konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Trzy na dziesięć małżeństw zawieranych w Polsce kończy się rozwodem. Ich ofiarą pada rocznie 50 tysięcy dzieci.

Jeszcze w czasach PRL-u małżeństwo było instytucją na poły finansowo-reprodukcyjną. Ludzie podejmowali decyzję o małżeństwie po to, żeby żyło się łatwiej. Choćby dlatego, że w grupie lepiej przezwycięża się trudności. Tymczasem dzisiaj, w warunkach kultury konsumpcyjnej, łatwiej funkcjonować jednostce. Anthony Giddens ukuł określenia „miłości współbieżnej” oraz „czystej relacji”, charakterystycznej dla współczesnej kultury. Ludzie coraz częściej przebywają ze sobą dla czystej przyjemności, a kiedy ta przyjemność się kończy, kończy się też relacja. Młodzi coraz częściej nie widzą powodu, by naprawiać coś, co się zepsuło.


właściwie dlaczego nie... może nie ma sensu trwać w związku, w którym nie jest nam przyjemnie. tylko czy faktycznie jednostkom jest dzisiaj łatwiej funkcjonować? :)

http://tygodnik.onet.pl/jak-rozwodza-sie-polacy/r2ev2

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

podstawową przyczyną rozpadów małżeństw jest koncentrowanie się na własnych potrzebach i niespełnianie potrzeb partnera...

prof. Bogdan de Barbaro

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

...powodem chwiejności związków jest też ich racjonalizacja. – W mediach kobiecych, w programach adresowanych do kobiet napotykamy często na propozycję chłodnego przemyślenia sensowności związku, zastanowienia się, czy partner nadaje się do wspólnego życia pod każdym względem. Bierzemy kartkę i piszemy: plusy oraz minusy...

prof. Tomasz Szlendak
Robert L.

Robert L. Mechanical Engineer,
TRW Polska

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Katarzyna B.:
podstawową przyczyną rozpadów małżeństw jest koncentrowanie się na własnych potrzebach i niespełnianie potrzeb partnera...

prof. Bogdan de Barbaro

W chcwili gdy pojawią sie słowa " koncentrowanie sie na sobie i niespełnianie potrzeb partnera " to juz jest po prawdziwym uczuciu i zwiazku. Miłośc to nie kalkulacje, to nie jest zajęcie dla księgowych :) bez urazy pewnie też kochają hehehehehTen post został edytowany przez Autora dnia 19.11.13 o godzinie 10:57

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Robert L.:
Katarzyna B.:
podstawową przyczyną rozpadów małżeństw jest koncentrowanie się na własnych potrzebach i niespełnianie potrzeb partnera...

prof. Bogdan de Barbaro

W chcwili gdy pojawią sie słowa " koncentrowanie sie na sobie i niespełnianie potrzeb partnera " to juz jest po prawdziwym uczuciu i zwiazku. Miłośc to nie kalkulacje, to nie jest zajęcie dla księgowych :) bez urazy pewnie też kochają heheheheh

profesor nie wspominał nic o miłości. :) stwierdził tylko, że małżeństwa się rozpadają, bo ludzie koncentrują się na sobie, a nie na partnerze.
Robert L.

Robert L. Mechanical Engineer,
TRW Polska

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Katarzyna B.:
Robert L.:
Katarzyna B.:
podstawową przyczyną rozpadów małżeństw jest koncentrowanie się na własnych potrzebach i niespełnianie potrzeb partnera...

prof. Bogdan de Barbaro

W chcwili gdy pojawią sie słowa " koncentrowanie sie na sobie i niespełnianie potrzeb partnera " to juz jest po prawdziwym uczuciu i zwiazku. Miłośc to nie kalkulacje, to nie jest zajęcie dla księgowych :) bez urazy pewnie też kochają heheheheh

profesor nie wspominał nic o miłości. :) stwierdził tylko, że małżeństwa się rozpadają, bo ludzie koncentrują się na sobie, a nie na partnerze.

Ja tylko tak .... ameryki profesor nie odkrył :), nie rozumiem tych kalkulacji, ale może są potrzebne , może jak bym kalkulowal to nie byl bym tu gdzie jestem .

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Robert L.:
Ja tylko tak .... ameryki profesor nie odkrył :), nie rozumiem tych kalkulacji, ale może są potrzebne , może jak bym kalkulowal to nie byl bym tu gdzie jestem .
w ogóle coś się pokićkało - kalkulacje niby są po to żeby było lepiej. a w rezultacie chyba jest gorzej skoro ludziska narzekają, że brak zaufania, że egoizm, że brak umiejętności dogadania się, że brak uczuć, że brak zrozumienia...
sami siedzą i wypełniają tabelki "nadaje się/nie nadaje się", ale od partnerów oczekują uczuć, ciepła, romantyzmu, bezinteresowności. a dostają zwykle to co sami oferują - zimną kalkulację i oczekiwanie wiecznych przyjemności.
Marek M.

Marek M. "Mieć w górze niebo,
w sobie spokój, pod
sobą krzesło a ś...

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

a ja sobie tam myślę (znowu mi się zdarzyło), że to raczej zaczyna się od genezy i założenia samego pomysłu po co mi związek i potem konsekwencji utrzymania tego sposobu myślenia.
Ci, którzy uważają/zakładają, że we dwoje będzie łatwiej, przyjemniej czy taniej lub inaczej co powoduje, że wolą tak niż w pojedynkę podpisują kontrakt małżeństwa, w którym obie strony przez cały czas jego realizacji czynią starania o jego poprawne funkcjonowanie.
Jak w relacjach biznesowych czy przytoczonym porównaniu do kalkulowaniu księgowych, bo kalkulacja myślę istnieje zawsze, mniej lub bardziej świadomie, też w związkach funkcjonujących na podstawie miłości - czasem są to trudniejsze wybory tego co dostajemy i kosztów, które za to ponosimy. czasem wystarcza nam poczucie, że mamy obok siebie osobę, której niebo chcemy i jesteśmy za sam ten fakt gotowi uchylać a czasem oczekujemy jeszcze czegoś w zamian. a komunikacja i obustronne starania dają duże szanse że takie relacje będą trwały.

jeśli takie myśli nie towarzyszą wchodzącym w związek, nie są szczera albo odpowiednio pielęgnowane/podtrzymywane lub pod jakimś wpływem zwyczajnie się zmieniają wtedy funkcjonowanie związku przestaje być potrzebne lub nawet zaczyna przeszkadzać.
problem z komunikacją, egoizm czy brak zaufania to tylko objawy tego że przestajemy wierzyć że życie we dwoje ma te zalety, które nas do takiej formy funkcjonowania kiedyś popchnęły lub miałyby popchnąć.

myślę, że sam problem rozwodów czy rozpadów związków nie jest młody, bo związki rozpadały się zawsze (wcześniej tylko chyba ze wstydu czy braku akceptacji społecznej osoby po rozpadach związku nie rozwiązywały instytucji małżeństwa mimo że relacje się kończyły).

za to chyba zaczyna być widać, że coraz trudniej jest znaleźć powody do myślenia że razem jest lepiej - chyba że jak z kościołem i wiarą ze strachu o to co później jak więdniemy chcemy mieć się o co oprzeć lub szukać poczucia jakiegoś wsparcia.
może to dlatego że w wieku aktywności zawodowej teraz nie ma się specjalnie czasu na prawdziwą rodzinę, bo ten konsumpcjonizm sprowadza pracę zawodową do ciągłego skupiania się nad produkowaniem i braniem udziału w kolejnych transakcjach a kiedyś praca była jedynie środkiem do tego aby po niej żyć m.in. z rodziną. teraz ze środka do celu stała się celem samym w sobie.

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

a może mamy tendencję do idealizowania "instytucji" związku, a tak naprawdę to zwykle zaczynał się od przyjemności i/lub wygody, a potem w większości przypadków przechodził w fazę mniej lub bardziej znośnej niewygody? :) może uczciwiej jest odejść kiedy się psuje niż tkwić do końca życia w oddzielnych pokojach i warczeć na siebie we wspólnej kuchni?

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Marek M.:
a ja sobie tam myślę (znowu mi się zdarzyło), że to raczej zaczyna się od genezy i założenia samego pomysłu po co mi związek i potem konsekwencji utrzymania tego sposobu myślenia.

w wersji mniej optymistycznej zaczyna się od niemyślenia "co mi da związek", a potem tworzenia planów awaryjnych kiedy przestaje być przyjemnie. a plany tworzone kiedy jesteśmy rozczarowani często prowadzą do festiwalu pretensji, a nie do naprawy.

ps. jeszcze jakby zamienić "mi" na "nam". :)
Marek M.

Marek M. "Mieć w górze niebo,
w sobie spokój, pod
sobą krzesło a ś...

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Katarzyna B.:
a może mamy tendencję do idealizowania "instytucji" związku, a tak naprawdę to zwykle zaczynał się od przyjemności i/lub wygody, a potem w większości przypadków przechodził w fazę mniej lub bardziej znośnej niewygody? :) może uczciwiej jest odejść kiedy się psuje niż tkwić do końca życia w oddzielnych pokojach i warczeć na siebie we wspólnej kuchni?
a dlaczego to niby idealizowanie? związek może być wygodny i to uwaga, dla obu stron.
dlaczego staje się niewygodny, dlaczego w oddzielnych pokojach?
z kimś się ścigamy o kolejne podboje? rozwijać i poznawać nowe możemy też we dwoje
przemawia do mnie argument z tym wiekiem. coraz później zawieramy małżeństwa (z decyzją o dzieciach jest podobnie) - to zapewne nie jest bez znaczenia. łatwiej dopasowywać się zanim całkiem "skostniejemy" zanim nabędziemy wiele kolejnych i trudnych do zmiany przyzwyczajeń
Marek M.

Marek M. "Mieć w górze niebo,
w sobie spokój, pod
sobą krzesło a ś...

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Katarzyna B.:
w wersji mniej optymistycznej zaczyna się od niemyślenia "co mi da związek", a potem tworzenia planów awaryjnych kiedy przestaje być przyjemnie.
hmm, ale skoro było przyjemnie to przynajmniej radość że było przynajmniej myślenie "co mi daje związek" :)
a plany tworzone kiedy jesteśmy rozczarowani często prowadzą do festiwalu pretensji, a nie do naprawy.
a tutaj widzę od razu nieumiejętność przyznawania się do błędu albo przekonania o tym, że takich się nie popełnia- bo teraz ktoś kto potrafi się do tego przyznać uznawany jest (moim zdaniem całkowicie przewrotnie) za kogoś słabszego
ps. jeszcze jakby zamienić "mi" na "nam". :)
no, bo wtedy jeszcze by się musiało jakimś chociaż marnym poziomem empatii wykazać a to tez już nie jest polecane :)

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Marek M.:
a dlaczego to niby idealizowanie?
bo nigdy wszystkie związki nie były tylko z pobudek romantyczno-uczuciowych, a my próbujemy idealizować przeszłość psiocząc na upadek obyczajów w czasach obecnych. zawsze były między małżeństwami te "biznesowe", aranżowane, "ciążowe", nieprzemyślane, powodowane impulsem itp. jednym słowem niekoniecznie oparte na wielkim uczuciu, zrozumieniu i zaufaniu.
to co różniło kiedyś i dziś to możliwość wyboru - kiedyś zerwanie umowy było praktycznie niemożliwe więc pomysł rozwodu nie zaprzątał głowy. trzeba było lepić i naprawiać. dzisiaj rozwód jest możliwością powszechnie wykorzystywaną więc naprawa częściej przegrywa. całkiem prosty mechanizm.
związek może być wygodny i to uwaga, dla obu stron.
słowo "wygodny" możemy czytać jako pozytywne (wygodnie=wynikające z uczucia) i negatywne (wygodnie=wynikające z kalkulacji). mnie wygodnie zapachniało kalkulacją i wrzuciłam do wora "zimny związek"... ale fakt, w związku musi być nam z jakiegoś powodu "wygodnie" skoro w nim tkwimy. :)
dlaczego staje się niewygodny, dlaczego w oddzielnych pokojach?
ma być pełna lista przyczyn? :)
z kimś się ścigamy o kolejne podboje?
nie. to inny problem. mówimy o rozstaniach z partnerem, bo związek się sypie.
wyścigi to inna inszość, wynikająca z innego rodzaju życiowej "niedostatecznej wygody".
rozwijać i poznawać nowe możemy też we dwoje
przemawia do mnie argument z tym wiekiem.
w związku tak jest, że rozwijamy i poznajemy wspólnie. nawet jeśli realizowane są tylko pomysły jednego z partnerów to i tak... jest to wspólne rozwijanie i poznawanie.
coraz później zawieramy małżeństwa (z decyzją o dzieciach jest podobnie) - to zapewne nie jest bez znaczenia.
łatwiej dopasowywać się zanim całkiem "skostniejemy" zanim nabędziemy wiele kolejnych i trudnych do zmiany przyzwyczajeń
z cytatu wynika, że starsi podejmują bardziej wiążące i przemyślane decyzje... :)
ważnym czynnikiem warunkującym stabilność związku jest jego stosunkowo późne zawarcie. – Zawierając związek młodo, możemy nie mieć jeszcze sformułowanych własnych celów życiowych i oczekiwań wobec drugiej osoby – mówi Marta Styrc
chociaż to pewnie zależy jak bardzo starsi i z jakim wcześniejszym doświadczeniem.

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Marek M.:
Katarzyna B.:
w wersji mniej optymistycznej zaczyna się od niemyślenia "co mi da związek", a potem tworzenia planów awaryjnych kiedy przestaje być przyjemnie.
hmm, ale skoro było przyjemnie to przynajmniej radość że było przynajmniej myślenie "co mi daje związek" :)
:)
a plany tworzone kiedy jesteśmy rozczarowani często prowadzą do festiwalu pretensji, a nie do naprawy.
a tutaj widzę od razu nieumiejętność przyznawania się do błędu albo przekonania o tym, że takich się nie popełnia- bo teraz ktoś kto potrafi się do tego przyznać uznawany jest (moim zdaniem całkowicie przewrotnie) za kogoś słabszego
ale przy podejściu "ma być przyjemnie + realizujemy moje pragnienia" często nie ma miejsca na przyznawanie się do błędów. jest za to oczekiwanie, że druga strona się przyzna, że nie sprostała planom i oczekiwaniom partnera.
też uważam, ze umiejętność przyznania się do błędu w związku to siła. ale poza siłą wymaga też zaufania, że przyznanie nie będzie potem wykorzystywane przy każdej nadarzającej się okazji.
musimy być pewni (albo chociaż powinniśmy móc oczekiwać), że po słowie "przepraszam" ktoś nie rzuci w twarz "czyli jednak jak zwykle twoja wina". że przy kolejnej kłótni nie powie "ostatnio się przyznałeś to i teraz przeproś".
ps. jeszcze jakby zamienić "mi" na "nam". :)
no, bo wtedy jeszcze by się musiało jakimś chociaż marnym poziomem empatii wykazać a to tez już nie jest polecane :)
krótkowzroczna polityka eksploatowania zasobów, bo nie ma nic bardziej opłacalnego niż zadowoleni "my" w związku. nawet tym "biznesowym". :)

swoją drogą ciekawe, że kiedy ludzie rozmawiają o pieniądzach to rozumieją kiedy druga strona domaga się zysków z umowy, a w przypadku uczuć nie są w stanie zrozumieć, że nie da się budować trwałego związku na "zysku" tylko jednej ze stron.

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Pod tym względem ciesze się ze ja zawsze miałam od dziecka więcej problemów niż inni ( z mojego otoczenia, np,. żeby nie generalizować) na głowie w życiu. Dzięki temu mam naturalny i spontaniczny odsiew na zabój, powierzchownie zakochanych we mnie "kalkulatorów". "Odsiewy " - tez ludzie pogadać można, ich duzo, ale niestety nic poza tym :)Ten post został edytowany przez Autora dnia 19.11.13 o godzinie 18:08
Marek M.

Marek M. "Mieć w górze niebo,
w sobie spokój, pod
sobą krzesło a ś...

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Katarzyna B.:
bo nigdy wszystkie związki nie były tylko z pobudek romantyczno-uczuciowych, a my próbujemy idealizować przeszłość psiocząc na upadek obyczajów w czasach obecnych. zawsze były między małżeństwami te "biznesowe", aranżowane, "ciążowe", nieprzemyślane, powodowane impulsem itp. jednym słowem niekoniecznie oparte na wielkim uczuciu, zrozumieniu i zaufaniu.
ale wciąż nie rozumiem podejrzenia o idealizowanie "związku". Zgadzam się że może ludzie idealizują same pobudki do niego skłaniające, szukają jakiegoś opisywanego w romansach uczucia, które trafia się nielicznym i powinno samo z siebie załatwić i zagwarantować trwałość związku. Coraz rzadziej ludzie chcą pracować nad czymś co nie daje pieniędzy a tylko satysfakcję z pielęgnowania jakichś tam wartości. odpowiedzialność nie tylko za siebie, lojalność, zaufanie są teraz wyśmiewane, to się dziś odradza bo to się "nie opłaca", więc na czym miałoby się budować taki związek. jednak sam związek to tylko wybór sposobu życia, dlaczego go idealizować? można z nim jak i bez niego. teraz bez niego nawet dużo łatwiej (brak podatków od kawalerów, brak presji społecznej albo przynajmniej zdecydowanie mniejsza, często nawet sposób propagowany przez liczne środowiska (prawie jak z homoseksualizmem)

w rzeczywistości to jak wszystko w życiu tylko wybory wynikające z bardziej czy mniej świadomej kalkulacji co będzie dla mnie lepsze. niestety (rozumiem, że dla wielu to już stety - ja jednak pozostaje wciąż konserwą) te oceny zaczynają się zmieniać, bo kryteria się zmieniają.
to co różniło kiedyś i dziś to możliwość wyboru - kiedyś zerwanie umowy było praktycznie niemożliwe więc pomysł rozwodu nie zaprzątał głowy.
możliwości były takie same tylko koszty inne, albo konsekwencje wyborów bo te koszty to z czasem płynnie przechodzą w zyski i na odwrót.
nie. to inny problem. mówimy o rozstaniach z partnerem, bo związek się sypie.
wyścigi to inna inszość, wynikająca z innego rodzaju życiowej "niedostatecznej wygody".
no proszę, a ja to połączyłem, bo dlaczego się związek sypie? ta inna "niedostateczna wygoda" jest moim zdaniem ściśle związana z faktem bycia w związku.
z cytatu wynika, że starsi podejmują bardziej wiążące i przemyślane decyzje... :)
ważnym czynnikiem warunkującym stabilność związku jest jego stosunkowo późne zawarcie. – Zawierając związek młodo, możemy nie mieć jeszcze sformułowanych własnych celów życiowych i oczekiwań wobec drugiej osoby – mówi Marta Styrc
chociaż to pewnie zależy jak bardzo starsi i z jakim wcześniejszym doświadczeniem.
:) a ja ten cytat zrozumiałem całkiem na opak. aż się muszę zastanowić czym się tak sfiksowałem. na szybko to chyba tym, że ja na starość jestem coraz mniej elastyczny i coraz bardziej wymagający.

swoją drogą ciekawe, że kiedy ludzie rozmawiają o pieniądzach to rozumieją kiedy druga strona domaga się
zysków z umowy, a w przypadku uczuć nie są w stanie zrozumieć, że nie da się budować trwałego związku na
"zysku" tylko jednej ze stron
a to wklejam tylko po to aby przyklasnąć :)
też twierdzę, że w pieniądze, które wszyscy teraz zauważają i cenią przemawiają a uczucia i to drugiej osoby, w które zwyczajnie trzeba by uwierzyć w dobie takiego upadku zaufania już nie są żadnym argumentem.

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Marek M.:
ale wciąż nie rozumiem podejrzenia o idealizowanie "związku".
:) to reakcja na to, że ilekroć mówimy o kalkulacjach, egoizmach partnerów pada w rozmowie miłość, oddanie, wspólnota dusz... i że cie nie opuszczę aż do śmierci. a część związków z romantyzmem i miłością po grób nie ma nic wspólnego.
Zgadzam się że może ludzie idealizują same pobudki do niego skłaniające, szukają jakiegoś opisywanego w romansach uczucia, które trafia się nielicznym i powinno samo z siebie załatwić i zagwarantować trwałość związku.
idealizujemy chyba dlatego, że każdy chciałby spotkać takie uczucie.
ale rozmawiając o związkach rozmawiamy o całej palecie ludzkich pobudek i motywacji, które pchają do związku. i z niego wypychają. :)
Coraz rzadziej ludzie chcą pracować nad czymś co nie daje pieniędzy a tylko satysfakcję z pielęgnowania jakichś tam wartości.
z jakiegoś powodu pieniądz stał się wartością nadrzędną, najważniejszym konkretem na którym można się oprzeć, budować przyszłość i bezpieczeństwo. czymś namacalnym, co nie wymaga zaufania i co zdobyte jest całkowicie zależne od nas. co podnosi naszą atrakcyjność i pozwala utrzymać kontakty z ludźmi.
odpowiedzialność nie tylko za siebie, lojalność, zaufanie są teraz wyśmiewane, to się dziś odradza bo to się "nie opłaca", więc na czym miałoby się budować taki związek.
zastanawiam się ile z tego wyśmiewania wynika z zazdrości. zazdrości o to, że są na tym świecie "frajerzy", którzy potrafią zaufać drugiej osobie, potrafią żyć z kimś latami nie grzebiąc w kieszeniach i szufladach, że potrafią co roku wyjechać na wspólny urlop i nie nudzić się we własnym towarzystwie, że potrafią pomóc kiedy partnerowi powinie się noga bez oglądania się na rewanż...
to podobne reakcje jak ludzi dumnych z tego, że nie czytają książek, nie odwiedzają muzeów i teatru. oznajmiają to światu z butną miną, przedstawiają jako atut i dowód niezależności... jednocześnie klepiąc się po portfelu i przegryzając kolejnym nigiri. :)
jednak sam związek to tylko wybór sposobu życia, dlaczego go idealizować?
wracamy do rozmowy o zielonym? :)
można z nim jak i bez niego. teraz bez niego nawet dużo łatwiej (brak podatków od kawalerów, brak presji społecznej albo przynajmniej zdecydowanie mniejsza, często nawet sposób propagowany przez liczne środowiska (prawie jak z homoseksualizmem)
jeśli dla kogoś tak łatwiej to faktycznie nie powinien wchodzić w związki. pamiętam czyjś wpis pełen żalu, że związek z dziewczyną zamknął drogę do poznawania nowych fajnych dziewczyn. faktycznie potrzeba heroizmu żeby sobie tak życie zniszczyć. :)

w rzeczywistości to jak wszystko w życiu tylko wybory wynikające z bardziej czy mniej świadomej kalkulacji co będzie dla mnie lepsze. niestety (rozumiem, że dla wielu to już stety - ja jednak pozostaje wciąż konserwą) te oceny zaczynają się zmieniać, bo kryteria się zmieniają.
:) no właśnie, romantyczna kalkulacja że będzie się do kogo przytulić wieczorem jest pozytywna, a ta dotycząca zagwarantowania dzieciom lżejszego startu to wyrachowanie. :)
możliwości były takie same tylko koszty inne, albo konsekwencje wyborów bo te koszty to z czasem płynnie przechodzą w zyski i na odwrót.
nie były takie same. kiedyś uzyskanie rozwodu przez kobietę było praktycznie niemożliwe. a konsekwencje społeczne często tragiczne.
nie. to inny problem. mówimy o rozstaniach z partnerem, bo związek się sypie.
wyścigi to inna inszość, wynikająca z innego rodzaju życiowej "niedostatecznej wygody".
no proszę, a ja to połączyłem, bo dlaczego się związek sypie? ta inna "niedostateczna wygoda" jest moim zdaniem ściśle związana z faktem bycia w związku.
ale wyścigówki zaliczające kolejne związki to trochę inny problem. patrzę na nic inaczej, bo ich coś gna do ciągłej zmiany. w ich przypadku początek związku jest często początkiem jego końca. więc i praca nad utrzymaniem związku w ich przypadku to inna bajka - trochę jak baśnie braci Grimm. :)
:) a ja ten cytat zrozumiałem całkiem na opak. aż się muszę zastanowić czym się tak sfiksowałem. na szybko to chyba tym, że ja na starość jestem coraz mniej elastyczny i coraz bardziej wymagający.
:)
a to wklejam tylko po to aby przyklasnąć :)
też twierdzę, że w pieniądze, które wszyscy teraz zauważają i cenią przemawiają a uczucia i to drugiej osoby, w które zwyczajnie trzeba by uwierzyć w dobie takiego upadku zaufania już nie są żadnym argumentem.
świat niewiernych Tomaszy. :)
cenimy tylko co pozwala nam realizować nasze plany?
drugi człowiek traci wartość kiedy zaczyna mieć własne pomysły na życie?
kiedy stracimy pieniądze przeklinamy własną głupotę, a kiedy tracimy człowieka szukamy w nim winy?

ktoś ostatnio napisał, że w szkołach powinniśmy uczyć dzieci tylko zarabiania pieniędzy. na przedmioty humanistyczne przyjdzie czas kiedy będą bogate... :)
Marek M.

Marek M. "Mieć w górze niebo,
w sobie spokój, pod
sobą krzesło a ś...

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Katarzyna B.:
:) no właśnie, romantyczna kalkulacja że będzie się do kogo przytulić wieczorem jest pozytywna, a ta dotycząca zagwarantowania dzieciom lżejszego startu to wyrachowanie. :)
bo ja wiem. to pierwsze to czysty egoizm, to drugie troska o dzieci ;) więc może wyrachowanie i pozytywna kalkulacja to tylko kwestia tego czy szklankę wypełnia woda czy powietrze. może tylko wystarczy nauczyć się inaczej patrzeć
ktoś ostatnio napisał, że w szkołach powinniśmy uczyć dzieci tylko zarabiania pieniędzy. na przedmioty humanistyczne przyjdzie czas kiedy będą bogate... :)
to taka ewolucja (nie mylić z rozwój) naszej cywilizacji :)

pzdr
Tomasz L.

Tomasz L. informatyk

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Katarzyna B.:
Trzy na dziesięć małżeństw zawieranych w Polsce kończy się rozwodem. Ich ofiarą pada rocznie 50 tysięcy dzieci.
to nie jest chyba jeszcze zła średnia
Młodzi coraz częściej nie widzą powodu, by naprawiać coś, co się zepsuło.
te 7/10 jednak widzi sens
a te 30% może rezygnuje widząc tych, którzy unieszczęśliwiają się przez całe życie sobą
dlatego tylko, że nie wypada się rozwodzić i trzeba walczyć do końca:)
Myślę, że 'sukces' braku rozpadu związków wcześniejszych pokoleń było też to, że przy większych starciach
kulturowo ustawione było, kto ma ustąpić i być tym uleglejszym, posłuszniejszym, 'głupszym' itd.
Generalnie chyba życie było ustawione na trwanie w tym co jest, bo nawet system pracy był taki iż większość ludzi tam gdzie zaczęła pracę, tam też skończyła i przeszła na emeryturę.
Być może ludzie nie tyle naprawiali związki, co trwali w nich dopasowywując się do zaistniałej sytuacji jako zła koniecznego.
:)

konto usunięte

Temat: i że cię nie opuszczę... dopóki jest przyjemnie

Tomasz L.:
Katarzyna B.:
Trzy na dziesięć małżeństw zawieranych w Polsce kończy się rozwodem. Ich ofiarą pada rocznie 50 tysięcy dzieci.
to nie jest chyba jeszcze zła średnia
na tle podobno niezła.
Młodzi coraz częściej nie widzą powodu, by naprawiać coś, co się zepsuło.
te 7/10 jednak widzi sens
albo tkwi, wzorem rodziców i dziadków. :)
a te 30% może rezygnuje widząc tych, którzy unieszczęśliwiają się przez całe życie sobą
dlatego tylko, że nie wypada się rozwodzić i trzeba walczyć do końca:)
też możliwe. :)
Myślę, że 'sukces' braku rozpadu związków wcześniejszych pokoleń było też to, że przy większych starciach
kulturowo ustawione było, kto ma ustąpić i być tym uleglejszym, posłuszniejszym, 'głupszym' itd.
Generalnie chyba życie było ustawione na trwanie w tym co jest, bo nawet system pracy był taki iż większość ludzi tam gdzie zaczęła pracę, tam też skończyła i przeszła na emeryturę.
Być może ludzie nie tyle naprawiali związki, co trwali w nich dopasowywując się do zaistniałej sytuacji jako zła koniecznego.
:)
też myślę, że porównywanie tamtego dobrego i tego złego nie ma większego sensu, bo wtedy było sporo rozwodów ukrytych/wewnętrznych. bo społeczne konsekwencje rozstania były dotkliwe, a rozwód w tamtej sytuacji mieszkaniowej i tak nie zawsze pozwalał się uwolnić od partnera.

ale faktem jest, że głównym celem staje się powoli pieniądz i własna wygoda. kiedy partner zaczyna przeszkadzać, to się go za karę wydala karnie. i rozpoczyna życie poszukującego singla. :)



Wyślij zaproszenie do