Temat: Historycy nie panują nad treściami historycznymi
A czy w ogóle kiedyś panowali? Historycy może pisali jedno, a pisarze drugie. Chociaż... może kiedyś panowali - kiedy historycy pisali prace na zamówienie społeczne, prace leczące kompleksy narodowe. Pytanie jednak brzmi, czy wtedy stosowali naukowe podejście, a może kierowali się czymś innym (a nauka płakała)? No i jeszcze jedno pytanie: czy kłamanie sobie samym można naprawdę nazywać *leczeniem* kompleksów narodowych. Moim zdaniem chodzi tylko o zagłuszanie, a nie leczenie.
Szczególnie w niezbyt odległej przeszłości historia służyła do tzw. "leczenia" kompleksów narodowych. Uważam, że teraz generalnie trend jest odwrotny, coraz więcej piszę się o sprawach, które są z punktu widzenia nacjonalnego niewygodne. Ponieważ coraz więcej historyków patrzy na sprawę przez źródła, znaleziska, nowoczesne metody badawcze (np. DNA), a nie przez ideologię. Naród prawdę wytrzyma, nacjonalizm i inne ideologie nie. Ideologie prawdę zwalczają.
To, o czym profesor pisze, jest upolitycznianie i ideologizacja historii (i sporej części społeczeństwa). Przez niego podane przykłady nie są niczym nowym za ostatnie 100 lat: "[...]obserwujemy ją wszędzie - poczynając od zmian nazw ulic, poprzez stawianie i obalanie pomników[...]" -
Zmienianie nazw ulic na inną polityczną opcję robili kolejno: naziści, komuniści, ale niestety miało to miejsce również po 1990 r. Radni zbyt często po prostu "nie mogli" zmienić np. ulicy "Lenina" na powiedzmy "Świerkowa". Koniecznie "musieli" nadać nazwę znowu ideologiczną. Tak naprawdę robią to samo, co robili komuniści i naziści, różnią się tylko ideologią. Zamiast ulic politycznie neutralnych niektóre polityczne organizacje lansują ściśle ideologiczny klucz, nawet wbrew sporej części społeczeństwa. Poprzedni ustrój wciskał na sile Lenina, a teraz wciskają na sile dajmy na to rondo Dmowskiego. Słyszałem, ale nie wiem, czy to prawda, czy urban legend, że w jednym mieście zmienili nazwę ulicy "Czerwonych wierchów" w sąsiedztwie ulic z innymi nazwami geograficznymi na "Generała Andersa".
Nawet jak mają dobre intencje, to czasami rezultaty są głupie: np. długaśne nazwy ulic. Czy różne urzędowe formularze są przygotowane na ulice rodzaju: "ul. Bojowników o wolność i demokrację" (Chorzów) lub "ul. 10 Sudeckiej Dywizji Zmechanizowanej" (Opole), "ul. 36 Pułku Piechoty Legii Akademickiej" (Warszawa)? W Łodzi miał zostać przemianowany jeden park na "Park Rozrywkowy Imienia Generała Badena-Powella Lorda of Giwella".
Stawianie i obalanie pomników to samo: naziści jedne usuwali, inne stawiali. Komuniści po nich robili to samo. A teraz również czytamy o różnych sprawach rodzaju: zburzyć żelazne organy, ściąć dąb rzekomo posadzony na cześć Hitlera (czy w ogóle jest informacja o intencji posadzenia dębu sprawdzona? Są jakieś inne źródła niż jeden świadek?).
Gwałcenie historii przez polityków i ideologów nie jest rzeczą nową, ale wbrew temu, co jest napisane na powyższej stronie internetowej, mam wrażenie, że jednak sprawy idą w dobrym kierunku. Może niezbyt szybko, ale jednak.