Temat: Gdy dziecko wychowuje się tylko z jednym rodzicem
Postarajmy się odpowiedzieć na pytanie: "Dlaczego dziecko wychowuje się tylko z jednym rodzicem?". Moja odpowiedź na to pytanie brzmi: "Bo kościół katolicki tak chce.". Postaram sie to po krótce wytłumaczyć.
Obalmy mit wiecznego małżeństwa. W krajach, gdzie życie seksualne odbywa się "po ślubie" a fakt małżeństwa jest uwarunkowany wieloma czynnikami społecznymi i rodzinnymi, to udane związki stanowią mały procent (najwyżej 1/3). Gdy do tego dodamy zerową wiedzę psychologiczną i seksuologiczną, to naprawdę poświęcenie związku w kościele niczego nie zmienia. Pary źle się dobierają, małżeństwa są chybione, rozwody będą bo muszą być.
Uzmysłowmy sobie że wychowanie dzieci to 18/70 czyli 25% naszego życia. Gdy ktoś zawarł związek małżeński w wieku 25 lat, to po wychowaniu dzieci ma jeszcze przed sobą POŁOWĘ ŻYCIA. Chyba ma do niej prawo?
Tyle tytułem wstępu, a teraz powiedzmy sobie co się dzieje w sytuacji gdy któryś z małżonków uzmysławia sobie że jego związek to pomyłka. Do pewnego momentu usiłuje coś zmienić, lecz gdy to nie przynosi rezultatu ogarnia go stan "bycia w klatce". No i można w tej klatce żyć, tylko dla kogo ma to sens?
ODPOWIEDŹ KATOLICKA: Rodzina jest wieczna. Pij, bij żonę, zdradzaj, ..... ale żyj z nią. W ten sposób wychowasz swoje dzieci na swoje i jej podobieństwo, ale doktryna jako najważniesza zostanie zachowana.
ODPOWIEDŹ RACJONALNA: Bądź dla swoich dzieci przykładem. Przykładnie zniszcz to co złe, pokaż to swoim dzieciom na przestrogę. Rozstańcie się przykładnie, kulturalnie. Oboje, bogatsi w doświadczenia, załóżcie nowe kochające się rodziny. Dzieciom zaś pozwólcie czerpać pozytywne przykłady tak z dobrej rodziny ojca jak i matki.
Dlaczego więc istnieje w ogóle coś takiego jak problem DDRR????
Jest to proste. Wariant racjonalny przeczy obowiązującej doktrynie. Gdyby się okazało, że rozwód jest czymś "dobrym", to doktryna rozpada sie w gruzy. Zgodnie więc z marksistowską zasadą "jeżeli wyjątek przeczy regule to tym gorzej dla wyjątku" katolicka "moralność" wkracza do akcji. Wyrok brzmi:
1. Odchodzący jest winien, bo naruszył święty dogmat. To że on dlatego odszedł że czuł sie pokrzywdzony, to nieważne.
2. Jego nowa rodzina jest wyklęta, bo narusza wieczny związek sakramentalny. To że jest udana i przykładna, to nieważne.
3. Dzieci należy odizolować - za wszelką cenę - od świata rodzica który założył nową rodzinę, bo a nuż dojdą do przekonań sprzecznych z doktryną.
4. Rodzic który został pozostawiony ma do końca życia odgrywać uswiecona role męczennika, chyba po to by jego dzieci mówiły że mają syndrom DDRR.
Paweł Magura-Duliński edytował(a) ten post dnia 12.12.07 o godzinie 19:42