konto usunięte

Temat: Marek Węcowski - RÓWNI I RÓWNIEJSI. Elity dwóch narodów...

RÓWNI I RÓWNIEJSI. Elity dwóch narodów politycznych
Marek Węcowski

RÓWNI I RÓWNIEJSI. Elity dwóch narodów politycznych



Tekst został zaczerpnięty z książki M. Węcowskiego Sympozjon, czyli wspólne picie. Początki greckiej biesiady arystokratycznej (IX – VII w. p.n.e.), która ukaże się w najbliższych tygodniach nakładem warszawskiego wydawnictwa „Sub Lupa”



Co łączy tak różne elementy greckiego dziedzictwa, jak sport, poezję liryczną, malarstwo wazowe, najwcześniejszą refleksję moralną? Wszystko to zawdzięczamy greckim arystokratom, czyli ludziom, którzy sami siebie na tle innych obywateli greckich poleis (l.mn. od polis) nazywali „najlepszymi” (gr. aristoi) albo „pięknymi i dobrymi” (kaloi kai agathoi).



To oni dysponowali wolnym czasem, by uprawiać (celowo) niepraktyczne ćwiczenia fizyczne, tworzyć poezję i jej słuchać, cieszyć się sztuką, dyskutować na tematy etyczne itp. Można wręcz powiedzieć, że przez wiele stuleci kołem zamachowym greckiej kultury byli właśnie arystokraci. Kłopot w tym, że nie wiemy, kim dokładnie byli członkowie tej grupy. Definicja greckiej arystokracji to dziś jedno z nawiększych wyzwań w badaniach nad starożytnymi Grekami.

Znamy, owszem, ideały arystokratów przejawiające się w określaniu wszystkich innych obywateli swojej polis mianem „złych” albo „podłych” (kakoi, deiloi itp.), ale nie mamy źródeł informujących nas o kryteriach przynależności do tej grupy. Nie wiemy, jednym słowem, kim byli greccy arystokraci, którzy dominowali w polityce i kulturze Hellady w epoce archaicznej – od Homera do wojen perskich – i później, aż do czasów ateńskiego Peryklesa, jednego z ostatnich potężnych członków tej warstwy społecznej.



Arystokrata, czyli kto?

Tradycyjny historyk patrzy podejrzliwie na anachroniczne porównania, na próby poszukiwania analogii pomiędzy zjawiskami dziejowymi, które dzielą stulecia i kontynenty. Owszem, w XIX i XX wieku nauczyliśmy się korzystać z wyników prac etnografów, antropologów i socjologów, przyjmować teoretyczne modele tłumaczące ogólne prawidła zachowań albo formy organizacji podobnych do siebie społeczeństw, ale szukając całościowych analogii pomiędzy dwiema konkretnymi społecznościami, bardzo odległymi od siebie w czasie i przestrzeni, wychodzimy często poza domenę nauki, wkraczając w publicystykę albo wręcz szarlatanerię. Bywają jednak sytuacje, kiedy nie można inaczej.

Oto wszyscy często posługujemy się słowem „arystokracja” czy „arystokraci”, mając na myśli elitę – i to niekoniecznie nawet elitę jakiegoś społeczeństwa, bo od dawna już możemy przenośnie powiedzieć o arystokratach ducha albo nawet o arystokracji polskich piłkarzy (pod żadnym pozorem nie mylić z elitą światowego futbolu!). Arystokracja to po prostu super-elita jakiejś grupy społecznej, a nawet zawodowej. Czym natomiast jest (była) arystokracja w ścisłym i technicznym sensie tego słowa, dobrze wiadomo. To przedstawiciele rodów szczycących się tytułami arystokratycznymi – hrabiów, książąt itd.

Słowo „arystokracja” trafiło do nowożytnych języków europejskich ze starożytnej greki – u politycznych myślicieli aristo-kratia to dosłownie „rządy najlepszych” (l.mn. aristoi). W XVI wieku termin ten, zaczerpnięty przede wszystkim od Arystotelesa, zadomowił się w pismach europejskich erudytów i myślicieli politycznych, a pod koniec XVIII, głównie na fali rewolucji francuskiej, wszedł na stałe do języka politycznych polemik, początkowo jako określenie negatywne „wrogów wolności” i zdegenerowanych popleczników ancien régime’u.

Rzecz w tym, że dzisiejsi historycy różnych epok stosują termin „arystokracja” dla określenia elit również w czasach poprzedzających rewolucję francuską oraz dla epok i społeczeństw, w których nie istniała dobrze wyróżniona arystokracja tytularna – posiadacze tytułów arystokratycznych, często nadawanych za szczególne zasługi przez władców. Używając tego terminu, mają zatem kłopoty podobne jak badacze greckiego antyku, ale często nie są tych problemów świadomi, stosując termin „arystokracja” wymiennie z np. „elitą społeczną”, „możnymi” itp. Gdy jednak zadadzą sobie pytanie o sposób rozumienia tego terminu dla epok i społeczeństw nieznających tytułów arystokratycznych, okaże się, że odpowiedź nie będzie prosta.



Starsi i młodsi bracia narodu szlacheckiego

Szukając dziejowych analogii mogących naprowadzić nas na odpowiednią definicję arystokracji greckiej, warto porównywać zjawiska z grubsza porównywalne. Po pierwsze więc, szukajmy społeczeństw o stosunkowo szerokiej grupie elitarnej, bo taka właśnie była elita archaicznych poleis greckich. Otóż zachowując wszystkie proporcje powiedziałbym, że elity szesnasto-, siedemnasto- i osiemnastowiecznej Rzeczypospolitej mogą posłużyć jako, odległa wprawdzie, historyczna analogia, której szukamy. Wybór Rzeczypospolitej, a nie innego społeczeństwa, w którym warstwa uprzywilejowana (szlachta) obejmowała znaczną część populacji (w dawniejszych badaniach mówiono nawet o ok. 10 proc. ludności), jak np. nowożytne Węgry, Kastylia czy Gruzja, wynika z tego, że w Rzeczypospolitej nie występowały jasne kryteria formalne przynależności do najściślejszej elity owej warstwy uprzywilejowanej. Występowanie tytulatury arystokratycznej w innych krajach – albo, jak w Gruzji, „starożytnych” klanów książęcych (tavadni) – przekreśla możliwość przeprowadzenia sensownej historycznej analogii.

Kluczowy jest dla mnie podział stanu szlacheckiego na zwykłą szlachtę z jednej oraz magnatów z drugiej strony, podział, którego kryteria nie są bynajmniej oczywiste dla dzisiejszych historyków. Władysław Czapliński i Józef Długosz, rozważając definicję magnaterii w Polsce XVI i XVII wieku, zauważają, że nie ma mowy o jej wyróżnikach formalnoprawnych. Z jednej strony w Rzeczypospolitej tej epoki nie uznawano tytułów arystokratycznych, więc takowe nie mogły stanowić kwalifikacji do grupy magnackiej. Z drugiej zaś nie można stawiać znaku równości np. pomiędzy magnatem a senatorem, bo nie każdy senator był magnatem. Również przynależność do możnego rodu nie decydowała o przynależności do warstwy magnackiej. Jak piszą W. Czapliński i J. Długosz, „dopiero posiadanie odpowiedniego majątku zapewniało danej jednostce pozycję magnata, otwierało, co za tym idzie, drogę do godności i urzędów, które z kolei pozwalały niejednokrotnie dzięki nadaniom królewskim znacznie powiększyć posiadany już majątek”.

Pytanie, gdzie dokładnie leżała granica pomiędzy szlachcicem a magnatem, a więc pytanie o wysokość majątku, który pozwalałby zaliczyć jednostkę do tej warstwy, jest dla mnie nieistotne. Nawet więcej, właśnie subiektywność owej granicy ma znaczenie podstawowe. „Współcześni, patrząc na tryb życia szlachcica, oceniali, czy dany człowiek może być uważany za magnata, czy też tylko za szlachcica”[1]. Jak pisze Urszula Augustyniak, „magnatem był ten, kogo za magnata uważano”[2].

Na uwagę zasługują tu trzy sprawy. Po pierwsze, brak formalnoprawnych granic magnaterii w Rzeczypospolitej. Po drugie, kluczowe w związku z tym znaczenie czynnika ekonomicznego dla przynależności do tej grupy. Co więcej, ważny wydaje mi się fakt, że w istocie nie idzie tu o obiektywny próg majątkowy, ale o uznanie w oczach pozostałych członków „narodu szlacheckiego”, mierzone przede wszystkim ostentacyjnym, odpowiednio spektakularnym stylem życia danej jednostki. Po trzecie zaś, co najważniejsze, tak właśnie definiowane pojęcie „magnata” jest względne i ma sens tylko w szerszym kontekście prawnym, społecznym, a zwłaszcza ideowym. Magnatem, a więc „bratem starszym”, jest się wobec i w stosunku do innych, majątkowo i politycznie słabszych „panów braci”. Tylko na tle ideologii równości szlacheckiej można zrozumieć szczególny status grupy, która nie wyróżnia się formalnie od ogółu szlachty, gdy trzeba podkreśla swoją zasadniczą z nim łączność i solidarność (np. poprzez unikanie używania zagranicznych tytułów arystokratycznych), a jednocześnie dzięki prestiżowi i pozycji majątkowej dominuje (m.in. w oparciu o związki o charakterze klientalnym) nad teoretycznie równymi sobie pozostałymi członkami stanu szlacheckiego.



Zwierzęta polityczne i panowie bracia

Również w greckiej rzeczywistości nie ma mowy o definicji arystokracji w kategoriach formalnoprawnych. Jedynym w polis stanem w ścisłym sensie tego słowa jest stan obywatelski. W konsekwencji podstawowym

[1] W. Czapliński & J. Długosz, Życie codzienne magnaterii polskiej w XVII wieku, Warszawa 1976, s. 7 – 11 (cytaty odpowiednio na s. 9 i 10).

[2] U. Augustyniak, Historia Polski 1572 – 1795, Warszawa 2008, s. 260.