [...] trzeba było tym paniom odbywać niezbędne próby z powodu znowu nakazanych z I-szej klasy siedmiołokciowych powłok [mowa o sukniach dla przedstawicielek najwyższych sfer arystokratyczno-urzędniczych], a z którymi trzeba było robić różne ewolucje, kłaniając się bardzo nisko w czterech przeciwnych stronach; na wielkiej bowiem sali zamkowej, na małym podwyższeniu, w samym środku siedzieć miała sama cesarzowa, trzymając na małym stoliczku na poduszce zwieszoną prawą rękę; po prawej stronie stał cesarz, po lewej książę Konstanty z książętami, opodal od nich księżna łowicka, wszyscy w dosyć dalekiej odległości od siebie. Te panie, wchodząc głównymi drzwiami o dziesięć łokci jedna od drugiej, szły obok cesarza, któremu musiały się najpierw głęboko pokłonić, a dochodząc do cesarzowej, drugi pokłon zrobić, po którym zbliżając się miały w rękę pocałować; przy ostatecznym pochyleniu cesarzowa starszym paniom podawała rękę jak do przywitania, a młodsze dopuszczała do pocałowania, skąd wracając w drugą część półkola salonu, trzeba było znowu się bardzo nisko pokłonić W. księciu i książętom, dopiero czwarty pokłon dla księżnej łowickiej, podług regulaminu nie tak głęboki".

Zapamiętanie tych zasad, nie mówiąc już o ich bezbłędnym wykonaniu, mogło przerażać szerokie kręgi arystokracji, dlatego przeprowadzano specjalne próby, "wśród największej wesołości i śmiechów", w których w roli cesarzowej występowała sama wojewodzianka, a "poważne matrony z przypiętymi powłokami robiły przed nami ukłony takie, jak nas niedawno metrowie tańca uczyli".

Prezentacja u dworu odbyła się zgodnie z planem: zjechało się paręset osób; brzęczało jak w ulu. Para cesarska po kolei przyjmowała hołdy dostojnych mężczyzn i kobiet. Wielu przybyło specjalnie, aby zwrócić na siebie uwagę, choćby niezgrabstwem. Inni trzęśli się ze strachu, że coś pójdzie nie po ich myśli. W czasie przedstawiania panny Bisping cesarzowa zainteresowała się jej niemieckim nazwiskiem, jako księżniczka pruska chciała bowiem porozmawiać z nią w ojczystym języku. Mimo wrażenia pewnego rozluźnienia atmosfera była nad wyraz sztywna i stresująca. Pamiętnikarka wspominała, że popełniła z tego powodu poważną gafę, oddając pokłon nie Mikołajowi, ale stojącemu obok niemu mistrzowi ceremonii de Modéne. Zdziwienie dworu granic nie miało – sam cesarz, zaszokowany, zapytał ordynatową Zamoyską, czy było to umyślne. Na szczęście dla Bispinżanki sytuacja ta zakończyła się bez skandalu, za to wybuchem śmiechu władcy, kiedy ordynatowa uświadomiła mu, że niektórzy mogą umierać ze strachu przed jego obliczem, mając dodatkowo krótki wzrok i cechując się wrodzoną nieśmiałością.

Nie tylko szlachecka elita mogła oczekiwać atrakcji. Uwagę warszawiaków przykuł orszak ogłaszający po ulicach wieść o zbliżającej się koronacji. Przewodził mu senator i wojewoda gen. Wincenty hr. Krasiński. Oprócz niego na przedzie szli dwaj heroldowie w pseudośredniowiecznych strojach hiszpańskich "aksamitem, atłasem i złotem świecących, z kołpakami pierzastymi na głowie, z wielkimi blachami herbowymi na piersiach i plecach" – w tej iście operetkowej roli występowali młodzi urzędnicy kancelarii Rady Stanu Gustaw hr. Grabowski (dwa lata później zginie pod Ostrołęką) i Ludwik Bentkowski. Za nimi podążali na koniach szambelanowie trzymający charakterystyczne laski obrzędów, a dalej jechali sekretarze senatu w biało-czerwonych szarfach. Pochód zamykały szwadrony strzelców konnych gwardii i sześciu masztalerzy dworskich prowadzących konie przybrane w zdobne kapy.

Nie mniej interesująca dla szerokich mas była możliwość zobaczenia z bliska władcy, chociażby w trakcie pieszego spaceru na zamek po odwiedzinach u brata w pałacu Brühlowskim (Konstanty na okres pobytu cesarza przeniósł się tam z Belwederu). Mieszkańcy miasta ochoczo oblegali parę cesarską, wiwatując na jej cześć. Były też inne okazje, podczas których można było zobaczyć władcę i dwór, m.in. wielka rewia wojska na pl. Saskim 21 maja. Wszyscy czekali jednak z rosnącym napięciem na ten najważniejszy dzień.

VIVAT REX IN AETERNUM

W końcu nadszedł 24 maja. Ceremonię koronacji przygotował mistrz obrzędów cesarskich Stanisław hr. Potocki, luźno nawiązując do dawnych tradycji polskich. Plan uroczystości opublikowano wraz z informacjami na temat ograniczeń ruchu ludzi i pojazdów w okolicach zamku i katedry. Warszawskie gazety donosiły nazajutrz: "żadne pióro nie zdoła opisać powszechnej radości z powodu tej drogiej, tej wspaniałej, tej pamiętnej uroczystości, która serce każdego Polaka napełnia najżywszą wdzięcznością i najgłębszym uszanowaniem dla potężnego Monarchy".

Od godz. 8 rano wszystkie specjalnie przygotowane trybuny, takie jak ta na 2 tys. widzów wzdłuż placu Zamkowego (projektu znanego architekta Andrzeja Gołońskiego), były zapełnione (głównie przez kobiety), podobnie jak okna i dachy kamienic na drodze z zamku do katedry. Aby wejść na trybuny, do katedry i sal zamkowych, trzeba było mieć specjalne bilety lub zaproszenia.

21 salw zasygnalizowało udanie się najważniejszych gości "mających asystować koronacji" do rezydencji królewskiej. Równocześnie do katedry przybył prymas. Około godz. 10 delegacja senatorów opuściła zamek i przeszła po podeście obłożonym czerwonym suknem do świątyni. Wybrani nieśli w uroczystym pochodzie insygnia koronacyjne: łańcuch Orderu Orła Białego, pieczęć, chorągiew, miecz, płaszcz, jabłko, berło i na końcu – koronę, specjalnie sprowadzoną ze skarbca moskiewskiego (rządu Królestwa nie było stać na ufundowanie nowej) i noszoną niegdyś przez carycę Annę Iwanowną (panowała w latach 1730 – 1740). Po poświęceniu insygniów orszak wrócił na Zamek. Wówczas Mikołaj I przepasany wstęgą Orderu Orła Białego wraz z małżonką zasiedli w dawnej tronowej sali Stanisława Augusta. Cesarzowa miała na sobie koronę wykonaną przez jednego z warszawskich złotników i płaszcz koronacyjny (plotka głosiła, że Aleksandra założyła koronę wcześniej, aby nie zniszczyć starannie przygotowanej fryzury; zresztą ceremonia opóźniła się z powodu jej "gotowania się"). Insygnia złożono tuż przy tronie.

71 wystrzałów towarzyszyło przejściu wszystkich do Sali Senatorskiej, służącej za salę koronacyjną – król bowiem, jako prawosławny, nie mógł być koronowany w kościele katolickim. Parę królewską poprzedzali kamerjunkrzy, szambelanowie, ministrowie, mistrzowie ceremonii, damy dworu, członkowie rodziny panującej oraz oficerowie i żołnierze gwardii.

Na dostojnych gości czekał prymas z duchowieństwem. Król i królowa zasiedli na tronach, a zgromadzeni – senatorowie, posłowie, deputowani, członkowie Rady Stanu i Rady Administracyjnej oraz inni zaproszeni – zajęli swoje miejsca. Mikołaj dał znak prymasowi, który zbliżył się i zmówił modlitwę. Kończąc, wręczył królowi płaszcz, który ten założył na siebie. Następnie podał koronę, którą król rosyjskim zwyczajem sam sobie włożył na głowę. Potem otrzymał jeszcze łańcuch Orła Białego, który założył królowej Aleksandrze (jako swoisty akt koronacji, jako że koronę na głowie już miała), a sam przyjął berło i jabłko. W tej chwili prymas głośno wymówił formułę "Vivat Rex in aeternum!" Zwyczajowo zgromadzeni powinni gromko powtórzyć jego słowa, lecz z powodu ominięcia ich w programie nastąpiła niezręczna cisza. W tym samym czasie na zewnątrz oddano kolejnych 101 salw, a we wszystkich kościołach miasta odezwały się dzwony.
W sali koronacyjnej "duchowni jako też i obecni złożyli swe powinszowania Najjaśniejszemu Panu trzema głębokimi ukłonami". Król tymczasem uklęknął i odczytał modlitwę (po francusku, czyli w oficjalnym języku stosunków między Warszawą a Petersburgiem). Gdy wstał, cała reszta padła na kolana, łącznie z prymasem wołającym do Boga o łaski dla nowo koronowanego polskiego władcy.

Zaczęła się kolejna procesja – tym razem król miał przejść do katedry na uroczyste odśpiewanie hymnu pochwalnego "Te deum" (kompozycja Karola Kurpińskiego). Prymas i duchowni szli przodem, nad królem natomiast 16 polskich generałów niosło paradny baldachim. Lud gorąco wiwatował na cześć władcy w koronie, którą powszechnie utożsamiano z insygnium dawnych władców polskich. Po monarszych bokach szli jego bracia, a tuż za nimi księżna łowicka trzymająca za rękę młodego wielkiego księcia Aleksandra. Później wszyscy wrócili na zamek, "przeszli przez salę tronową i zniknęli w głębi apartamentów".

Przygotowywano się już do obiadu na 300 osób (na który nie zaproszono posłów i deputowanych, co wywołało znaczne niezadowolenie) oraz następującego po nim balu, w trakcie którego para królewska podziwiała z okien zamkowych wspaniałą iluminację warszawskich ulic. "Nie tylko wszystkie gmachy rządowe, ogród Krasińskich, ale nadto i wiele prywatnych najrzęsistszym światłem gorało" – pisała "Gazeta Warszawska". Tak też zakończył się ten dzień pełen wrażeń, być może najbardziej uroczysty w całej historii Królestwa Kongresowego.

SPISEK KORONACYJNY

Następne dni aż do wyjazdu pary cesarskiej również stały się korowodem uroczystości. Bale i przyjęcia uświetniały wizyty królewskich gości, a ich uczestnikom umilała gra takich gwiazd jak skrzypek Paganini (który dał wówczas w Warszawie kilka koncertów). Najwystawniejszy bal wyprawiono znowu na zamku, gdzie tym razem zaproszono członków niższej izby parlamentu. Z kolei cesarza i króla podejmował prezes Senatu w Pałacu Błękitnym przy ul. Senatorskiej. Bale wydawano również w ratuszu przy pl. Teatralnym oraz w sali operacyjnej Giełdy Warszawskiej.

Podniosły charakter miało przedstawienie operowe "Cecylia Piaseczyńska" autorstwa Ludwika Dmuszewskiego w Teatrze Narodowym z cesarzem na widowni – "dawno scena nasza nie miała podobnego zaszczytu", pisała prasa. Istotne były też nominacje i awanse z hojnej ręki monarszej. Wojewoda Adam Jerzy Czartoryski otrzymał tytuł wielkiego podkomorzego. Oprócz tego król uhonorował arystokratów tytułami: wielkiego mistrza ceremonii, koniuszego mistrzów dworu (otrzymały go dwie osoby), szambelanów (dziewięć osób), kamerjunkrów (dziesięć osób), hrabiego, senatorów wojewodów (trzy osoby), senatorów kasztelanów (osiem osób), a 11 dostojników udekorował wstęgą Orderu Orła Białego (w większości Rosjan). Wiele z tych odznaczeń spotkało się z niezadowoleniem, zwłaszcza wybór na krzesła senatorskie dla wysokich urzędników państwowych, a więc ludzi silnie związanych z niezbyt lubianą władzą.

Cztery dni po koronacji miała miejsce wielka uczta dla ludu, którą urządzono nieopodal Zamku Ujazdowskiego, tu, gdzie obecnie znajduje się park Ujazdowski (wówczas tzw. plac Ujazdowski). Wśród rzesz średnio i mniej zamożnych warszawiaków, którzy tłumnie przybyli, mogąc się za darmo napić i najeść, zjawił się cesarz w otoczeniu najbliższych. Goście zajęli miejsca na specjalnym podwyższeniu. Z tej okazji chciał skorzystać Adam hr. Gurowski, rewolucyjny demokrata o arystokratycznym pochodzeniu, który wraz z towarzyszami ze spisku Piotra Wysockiego (który półtora roku później dał sygnał do powstania listopadowego) szykował zamach na rodzinę Romanowów. Była to już ostatnia sposobna chwila, gdyż spiskowcy od przyjazdu monarchy do Warszawy nie mogli się zdecydować, czy i gdzie zaatakować. Jednak i tym razem wszystko spełzło na niczym, a niedoszli zamachowcy niedługo będą organizować zryw listopadowy. Mimo że tajna policja była czujna, można się było zbliżyć do władcy, choćby gdy przechadzał się po ulicy. Wielu korzystało z tej sposobności, a nawet ważyło się naruszyć spokój cesarski w bardziej intymnych sytuacjach: "razu jednego podczas tych przechadzek po dolnym ogrodzie za Zamkiem przelazł ulicznik przez sztachety, pobiegł wprost do monarchy i rzucił mu się do nóg. – Czego chcesz? – zapytał go cesarz. – Niczego – odpowiedział chłopak – tylko założyłem się z innymi, że ucałuję nogi królewskie". – Uśmiechnął się cesarz i puścił chłopaka, udarowawszy go kilku rublami" – pisał hr. Skarbek. Inni starali się wręczyć monarsze petycje, choć częściej przekazywano je sekretarzowi stanu Grabowskiemu. Ponoć nazbierało się tego 11 tys. i w Petersburgu powołano aż dwie komisje do ich rozpatrzenia.

Po kilku dniach spędzonych w stolicy małego polskiego państwa Mikołaj wraz z rodziną i dworem powrócili nad Newę, pozostawiając w Warszawie niezatarte wrażenia. O koronacji wspominała znaczna część ówczesnych pamiętnikarzy, tak naocznych świadków aktu w Sali Senatorskiej, jak i biernych widzów całej uroczystości na placu Zamkowym. Niektórzy, jak Bogusława Dąbrowska, z rozrzewnieniem wspominali niezrównany przepych i podniosłość ceremonii nieznanych właściwie Polakom tamtych czasów – sama córka twórcy Legionów przechowywała później wśród licznych rodzinnych pamiątek paradną dworską suknię matki Barbary z Chłapowskich, którą ta miała na sobie 24 maja 1829 roku – na dowód wykwintu i luksusu tamtych czasów.

Koronacja wraz z późniejszym o rok sejmem była ostatnim świadectwem, nawet jeśli pozornym, to jednak wyraźnym, niezależności jedynej ostoi polskiej państwowości po tragedii rozbiorów. Nigdy więcej w XIX wieku, nawet w autonomicznej Galicji, Polacy nie mieli szansy mocno odczuć pełni królewskiej chwały, która w realiach ówczesnej Europy nie sprowadzała się jedynie do czczego ceremoniału. Nie miało dużego znaczenia, że owym królem był wnuk Katarzyny II noszący "koronę Bolesławów", która w rzeczywistości była tylko koroną bratanicy Piotra Wielkiego.
Stanisław Bartkowski

Stanisław Bartkowski Senior Software
Engineer, IBM
Laboratorium
Oprogramowania...

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Romanowowie tytuł przeciez piastowali zupełnie legalnie, o czym autor artykułu zupełnie zapomniał czy nie wiedział. Zrzekli sie tytułu Sasi na Kongresie Wiedeńskim, zas przecież Konstytucja 3 Maja ustawnowiła w Polsce dynastię, monarchami mieli być Wettyni.
Idena unii personalnej polsko-rosyjskiej nie byla przeciez niczym nowym, kandydatura Iwana Grożnego na elekcji w 1573 była bardzo mocna, może by został królem gdyby się bardziej postarał. Póżniej była kandydatura królewicza Władysława na tron rosyjski. Ponoć król Staś całe życie marzyl o ożenku w carycą Katarzyną.
Wielki książę Konstanty byl przecież bardzo spolszczony, miał za żonę Polkę. Kto wie, może zamiast powstania listopadowego, bardziej realną koncepcją wywalczenia sobie lepszej pozycji i większej samodzielności w państwie rosyjskim dla Królestwa Kongresowego, było zbudowanie jakiejś wizji politycznej właśnie wokół Konstantego.
Z polskiej listy królów całkowicie wymazano Aleksandra II i Mikołaja I chociaż ten tytuł dzierżyli zupełnie prawomocnie. Nawet redaktor w czasopiśmie historycznym "Mówią Wieki" o tym nic nie wie. Niby dlaczego Romanowowie na tronie polskim to coś tak hańbiącego, przecież to w końcu wspaniała dynastia władająca potężnym mocarstwem.

konto usunięte

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Istnieje znacząca różnica pomiędzy kandydaturą Iwana Groźnego a carem Aleksandrem I. Inna była siła Rosji i Rzeczpospolity/Polski. Zresztą akurat kandydatura Iwana groźnego nigdy nie należała do najpoważniejszych kandydatur

konto usunięte

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Naprawdę uważasz że Iwan Grozny miał szanse? Gratuluje poczucia humoru.Oczywiście, gdyby zmienił wiarę na katolicką to może jakieś miałby(a czemu nie na islam by zostać sułtanem,ciekawsza perspektywa i równie realna...).Kandydatura ta była rozgrywana przez Litwinów jako karta przetargowa w imię własnych partykularnych interesów, i nie miała żadnych szans.Na pewno przeczytałeś artykuł do końca?-"Romanowowie tytuł przeciez piastowali zupełnie legalnie, o czym autor artykułu zupełnie zapomniał czy nie wiedział"
Czy autor pisze ze było inaczej?

konto usunięte

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Mam takie samo zdanie jak Wojtek. To nie była mocna kandydatura...
Stanisław Bartkowski

Stanisław Bartkowski Senior Software
Engineer, IBM
Laboratorium
Oprogramowania...

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Za Iwanem Groźnym opowiadała się raczej średniozamożna szlachta. Brutalna rozprawa z bojarami w Rosji podobała się przecież ruchowi egzekucyjnemu, który miał podobne zamysły, tyle że oczywiście nie tak okrutnymi metodami. Istniało tez przeciez bardzo wiele politycznych racji które z nim przemawiały. Głównym problemem było to, że sam Iwan stracił szybko zapał, gdy się zorientował, że musiałby w Polsce iść na wiele kompromisów. Gdy przybylo do niego poselstwo litewskie z Michałem Harabudrą, to już raczej mu się odechciało. Haraburdzie nawet podsunął pomysł odłączenie Litwy od Polski i przyczenia do Rosji. Więc raczej sam Iwan spalił swoje szanse, a nie że jakieś były ku temu fundamentalne przyczyny. Na drugiej elekcji rzeczywiście szanse mial minimalne, już nikt nie przemawiał w jego imieniu.
W Polsce zaś wybrano wtedy jakiegoś dziwacznego Francuzika, kochającego inaczej. To chyba jakies polskie nieszczęście, ten kompleks wobec "Zachodu" - nawet jeśli tym "Zachodem" jest jakiś Francuzik w kobiecych fatałaszkach. Iwan Groźny w odróżnieniu od niego był wybitnym politykiem, cżłowiekiem o szerokich horyzontach i zainteresowaniach, także kulturalnych i literackich. Inna sprawa, że miał także mroczną stronę swojej osobowości, i tylko o tej się pamięta. Ale raczej na tronie polski były warunki, żeby ta dobra strona się uwidoczniła.

konto usunięte

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Podstawowym problemem było wyznanie-o nie mógł zmienić, a niemożliwy był jego wybór jako prawosławnego.Okrucieństwo Iwana również było nie do zaakceptowania.Tak czy inaczej kandydatura nierealna, o ile w ogóle Iwan poważnie traktował starania o tron Polski.Co do "jakiegoś Francuzika" Henryk jako król Polski się nie nie sprawdził ale jako król Francji-tak.Zresztą ocena jego panowania jest postrzegana przez pryzmat późniejszej ucieczki, co przesłania jego rzeczywiste osiągnięcia.
Stanisław Bartkowski

Stanisław Bartkowski Senior Software
Engineer, IBM
Laboratorium
Oprogramowania...

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Wyznanie nie było żadnym problemem i nikomu nie przeszkadzało. Byle przestrzegał zasad tolerancji religijnej. O "okrucieństwie" mało kto wtedy wiedział, Rosja była krajem izolowanym od świata. Sąsiedzi zresztą wcale też nie byli barankami.

konto usunięte

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Nie wiedziano o Nowogrodzie Wielkim?CZy wyznanie nie było problemem, lub atutem pokazuje przykład Zygmunta III Wazy.Oczywiście, myślano głównie o potencjalnym wyborze protestanta,i nie zastanawiano się co będzie lub nie jak wybiorą prawosławnego.

konto usunięte

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

W. Bojarski ma rację. Tak jak wyznawanie przez cara katolicyzmu było niedposzczalne to kandydatura prawosławnego cara nie była poważna. Iwan aby zachować władzę w Rosji musiałby zmienić religię a to było niemożliwe
Stanisław Bartkowski

Stanisław Bartkowski Senior Software
Engineer, IBM
Laboratorium
Oprogramowania...

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Chłopaki, darujcie sobie. Wyznanie Iwana nie miało nic do rzeczy. Był oficjalnym kandydatem i po prostu odpadł jako drugi po Janie III Wazie. Odpadł nie z powodu wyznania, ale dlatego, ze dostał mniej głosów. w końcu prawosławni to byli i są schizmatycy, ale nie heretycy jak lutry czy kalwini. Sam stracił zainteresowanie koroną i zniechęcił do siebie posłów litewskich snując jakieś fantastyczne plany. Pomimo tego był mocnym kandydatem, gdyby chciał i zyskał czy kupił sobie zwolenników, to mógłby zostać królem. Na drugiej elekcji także wysunął swoją kandydaturę, ale chyba jego zainteresowanie było już zerowe, gdyż nawet nikt nie przemawiał w jego imieniu.
Stanisław Bartkowski

Stanisław Bartkowski Senior Software
Engineer, IBM
Laboratorium
Oprogramowania...

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Prawosławny na tronie miałby pewnie przeciwko sobie hierarchię katolicką, obawiającą się wzmocnienia wpływów prawosławia i oczywiście pomniejszenia swojej roli, ale mógłby zyskać poparcie Watykanu liczącego na urealnienie idei unii z Kościołem Wschodnim. Dokładnie ten sam dylemat był związany z Unią Brzeską, hierarchia katolicka w Polsce po dziś dzień niespecjalnie lubi unitów. To jest pewna róznica między partykularnym patrzeniem Kościoła w Polsce, a Watykanem, widzącym sprawy w bardziej globalnej i uniwersalnej skali.

konto usunięte

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Czego chcesz dowieść(i jak...)? Dostał mniej głosów własnie dlatego że nie był poważnym kandydatem, a takim być nie mógł bo był prawosławnym i to byłoby na tyle.To że był oficjalnym kandydatem to rzeczywiście dużo zmieniało,mógł mieć po prostu trochę lepsze samopoczucie.Piszesz "mógłby zyskać poparcie Watykanu"-mógłby tez zostać mężem Elżbiety Tudor o której rękę się starał, które to zabiegi to zabiegi równie realne jak starania o tron Polski dowodzą co najwyżej braku poczucia rzeczywistości u Iwana.

konto usunięte

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Stanisław Bartkowski:
Prawosławny na tronie miałby pewnie przeciwko sobie hierarchię katolicką, obawiającą się wzmocnienia wpływów prawosławia i oczywiście pomniejszenia swojej roli,

Panie Stanisławie, czy potrafi pan się wycofać z błędnej wypowiedzi? Sprawa jest oczywista, prawosłwany nie zostałby królem Polski (wybierała go w większości katolicka szlachta) a zmiana wyznania nie wchodziłą w grę (nie utrzymałby się w Rosji).
Stanisław Bartkowski

Stanisław Bartkowski Senior Software
Engineer, IBM
Laboratorium
Oprogramowania...

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Niech naprawdę kolega sobie odpuści klepanie tych bzdur. Już w 1570 roku, w czasie rokowań pokojowych w Moskwie, posłowie polscy powiedzieli Iwanowi, że wobec rychłej i bezpotomnej śmierci Zygmunta Augusta Rzeczpospolita chętnie by mu przekazała koronę wraz z siostrą królewską - gdyż Iwan był wtedy już wdowcem. Temat ponownie wrócił we wrześniu 1572 roku gdy przybylo do niego poselstwo z Fiodorem Woropajem na czele, aby go oficjalnie powiadomić o śmierci króla. Iwan wtedy chyba zupełnie realnie o tym myślał, z jednej strony obiecują zachowac a nawet rozszerzyć zakres wolności szlachty,z drugiej strony snując wizje wielkich korzyści jakie by przyniosło zjednoczenie dwóch chrześcijańskich państw pod jednym berłem. Ale gdy w grudniu przybyło do niego poselskie litewskie zapał już stracił i zaczął stawiac fantastyczne warunki. Swoje szanse pogrzebał, gdyż po prostu nie przysłał swoich przedstawicieli na sejm elekcyjny czekając, aż szlachta sama mu zaproponuje koronę.
Wyznanie religijne Iwana było wszystkim doskonale znane i jak sam kolega widzi, nikomu nie przeszkadzało. Może w negocjacjach gdzies delikatnie napominano, że tradycyjnie królem był zawsze rzymski katolik.
Problem mógłby dopiero wypłynąć w momencie koronacji, ale mało prawdopodobne, żeby przybrało to formę odmówienia korony z tego powodu. Nikt zdrowy na umyśle by nie ryzykował wojny domowej między prawosławnymi i katolikami na temat, połączona jeszcze z obcą (tzn. rosyjską) interwencją. Tym bardziej, że prawosławni by bronili słusznej sprawy.
W tej sprawie by zaczęto negocjacje i osiągnięto kompromis, np. na katolicyzm by przeszedł jeden z synów Iwana. Cały ten kraj funkcjonował dzięki kompromisom i negocjacjom.
Stanisław Bartkowski

Stanisław Bartkowski Senior Software
Engineer, IBM
Laboratorium
Oprogramowania...

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

W artykule, który kolega raczył w całości przekleić jest przeciez bardzo szczegółowo opisane, w jaki sposób prawosławnego rosyjskiego cara koronowano na króla Polski. Po prostu w arcykatolickiej katedrze arcykatolicki prymas poświęcił same insygnia królewskie, zas koronacja odbyła się w Sali Senatorskiej Zamku Królewskiego. Wilk syty i owca cała.

Czasami jest wysoce wskazane czytanie artykułów, nawet jeśli się je samemu przekleja.

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Bo to była czysta polityka i sztuka dyplomacji na najwyższym poziomie:)
Wobec rychłego bezkrólewia i zamętu w Rzeczpospolitej próbowano zabezpieczyć się przed interwencją sąsiadów i mieszaniem się w sprawy .Dlatego mamiono Iwana koroną i to się udało .Zanim zrozumiał że nie miał naprawdę szans to na ataki było już za późno .
Iwan nie miał szans na tron nie ze względu na wyznanie choć tylko fantaści wierzyli w taką możliwość ale z tego powodu ze był samowładcą i szlachta nigdy by się nie zgodziła na tak silna i władczą jednostkę na tronie Rzeczpospolitej .
Stanisław Bartkowski

Stanisław Bartkowski Senior Software
Engineer, IBM
Laboratorium
Oprogramowania...

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Raczej w 1570 zawarto trzyletni rozejm. Niepotrzebna była tutaj żadna "sztuka dyplomacji" - Rosjanie mimo angażowania znacznych sił ponieśli doktliwe klęski pod Orszą i Ułą, a szlacha litewska także nie rwała się do wojny, albo Zygmunt August nie postępował dość energicznie.

konto usunięte

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Stanisław Bartkowski:
W artykule, który kolega raczył w całości przekleić jest przeciez bardzo szczegółowo opisane, w jaki sposób prawosławnego rosyjskiego cara koronowano na króla Polski. Po prostu w arcykatolickiej katedrze arcykatolicki prymas poświęcił same insygnia królewskie, zas koronacja odbyła się w Sali Senatorskiej Zamku Królewskiego. Wilk syty i owca cała.

Czasami jest wysoce wskazane czytanie artykułów, nawet jeśli się je samemu przekleja.

Tyle, że był to XIX w. a nie XVI, koronacja nie byłą efektem decyzji Polaków itd. Błąd pana polega na mieszaniu nie przystających do siebie rzeczywistości

Temat: Mówią Wieki - Ostatnia polska koronacja

Stanisław Bartkowski:
Raczej w 1570 zawarto trzyletni rozejm. Niepotrzebna była tutaj żadna "sztuka dyplomacji" - Rosjanie mimo angażowania znacznych sił ponieśli doktliwe klęski pod Orszą i Ułą, a szlacha litewska także nie rwała się do wojny, albo Zygmunt August nie postępował dość energicznie.
No i przy nich zostały ziemie i miasta które zdobyli (Połock i obszar Litwy na północ od Dźwiny)
Rozejm został zawarty dzięki zręcznej dyplomacji i nie rozstrzygał zasadniczych kwestii .Był jakby to powiedzieć zawieszeniem konfliktu ponieważ wszystkie strony konfliktu byłe wyczerpane i potrzebowały oddechu



Wyślij zaproszenie do