Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie
Marek M.:
ale wciąż nie rozumiem podejrzenia o idealizowanie "związku".
:) to reakcja na to, że ilekroć mówimy o kalkulacjach, egoizmach partnerów pada w rozmowie miłość, oddanie, wspólnota dusz... i że cie nie opuszczę aż do śmierci. a część związków z romantyzmem i miłością po grób nie ma nic wspólnego.
Zgadzam się że może ludzie idealizują same pobudki do niego skłaniające, szukają jakiegoś opisywanego w romansach uczucia, które trafia się nielicznym i powinno samo z siebie załatwić i zagwarantować trwałość związku.
idealizujemy chyba dlatego, że każdy chciałby spotkać takie uczucie.
ale rozmawiając o związkach rozmawiamy o całej palecie ludzkich pobudek i motywacji, które pchają do związku. i z niego wypychają. :)
Coraz rzadziej ludzie chcą pracować nad czymś co nie daje pieniędzy a tylko satysfakcję z pielęgnowania jakichś tam wartości.
z jakiegoś powodu pieniądz stał się wartością nadrzędną, najważniejszym konkretem na którym można się oprzeć, budować przyszłość i bezpieczeństwo. czymś namacalnym, co nie wymaga zaufania i co zdobyte jest całkowicie zależne od nas. co podnosi naszą atrakcyjność i pozwala utrzymać kontakty z ludźmi.
odpowiedzialność nie tylko za siebie, lojalność, zaufanie są teraz wyśmiewane, to się dziś odradza bo to się "nie opłaca", więc na czym miałoby się budować taki związek.
zastanawiam się ile z tego wyśmiewania wynika z zazdrości. zazdrości o to, że są na tym świecie "frajerzy", którzy potrafią zaufać drugiej osobie, potrafią żyć z kimś latami nie grzebiąc w kieszeniach i szufladach, że potrafią co roku wyjechać na wspólny urlop i nie nudzić się we własnym towarzystwie, że potrafią pomóc kiedy partnerowi powinie się noga bez oglądania się na rewanż...
to podobne reakcje jak ludzi dumnych z tego, że nie czytają książek, nie odwiedzają muzeów i teatru. oznajmiają to światu z butną miną, przedstawiają jako atut i dowód niezależności... jednocześnie klepiąc się po portfelu i przegryzając kolejnym nigiri. :)
jednak sam związek to tylko wybór sposobu życia, dlaczego go idealizować?
wracamy do rozmowy o zielonym? :)
można z nim jak i bez niego. teraz bez niego nawet dużo łatwiej (brak podatków od kawalerów, brak presji społecznej albo przynajmniej zdecydowanie mniejsza, często nawet sposób propagowany przez liczne środowiska (prawie jak z homoseksualizmem)
jeśli dla kogoś tak łatwiej to faktycznie nie powinien wchodzić w związki. pamiętam czyjś wpis pełen żalu, że związek z dziewczyną zamknął drogę do poznawania nowych fajnych dziewczyn. faktycznie potrzeba heroizmu żeby sobie tak życie zniszczyć. :)
w rzeczywistości to jak wszystko w życiu tylko wybory wynikające z bardziej czy mniej świadomej kalkulacji co będzie dla mnie lepsze. niestety (rozumiem, że dla wielu to już stety - ja jednak pozostaje wciąż konserwą) te oceny zaczynają się zmieniać, bo kryteria się zmieniają.
:) no właśnie, romantyczna kalkulacja że będzie się do kogo przytulić wieczorem jest pozytywna, a ta dotycząca zagwarantowania dzieciom lżejszego startu to wyrachowanie. :)
możliwości były takie same tylko koszty inne, albo konsekwencje wyborów bo te koszty to z czasem płynnie przechodzą w zyski i na odwrót.
nie były takie same. kiedyś uzyskanie rozwodu przez kobietę było praktycznie niemożliwe. a konsekwencje społeczne często tragiczne.
nie. to inny problem. mówimy o rozstaniach z partnerem, bo związek się sypie.
wyścigi to inna inszość, wynikająca z innego rodzaju życiowej "niedostatecznej wygody".
no proszę, a ja to połączyłem, bo dlaczego się związek sypie? ta inna "niedostateczna wygoda" jest moim zdaniem ściśle związana z faktem bycia w związku.
ale wyścigówki zaliczające kolejne związki to trochę inny problem. patrzę na nic inaczej, bo ich coś gna do ciągłej zmiany. w ich przypadku początek związku jest często początkiem jego końca. więc i praca nad utrzymaniem związku w ich przypadku to inna bajka - trochę jak baśnie braci Grimm. :)
:) a ja ten cytat zrozumiałem całkiem na opak. aż się muszę zastanowić czym się tak sfiksowałem. na szybko to chyba tym, że ja na starość jestem coraz mniej elastyczny i coraz bardziej wymagający.
:)
a to wklejam tylko po to aby przyklasnąć :)
też twierdzę, że w pieniądze, które wszyscy teraz zauważają i cenią przemawiają a uczucia i to drugiej osoby, w które zwyczajnie trzeba by uwierzyć w dobie takiego upadku zaufania już nie są żadnym argumentem.
świat niewiernych Tomaszy. :)
cenimy tylko co pozwala nam realizować nasze plany?
drugi człowiek traci wartość kiedy zaczyna mieć własne pomysły na życie?
kiedy stracimy pieniądze przeklinamy własną głupotę, a kiedy tracimy człowieka szukamy w nim winy?
ktoś ostatnio napisał, że w szkołach powinniśmy uczyć dzieci tylko zarabiania pieniędzy. na przedmioty humanistyczne przyjdzie czas kiedy będą bogate... :)