Temat: Represyjna prawica jest głupia - PiSowcy, POwcy i inne...
Świetny tekst.
Che – nieśmiertelność idei (Piotr Ikonowicz)
Kultura masowa, ten potężny instrument kapitalistycznego zniewolenia próbował z niego zrobić towar, produkt, coś na handel. A jednak ludzie tatuują sobie jego wizerunek, a Coca-Coli nie. Ernesto Che Guevara zawdzięcza swój mit swej męskości, urodzie, ale przede wszystkim czemuś czego większość polityków, mężów stanu może mu tylko pozazdrościć. Jedności słów i czynów.
Lato, jesień, zima, wiosna
Do Boliwii droga prosta!
Pisał Edward Stachura, a przecież wielu sądzi, że Che pojechał tam zginąć jak Chrystus co siebie wydał na mękę dla odkupienia grzechów ludzkości. Nic bardziej błędnego. Boliwia to był fatalny wybór miejsca i czasu, ale chodziło o zwycięstwo rewolucji w kolejnym kraju, gdzie Indianie, 80% ludności byli „niewidzialni” i traktowani jak zwierzęta. W końcu jednak widzialność i prawa przywrócili im widzialność nie brodacze i lewicowi intelektualiści, którzy poszli w góry, lecz Indianin Evo Morales, pasterz lam, zszedł z gór i dokonał tego czego El Che nie zdołał.
Wcześniej w górach Sierra Maestra na Kubie było ich tylko dwunastu ściganych jak zwierzyna przez całą armię Batisty. A jednak raz jeszcze Dawid pokonał Goliata i armia partyzancka wkroczyła zwycięsko do Hawany rozpalając wyobraźnię całego kontynentu, świata całego. W świecie, w którym zbrodniarze wspierani przez USA zgniatali po kolei wszelkie próby buntu, rewolucja zwyciężyła i obaliła zbrodniarza Fulgencio Batistę, który znalazł azyl w faszystowskiej Hiszpanii. I wtedy Carlos Puebla, autor słynnej pieśni o EL Comanadante, ułożył pieśń o tym, że teraz lud jada codziennie. Kto nigdy nie musiał usypiać jak najwcześniej dzieci, których nie miał czym nakarmić, nie rozumie wagi tego co się stało na Kubie. Nie rozumie też wagi komunikatu, który powtarzała po zwycięskiej rewolucji telewizja tego kraju: Kuba, pierwsze wyzwolone terytorium Ameryki Łacińskiej.
Che był po kolei: Argentyńczykiem, Kubańczykiem, Gwatemalczykiem, Boliwijczykiem, był internacjonalistą i dlatego tak trudno go zwalczać. Prawica nie ma swego globalnego bohatera. Kogoś, kto całe życie oddał za wolność naszą i waszą. Nawet Chrystus słabo się nadaje na sztandary nacjonalistów i liberałów, ze względu na swój uniwersalizm i altruistyczne przesłanie. Prawica woli Boga wszechmogącego od jego buntowniczego bądź co bądź syna.
Che był niecierpliwy. Pełen gniewu i oburzenia. Nie umiał spokojnie patrzeć na nędzę i poniżenie, w których większość mieszkańców Ameryki Łacińskiej utrzymywały wojskowe dyktatury. Był jak najdalszy od pacyfizmu od nadstawiania drugiego policzka. Zwykł mawiać: „Wyjść na ulicę, żeby policja mogła nas bić pałkami? Bez sensu. Pójdę pod warunkiem, że dacie mi broń.” Prawdziwy rewolucjonista, według Che Guevary, kieruje się silnymi uczuciami miłości. Nie da się myśleć o prawdziwym rewolucjoniście bez tej cechy. Ale równie mocno nienawidził wrogów ludzkości: „Nienawiść jako element walki. Niewzruszona nienawiść do wroga, która rozsadza naturalne granice człowieka i zamienia go w skuteczną i zimną maszynę do zabijania. Tacy muszą być nasi żołnierze. Lud bez nienawiści nie zdoła zatriumfować nad brutalnym wrogiem.” Zapytany o te sprzeczność Eduardo Galeano, najwybitniejszy współczesny pisarz, dziennikarz, poeta Ameryki Łacińskie powiedział: „Myślę, że miłość i nienawiść są ze sobą zrośnięte. Kto kocha wolność, nienawidzi jej przeciwieństwa, każda miłość, która nie niesie ze sobą nienawiści jest po części podejrzana.”
Che, jak sam powiedział, urodził się w Argentynie, walczył na Kubie, a rewolucjonistą został w Gwatemali. W Gwatemali gdzie, podobnie jak w Nikaragui, czy Hondurasie wojsko uzbrojone i wyszkolone przez Amerykanów (Jankesów) na masowa skalę mordowało ludność cywilną, starców, kobiety i dzieci, gdyż każdy biedak był podejrzany o sprzyjanie lewicowej partyzantce. Szacuje się, że w tym niewielkim kraju w wyniku tortur, porwań i masakr dokonanych przez armię zginęło 200 000 osób, głównie wieśniaków Indian z plemienia Majów.
Che był idealistą, intelektualistą, marzycielem. Dlatego zamiast osiąść na Kubie i konsumować owoce zwycięskiej rewolucji wyruszył w świat by walczyć dalej. Pomysł eksportowania rewolucji kubańskiej na cały kontynent i świat był sprzeczny ze strategią Kremla. Tuż przed śmiercią Guevary w Boliwii premier ZSRR Kosygin odwiedził Waszyngton a zaraz potem Hawanę, gdzie naciskał Fidela Castro, aby zaniechał wspierania ruchów partyzanckich w Ameryce Łacińskiej, którą ludzie radzieccy uznali za amerykańską strefę wpływów.
W latach 50. i 60. armia amerykańska i CIA nie tylko podtrzymywały krwawe dyktatury, ale często interweniowały zbrojnie w krajach, w których do głosu dochodziła lewica, nawet lewica „light” jak gwatemalski rząd Jacobo Arbenza Guzmana. Dlatego strategia walki zbrojnej miała wtedy sens, a przykład Kuby, a później Nikaragui, zdawał się ja potwierdzać. Dziś kiedy uwikłane w konflikty w Iraku I Afganistanie USA nie są już w stanie wysyłać wojsk do krajów Ameryki Łacińskiej, gdzie w wyborach zwycięża lewica, strategii wojny partyzanckiej Che Guevary straciła sens. Ale nawet tak zagorzały zwolennik walki bez przemocy jak Nelson Mandela stwierdził: „Życie Che jest inspiracją dla każdej istoty ludzkiej kochającej wolność, zawsze będziemy o nim pamiętać.”
Wartością spuścizny Che nie jest już jego strategia walki, lecz odwaga, bezinteresowne poświęcenie, internacjonalizm. W świecie, w którym wartość człowieka mierzy się wielkością jego konta bankowego, przykład Che jest niebezpieczny i ma wymiar antysystemowy. Dlatego, nie radząc sobie z legendą, zwolennicy wyzysku, spekulacji, nacjonaliści i ludzie o ciasnych horyzontach tak bardzo go znienawidzili. Może właśnie dlatego, że nie są wstanie mu przeciwstawić żadnej postaci, żadnego własnego uniwersalnego bohatera.
To z bezradności prawicy zrodziło się oskarżenie Ernesto Che Guevary o to, że był zbrodniarzem, ochoczo dokonującym egzekucji na wrogach rewolucji kubańskiej. Kubańczycy obalili dyktaturę Fulgencio Batisty, która utrzymywała ich w nędzy i stosowała na masową skalę terror policyjny dokonując licznych aktów ludobójstwa. Winnych tych zbrodni skazano na śmierć i stracono. Tak, Ernesto Che Guevara brał udział w wymierzaniu kary zbrodniarzom. Zabijał wrogów i w końcu sam zginął walcząc o sprawiedliwość, wolność i godność milionów ludzi na świecie. Był odważny i w odróżnieniu od tych, którzy torturowali, porywali, wrzucali ciała do morza lub porzucali je nagie przy drodze na całym kontynencie, gdy patrzył śmierci w oczy poprosił żołnierzy, żeby celnie strzelali.
Dziś kara śmierci w Europie jest już przebrzmiałym barbarzyństwem. Ale w tamtych czasach we Francji niestrudzenie pracowała jeszcze gilotyna. Che nie był Chrystusem, walczył o sprawiedliwość na tym świecie. Można powiedzieć, że w tej walce był i pozostał zabójczo skuteczny. Tego nie mogą przeboleć ci, którzy krzywdzą innych dla własnej, osobistej korzyści.
Ten post został edytowany przez Autora dnia 29.07.13 o godzinie 11:55